czwartek, 29 grudnia 2016

Rozdział 21

Po wyjściu Clary i Jace'a, Robert rozsiadł się wygodnie w jednym z foteli w swoim gabinecie. W rękach trzymał kopertę z listem od Maryse. Patrzył na nią przez chwilę, po czym wyjął z szuflady, stojącego obok stolika nożyk i delikatnie ją rozciął.
Znajomy charakter pisma jego żony sprawił, że Robert nie mógł oddychać a jego myśli ogarnął chaos. Chciał wszystko naprawić; chciał znów być częścią rodziny. Jednak próbując porozmawiać z Maryse na ten temat, ta od razu go uciszała - dając mu do zrozumienia, żeby sobie darował.
Jace mu wybaczył; powiedział to dziś, kiedy razem z Clary wychodzili z jego domu. Isabelle otwarcie powiedziała ojcu, że go kocha i tęskni, ale wybaczy mu tylko wtedy, gdy zrobi to matka. Natomiast Alec - jego pierworodny syn, który tak bardzo chciał być docenionym przez ojca, milczał w tej sprawie. Jednak dzięki temu, że Robert zaakceptował ich związek z Magnusem, Alexander patrzył na ojca łaskawie, lecz Lightwood tak na prawdę nie wiedział, co czuje jego syn.
Z zamyślenia wyrwał go śpiew ptaka, stojącego na zewnętrznej stronie parapetu.
Był to Tyrijon - magiczny ptak, którego można spotkać tylko w Idrisie, chociaż zdarzało się czasami, że ptak przefrunął niespodziewanie przez Bramę i trafiał tam, gdzie osoby korzystające z Portalu.
Śpiew Tyrijonów był przepiękny, lecz przeznaczony tylko dla Podziemnych i Nefilim. Na zwykłych ludzi działał niczym syreni śpiew na pływających po morzu - człowiek zachwycał się melodią, próbował ją zapamiętać i na końcu tracił zmysły.
Upierzenie ptaków było jasnoróżowe z wyjątkiem nóg, które miały kolor sadzy. Każde, nawet najmniejsze piórka, na swoich końcach były srebrne. Podczas lotu Tyrijona, kiedy słońce delikatnie musnęło skrzydła ptaka, widok był niesamowity.
Inkwizytor przysłuchiwał się piosence, którą śpiewał ptak. Przez chwilę myślał, że już gdzieś słyszał tą melodię, lecz szybko odrzucił tą myśl - żaden Tyrijon nie zaśpiewał jednej piosenki dwukrotnie.
Głęboki wdech nieco go uspokoił, więc zaczął czytać list.
Z każdym kolejnym słowem, na twarz Inkwizytora wpełzał coraz większy uśmiech. Nie mógł uwierzyć w to co przeczytał, więc zrobił to ponownie. I jeszcze raz.
Maryse chce porozmawiać o NICH!
Dopiero po chwili Robert zdał sobie sprawę z tego, że ta rozmowa nie koniecznie może skończyć się szczęśliwie. Może jego żona chce odejść od niego oficjalnie?
Niestety Lightwood nie mógł spokojnie przeanalizować listu po raz kolejny, gdyż rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę.
W drzwiach pojawiła się elegancko ubrana kobieta.
- Witam Inkwizytorze - uśmiechnęła się do niego promiennie.
- Wejdź proszę do środka. Prosiłem Cię - Robert, nie Inkwizytor - Lightwood uśmiechnął się ciepło do blondynki i wskazał jej fotel.
- Wiem, wiem. Jakoś nie potrafię się przyzwyczaić - zaśmiała się Łowczyni, lecz nie usiadła - Przyszłam tylko na chwilę. Chciałam Cię poinformować, że... Pojadę z Tobą do Nowego Jorku.
Robert otworzył szeroko oczy.
- Naprawdę?! Przecież nie opuściłaś Idrisu odkąd...
- To prawda. Ale chciałam to w końcu zmienić. Widzisz, kiedy tylko usłyszałam, że Clave nie podoba się pomysł Twojego wyjazdu w pojedynkę, zgłosiłam się na ochotniczkę, by Ci towarzyszyć.
Zszokowany Robert spojrzał na Sylvię. Nie zmieniła się w ogóle! Ta sama łagodna twarz, niebieskie oczy, w których pomimo uśmiechu widać smutek - nawet blond włosy, wciąż upinane w ten sam kok. Dla tej Łowczyni czas jest naprawdę łaskawy.
- Robercie, wiem, że chcesz pojechać do Instytutu nie tylko ze względu na sprawę. Chodzi Ci o Maryse, prawda? Rozumiem. Nie będę Cię poganiać, żebyś mógł załatwić również swoje sprawy.
Sylvia była jedyną osobą, która wiedziała, co dzieje się miedzy Lightwood'ami.
Inkwizytor wstał, podszedł do kobiety i przytulił się do niej, jak syn do matki.
- No już dobrze. Teraz idę się spakować - powiedziała, uwalniając Roberta ze swych objęć i kierując się w stronę drzwi.
- Dziękuję! - odezwał się Lightwood.
- Nie ma za co. Żałuj jedynie, że nie widziałeś miny Jii, kiedy dowiedziała się, że chcę wyjechać z Idrisu - Sylvia zachichotała jak nastolatka i zniknęła za drzwiami gabinetu.
Inkwizytor Lightwood cieszył się, że to właśnie ona pojedzie z nim do Instytutu. Wiedział, że Maryse nie powiedziała wszystkiego a z Sylvią będzie łatwiej się dogadać i ustalić wersje wydarzeń. Ta kobieta również nie do końca ufa Clave i również ma wiele swoich sekretów.
A jeśli stało się coś, o czym Sylvia jednak będzie chciała ich poinformować?
Roberta przeszedł dreszcz na samą myśl o tym, co może ukrywać jego rodzina.
Lightwood usiadł w fotelu i schował twarz w dłoniach, a Tyrijon przestał śpiewać swoją piosenkę i odleciał.

