poniedziałek, 21 listopada 2016

Rozdział 20

- Jonathanie Herondale! Jeżeli będziesz spędzał w łazience więcej czasu niż Isabelle koniecznie będę musiała się zastanowić nad tym, czy Cię poślubić!
Gdy Jace usłyszał słowa Clary, wypadł z łazienki jak torpeda. Widząc jej rozbawioną minę otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale zamiast słów, dziewczyna usłyszała jego dźwięczny śmiech.
- Wiesz, że muszę wyglądać zniewalająco, prawda? To nie tak, że potrzebuję tyle czasu by się przygotować do wyjścia. Ja tylko...
- ... tylko stoisz przez większość czasu przed lustrem i się na siebie gapisz?
- Coś w ten deseń.
Clary uśmiechnęła się szeroko i wstała z fotela.
- Była tu Maryse. Dała mi kopertę z wiadomością dla Inkwizytora - oznajmiła, pokazując Jace'owi list. Nocny Łowca spoważniał.
- To ją niszczy.
- O czym Ty mówisz, Jace?
- O Maryse - odpowiedział, wciąż patrząc na kopertę - Ona cierpi, Clary. Wypiera się tego, ale znam ją. Wychowała mnie.
- Chodzi Ci o nią i Roberta? O ich relacje, tak?
Jace skinął głową potwierdzająco.
- Pojawiło się między nimi coś, co zaczęło ich oddalać od siebie a śmierć Maxa była gwoździem do trumny. Teraz udają, że wszystko jest w porządku; bo przecież Robert to Inkwizytor i musi mieszkać w Idrisie a Maryse to szefowa Instytutu i musi być tu w Nowym Jorku.
- No wiesz, Inkwizytor i jego reputacja. To naprawdę miłe ze strony Maryse, że robi to dla niego.
- Najgorsze w tym wszystkim jest to, że on wciąż ją kocha. Z wzajemnością. Ale Maryse się do tego nie przyzna. Jest zbyt dumna.
Clary schowała list dla Inkwizytora do torebki, podeszła do Jace'a i wtuliła się w niego.
- Wiem, że się o nią martwisz. Ale to jest problem Maryse i Roberta. I dobrze wiesz, że muszą go rozwiązać sami.
- Nie chcę, żeby dalej cierpiała. Strata Maxa... - Jace westchnął głęboko i zamknął oczy, by przywołać obraz młodszego brata - Nie sądzisz, że zbyt wiele już wycierpiała? Po co ten cały cyrk?
- Masz rację. Może w końcu wszystko się ułoży, a my będziemy mogli żyć jak normalni Nefilim.
- "Normalni Nefilim"?! - Jace spojrzał na dziewczynę wyraźnie rozbawiony.
- Nie śmiej się! Chodzi mi o to, że nasze życie zawsze kręci się wokół największych katastrof. Valentine, Sebastian, Lilith a teraz to... Dlaczego akurat my?
- Nie wiem, Clary. Razjel ma zaskakująco drętwe poczucie humoru.
- Jace! - skarciła go rudowłosa.
- Dobrze już, dobrze! Idziemy?
Dziewczyna pokręciła głową z niedowierzaniem, podeszła do ściany i wyjęła stelę. Kiedy Brama została otwarta, Jace ujął jej rękę i oboje ruszyli przed siebie, myśląc o Placu Anioła...

Wylądowali miękko, z gracją jak na Nefilim przystało. Gdy Brama została zamknięta, młodzi Łowcy wolnym tempem ruszyli w stronę domu Inkwizytora.
Wszystko wokół przypominało Clary Mroczną Wojnę. Demoniczne wieże lśniły w słońcu cudownym blaskiem, ukazując piękno Alicante lecz dziewczyna przed oczami miała wciąż ten sam widok - krew, spływająca ulicami miasta; ciała Nocnych Łowców i ich rodzin, opłakujących poległych. Przez te wspomnienia wciąż czuła się nieswojo tu, w Idrisie; w ojczyźnie Nocnych Łowców, która jest jednym z najpiękniejszych miejsc jakie widziała. Nie bez powodu mówi się, że gdy Nefilim choć raz zobaczy Idris, jego serce już zawsze będzie tęsknić za tym miejscem.
- Clary? Jace?
Rudowłosa odwróciła się i ujrzała Roberta Lightwood'a idącego w ich stronę.
- Co wy tu robicie? Coś się stało? - zapytał mężczyzna, przyglądając się im na przemian.
- Maryse wysłała nas po Sophie Alderkey. Dziewczyna będzie kontynuować naukę w Instytucie.
- Clary... Inkwizytor doskonale o tym wie, prawda? - Jace spojrzał na Lightwood'a, unosząc brew.
- Daj spokój, Jace. Jestem Robert.
Zanim Herondale zdążył odpowiedzieć, Clary wyjęła list od Maryse i wręczyła go Robertowi. Mężczyzna wpatrywał się przez chwilę w kopertę, na której eleganckim, lekko pochyłym pismem widniało jego imię.
- Skoro doręczyliśmy list, pójdziemy już...
- Zaczekajcie! Może wpadniecie na chwilę do mnie? Chciałbym z wami porozmawiać. Do południa macie jeszcze trochę czasu, więc?
- Dobrze, chodźmy. Ja też chciałem z Tobą porozmawiać, Inkwi... Robercie.
Lightwood uśmiechnął się, gdy usłyszał swoje imię wypowiedziane przez Jace'a.
- W takim razie zapraszam.

******

Dorian zaproponował, by na czas nocnej warty podzielić się na dwójki. Oczywiste było, że czarownik chce pilnować Seamusa razem z Catariną, więc Magnusowi pozostała Ingrid. Bane i jego towarzyszka mieli spać, dopóki Dorian ich nie obudzi, gdy nadejdzie ich kolej. Inn zasnęła szybko i spała snem tak twardym, że nie łatwo było ją później obudzić. A Magnus...
Chociaż bardzo się starał i był okropnie zmęczony, Morfeusz nie był mu łaskawy. Czarownik wiercił się na wszystkie strony, gdyż łóżka w Izbie Chorych były wybitnie niewygodne i małe. W dodatku Bane czuł się winny całej sytuacji. Złamał jedno z najstarszych praw, ale przecież nie mógł pozwolić chłopakowi umrzeć! A jeśli jego przypuszczenia się potwierdzą...
Kiedy nadszedł czas zmiany warty, czarownik był ledwie żywy. Gdy Ingrid powiedziała mu jak bardzo źle wygląda zaczął wyobrażać sobie jak bardzo Alec się na niego wścieknie. Przecież mu obiecał, że nie będzie się przemęczać.
- Magnus!
Bane przebudził się i ujrzał Ingrid, patrzącą na niego ze zmartwieniem.
- Co jest, siostrzyczko?
- Wyglądasz jak trzy ćwierci do śmierci! Weź się połóż, co? Posiedzę trochę sama z młodym.
- Nie mogę, Inn. Nie żebym wątpił w wasze umiejętności, ale...
- Żadnego ale! Marsz do łóżka!
- Która w ogóle jest godzina? - zapytał Magnus.
Za oknem już dawno świeciło słońce.
- Późna. Clary i Jace są już w Idrisie, Maryse w gabinecie, Luke z żoną i reszta Nefilim na treningu a pozostali śpią.
- Boję się, że zasnę i mnie nie dobudzicie - zażartował Bane, lecz na widok karcącego spojrzenia Ingrid dodał: - W porządku. Idę do sypialni. W razie czego dajcie mi znać.
- Jasna sprawa.
Czarownik podniósł się z krzesła i ruszył w stronę drzwi, lecz zatrzymał się w połowie drogi.
- Ingrid?
- Słucham?
- Dorian mi powiedział. O tym mężczyźnie.
Czarownica wstrzymała oddech.
- Ktoś jeszcze wie?
- Tylko ja i Alec.
- W porządku - czarownica odetchnęła z ulgą.
- Wciąż go szukasz?
- Będę go szukać dopóki nie skonam.
- Wiesz, że on może już nie żyć? - zapytał ostrożnie Magnus.
- Jasne. Jeśli tak jest, chcę znaleźć jego grób.
- By odebrać część swojej mocy, tak?
- Dokładnie.
Przez chwilę milczeli, patrząc sobie w oczy.
- Kiedy wszystko się choć trochę uspokoi pomogę Ci - oznajmił czarownik i wyszedł z Izby Chorych.
Nie widział uśmiechu Ingrid, której włosy i tęczówki przybrały kolor delikatnego różu ani łez, które spłynęły po jej policzkach.