******

- Sophie? Jesteś już gotowa?
- Umm. Tak jasne, wejdź proszę!
Alderkey ujrzała w drzwiach Clary a tuż za nią stał Jace.
- Bardzo ładnie urządzony pokój. Podoba mi się ten minimalizm - powiedział blondyn.
- Eee dzięki. Nie lubię, gdy w pokoju jest za dużo gratów - odpowiedziała So, podchodząc do nich.
- Chodźmy do jadalni. Tam poznasz resztę.
- Dobrze.
Troje Nefilim ruszyło korytarzem w stronę jadalni. Sophie rozglądała się wokoło, podziwiając wspaniałe obrazy na ścianach, czy też dzieła sztuki, których nie powstydziłby się największy kolekcjoner. Jace i Clary cierpliwie czekali na dziewczynę, opowiadając jej o niektórych dziełach. Sophie chciała, by ta chwila trwała jak najdłużej, ponieważ bała się spotkania z pozostałymi. A jeśli jej nie polubią? Z drugiej strony była podekscytowana, że pozna osobiście Podziemnych a nawet Przyziemnych! Dla młodej Łowczyni byli oni czymś nowym i nieznanym; tym, czym jest wesołe miasteczko dla dzieci - wielkim WOW!
Kiedy dotarli do jadalni i So usłyszała głosy dobiegające ze środka, gwałtownie się zatrzymała.
- Wszystko w porządku, Sophie? - zapytała Clary.
Jace przyglądał się dziewczynie przez chwilę.
- Ty się boisz, prawda? Nowych, obcych ludzi.
- Ja... Zawsze miałam tylko Sanaheij - moją siostrę.
- Spokojnie, Sophie. Nasza rodzina akceptuje każdego, więc nie masz się czego obawiać - zapewniła ją Clary.
Wzięła dziewczynę za rękę i otworzyła drzwi do jadalni.
Kiedy troje Nefilim znalazło się wewnątrz pomieszczenia, rozmowy ucichły a towarzystwo skupiło się na nowej osobie.
Sophie wstrzymała oddech i ogarnęła wzrokiem wszystkich obecnych.
- Witaj, Sophie. Pamiętasz mnie? Jestem Maryse Lightwood, szefowa tutejszego Instytutu.
Piękna, czarnowłosa kobieta podeszła do dziewczyny z szerokim uśmiechem na twarzy i mocno ją uścisnęła.
- Oczywiście, pani Lightwood. Dziękuje za przyjęcie mnie na naukę. Instytut jest niesamowity!
- Dziękuje za te miłe słowa, kochanie. Ale dlaczego my wciąż stoimy? Chodź, przedstawię Cię pozostałym. Trenera Cartwright'a już znasz. To Jocelyn i jej mąż Lucian - powiedziała  Maryse, wskazując ręka Graymark'ów, siedzących u szczytu stołu.
- Bardzo mi miło - So uśmiechnęła się delikatnie, starając się ukryć podekscytowanie, towarzyszące temu spotkaniu.
- Jace'a i Clary już poznałaś - powiedziała Maryse, gdy Herondale i jego narzeczona zajmowali już swoje miejsca obok matki Clary.
So skinęła głowa, po czym jej wzrok przeniósł się na siedzącego obok Simona i Isabelle. Zanim jednak Maryse zdążyła ich oficjalnie przedstawić, jej córka zerwała się z miejsca, płynnym krokiem zbliżyła się do młodej Łowczyni i uścisnęła ją mocno.
- Jestem Isabelle, ale mów mi Izzy. A ten przystojniak obok mnie to mój Simon - chłopak uśmiechnął się serdecznie i pomachał do Sophie - Usiądziesz obok nas?
- Eeee... Jasne, Izzy.
Czarnowłosa chwyciła dłoń Sophie i pociągła ją w stronę Simona.
W tej samej chwili do jadalni weszły dwie dziewczyny. Sophie od razu poznała, że są to Przyziemne. Ponieważ było to jej pierwsze spotkanie, skupiła na nich całą swoją uwagę, wyszukując jak najwięcej szczegółów lub różnic w zachowaniu.
- Sophie poznaj Estell Brown. Jest naszą gosposią i członkiem rodziny. Obok Essie stoi Rebecca, siostra Simona. Obie są Przyziemnymi i posiadają Wzrok - wyjaśniła krótko Izzy.
Maryse poddała się, kiedy jej córka porwała nową uczennicę, więc wróciła na swoje miejsce i obserwowała młodą Łowczynię.
- Ta kobieta o białych włosach to Catarina Loss - przyjaciółka Magnusa, a to ciacho obok niej to Dorian Shade - jego brat.
- Witaj Sophie! - Cate wyszczerzyła do niej swoje śnieżnobiałe zęby a Dorian śmiejąc się z jej zachowania ukazał swój wężowy język, po czym puścił do Sophie oko.
- Znakomita autoprezentacja, braciszku!
Dziewczyna odwróciła się w stronę drzwi i ujrzała Magnusa, który właśnie stał w drzwiach jadalni ze swoim chłopakiem Alexandrem. Isabelle już chciała coś powiedzieć, lecz Magnus uciszył ją gestem ręki.
- Pozwól, Izzy, że sam się przedstawię. Bane. Magnus Bane. Wielki Czarownik Brooklynu. Ten niebieskooki model to Alexander Lightwood, mój chłopak.
- Witaj Sophie. Mów mi Alec - odezwał się przyjaźnie czarnowłosy Nefilim.
- Jasne, Alec - rzuciła niepewnie dziewczyna.
- Proszę, usiądźmy. Sophie na pewno jest głodna!
Pomimo wielokrotnych upomnień Maryse, podczas posiłku mieszkańcy zadawali młodej Łowczyni dużo pytań a So odpowiadała z wielkim entuzjazmem. Clary opowiedziała o swoim odkryciu - nowej, wcześniej jej nie znanej gałęzi rodu Morgensternów. Oczywiście wszyscy żywo zainteresowali się opowieścią rudowłosej - w szczególności Jocelyn i Magnus, więc Sophie mogła spokojnie dokończyć obiad.
Jedząc, dziewczyna obserwowała swoją nowa "rodzinę" i była pod wrażeniem.
Nefilim, Podziemni i Przyziemni razem!
Nigdy nie przypuszczała, że te wszystkie rasy może łączyć tyle pozytywnych uczuć!
Zaufanie, oddanie, przyjaźń i miłość...
- Sophie? - z rozmyślania wyrwał ją głos Maryse.
- Przepraszam, pani Lightwood. Proszę mi wybaczyć ale zamyśliłam się. Może pani powtórzyć?
- Dziś zapoznasz się z rozmieszczeniem wszystkich pomieszczeń w Instytucie oraz dostaniesz rozkład zajęć. Clary Ci we wszystkim pomoże.
- Oczywiście.
- Jedzenie było znakomite, ale na mnie już pora - oznajmiła Maryse, wstając od stołu. - Chciałabym widzieć Cię w swoim gabinecie, za godzinę. Musimy omówić kilka istotnych spraw.
Po tych słowach, wszyscy jak jeden mąż ucichli. So rozejrzała się i po krótkiej chwili dotarło do niej, że oczy zebranych, skierowane są w jej stronę. Poczuła suchość w ustach.
Na szczęście Magnus zorientował się szybko o co chodzi i przerwał tą niezręczną ciszę.
- My też pójdziemy - powiedział czarownik, chwytając Aleca za rękę - Ingrid na pewno jest głodna.
- Ingrid? - wyszeptała do Isabelle - To jeszcze nie wszyscy?!
- To siostra Magnusa. Widzisz, ona... miała ważne zadanie do wykonania i teraz...
- Wiem, Izzy. Nie możecie o tym rozmawiać.
Isabelle posłała jej pełne wdzięczności spojrzenie.
- Tak, własnie... O cześć Ingrid!
Sophie odwróciła się w stronę drzwi i ujrzała... Anioła?
Czy dziecko demona można nazwać aniołem, Sophie?! Tobie na mózg padło czy jak?! 
Zdrowy rozsadek temu zaprzeczał, lecz Ingrid Fire w oczach młodej Łowczyni była aniołem. Przepięknym aniołem w białej bluzce bez rękawów, czarnych skórzanych spodniach i zabójczych szpilkach. Krwistoczerwone loki, kaskadami opadały na piersi czarownicy. Wisienką na torcie była gruba, pleciona, kremowa opaska na jej głowie.
- Isabelle! Zaraz do was dołączę! - oznajmiła Inn - Pójdę jeszcze do kuchni, do Essie.
- Jasne! Czekamy!
Jednak zanim czerwonowłosa weszła do kuchni, jej spojrzenie skrzyżowało się z spojrzeniem Sophie. Nocna Łowczyni dostrzegła kolor tęczówek Ingrid. Ta intensywna czerwień sprawiła, że zakręciło jej się w głowie.
- Zabójcza jest, co nie?
- Eee. Co mówiłaś? - So była nieco zdezorientowana.
- Mówiłam, że Inn jest zabójcza! Najpiękniejsza czarownica jaką znam. Chociaż Cate też jest niczego sobie. Nie no, obie są zabójcze! Co myślisz?
- Tak, obie są pięknymi kobietami.
Sophie wbiła wzrok w swój talerz. Zamiast skończyć posiłek, bawiła się widelcem, dłubiąc w sałatce. Nie trwało to jednak długo, ponieważ parę minut później przy stole pojawiła się Ingrid.
- Ty musisz być Sophie Alderkey, nowa uczennica, tak? - zagadała czarownica, siadając na przeciwko So.
- Tak. To ja - wydusiła z siebie dziewczyna - Jesteś siostrą Magnusa Bane'a?
- Aha - odparła Inn, nakładając sobie ziemniaków na talerz. - Boże drogi, ale jestem głodna! Ta nocna warta mnie wykończy!
- Jak... Jak to możliwe? Ty i Magnus... Rodzeństwo...
- Widzisz wygląda to tak: nasze matki są Przyziemnymi a Ojciec demonem. Przecież Asmodeusz nie słynie z wierności - z resztą jak każdy demon. Dorian też jest moim bratem, ale to już pewnie wiesz, co?
- Tak, Izzy mi powiedziała.
- Isabelle to straszna plotkara - zachichotała Ingrid, wkładając do ust kawałek mięsa.
- Wcale nie! Ja tylko przedstawiałam Sophie nasza rodzinę! - zaprotestowała Izzy.
- No już dobrze, Isabelle.
- I tak mnie kochasz, czarownico! Idę z Simonem na trening. Zaprowadzisz Sophie do mamy? - zapytała Izzy.
- Nie ma sprawy. Ale daj mi w końcu zjeść, dobrze?
- Tylko się nie udław! - zaszczebiotała Isabelle, wychodząc razem z Simonem z jadalni.
- Małpa - zaśmiała się Ingrid.
Jej śmiech brzmiał niczym maleńkie, świąteczne dzwoneczki, którymi matka Sophie tak bardzo lubiła dekorować dom na święta.
- Więc, Sophie...
- Mów mi So.
- Dobrze, So. Opowiedz mi coś o sobie...
Tak oto młoda Nefilim i czarownica rozmawiały ze sobą przez całą godzinę; podczas posiłku, gdy So czekała aż Ingrid spokojnie zje i po drodze do gabinetu Maryse. Sophie czuła się swobodnie; miała wrażenie, że ona i Ingrid znają się bardzo długo. Rozmowa była luźna, przyjemna i lekka a czarownica bardzo przyjazna.
- Tu Cię zostawiam. Mam nadzieje, że uda nam się kiedyś to powtórzyć - powiedziała Ingrid, uśmiechając się anielsko.
- Koniecznie.
- Jesteś naprawdę dobrą dziewczyną, Sophie - dodała czarownica i ruszyła w swoją stronę.
Gdy Łowczyni odprowadziła Ingrid wzrokiem, wzięła głęboki wdech i zapukała do drzwi. Po usłyszeniu donośnego ''proszę'' weszła do środka, gdzie czekała już na nią Maryse i... Clary?
- Witaj. Wybacz mi, ale nie mam dziś do tego głowy, więc może przejdźmy od razu do rzeczy, Sophie. Clarissa przybliżyła Ci naszą sytuację, prawda?
Dziewczyna przytaknęła.
- Dobrze. Jesteś gotowa złożyć Przysięgę Krwi?
- Oczywiście, pani Lightwood - odpowiedziała Alderkey, bez cienia wątpliwości.
- Znakomicie! Clary przyprowadź Magnusa, dobrze?
Rudowłosa wyszła z gabinetu Maryse i chwilę później wróciła z Bane'em.
- Gotowa? - zapytał Magnus.
- Jak nigdy dotąd - odpowiedziała Sophie, a na jej twarzy pojawił się tajemniczy uśmiech.
- Doskonale! Zaczynajmy!


Witam was, kochani! Wróciłam! Zbliża się Nowy Rok, to i nowa wena przyszła! ;)
Jak wam się podoba? 
Komentujcie, kochani! ;)
Dziękuję za to, ze jesteście ;* 

- JA ;D





poniedziałek, 21 listopada 2016

Rozdział 20

- Jonathanie Herondale! Jeżeli będziesz spędzał w łazience więcej czasu niż Isabelle koniecznie będę musiała się zastanowić nad tym, czy Cię poślubić!
Gdy Jace usłyszał słowa Clary, wypadł z łazienki jak torpeda. Widząc jej rozbawioną minę otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale zamiast słów, dziewczyna usłyszała jego dźwięczny śmiech.
- Wiesz, że muszę wyglądać zniewalająco, prawda? To nie tak, że potrzebuję tyle czasu by się przygotować do wyjścia. Ja tylko...
- ... tylko stoisz przez większość czasu przed lustrem i się na siebie gapisz?
- Coś w ten deseń.
Clary uśmiechnęła się szeroko i wstała z fotela.
- Była tu Maryse. Dała mi kopertę z wiadomością dla Inkwizytora - oznajmiła, pokazując Jace'owi list. Nocny Łowca spoważniał.
- To ją niszczy.
- O czym Ty mówisz, Jace?
- O Maryse - odpowiedział, wciąż patrząc na kopertę - Ona cierpi, Clary. Wypiera się tego, ale znam ją. Wychowała mnie.
- Chodzi Ci o nią i Roberta? O ich relacje, tak?
Jace skinął głową potwierdzająco.
- Pojawiło się między nimi coś, co zaczęło ich oddalać od siebie a śmierć Maxa była gwoździem do trumny. Teraz udają, że wszystko jest w porządku; bo przecież Robert to Inkwizytor i musi mieszkać w Idrisie a Maryse to szefowa Instytutu i musi być tu w Nowym Jorku.
- No wiesz, Inkwizytor i jego reputacja. To naprawdę miłe ze strony Maryse, że robi to dla niego.
- Najgorsze w tym wszystkim jest to, że on wciąż ją kocha. Z wzajemnością. Ale Maryse się do tego nie przyzna. Jest zbyt dumna.
Clary schowała list dla Inkwizytora do torebki, podeszła do Jace'a i wtuliła się w niego.
- Wiem, że się o nią martwisz. Ale to jest problem Maryse i Roberta. I dobrze wiesz, że muszą go rozwiązać sami.
- Nie chcę, żeby dalej cierpiała. Strata Maxa... - Jace westchnął głęboko i zamknął oczy, by przywołać obraz młodszego brata - Nie sądzisz, że zbyt wiele już wycierpiała? Po co ten cały cyrk?
- Masz rację. Może w końcu wszystko się ułoży, a my będziemy mogli żyć jak normalni Nefilim.
- "Normalni Nefilim"?! - Jace spojrzał na dziewczynę wyraźnie rozbawiony.
- Nie śmiej się! Chodzi mi o to, że nasze życie zawsze kręci się wokół największych katastrof. Valentine, Sebastian, Lilith a teraz to... Dlaczego akurat my?
- Nie wiem, Clary. Razjel ma zaskakująco drętwe poczucie humoru.
- Jace! - skarciła go rudowłosa.
- Dobrze już, dobrze! Idziemy?
Dziewczyna pokręciła głową z niedowierzaniem, podeszła do ściany i wyjęła stelę. Kiedy Brama została otwarta, Jace ujął jej rękę i oboje ruszyli przed siebie, myśląc o Placu Anioła...