Magnus nie poszedł jednak od razu do sypialni. Po drodze postanowił wstąpić na chwilę do Maryse. Gdy znalazł się pod drzwiami jej gabinetu zapukał a po usłyszeniu donośnego "proszę" wszedł do środka.
- Magnus! Na Anioła jak Ty wyglądasz?!
- Olśniewająco? Wiem, wiem. Ale ja nie w tej sprawie.
- Coś z Seamusem?
- Wszystko dobrze. Zastanawiałem się tylko... Czy chcesz wtajemniczyć Sophie w tą całą sprawę? - zapytał, rozsiadając się w fotelu na przeciwko Maryse.
- Chyba nie mam innego wyjścia.
- Wiesz, że będzie musiała złożyć Przysięgę?
- Tak, wiem. Musimy jednak być ostrożni i nie wystraszyć dziewczyny. Poprosiłam Clary, żeby z nią porozmawiała - westchnęła kobieta - A skoro już tu jesteś... Robert wysłał mi wiadomość. Nieoficjalną.
- Doprawdy? Jakieś kłopoty?
- Clave wie, że Levithy zaatakowały jednego z wilkołaków i chcą wiedzieć co z nim - wyjaśniła Łowczyni.
- Ciekawość... To pierwszy stopień do piekła - mruknął czarownik.
- W dodatku wiedzą, że poprzedni raport z ataku był niepełny.
- Chcesz mi powiedzieć...
- Tak. Clave chce kogoś przysłać na przeszpiegi. Robert zaoferował, że to właśnie on tu przyjedzie.
- Ale wiesz, że nie puszczą go samego? Mieszka tu jego rodzina i Robert mógłby coś ukryć przed Clave - oznajmił Magnus.
- Jakby już tego nie robił.
Magnus ziewnął głośno.
- Przepraszam Cię, moja droga ale pójdę już. Jestem wykończony.
- Oczywiście, idź. Jeśli Alec zobaczy Cię w tym stanie, gotów będzie rozpętać kolejną Mroczną Wojnę.
- Do zobaczenia później - powiedział czarownik i zostawiając Maryse samą, ruszył do sypialni, by w końcu odpocząć.

******

Sophie po raz ostatni rozejrzała się po swoim pokoju, po czym westchnęła głęboko i zamknęła drzwi. Chwyciła swoją walizkę i powoli zaczęła schodzić po schodach. Na dole czekali już na nią rodzice oraz Sanaheij z Thomasem.
- Córeczko... - powiedziała ze łzami w oczach Diana i mocno objęła dziewczynę - Jestem z Ciebie taka dumna!
- Mamo przestań, bo mnie udusisz!
- Bądź dobrą uczennicą i sumiennie wykonuj swoje obowiązki a gdybyś miała problem, zgłoś się do Maryse - nakazała jej matka. 
- Oczywiście, mamo - wydusiła z siebie dziewczyna tłumiąc łzy.
Diana uwolniła córkę z objęć i uciekła do sypialni. Nie była przyzwyczajona do pożegnań. Gdy Arthur wyjeżdżał, zawsze się gdzieś ulotniła. Tym razem jednak musiała zostać, ponieważ nie wiedziała kiedy następnym razem ujrzy Sophie.
Kiedy wyszli z domu, Sana i Tom szli przodem, niosąc walizkę So a młoda Alderkey szła razem z ojcem nieco z tyłu. 
- Nie martw się, Pantero. Przejdzie jej - pocieszył ją ojciec.
- Tak. Na pewno. Będzie miała was. A ja? Będę sama. Och, tatusiu... - dziewczyna niespodziewanie rzuciła się na ojca i wtuliła w jego klatkę piersiową.
- Co jest, kochanie?
- A co jeśli mnie nie polubią? Jeśli nie będę umiała się z nikim dogadać? Przecież wiesz, że nigdy nie miałam przyjaciół, tylko Sanaheij! Co jeśli okaże się, że jestem do niczego? A jeśli przyniosę naszej rodzinie wstyd? Przecież tam mieszkają bohaterowie! A ja? Kim ja jestem? - szlochała.
Arthur odsunął nieco córkę od siebie i spojrzał jej w oczy.
- Na pewno Cię polubią, skarbie. Jesteś wspaniałą, otwartą i kochana dziewczyną! Powiedz mi kim w takim razie dla Ciebie jest Sana jak nie siostrą i przyjaciółką? Nigdy nie mów i nie myśl, że jesteś do niczego! Jesteś Sophie Theresa Alderkey - moja wspaniała córka i bardzo utalentowana Nocna Łowczyni. A teraz chodź, bo dochodzi południe.
Arthur zaoferował córce ramię, które dziewczyna przyjęła z uśmiechem. Czuła się pewniej, po słowach swojego ojca.
Kiedy znaleźli się na Placu Anioła, Sana co chwilę nerwowo rozglądała się dookoła. Sophie była rozbawiona zachowaniem siostry, która przeżywała to wszystko tak, jakby to ona właśnie miała opuścić Idris i zamieszkać w Nowym Jorku.
- Gdzie oni są? - wyszeptała Sanaheij do ucha siostry.
- Może o mnie zapomnieli? - zażartowała Sophie.
- W żadnym wypadku - usłyszeli nieznajomy głos i jak na komendę wszyscy razem odwrócili się.
Ich oczom ukazała się para Nefilim, na których czekali. Jace Herondale i Clary Fairchild.
- O Razjelu, chyba zemdleję - wymamrotała Sanaheij, przysuwając się do siostry.
Thomas stał za nimi, wciąż trzymając bagaż Sophie.
- Przepraszamy za spóźnienie, ale mieliśmy nieplanowaną pogawędkę z Inkwizytorem - powiedziała Clary - Witam, panie Alderkey.
- Clarissa, jak miło Cię widzieć! - uśmiechnął się Arthur - Witaj Jace.
- Panie Alderkey. Dobrze pana widzieć. Proszę pozwolić, że zabiorę walizkę Sophie.
- W porządku. Thomasie, możesz podać bagaż So? - Alderkey zwrócił się do chłopaka drugiej córki.
- Oczywiście.
Kiedy Clary zobaczyła Thomasa zakręciło jej się w głowie. W ostatniej chwili zdążyła wesprzeć się na ramieniu Jace'a.
- Clary? Co się dzieję?
Dziewczyna jednak nie odpowiedziała - jedynie poruszyła głowa dając znak, że nie może mówić. W jej żołądku panowało istne tornado i dziewczyna obawiała się, że zaraz zwymiotuje.
- Pomóż mi - Jace zwrócił się do Thomasa, który natychmiastowo podał Arthurowi walizkę i razem z Jace'em doprowadził Clary do najbliższej ławki.
- Clary? Co się dzieje? Mów do mnie!
Rudowłosa uniosła głowę i spojrzała na Thomasa.
Jasnowłosy chłopak patrzył na nią swoimi dużymi, zielonymi oczami. Nie była to zieleń, charakterystyczna dla rodu Fairchild'ów, jednak w połączeniu z włosami białymi jak śnieg...