Wylądowali miękko, z gracją jak na Nefilim przystało. Gdy Brama została zamknięta, młodzi Łowcy wolnym tempem ruszyli w stronę domu Inkwizytora.
Wszystko wokół przypominało Clary Mroczną Wojnę. Demoniczne wieże lśniły w słońcu cudownym blaskiem, ukazując piękno Alicante lecz dziewczyna przed oczami miała wciąż ten sam widok - krew, spływająca ulicami miasta; ciała Nocnych Łowców i ich rodzin, opłakujących poległych. Przez te wspomnienia wciąż czuła się nieswojo tu, w Idrisie; w ojczyźnie Nocnych Łowców, która jest jednym z najpiękniejszych miejsc jakie widziała. Nie bez powodu mówi się, że gdy Nefilim choć raz zobaczy Idris, jego serce już zawsze będzie tęsknić za tym miejscem.
- Clary? Jace?
Rudowłosa odwróciła się i ujrzała Roberta Lightwood'a idącego w ich stronę.
- Co wy tu robicie? Coś się stało? - zapytał mężczyzna, przyglądając się im na przemian.
- Maryse wysłała nas po Sophie Alderkey. Dziewczyna będzie kontynuować naukę w Instytucie.
- Clary... Inkwizytor doskonale o tym wie, prawda? - Jace spojrzał na Lightwood'a, unosząc brew.
- Daj spokój, Jace. Jestem Robert.
Zanim Herondale zdążył odpowiedzieć, Clary wyjęła list od Maryse i wręczyła go Robertowi. Mężczyzna wpatrywał się przez chwilę w kopertę, na której eleganckim, lekko pochyłym pismem widniało jego imię.
- Skoro doręczyliśmy list, pójdziemy już...
- Zaczekajcie! Może wpadniecie na chwilę do mnie? Chciałbym z wami porozmawiać. Do południa macie jeszcze trochę czasu, więc?
- Dobrze, chodźmy. Ja też chciałem z Tobą porozmawiać, Inkwi... Robercie.
Lightwood uśmiechnął się, gdy usłyszał swoje imię wypowiedziane przez Jace'a.
- W takim razie zapraszam.

******

Dorian zaproponował, by na czas nocnej warty podzielić się na dwójki. Oczywiste było, że czarownik chce pilnować Seamusa razem z Catariną, więc Magnusowi pozostała Ingrid. Bane i jego towarzyszka mieli spać, dopóki Dorian ich nie obudzi, gdy nadejdzie ich kolej. Inn zasnęła szybko i spała snem tak twardym, że nie łatwo było ją później obudzić. A Magnus...
Chociaż bardzo się starał i był okropnie zmęczony, Morfeusz nie był mu łaskawy. Czarownik wiercił się na wszystkie strony, gdyż łóżka w Izbie Chorych były wybitnie niewygodne i małe. W dodatku Bane czuł się winny całej sytuacji. Złamał jedno z najstarszych praw, ale przecież nie mógł pozwolić chłopakowi umrzeć! A jeśli jego przypuszczenia się potwierdzą...
Kiedy nadszedł czas zmiany warty, czarownik był ledwie żywy. Gdy Ingrid powiedziała mu jak bardzo źle wygląda zaczął wyobrażać sobie jak bardzo Alec się na niego wścieknie. Przecież mu obiecał, że nie będzie się przemęczać.
- Magnus!
Bane przebudził się i ujrzał Ingrid, patrzącą na niego ze zmartwieniem.
- Co jest, siostrzyczko?
- Wyglądasz jak trzy ćwierci do śmierci! Weź się połóż, co? Posiedzę trochę sama z młodym.
- Nie mogę, Inn. Nie żebym wątpił w wasze umiejętności, ale...
- Żadnego ale! Marsz do łóżka!
- Która w ogóle jest godzina? - zapytał Magnus.
Za oknem już dawno świeciło słońce.
- Późna. Clary i Jace są już w Idrisie, Maryse w gabinecie, Luke z żoną i reszta Nefilim na treningu a pozostali śpią.
- Boję się, że zasnę i mnie nie dobudzicie - zażartował Bane, lecz na widok karcącego spojrzenia Ingrid dodał: - W porządku. Idę do sypialni. W razie czego dajcie mi znać.
- Jasna sprawa.
Czarownik podniósł się z krzesła i ruszył w stronę drzwi, lecz zatrzymał się w połowie drogi.
- Ingrid?
- Słucham?
- Dorian mi powiedział. O tym mężczyźnie.
Czarownica wstrzymała oddech.
- Ktoś jeszcze wie?
- Tylko ja i Alec.
- W porządku - czarownica odetchnęła z ulgą.
- Wciąż go szukasz?
- Będę go szukać dopóki nie skonam.
- Wiesz, że on może już nie żyć? - zapytał ostrożnie Magnus.
- Jasne. Jeśli tak jest, chcę znaleźć jego grób.
- By odebrać część swojej mocy, tak?
- Dokładnie.
Przez chwilę milczeli, patrząc sobie w oczy.
- Kiedy wszystko się choć trochę uspokoi pomogę Ci - oznajmił czarownik i wyszedł z Izby Chorych.
Nie widział uśmiechu Ingrid, której włosy i tęczówki przybrały kolor delikatnego różu ani łez, które spłynęły po jej policzkach.

Magnus nie poszedł jednak od razu do sypialni. Po drodze postanowił wstąpić na chwilę do Maryse. Gdy znalazł się pod drzwiami jej gabinetu zapukał a po usłyszeniu donośnego "proszę" wszedł do środka.
- Magnus! Na Anioła jak Ty wyglądasz?!
- Olśniewająco? Wiem, wiem. Ale ja nie w tej sprawie.
- Coś z Seamusem?
- Wszystko dobrze. Zastanawiałem się tylko... Czy chcesz wtajemniczyć Sophie w tą całą sprawę? - zapytał, rozsiadając się w fotelu na przeciwko Maryse.
- Chyba nie mam innego wyjścia.
- Wiesz, że będzie musiała złożyć Przysięgę?
- Tak, wiem. Musimy jednak być ostrożni i nie wystraszyć dziewczyny. Poprosiłam Clary, żeby z nią porozmawiała - westchnęła kobieta - A skoro już tu jesteś... Robert wysłał mi wiadomość. Nieoficjalną.
- Doprawdy? Jakieś kłopoty?
- Clave wie, że Levithy zaatakowały jednego z wilkołaków i chcą wiedzieć co z nim - wyjaśniła Łowczyni.
- Ciekawość... To pierwszy stopień do piekła - mruknął czarownik.
- W dodatku wiedzą, że poprzedni raport z ataku był niepełny.
- Chcesz mi powiedzieć...
- Tak. Clave chce kogoś przysłać na przeszpiegi. Robert zaoferował, że to właśnie on tu przyjedzie.
- Ale wiesz, że nie puszczą go samego? Mieszka tu jego rodzina i Robert mógłby coś ukryć przed Clave - oznajmił Magnus.
- Jakby już tego nie robił.
Magnus ziewnął głośno.
- Przepraszam Cię, moja droga ale pójdę już. Jestem wykończony.
- Oczywiście, idź. Jeśli Alec zobaczy Cię w tym stanie, gotów będzie rozpętać kolejną Mroczną Wojnę.
- Do zobaczenia później - powiedział czarownik i zostawiając Maryse samą, ruszył do sypialni, by w końcu odpocząć.

******

Sophie po raz ostatni rozejrzała się po swoim pokoju, po czym westchnęła głęboko i zamknęła drzwi. Chwyciła swoją walizkę i powoli zaczęła schodzić po schodach. Na dole czekali już na nią rodzice oraz Sanaheij z Thomasem.
- Córeczko... - powiedziała ze łzami w oczach Diana i mocno objęła dziewczynę - Jestem z Ciebie taka dumna!
- Mamo przestań, bo mnie udusisz!
- Bądź dobrą uczennicą i sumiennie wykonuj swoje obowiązki a gdybyś miała problem, zgłoś się do Maryse - nakazała jej matka. 
- Oczywiście, mamo - wydusiła z siebie dziewczyna tłumiąc łzy.
Diana uwolniła córkę z objęć i uciekła do sypialni. Nie była przyzwyczajona do pożegnań. Gdy Arthur wyjeżdżał, zawsze się gdzieś ulotniła. Tym razem jednak musiała zostać, ponieważ nie wiedziała kiedy następnym razem ujrzy Sophie.
Kiedy wyszli z domu, Sana i Tom szli przodem, niosąc walizkę So a młoda Alderkey szła razem z ojcem nieco z tyłu. 
- Nie martw się, Pantero. Przejdzie jej - pocieszył ją ojciec.
- Tak. Na pewno. Będzie miała was. A ja? Będę sama. Och, tatusiu... - dziewczyna niespodziewanie rzuciła się na ojca i wtuliła w jego klatkę piersiową.
- Co jest, kochanie?
- A co jeśli mnie nie polubią? Jeśli nie będę umiała się z nikim dogadać? Przecież wiesz, że nigdy nie miałam przyjaciół, tylko Sanaheij! Co jeśli okaże się, że jestem do niczego? A jeśli przyniosę naszej rodzinie wstyd? Przecież tam mieszkają bohaterowie! A ja? Kim ja jestem? - szlochała.
Arthur odsunął nieco córkę od siebie i spojrzał jej w oczy.
- Na pewno Cię polubią, skarbie. Jesteś wspaniałą, otwartą i kochana dziewczyną! Powiedz mi kim w takim razie dla Ciebie jest Sana jak nie siostrą i przyjaciółką? Nigdy nie mów i nie myśl, że jesteś do niczego! Jesteś Sophie Theresa Alderkey - moja wspaniała córka i bardzo utalentowana Nocna Łowczyni. A teraz chodź, bo dochodzi południe.
Arthur zaoferował córce ramię, które dziewczyna przyjęła z uśmiechem. Czuła się pewniej, po słowach swojego ojca.
Kiedy znaleźli się na Placu Anioła, Sana co chwilę nerwowo rozglądała się dookoła. Sophie była rozbawiona zachowaniem siostry, która przeżywała to wszystko tak, jakby to ona właśnie miała opuścić Idris i zamieszkać w Nowym Jorku.
- Gdzie oni są? - wyszeptała Sanaheij do ucha siostry.
- Może o mnie zapomnieli? - zażartowała Sophie.
- W żadnym wypadku - usłyszeli nieznajomy głos i jak na komendę wszyscy razem odwrócili się.
Ich oczom ukazała się para Nefilim, na których czekali. Jace Herondale i Clary Fairchild.
- O Razjelu, chyba zemdleję - wymamrotała Sanaheij, przysuwając się do siostry.
Thomas stał za nimi, wciąż trzymając bagaż Sophie.
- Przepraszamy za spóźnienie, ale mieliśmy nieplanowaną pogawędkę z Inkwizytorem - powiedziała Clary - Witam, panie Alderkey.
- Clarissa, jak miło Cię widzieć! - uśmiechnął się Arthur - Witaj Jace.
- Panie Alderkey. Dobrze pana widzieć. Proszę pozwolić, że zabiorę walizkę Sophie.
- W porządku. Thomasie, możesz podać bagaż So? - Alderkey zwrócił się do chłopaka drugiej córki.
- Oczywiście.
Kiedy Clary zobaczyła Thomasa zakręciło jej się w głowie. W ostatniej chwili zdążyła wesprzeć się na ramieniu Jace'a.
- Clary? Co się dzieję?
Dziewczyna jednak nie odpowiedziała - jedynie poruszyła głowa dając znak, że nie może mówić. W jej żołądku panowało istne tornado i dziewczyna obawiała się, że zaraz zwymiotuje.
- Pomóż mi - Jace zwrócił się do Thomasa, który natychmiastowo podał Arthurowi walizkę i razem z Jace'em doprowadził Clary do najbliższej ławki.
- Clary? Co się dzieje? Mów do mnie!
Rudowłosa uniosła głowę i spojrzała na Thomasa.
Jasnowłosy chłopak patrzył na nią swoimi dużymi, zielonymi oczami. Nie była to zieleń, charakterystyczna dla rodu Fairchild'ów, jednak w połączeniu z włosami białymi jak śnieg...
- Jesteś taki podobny.
- Ja? Podobny do kogo? - zapytał zaskoczony Thomas.
Jace również spojrzał na Wheelbay'a i nagle go olśniło. Poczuł suchość w ustach.
- Do Sebastiana - oznajmił Herondale.
Sophie, Sana i ich ojciec wpatrywali się w chłopaka z zaskoczeniem. Sam Thomas nie wydawał się być szczególnie zaskoczony stwierdzeniem Herondale'a. Na jego twarzy pojawił się cień... smutku.
- Nie, Jace. Nie Sebastiana. Do mojego brata Jonathana Morgensterna. Który tylko ten jeden, jedyny raz, w chwili swojej śmierci był prawdziwym sobą. Jonathanem Morgensternem z zielonymi oczami  - powiedziała Clary i z jej oczu zaczęły płynąć łzy.
- Ale jak to możliwe? - zapytał Alderkey - Wybacz Clary, ale nie widziałem Seba... Jonathana po tym, jak Niebiański Ogień wypalił w nim demona.
- Nikt, poza moją rodziną go nie widział. Jak nazywają się Twoi rodzicie, Thomasie? - zapytała jasnowłosego.
- Marie i Henry Wheelbay. Mój dziadek - Edmund Wheelbay, pojął za żonę Lucy Morgenstern - odpowiedział chłopak, lekko uśmiechając się.
- Lucy Morgenstern? - zapytał Jace.
- To siostra mojego dziadka - oznajmiła Clary.
- Tata mówi, że te włosy odziedziczyłem po babci Lucy, a oczy po matce. Słyszałem już parę razy, że przypominam tego potwora - Sebastiana - powiedział Thomas, po czym spojrzał ze smutkiem na Sophie i dodał: - Dlatego byłem takim dupkiem, So. Chciałem się wyżyć na innych, za to jak mnie nazywali.
- Rzeczywiście jesteś podobny do Jonathana - tego bez demonicznej krwi - oznajmił Jace.
- Więc jesteśmy rodziną, młody - powiedziała Clary, pociągając nosem i ocierając łzy. 
- Na to wygląda - mruknął nieco zmieszany Thomas.
Nocna Łowczyni wstała z ławki i objęła jasnowłosego, wprawiając go w jeszcze większe zakłopotanie.
- Wkrótce się zobaczymy, kuzynie - powiedziała wypuszczając chłopaka z objęć i uśmiechając się do niego szeroko - A teraz chodźmy już, Sophie. Czekają na nas.
Dziewczyna spojrzała na Sanę, której oczy zalały się łzami.
- Oj Sanaheij, nie rozklejaj się, no!  - jęknęła Sophie i przytuliła siostrę.
- Będziesz pisa-aa-ać? - wydukała przez łzy Penyoung.
- Jasne, Pando.
- Dobrze. Ja... Chcę... Twoją stelę.
- Co? - zdziwiła się Sophie.
- Daj mi swoją stelę a ja dam Ci moją - Sana wyciągnęła z kieszeni przedmiot i podała go siostrze.
So przytaknęła, wyjęła swoją stelę i zamieniły się. Gdy to zrobiła od razu wpadła w ramiona ojca, który mocno ją wyściskał, życzył powodzenia i zajął się przytulaniem lamentującej Sanaheij.
- Wiedziałeś, że jesteś potomkiem Morgensternów? - zapytała, gdy znalazła się w ramionach Thomasa.
- No jasne, że tak.
- Dlaczego o tym nie mówiłeś?
- Gdybyś chciała ze mną rozmawiać, pewnie bym powiedział. Poza tym nie sztuką jest wyrywać laski na nazwisko lub status. Twoja siostra zakochała się bez tego wszystkiego. Dlatego wiem, że jest tą jedyną.
Sophie uśmiechnęła się do niego i podeszła do Clary, która wyjęła stelę i otworzyła Bramę.
Niespodziewanie Jace położył walizkę Sophie na ziemię i podszedł do Thomasa.
- Jeśli ktoś będzie się z Ciebie naśmiewał lub wyzywał, wyślij mi Ognistą Wiadomość. Jak tylko będę mógł, zjawię się w Idrisie i skopiemy parę tyłków - powiedział, posyłając mu jeden ze swoich cwaniackich uśmiechów i podał chłopakowi dłoń.
- Dzięki, Jace - odpowiedział młody Nefilim i uścisnął dłoń Herondale'a.
Sophie chwyciła wyciągniętą w jej stronę dłoń Clary.
- Myśl cały czas o mnie, dobrze? - zapytała rudowłosa.
- Jasne.
Po raz ostatni spojrzała przez ramię na Sanę, Thomasa oraz swojego ojca.
Razem z Clary i Jace'em przeszła przez Bramę - cały czas myśląc o swojej towarzyszce i o Nowym Jorku.

Chociaż był to jej pierwszy raz, gdy przechodziła przez Bramę poszło jej całkiem nieźle. Sophie czuła nieprzyjemny ucisk w żołądku, przez co na jej twarzy pojawił się grymas.
- Za pierwszym razem zawsze tak jest - powiedział Jace, uśmiechając się do dziewczyny.
- Nie było tak źle - odparła So i zaczęła się rozglądać dookoła w poszukiwaniu Instytutu. Jej oczom ukazał się budynek, który prędzej przypominał stary, gotycki kościół niż miejsce, gdzie mieszkają Nocni Łowcy.
- Nie tego się spodziewałaś, co? - zapytała Clary - Wiem co czujesz. Ale nie daj się zwieść, Sophie.
Troje Nefilim ruszyło w kierunku drzwi Instytutu.
- Jako Nocny Łowca możesz sama wejść do każdego Instytutu na całym świecie. Podziemni i Przyziemni ze Wzrokiem muszą dostać pozwolenie - wyjaśnił Jace - Otwórz.
Sophie chwyciła klamkę i otworzyła drzwi. Nie weszła jednak do środka.
- Coś nie tak? - zapytała Clary.
- Nie. Po prostu pomyślałam, że wejdziecie pierwsi.
- Dobrze. Pójdę pierwsza - odrzekła Clary i przeszła przez próg.
- Panie przodem - powiedział Jace patrząc na Sophie.
Dziewczyna westchnęła i ruszyła za rudowłosą.
Znalazła się w długim korytarzu. Na ścianach wisiały obrazy różnych wielkości. Największy, przedstawiał Anioła Razjela z Mieczem Dusz i Kielichem Anioła nad jeziorem Lyn. Kolejny, bardzo duży obraz to podobizna Jonathana Pierwszego Nocnego Łowcy. Znajdowało się tu wiele dzieł, przy których trudno było się nie zatrzymać.
- Są piękne! - zachwyciła się Sophie - A ten? To przecież Wy!
Młoda Alderkey wskazała obraz, przedstawiający mieszkańców tego Instytutu, a zarazem bohaterów Mrocznej Wojny. Jace i Clary stali tuż obok, cierpliwie czekając aż dziewczyna skończy oglądanie obrazów.
Gdy So nacieszyła oczy, Clary zaprowadziła ją do jednego z pokoi. Jace zostawił przed drzwiami walizkę dziewczyny i poszedł do Maryse, by zgłosić ich przybycie.
- To będzie od teraz Twój pokój - powiedziała i obie weszły do środka.
Nowe lokum od razu przypadło Sophie do gustu. Jasnozielone ściany - zupełnie tak jak w domu, duże podwójne łóżko, ogromna szafa, stolik stojący pod dużym oknem i toaletka. Dziewczyna cieszyła się, że nie ma tu więcej mebli niż jej potrzeba.
- Sophie muszę Ci coś powiedzieć... - zaczęła Clary, kładąc walizkę dziewczyny obok łóżka - W Instytucie obecnie oprócz Nocnych Łowców mieszka kilkoro Podziemnych i Przyziemnych.
- Naprawdę? - zapytała nieco zaskoczona.
- Czterech czarowników i jeden wilkołak - skłamała Clary.
- Och, to pewnie przez te ataki, tak? - zapytała So - Wiem, że Magnus to partner Aleca i pewnie postanowiliście chronić go i kilku jego przyjaciół, tak?
- Mniej więcej. Dorian i Ingrid to rodzeństwo Magnusa a Catarina to przyjaciółka.
- Rodzeństwo? - zaciekawiła się dziewczyna - Jak to możliwe?
- Wszyscy troje są dziećmi Asmodeusza - wyjaśniła Clary.
- Wiesz... Trochę się boję, Clary, że mnie nie zaakceptują - powiedziała patrząc swojej rozmówczyni w oczy.
- Jesteśmy tu jak rodzina i nikogo nie odtrącamy. W naszym Instytucie panuje zasada równości, Sophie - nie ma znaczenia czy jesteś Podziemnym, Przyziemnym czy Nefilim.
Clary podeszła do dziewczyny i kładąc jej ręce na ramionach powiedziała:
- Nie masz się czego bać, Sophie. Muszę jednak powiedzieć Ci kilka istotnych rzeczy. W naszym życiu nie zawsze było łatwo. Każda największa katastrofa kręci się wokół nas. I tym razem nie jest inaczej.
- Te ataki na Instytuty...
- Dokładnie. Ale dowiesz się wszystkiego w swoim czasie.
- Czy ten wilkołak, zaatakowany przez Levithy żyje? - zapytała brunetka.
- Słyszałaś kiedyś o Czarnym Kielichu Przysięgi Krwi? - Clary zmieniła temat.
- Tak. Miałam nawet pytanie na egzaminie dotycząc tego Kielicha. Dlaczego... - So urwała i zbliżyła się nieco do Clary - Chcesz powiedzieć, że macie ten KIELICH?
- Dokładniej to Magnus go ma. Jednak nie możesz o tym nikomu powiedzieć, rozumiesz?
Alderkey pokiwała entuzjastycznie głową.
- Chodzi o to, Sophie, że musisz złożyć Przysięgę Krwi. Jeśli tego nie zrobisz, nie będziemy mogli rozmawiać z Tobą o pewnych rzeczach a lepiej dla nas i dla Ciebie, żebyś o tym wszystkim wiedziała - wyjaśniła Clary - Zgadzasz się?
Oczy Sophie błyszczały niczym gwiazdy a jej serce galopowało z podniecenia. Głos, który namawiał ją do odmowy został stłamszony przez krzyki, nakazujące jej, aby się zgodziła. Może dzięki temu zostanie legendą jak bohaterowie Mrocznej Wojny?
- Tak. Złożę Przysięgę.
- W takim razie zostawiam Cię teraz, żebyś mogła się rozpakować i odświeżyć. Za mniej więcej dwie godziny zjawię się tu i pójdziemy na obiad, gdzie poznasz wszystkich. Pasuje?
- Jasne. Dzięki - uśmiechnęła się Sophie.
- To do zobaczenia! - rzuciła Clary i zniknęła za drzwiami.
Sophie usiadła na łóżku.
Od dziś zaczyna się nowe życie.
Nowy Jork, Instytut, Przysięga...      