- Jesteś taki podobny.
- Ja? Podobny do kogo? - zapytał zaskoczony Thomas.
Jace również spojrzał na Wheelbay'a i nagle go olśniło. Poczuł suchość w ustach.
- Do Sebastiana - oznajmił Herondale.
Sophie, Sana i ich ojciec wpatrywali się w chłopaka z zaskoczeniem. Sam Thomas nie wydawał się być szczególnie zaskoczony stwierdzeniem Herondale'a. Na jego twarzy pojawił się cień... smutku.
- Nie, Jace. Nie Sebastiana. Do mojego brata Jonathana Morgensterna. Który tylko ten jeden, jedyny raz, w chwili swojej śmierci był prawdziwym sobą. Jonathanem Morgensternem z zielonymi oczami  - powiedziała Clary i z jej oczu zaczęły płynąć łzy.
- Ale jak to możliwe? - zapytał Alderkey - Wybacz Clary, ale nie widziałem Seba... Jonathana po tym, jak Niebiański Ogień wypalił w nim demona.
- Nikt, poza moją rodziną go nie widział. Jak nazywają się Twoi rodzicie, Thomasie? - zapytała jasnowłosego.
- Marie i Henry Wheelbay. Mój dziadek - Edmund Wheelbay, pojął za żonę Lucy Morgenstern - odpowiedział chłopak, lekko uśmiechając się.
- Lucy Morgenstern? - zapytał Jace.
- To siostra mojego dziadka - oznajmiła Clary.
- Tata mówi, że te włosy odziedziczyłem po babci Lucy, a oczy po matce. Słyszałem już parę razy, że przypominam tego potwora - Sebastiana - powiedział Thomas, po czym spojrzał ze smutkiem na Sophie i dodał: - Dlatego byłem takim dupkiem, So. Chciałem się wyżyć na innych, za to jak mnie nazywali.
- Rzeczywiście jesteś podobny do Jonathana - tego bez demonicznej krwi - oznajmił Jace.
- Więc jesteśmy rodziną, młody - powiedziała Clary, pociągając nosem i ocierając łzy. 
- Na to wygląda - mruknął nieco zmieszany Thomas.
Nocna Łowczyni wstała z ławki i objęła jasnowłosego, wprawiając go w jeszcze większe zakłopotanie.
- Wkrótce się zobaczymy, kuzynie - powiedziała wypuszczając chłopaka z objęć i uśmiechając się do niego szeroko - A teraz chodźmy już, Sophie. Czekają na nas.
Dziewczyna spojrzała na Sanę, której oczy zalały się łzami.
- Oj Sanaheij, nie rozklejaj się, no!  - jęknęła Sophie i przytuliła siostrę.
- Będziesz pisa-aa-ać? - wydukała przez łzy Penyoung.
- Jasne, Pando.
- Dobrze. Ja... Chcę... Twoją stelę.
- Co? - zdziwiła się Sophie.
- Daj mi swoją stelę a ja dam Ci moją - Sana wyciągnęła z kieszeni przedmiot i podała go siostrze.
So przytaknęła, wyjęła swoją stelę i zamieniły się. Gdy to zrobiła od razu wpadła w ramiona ojca, który mocno ją wyściskał, życzył powodzenia i zajął się przytulaniem lamentującej Sanaheij.
- Wiedziałeś, że jesteś potomkiem Morgensternów? - zapytała, gdy znalazła się w ramionach Thomasa.
- No jasne, że tak.
- Dlaczego o tym nie mówiłeś?
- Gdybyś chciała ze mną rozmawiać, pewnie bym powiedział. Poza tym nie sztuką jest wyrywać laski na nazwisko lub status. Twoja siostra zakochała się bez tego wszystkiego. Dlatego wiem, że jest tą jedyną.
Sophie uśmiechnęła się do niego i podeszła do Clary, która wyjęła stelę i otworzyła Bramę.
Niespodziewanie Jace położył walizkę Sophie na ziemię i podszedł do Thomasa.
- Jeśli ktoś będzie się z Ciebie naśmiewał lub wyzywał, wyślij mi Ognistą Wiadomość. Jak tylko będę mógł, zjawię się w Idrisie i skopiemy parę tyłków - powiedział, posyłając mu jeden ze swoich cwaniackich uśmiechów i podał chłopakowi dłoń.
- Dzięki, Jace - odpowiedział młody Nefilim i uścisnął dłoń Herondale'a.
Sophie chwyciła wyciągniętą w jej stronę dłoń Clary.
- Myśl cały czas o mnie, dobrze? - zapytała rudowłosa.
- Jasne.
Po raz ostatni spojrzała przez ramię na Sanę, Thomasa oraz swojego ojca.
Razem z Clary i Jace'em przeszła przez Bramę - cały czas myśląc o swojej towarzyszce i o Nowym Jorku.