******

No witam was serdecznie, biszkopciki! <3<3
Przychodzę z kolejnym rozdziałem ;)

Sophie już w Instytucie :P 
Co myślicie o rozdziale? Nada się?
Ostatnio brak czasu i weny...
Teraz myślę, że się zacznie akcja Xd

Aaa i powiększyłam Clary rodzinę Xd Taaak! Nowa gałąź Morgensternów ;D

Idę se już spać, robaczki ;*


Ps. Zrobiłam nową zakładkę "Słowniczek", który powoli uzupełniam a w zakładce "Bohaterowie" są nowe postacie ;D


Dziękuję wszystkim, którzy jeszcze tu są ;* <3

~ PrettyLittlePsycho ;3

poniedziałek, 17 października 2016

Rozdzial 19

- Jesteś tego całkowicie pewien?
- A Ty jesteś pewna, że nazywasz się Maryse Lightwood? - zapytał Bane - Tak więc znasz moją odpowiedź.
Maryse nie mogła uwierzyć w to, o czym przed chwilą opowiedział jej Magnus. To przecież niemożliwe!
Niespodziewanie w jej głowie pojawiło się wspomnienie, sięgające czasów, kiedy to uczęszczała do Akademii Nocnych Łowców w Idrisie. Na jednej z lekcji Rasy Świata Cieni, jeden z uczniów poprosił nauczyciela o wyjaśnienie pewnej nazwy, która była dla niego niezrozumiała...

- Czym jest Hybryda, pani Nightland?
- Hybrydą nazywamy Podziemnych, będących pół - wampirem i pół - wilkołakiem. W całej historii Świata Cieni zanotowano zaledwie dwanaście przypadków istnienia Hybryd. Jest to bardzo rzadka rasa Podziemnych. 
- Skoro jest mieszanką tych dwóch ras, posiada umiejętności należące do wampirów jaki i do wilkołaków, prawda?
- Naturalnie, chłopcze.
- Czy to znaczy, że wampir musi spłodzić dziecko z wilkołakiem, żeby taka Hybryda przyszła na świat? - zaciekawił się młody Łowca.
- Wampiry nie mogą mieć dzieci, ponieważ są martwe.
- Czarownicy są żywymi istotami, a pomimo tego nie mogą mieć dzieci - zauważył chłopiec.
- To zupełnie inna sprawa.
- Więc Hybrydę trzeba stworzyć, tak? W jaki sposób...
- Wystarczy! - przerwała mu zdenerwowana nauczycielka - Wiedzę na ten temat posiadają tylko czarownicy i Cisi Bracia wraz z Żelaznymi Siostrami. Nie powinieneś się tym interesować, Valentine!

- Maryse? Wszystko w porządku?
Luke stał przed Łowczynią i przyglądał jej się z wyraźnym zaniepokojeniem.
- Naturalnie, tylko... Jocelyn... Pamiętasz?
- Lekcja u pani Nightland? Ta, na której Valentine poruszył temat tworzenia Hybryd? Nigdy tego nie zapomnę. Valentine miał obsesje na ich punkcie - odpowiedziała rudowłosa kobieta.
- Val był moim parabatai - westchnął Luke - Nie wyobrażacie sobie co czuł, kiedy opowiadał mi o Hybrydach oraz o możliwościach, jakie by się przed nim otwarły, gdyby stworzył ich całą armię. Byłem tym przerażony.
Wspomnienia dotyczące czasów przed Kręgiem były bardzo bolesne. Być może dlatego, że właśnie w tym okresie były one jednymi z najlepszych wspomnień? Szał, który opanował Valentina zniszczył wszystko - piękne idee, którym ślepo ufali; przyjaźń, w którą wierzyli a przede wszystkim jakąś cząstkę ich samych.
- Co zrobimy z chłopcem? - Maryse zwróciła się do Magnusa stojącego w towarzystwie czarowników i Aleca.
- Właśnie zaproponowałem zaproszenie Lily i Mai na małą naradę - odparł Bane.
- W takim razie zrób to, proszę.
- Pani Lightwood?
Kobieta odwróciła się i ujrzała Estell. Jej oczy były czerwone i opuchnięte od płaczu a wargi drżały nieznacznie. Nocna Łowczyni widząc ją w takim stanie, poczuła ukłucie w sercu. Ta drobna dziewczyna wystarczająco się już wycierpiała w swoim krótkim życiu a gdy nareszcie znalazła szczęście, zła passa powróciła. Estell nie zrobiła nikomu nic złego. Nie zasługuje na taki los.
- Tak? Mogę w czymś pomóc?
- Co teraz? Z Semusem? - zapytała szeptem.
- Cóż, z tym pytaniem powinnaś zwrócić się do Magnusa - odpowiedziała łagodnie kobieta.
- Ma pani rację, ale... Czy mogłaby pani... Zapytać go o to?
- Estell... Na Razjela, jeszcze niedawno wrzeszczałaś po wszystkich, mając w poważaniu, czy jest to Podziemny czy Nefilim. Później zwracałaś się do mieszkańców tego Instytutu tak, jak zawsze powinnaś to robić a teraz boisz się podejść do Magnusa i zapytać go "co dalej"?!
Dziewczyna spojrzała Maryse w oczy i niepewnie przytaknęła.
- Zapewniam Cię, że Magnus nie gryzie, chociaż... Wielki Czarownik Brooklynu jest nieprzewidywalny - kobieta uśmiechnęła się ciepło i puściła dziewczynie oko - Idź i po prostu zapytaj.
- Ma pani rację. Pójdę! - powiedziała, po czym wyprostowała się i ruszyła w stronę czarownika.
Maryse tymczasem postanowiła pójść do Isabelle oraz pozostałych mieszkańców Instytutu i wyjaśnić im cała sytuację. Poprosiła Jocelyn, by powiadomiła ją gdy Maia i Lily się pojawią, po czym opuściła Izbę Chorych.
Korytarze Instytutu przyjemnie chłodziły jej ciało, gdy zmierzała w kierunku pokoju swojej córki. Była zmęczona i nie marzyła o niczym innym jak prysznic i łózko. Niestety - najpierw obowiązki.
Gdy stanęła przed wejściem do pokoju Isabelle, zapukała do drzwi i zdecydowanym ruchem nacisnęła klamkę.
W pokoju jej córki panował zadziwiający porządek; ubrania Isabelle były poskładane i ułożone w szafach, natomiast buty ułożono w idealnie równym rzędzie tuż pod oknem. Łóżko jak nigdy było starannie pościelone a broń, która zazwyczaj leżała rozrzucona na toaletce, została ułożona w gablocie.
Jednak w pomieszczeniu nie było czarnowłosej.
Może poszła do pokoju Simona?
Chłopak miał pilnować siostry, by ta odpoczywała i pewnym jest, że Isabelle dotrzyma im towarzystwa. Zwłaszcza po tym wszystkim... Maryse wiedziała, że tylko Simon potrafi ją uspokoić. Ogarnęła wzrokiem jeszcze raz pokój córki. Wygląda na to, że załatwi sprawę szybciej niż myślała. Najpierw Rebecca, Simon i Izzy a później trener. No chyba, że i Silas "dotrzymuje" im towarzystwa. Ta wręcz absurdalna myśl sprawiła, że na jej twarz wpełzł delikatny uśmiech.
Maryse zamknęła drzwi do pokoju córki, odwróciła się i wpadła na... Cartwrght'a.
- Silas?
- Wybacz, Maryse. Byłem na sali treningowej. No wiesz... Chciałem trochę pomyśleć. Śmierć tego dzieciaka...
- Cóż... Ten dzieciak nie umarł tak do końca - głos Maryse delikatnie zadrżał.
- Co to znaczy "nie umarł tak do końca"?
- Chodź ze mną, proszę. Musimy porozmawiać - oznajmiła Łowczyni, po czym ruszyła pewnym krokiem w stronę pokoju Becky.
Trener bez słowa szedł za szefową Instytutu lecz widząc, przed czyimi drzwiami kobieta zatrzymała się, doznał lekkiego szoku.
- Dlaczego chcesz ze mną rozmawiać w pokoju Becky?
- Ponieważ jest tam Rebecca, Isabelle oraz Simon, a ja mam obowiązek poinformować was wszystkich... o zaistniałych okolicznościach.
W odpowiedzi trener jedynie skinął uprzejmie głową. Maryse zapukała do drzwi a po usłyszeniu cichego "proszę" zdecydowanie nacisnęła klamkę i weszła do środka.
Cała trojka siedziała ze skrzyżowanymi nogami na wielkim, podwójnym łóżku. Gdy kobieta i jej towarzysz pojawili się w pomieszczeniu, zaskoczona Isabelle zerwała się z łóżka.
- Matko? Co Ty tu robisz? - zapytała zdezorientowana Isabelle - Dlaczego przyprowadziłaś trenera?
Maryse zignorowała jednak pytanie córki, zwracając się do Simona i jego siostry.
- Isabelle przekazała wam zapewne przykrą wiadomość o śmierci Seamusa?
- Tak pani Lightwood. Bardzo nam przykro. Jak się czuje Estell?
- Jakoś się trzyma. Przede wszystkim Essie potrzebuję wsparcia bliskich. Dziękuję, że pytasz Rebecco - Maryse westchnęła głęboko, przymykając na chwilę oczy.
- Mamo... Co się stało? - zapytała ponownie Izzy - Wybacz mi, ale im bardziej chcesz sprawiać ważenie opanowanej, tym gorzej Ci to wychodzi.
Nocna Łowczyni spojrzała na swoją córkę, która uśmiechała się do niej przepraszająco i ku zaskoczeniu wszystkich Maryse odwzajemniła jej uśmiech.
- Moja bystra Isabelle... - westchnęła kobieta - Muszę to w końcu z siebie wyrzucić ale nie bardzo wiem, od czego zacząć.
- Najlepiej od początku, Maryse - wtrącił trener, nerwowo rozglądając się po pokoju.
- Dobrze. Magnus starał się pomóc Seamusowi na każdy możliwy i znany mu sposób - Maryse zrobiła przerwę, dając swoim słuchaczom możliwość wypowiedzi.
- Isabelle mówiła, że podał mu nawet jakąś dziwną substancję, która miała mu pomóc - powiedział Simon - Ale najwyraźniej się pomylił.
- Wielki Czarownik Brooklynu nigdy się nie myli, skarbie - upomniała go Izzy.
- Doprawdy? To dlaczego Seamus leży martwy w Izbie Chorych, Izz?
- Seamus nie jest martwy. To znaczy nie do końca martwy.
W pomieszczeniu zapanowała cisza. Isabelle, Simon i jego siostra wpatrywali się w szefową nowojorskiego Instytutu z niedowierzaniem. Jedynie trener wydawał się być niewzruszony słowami, które właśnie padły z ust Maryse. Kobieta widząc szok, malujący się na twarzach swoich słuchaczy, wzięła głęboki wdech i kontynuowała.
- Wampirza krew ma właściwości lecznicze. Magnus uznał, że warto spróbować tej metody na Seamusie. Jednakże krew, którą mu podał należała do Saint Clouda, jednego z pierwszych wampirów, stworzonych przez Pierwotnego - Vlada Drakulę. Krew zwykłego wampira mogłaby go uleczyć, gdyby obrażenia nie były tak dotkliwe, lecz ta krew należąca do Pisklaka prosto z pod kłów Pierwotnego...
- Przecież wilkołaki mają przyśpieszona regenerację jakichkolwiek ran. Seamus nie mógł...
- Nie po ataku tych demonów, Simon. Gdyby chłopak zaczął korzystać z własnej regeneracji umarłby z wycieńczenia. Wracając do tematu... Kiedy czekaliśmy na efekty działania krwi Clouda, serce Seamusa przestał bić. Na chwilę.
- Zaczekaj proszę, Maryse - przerwał jej Silas - Powiedziałaś, że serce chłopaka przestało bić "na chwilę"?! Nie chcesz chyba powiedzieć, że ten dzieciak...
- Tak. Seamus stał się Hybrydą.
Wiadomość ta sprawiła, że Silas wciągnął głośno powietrze, po czym zatrzymał je w płucach na dłuższą chwilę. Oczy Isabelle były szeroko otwarte a usta dziewczyny, układały się w idealne"o". Simon natomiast wpatrywał się w Maryse z głupkowatym uśmiechem.
- Przepraszam, że się wtrącę, ale czy mógłby mi ktoś wyjaśnić co to wszystko znaczy? - zapytała nieśmiało Becky - Wy jesteście Nefilim bądź Nocni Łowcy, Przyziemnymi nazywacie ludzi a Podziemnymi czarowników, wilkołaki, wampiry i tą znienawidzona rasę... Fearie, tak? Czym więc są Hybrydy?
- To najrzadsza rasa Podziemnych. Hybryda to pół - wampir, pół - wilkołak. Tylko Cisi Bracia, Żelazne Siostry i czarownicy potrafią stworzyć Hybrydę lecz wiedza ta jest pilnie strzeżona. Nie zanotowano przypadków narodzin tego gatunku. Trzeba go stworzyć, ale to jest zabronione - wyrecytował Simon, zaskakując wszystkich swoja wiedzą.
- Więc Magnus złamał prawo? Przecież wiedział, co się stanie - zapytała zaniepokojona Izzy.
- I tak i nie. Na chwilę obecną czekamy na Lily i Maię. Trzeba ustalić co dalej.
- Biedna Estell - westchnęła Becky.
- Nie mogę w to uwierzyć! Od początku istnienia Świata Cieni odnotowano jedynie dwanaście przypadków istnienia Hybryd! I to właśnie mój kumpel jest numerem trzynaście! - ekscytował się Simon - Dacie wiarę?
- Tak skarbie. No już. Spokojnie - Isabelle próbowała ostudzić zapał ukochanego gdy nagle drzwi do sypialni stanęły otworem i pojawił się w nich Alec.
- Lily i Maja już są. Czekamy tylko na was.
- W takim razie chodźmy. Jutro przyjeżdża do Instytutu nowa uczennica więc musimy ustalić wszystko jeszcze dziś - zadecydowała pani Lightwood, kierując się w stronę drzwi.
- My też? - zapytała Izzy.
- Oczywiście.
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, złapała Simona i Rebeccę za ręce i wybiegła z pokoju, próbując dogonić Aleca.
Idąc korytarzem Silas przyśpieszył nieco kroku, by zrównać się z idącą przed nim Maryse.
- Uważasz, że to dobry pomysł przyjmować nową, młodą Łowczynię w tej sytuacji?
- Obiecałam to jej matce. Poza tym, dobrze wiesz, co dzieje się z Nefilim, które decyzją Clave powinny udać się do Instytutu na dalszą naukę i z jakiegoś powodu nie dostają się do przyrzeczonego... Na Razjela! Przepraszam, Silas. Ja nie chciałam wspominać...
- W porządku, Maryse. To nie Twoja wina, że prapradziadka Cartwright'a nie przyjęli do Instytutu i nasze nazwisko popadło w niełaskę na kilka pokoleń.
- Dopiero Twój ojciec Tiberius przywrócił mu dawną sławę.
- Tak. Tylko za jaką cenę.