Chociaż był to jej pierwszy raz, gdy przechodziła przez Bramę poszło jej całkiem nieźle. Sophie czuła nieprzyjemny ucisk w żołądku, przez co na jej twarzy pojawił się grymas.
- Za pierwszym razem zawsze tak jest - powiedział Jace, uśmiechając się do dziewczyny.
- Nie było tak źle - odparła So i zaczęła się rozglądać dookoła w poszukiwaniu Instytutu. Jej oczom ukazał się budynek, który prędzej przypominał stary, gotycki kościół niż miejsce, gdzie mieszkają Nocni Łowcy.
- Nie tego się spodziewałaś, co? - zapytała Clary - Wiem co czujesz. Ale nie daj się zwieść, Sophie.
Troje Nefilim ruszyło w kierunku drzwi Instytutu.
- Jako Nocny Łowca możesz sama wejść do każdego Instytutu na całym świecie. Podziemni i Przyziemni ze Wzrokiem muszą dostać pozwolenie - wyjaśnił Jace - Otwórz.
Sophie chwyciła klamkę i otworzyła drzwi. Nie weszła jednak do środka.
- Coś nie tak? - zapytała Clary.
- Nie. Po prostu pomyślałam, że wejdziecie pierwsi.
- Dobrze. Pójdę pierwsza - odrzekła Clary i przeszła przez próg.
- Panie przodem - powiedział Jace patrząc na Sophie.
Dziewczyna westchnęła i ruszyła za rudowłosą.
Znalazła się w długim korytarzu. Na ścianach wisiały obrazy różnych wielkości. Największy, przedstawiał Anioła Razjela z Mieczem Dusz i Kielichem Anioła nad jeziorem Lyn. Kolejny, bardzo duży obraz to podobizna Jonathana Pierwszego Nocnego Łowcy. Znajdowało się tu wiele dzieł, przy których trudno było się nie zatrzymać.
- Są piękne! - zachwyciła się Sophie - A ten? To przecież Wy!
Młoda Alderkey wskazała obraz, przedstawiający mieszkańców tego Instytutu, a zarazem bohaterów Mrocznej Wojny. Jace i Clary stali tuż obok, cierpliwie czekając aż dziewczyna skończy oglądanie obrazów.
Gdy So nacieszyła oczy, Clary zaprowadziła ją do jednego z pokoi. Jace zostawił przed drzwiami walizkę dziewczyny i poszedł do Maryse, by zgłosić ich przybycie.
- To będzie od teraz Twój pokój - powiedziała i obie weszły do środka.
Nowe lokum od razu przypadło Sophie do gustu. Jasnozielone ściany - zupełnie tak jak w domu, duże podwójne łóżko, ogromna szafa, stolik stojący pod dużym oknem i toaletka. Dziewczyna cieszyła się, że nie ma tu więcej mebli niż jej potrzeba.
- Sophie muszę Ci coś powiedzieć... - zaczęła Clary, kładąc walizkę dziewczyny obok łóżka - W Instytucie obecnie oprócz Nocnych Łowców mieszka kilkoro Podziemnych i Przyziemnych.
- Naprawdę? - zapytała nieco zaskoczona.
- Czterech czarowników i jeden wilkołak - skłamała Clary.
- Och, to pewnie przez te ataki, tak? - zapytała So - Wiem, że Magnus to partner Aleca i pewnie postanowiliście chronić go i kilku jego przyjaciół, tak?
- Mniej więcej. Dorian i Ingrid to rodzeństwo Magnusa a Catarina to przyjaciółka.
- Rodzeństwo? - zaciekawiła się dziewczyna - Jak to możliwe?
- Wszyscy troje są dziećmi Asmodeusza - wyjaśniła Clary.
- Wiesz... Trochę się boję, Clary, że mnie nie zaakceptują - powiedziała patrząc swojej rozmówczyni w oczy.
- Jesteśmy tu jak rodzina i nikogo nie odtrącamy. W naszym Instytucie panuje zasada równości, Sophie - nie ma znaczenia czy jesteś Podziemnym, Przyziemnym czy Nefilim.
Clary podeszła do dziewczyny i kładąc jej ręce na ramionach powiedziała:
- Nie masz się czego bać, Sophie. Muszę jednak powiedzieć Ci kilka istotnych rzeczy. W naszym życiu nie zawsze było łatwo. Każda największa katastrofa kręci się wokół nas. I tym razem nie jest inaczej.
- Te ataki na Instytuty...
- Dokładnie. Ale dowiesz się wszystkiego w swoim czasie.
- Czy ten wilkołak, zaatakowany przez Levithy żyje? - zapytała brunetka.
- Słyszałaś kiedyś o Czarnym Kielichu Przysięgi Krwi? - Clary zmieniła temat.
- Tak. Miałam nawet pytanie na egzaminie dotycząc tego Kielicha. Dlaczego... - So urwała i zbliżyła się nieco do Clary - Chcesz powiedzieć, że macie ten KIELICH?
- Dokładniej to Magnus go ma. Jednak nie możesz o tym nikomu powiedzieć, rozumiesz?
Alderkey pokiwała entuzjastycznie głową.
- Chodzi o to, Sophie, że musisz złożyć Przysięgę Krwi. Jeśli tego nie zrobisz, nie będziemy mogli rozmawiać z Tobą o pewnych rzeczach a lepiej dla nas i dla Ciebie, żebyś o tym wszystkim wiedziała - wyjaśniła Clary - Zgadzasz się?
Oczy Sophie błyszczały niczym gwiazdy a jej serce galopowało z podniecenia. Głos, który namawiał ją do odmowy został stłamszony przez krzyki, nakazujące jej, aby się zgodziła. Może dzięki temu zostanie legendą jak bohaterowie Mrocznej Wojny?
- Tak. Złożę Przysięgę.
- W takim razie zostawiam Cię teraz, żebyś mogła się rozpakować i odświeżyć. Za mniej więcej dwie godziny zjawię się tu i pójdziemy na obiad, gdzie poznasz wszystkich. Pasuje?
- Jasne. Dzięki - uśmiechnęła się Sophie.
- To do zobaczenia! - rzuciła Clary i zniknęła za drzwiami.
Sophie usiadła na łóżku.
Od dziś zaczyna się nowe życie.
Nowy Jork, Instytut, Przysięga...      

******

No witam was serdecznie, biszkopciki! <3<3
Przychodzę z kolejnym rozdziałem ;)

Sophie już w Instytucie :P 
Co myślicie o rozdziale? Nada się?
Ostatnio brak czasu i weny...
Teraz myślę, że się zacznie akcja Xd

Aaa i powiększyłam Clary rodzinę Xd Taaak! Nowa gałąź Morgensternów ;D

Idę se już spać, robaczki ;*


Ps. Zrobiłam nową zakładkę "Słowniczek", który powoli uzupełniam a w zakładce "Bohaterowie" są nowe postacie ;D


Dziękuję wszystkim, którzy jeszcze tu są ;* <3

~ PrettyLittlePsycho ;3