Kiedy znaleźli się przed Izbą Chorych usłyszeli głos Mai, która prowadziła zaciętą dyskusję z przywódczynią wampirów z Klanu DuMort.
- Z całym szacunkiem. Lily, ale Seamus najpierw był wilkołakiem, więc zostaje z nami.
- Żartujesz, prawda? Czy Ty, moje drogie "dziecko" wiesz cokolwiek na temat Hybryd?
- Litości! Możecie w końcu przestać?! - jęknął zrezygnowany Magnus - Maryse! Nareszcie! Czemu tak długo?
 - Przybliżałam pozostałym naszą sytuację. A co tutaj się dzieje?
 - Kłócą się, o chłopaka! Lily chce by należał do Klanu, natomiast Maia chce go z powrotem w Stadzie - wyjaśnił czarownik.
- A Ty, Magnusie? Co Ty o tym sądzisz?
- Moim skromnym zdaniem powinien zostać w Instytucie. Przynajmniej do czasu aż go zbadam.
Maryse przytaknęła, po czym podeszła do łóżka, na którym leżał Seamus.
Zauważając obecność szefowej Instytutu, Lily i Maia przestały się ze sobą kłócić i śledziły wzrokiem każdy krok pani Lightwood. Seamus znajdował się teraz w Instytucie i czy tego chciały czy nie decyzja, dotycząca chłopaka należała do Maryse.
Nocna Łowczyni przyjrzała się dokładnie leżącemu. Wyglądał tak jak zawsze - z wyjątkiem jego skóry, która stała się bledsza. Oddychał spokojnie, sprawiając wrażenie pogrążonego we śnie.
Decyduj, Maryse! Los tego dzieciaka jest w Twoich rękach!
- Moi drodzy! - zaczęła pani Lightwood odwracając się do zgromadzonych - Rozważając wszystkie opcje, postanowiłam, że Seamus Mores zostaje w Instytucie pod stałym nadzorem Magnusa do odwołania!
Po ogłoszeniu tej decyzji kobieta zauważyła rozczarowanie, malujące się na twarzach przywódczyni Klanu DuMort i nowojorskiego Stada lecz żadna z nich, nie śmiała podważyć jej decyzji. Maryse dostrzegła również Estell, która patrzyła na nią z wdzięcznością i wielką ulgą. Uśmiechnęła się przelotnie do dziewczyny, po czym ponownie zabrała głos.                 
- Fakt iż Magnus przemienił Seamusa w Hybrydę nie może wyjść poza mury tego Instytutu. Jestem więc zmuszona prosić wasz wszystkich o złożenie Przysięgi Krwi. Magnusie czy mogę Cię prosić?
Czarownik podszedł do kobiety, wykonał niedbały ruch ręką i w mgnieniu oka w jego wolnej ręce pojawił się Czarny Kielich z symbolami przedstawiającymi wszystkie rasy: Nefilim, czarowników, wilkołaki, wampiry, fearie oraz ludzi.       
- Dlaczego mamy składać jakąkolwiek przysięgę? - zapytała Lily.
- Jak dobrze wiecie plotki w Świecie Cieni rozchodzą się bardzo szybko. Wystarczy, że ktoś powie o Hybrydzie nieodpowiedniej osobie, temat pojawi się na Nocnym Targu i uwierzcie mi - nie trzeba długo czekać na to by Clave o wszystkim się dowiedziało. Gdy to się stanie, Seamus zostanie uwięziony w Mieście Kości by Cisi Bracia mogli go badać i niemal pewnym jest, że nie przeżyje bądź uznają go za niebezpiecznego i Clave zadecyduje o pozbyciu się go.           
- Co będzie z Magnusem? Jeśli Clave się dowie, że to on go przemienił? - zapytał Simon.
- Clave automatycznie wyda na niego wyrok. Śmierć.
Po tych słowach z zebranych wyłonił się Alec. Wyciągnął z pasa na broń niewielki sztylet, po czym przyłożył go do wewnętrznej strony dłoni i wykonał szybkie cięcie. Nocny Łowca zacisnął mocno pięść, z której małymi kropelkami zaczęła spływać ciemnoczerwona ciecz.
Maryse wzięła od Magnusa Kielich i zbliżyła się do swojego syna.
- Przysięgam, Na Anioła milczeć w sprawie Seamusa, aż do odwołania. Tak mi dopomóż, mój Ojcze Razjelu, inaczej zamilknę na wieki - wyrecytował Alec, unosząc rękę nad Kielichem tak, aby krew spływająca po ręce Nefilim trafiła do czarki.
Zaraz po nim przed Maryse stanął Magnus. Posłał ciepły uśmiech swojemu chłopakowi biorąc od niego sztylet, po czym odwrócił się do Maryse i przecinając wewnętrzną stronę dłoni wyrecytował:
- Przysięgam, Na Asmodeusza milczeć w sprawie Seamusa, aż do odwołania. Tak mi dopomóż, mój Ojcze Asmodeuszu, inaczej zamilknę na wieki.
Gdy Magnus złożył przysięgę do pani Lightwood podeszła Catarina. Jako że nie znała imienia swojego nadnaturalnego rodzica, złożyła przysięgę na Moc Piekielną, prosząc o opatrzność Asmodeusza - tak jak Magnus. Zaraz za Catariną swoją przysięgę złożył Dorian i Ingrid.
Następni w kolejce byli Jocelyn i Luke, który składał przysięgę taką jak Nefilim z racji tego, że kiedyś był Nocnym Łowcą a jak wiadomo krew Dzieci Anioła zawsze dominuje. Po państwie Graymark swoją przysięgę złożył trener Cartwright, Jace, Clary oraz Isabelle.
- Maiu? Lily? Teraz wasza kolej.
Wampirzyca podeszła do szefowej Instytutu. Wzięła od Isabelle sztylet i wykonując niewielkie cięcie na wewnętrznej stronie dłoni wypowiedziała słowa swojej przysięgi;
- Ja, Lily Cheng, przywódczyni nowojorskiego Klanu Wampirów przysięgam milczeć w sprawie Seamusa, aż do odwołania, inaczej w proch się obrócę.
Kiedy wampirzyca cofnęła rękę, obok niej stała już Maia, trzymająca sztylet Aleca w prawej ręce a z zaciśniętej pięści lewej ręki spływała krew.
- Ja, Maia Roberts, przywódczyni nowojorskiego Stada Wilkołaków przysięgam milczeć w sprawie Seamusa, aż do odwołania, inaczej zamilknę na wieki.
- Estell, Rebecca i Simon również muszą złożyć przysięgę - oznajmiła Maryse.
- Jak to? - zdziwiła się Isabelle.
- Super!  - krzyknął Simon.
- Czy to bezpieczne? Dla Przyziemnych? - zapytał Jace.
- Jak najbardziej, blondasku. Racz zauważyć, że na Kielichu jest również symbol reprezentujący ich rasę - oznajmił Magnus.
- Pani Lightwood - jako pierwsza podeszła Estell - Ja złożę przysięgę, tyle że nie wiem jak miałaby brzmieć jej treść.
- Będziecie powtarzać za mną. Jesteś gotowa?
Dziewczyna skinęła głową i wzięła do ręki sztylet. Sprawność i szybkość z jaką Estell zrobiła nacięcie na swojej dłoni zdziwiła wszystkich a szczególnie Maryse. Twarz tej delikatnej dziewczyny nawet nie wykrzywiła się podczas wykonywanej czynności.
Przez chwilę kobieta próbowała ułożyć w głowie słowa przysięgi odpowiedniej dla Przyziemnych.
- Ja Estell Brown przysięgam...
- Ja Estell Brown przysięgam...
- ...milczeć w sprawie Seamusa, aż do odwołania.
- ...milczeć w sprawie Seamusa, aż do odwołania.
- Tak mi dopomóż Ojcze Nefilim, inaczej zamilknę na wieki.
- Tak mi dopomóż Ojcze Nefilim, inaczej zamilknę na wieki - zakończyła Estell.
Kiedy Simon podszedł do Maryse by złożyć swoją przysięgę Silas ukradkiem spojrzał na Becky, która stała nieco z tyłu i obejmując się rękami patrzyła z szeroko otwartymi oczami na swojego brata. Zanim zdążył pomyśleć już stał obok dziewczyny a jego dłoń - sam nie wiedział kiedy - znalazła się na jej ramieniu. Kiedy spojrzała na niego, Cartwright dostrzegł w jej oczach strach.
- Na prawdę się boisz? - zapytał.
- Dziwisz się? Wczoraj nie wiedziałam o istnieniu tego świata, dziś jestem w jego centrum. A co będzie jutro, Silasie? - Rebecca przymknęła na chwilę oczy jakby próbowała powstrzymać łzy, po czym odwróciła wzrok w stronę brata, pozostawiając dłoń trenera na swoim lewym ramieniu.
Silas kątem oka zerknął na Simona, którego przysięga przedłużyła się przez jego ekscytację. Najpierw wypadł mu z ręki sztylet, a później wypowiadając słowa przysięgi jąkał się niemiłosiernie.
Druga ręka trenera powędrowała w stronę wolnego ramienia dziewczyny - Silas delikatnie odwrócił ją w swoją stronę i nadal trzymając dłonie na ramionach Przyziemnej spojrzał jej głęboko w oczy.
- Nie mogę powiedzieć co przyniesie jutro. Życie w tym świecie jest pełne niespodzianek i uwierz mi, że nie zawsze są one przyjemne. Teraz jesteś jego częścią i dlatego chciałbym Ci dać jedną radę. Nie okazuj strachu. Powtarzaj sobie: "Jestem odważna! Nie boję się! Dam radę!", nawet jeśli boisz się jak cholera. Każdy, nawet Nefilim czuje strach. Nie ważne przed czym - ważne, że się boi.
- Ty też, Silasie? - zapytała brunetka - Ty też się czegoś boisz?
- Oczywiście, że tak. I uwierz mi lub nie - jesteś jedną z nielicznych, najbardziej odważnych Przyziemnych jakich znam.
- Tak jasne...
- Po zatruciu przez demona potrafiłaś przemierzyć spory kawałek drogi, ledwie żywa by ostrzec bliskich. To jest prawdziwa odwaga.
- Może i masz rację.
- Morze zostawmy dla rybaków a Ty weź głęboki wdech i do boju. No... Chyba, że chcesz mi powiedzieć, że boisz się maleńkiego sztyletu... - Silas spojrzał na nią z ukosa... i uśmiechnął się.
- Tak myślisz? No to patrz! - dziewczyna odwzajemniła uśmiech i ruszyła w kierunku szefowej Instytutu.

Maryse złożyła przysięgę jako ostatnia. Czarny Kielich zapełniony był do połowy krwią kiedy kobieta oddawała go Magnusowi. Czarownik uniósł nad naczyniem wolną rękę i zaczął wypowiadać zaklęcie. Nad kielichem zaczął unosić się dym.
- Co on teraz robi? - zapytała Rebecca, która po złożeniu przysięgi wróciła do Silasa.
- Zaklęcie Magnusa złączy naszą krew. Jeśli któreś z nas złamie przysięgę - umrze.
- Tak po prostu? Będę sobie stała i nagle stanie mi serce?
- Albo zmienisz się w proch, jeśli jesteś wampirem.
- A ten Kielich nie bez powodu jest czarny, prawda? - dopytywała się dziewczyna - Skoro już wiem o Świecie Cieni to chce wiedzieć jak najwięcej.
- Czarny Kielich Przysięgi Krwi - bo taką ma nazwę - jest przedmiotem jedynym w swoim rodzaju. Może połączyć przysięgą - przypieczętowaną krwią wszystkie rasy. Clave nie byłoby zadowolone, że najbardziej pożądany przez nich przedmiot znajduje się w rękach Magnusa. Tym bardziej, że właśnie go użyliśmy bez ich wiedzy - odpowiedział Silas.
- Clave nie wie, że Magnus ma ten Kielich?! Więc zrobiliśmy coś nielegalnego?!
- Tylko Robert Lightwood, Inkwizytor wie. Poza tym - czyż tu, w nowojorskim Instytucie po raz pierwszy robi się coś nielegalnego? Dzięki temu, że obecne tu dzieciaki - wliczając w to Simona - złamały kilka zasad, nasz świat wciąż istnieje. Nie mówię tu tylko o Świecie Cieni. Mam na myśli cały świat.
Rebecca nie pytała już o nic więcej. Na razie musi przetrawić te wszystkie nowe informacje zanim dostanie ich kolejną dawkę. Przeczucie podpowiadało jej, że jest tego całkiem sporo.
Gdy głos czarownika ucichł, Rebecca zobaczyła jak Magnus wkłada rękę do Kielicha i wyciąga z niego... Kamień. Zupełnie taki sam jak ten, który Nocni Łowcy nazywają Magicznym Światłem. Jedyną różnicą był kolor. Kamień, który trzymał Bane był krwistoczerwony.
- Clary, skarbeńku! Mogę Cię poprosić o pomoc? - zapytał Magnus, nie spuszczając wzroku z przedmiotu, trzymanego w ręce.
Rudowłosa uwolniła się z objęć Jace'a i ruszyła w stronę czarownika.
Nikt nie musiał jej mówić o co chodzi Magnusowi. Wiedziała doskonale na czym ma polegać jej pomoc. Nowa runa, która pojawiła się w jej głowie, była tak wyraźna jak obraz czarownika, stojącego przed nią. Kiedy znalazła się wystarczająco blisko, wyciągnęła swoją stelę, Bane podał jej Kamień i Łowczyni zaczęła rysować na nim runę. 
- Dlaczego Clary rysuje runę, a nie inny Nefilim? - zaciekawiła się Rebecca.
- Clarissa potrafi tworzyć nowe runy, których nie ma w Szarej Księdze - oznajmił trener.
- Więc nigdy wcześniej nie składano takiej przysięgi? Chodzi mi o to czy...
- Czy nigdy nie składano przysięgi z takiej mieszanki ras, tak? - dokończył za nią mężczyzna.
Dziewczyna oderwała wzrok od przedstawienia i spojrzała na niego. Był na prawdę przystojny. Gdyby poznali się w normalnym świecie... Gdyby nie był Nefilim...
Szybko jednak odsunęła od siebie myśli dotyczące Silasa. Na anioła Razjela! Przecież ona była mężatką! I na dodatek Przyziemną!
- Właśnie.
- Otóż zdarzyło się kilka razy, że Nocni Łowcy składali Przysięgę Krwi razem z jedną z ras Podziemnych. W Szarej Księdze zamieszczono runę, która pozwala ją przypieczętować. Jednakże w tym przypadku mamy Podziemnego każdego rodzaju a w dodatku Przyziemnych. Tego jeszcze nie było.
- Och, czyli Clary stworzyła teraz nową runę?
- W rzeczy samej.
Rebecca odwróciła wzrok. Nie mogła dłużej patrzeć na tego Nocnego Łowcę.
             
Maryse wzięła do ręki Kamień. Wydawało jej się, że waży on tyle ile seraficki miecz.
- Możemy rozmawiać o Hybrydzie tylko między sobą - powiedziała stanowczo - Jeśli ktokolwiek wyjawi nasz sekret - pożegna się z życiem. Mam nadzieję, że to jest dla wszystkich jasne. Dla tych, którzy nie wiedzą - słowa "do odwołania" znaczą to samo co "do momentu zniszczenia Kamienia".
Zaznaczam, że może on zostać zniszczony tylko przez swoich stwórców, którymi są Magnus i Clarissa.
- Co jeśli Magnusowi lub Clary coś by się stało? Pytam tak czysto teoretycznie - odezwał się Simon.
- Wówczas przysięga będzie zobowiązywać nas aż do śmierci.

******

- Nudzą mnie już te podchody.
- Nie tylko Ciebie. Rhaal to bezużyteczny śmieć! Zastanawiam się dlaczego jeszcze nie zrobiłem z niego podnóżka do fotela!
Demon stał przy oknie i patrzył w dal. Na jego twarzy pojawił się straszliwy grymas, który przerażał nawet Lilith. Wiedziała, że jego wargi co chwilę zaciskają się w wąską kreskę, pomimo tego, że stał tyłem do niej.
Podniosła się z wielkiego, małżeńskiego łoża i ruszyła w jego kierunku.
- Już dawno powinieneś się go pozbyć - mówiąc to, wtuliła się w jego plecy - Jego taktyka wojenna jest tak użyteczna jak on sam.
- Nie, Lilith. Z jego taktyką jest wszystko w porządku.
Otchłań odwrócił się i spojrzał na kobietę, wciąż oplatającą go rękami w pasie.
- Pomysł z sprowadzeniem dzieci Behemota był genialny! Następnie propozycja, by wybić Nocnych Łowców i resztę bandy jedno po drugim - bezbłędnie! Powiedz mi teraz, najdroższa - co zawiodło? Co, na Moc Piekielną sprawiło, że te śmieci pokonały tak wspaniałe demony, którymi są Levithy?! - krzyknął.
- Nie doceniasz swoich przeciwników, najdroższy. Pozwól, że przypomnę Ci, iż to właśnie oni pokonali mojego najukochańszego syna Sebastiana, za którym wciąż szczerze rozpaczam. Przeklęte dzieci Anioła! Najgorszy z nich jest Jonathan Herondale! Ten plugawy i zakłamany śmieć zdradził mojego syna!
- Najgorszą z nich jest córka Morgensterna - Clarissa. Gdyby nie ona, ten blondwłosy chłopiec nie zdradziłby Sebastiana - Otchłań otarł samotną łzę, która spływała po policzku Lilith - Zapłacą za Twoje łzy. Zapłacą za wszystko! Niech zaczną się modlić do tego swojego Anioła!
- Masz rację. Nie zastanawia Cię jednak w jaki sposób udało im się pokonać Levithy?
- Podczas ataku wyczułem Moc Asmodeusza, ale nie sądzę by sam Książe...
- Magnus Bane! - krzyknęła Lilith, a w jej oczach zapłonął gniew - Ciekawe czy tatuś wie, co wyczynia jego najwspanialszy syneczek!
- Nie licz na to. On nigdy nie interesował się swoimi dziećmi. Na Edom, przecież to Książe Piekieł, Lilith. Jego interesuje tylko i wyłącznie własny czubek nosa.
- Za co Asmodeusz Cię zdegradował? - wypaliła nagle demonica.
- Za zdradę. Planowałem zamach na Księcia Piekieł, by samemu zasiąść na tronie.
- Już nie długo będziesz kimś więcej, niż tylko Księciem Piekieł a Asmodeusz będzie się czołgał u Twoich stóp.
- Taaak. A Ty zasiądziesz u mojego boku, Lilith - powiedział Otchłań, przyciągając ją do siebie.
Złączył ich usta w gwałtownym i namiętnym pocałunku, popychając ją w stronę łóżka.
Ostatnie słowa, które usłyszała, zanim pogrążyła się w ekstazie brzmiały: "Nikt nam nie przeszkodzi. Ani rudowłosa. Ani Herondale. Nawet słynny Magnus Bane".

******

Po złożeniu Przysięgi Krwi, wszyscy mieszkańcy Instytutu rozeszli się do swoich pokoi a Maia i Lily wróciły do siebie. Jedynie Magnus, Dorian, Ingrid i Catarina zostali w Izbie Chorych, by obserwować Seamusa. Czarownik uznał, że największą czujność trzeba zachować przez następne dwie doby.
Cisza jaka zapanowała w Instytucie była wręcz niepokojąca.
Maryse leżała w łóżku, wpatrując się w sufit. Zmęczenie, które ogarniało ją kilka godzin temu nagle ulotniło się.
Kobieta zastanawiała się nad tym, co dziś zrobili - użyli Czarnego Kielicha.
Gdyby Clave się dowiedziało... Ale się nie dowie. Nie może się dowiedzieć.
Jako szefowa Instytutu powinna im wszystko zgłosić i wydać Hybrydę, ale jak zaufać komuś, kto już raz zawiódł a w dodatku naraził życie Twojej rodziny? Pewne sprawy muszą pozostać dla Clave tajemnicą.
Z zamyślenie wyrwała ją kartka, która nagle zawisła w powietrzu.
Ognista Wiadomość.
Maryse podniosła się, chwyciła kartkę i zaczęła czytać.

Piszę do Ciebie nieoficjalną wiadomość. Clave zostało poinformowane, że demony zraniły jednego z wilkołaków z nowojorskiego Stada. Chcą dowiedzieć się, co z chłopakiem, ponieważ demony te są dla nich zagadką. Chodzą słuchy, że ciężko je pokonać. Jak więc wam się to udało? Wybacz Maryse, ale wiem, że wcześniejszy raport był skrócony i w dodatku nie pełny. Dlatego też, postanowiłem, że osobiście zjawie się w Instytucie. W razie problemów będziemy mogli coś wymyślić. Chociaż tyle mogę zrobić dla Ciebie i naszych dzieci, po tym wszystkim... Do zobacznia.


Robert

- Clave już węszy. Nie dobrze.
Kobieta położyła się do łóżka. 
Wszystkie myśli i problemy spłynęły na drugi tor. 
Teraz jej głowę wypełniało tylko jedno.

Robert.

******

Witam was kochani! Wróciłam! ;) 
Przepraszam za taką długą nieobecność ;/ 
W moim życiu trochę się namieszało i nie było jak pisać. Poza tym cierpiałam na brak pomysłów ;/ (tak to jest jak co innego siedzi Ci w głowie Xd)
Jak się podoba?
Chciałam podziękować mojej siostrzyczce kochanej - ROSALIE za wsparcie Facebook'owe i rozmowy nocą oraz inspirację i spojlery ;D
I love U <3
A wam kochani dziękuję za to, że czekaliście ;***
 

- Pretty Little Psycho <3 

sobota, 15 października 2016

Wielka prośba! ;)

Witam kochani!  
 
Zwracam się do was z pytaniem ;) 
Mamy tu jakichś fanów pana Pottera? ;)
Potrzebuję pomocy! 
Mam do napisania opowiadanie z HP ;) 
Ale zupełnie nie wiem jak się za to zabrać ;\ 
 
Mianowicie chodzi o to, że w opowiadaniu Harry budzi się i okazuje się,
że Hogwart to był tylko sen...
No dobra, pomyślicie, przecież jest pomysł.  Ale co dalej? 
W moim zamyśle na końcu opowiadania (to musi być taki one - shot)
Harry ma zobaczyć coś lub kogoś (albo coś mu się przydarzy) 
co jednak będzie oznaczało,że magiczny świat istnieje.
Co sądzicie? Lipa? A może dobry kierunek? Dajcie proszę znać! 
Jeśli nie możecie pomóc, a macie znajomych,
który by mogli coś doradzić - zapytajcie, proszę ;)
Z góry dziękuję i mooocno ściskam ;**
 
Rozdział pojawi się dziś lub jutro <3 

piątek, 26 sierpnia 2016

LBA#4 😎

Hej, biszkopciki! 💋 Co dobrego słychać? ☺ Na początek chciałabym podziękować za nominacje do LBA! 😚
Nominowała mnie Lena Magdosz (http://elvaria.blogspot.com) polecam jej bloga, kochani! 😀
Druga sprawa: rozdział już się pisze ale nie jestem w stanie podać konkretnego terminu publikacji  😐

Nie zanudzam i biorę się do odpowiadania na pytania 😎


1. Co sądzisz o programach w stylu reality show? Ciekawy sposób na rozrywkę czy wylęgarnia głupoty?


Hmmm. Dobre pytanie. Osobiście nie oglądam często telewizji. Według mnie jest bardzo dużo  ciekawych sposobów na rozrywkę. Zamiast oglądania telewizji można zrobić wiele rzeczy, uwierzcie! Takie programy moim zdaniem bardziej pasują do kategorii nr 2 (czyt. WYLĘGARNIA GŁUPOTY xd) Ja tam wole poczytać, pobawić się z rodzeństwem lub pograć na gitarze 😍😍


2. Jaki rodzaj muzyki słuchasz i dlaczego akurat ten?


Muzyka, której słucham jest bardzo różnorodna 😀 Zależy co wpadnie mi w ucho Xd 


Adam Lambert, Halsey, Nightwish, Evanescence, Sia, Fall Out Boy, Alvaro Soler (Mira Sofiaaaa Xd) Także ten... Chyba widać, że to mieszanka doskonała  😁😁

3. Do której książki masz wielgachny sentyment?

Sentyment? Oj. To bardzo trudne pytanie. Każda książka, którą przeczytałam wniosła coś do mojego życia i nie żałuję żadnej z przeczytanych przeze mnie książek (taa, nawet lektur szkolnych!😊 )

Największy jednak sentyment mam do książek Cassie 😍😍
Dary Anioła i Diabelskie Maszyny oraz Kroniki Bane'a i Lady Midnight ❤❤❤

4. Jaki gatunek literacki jest najbliższy Twemu sercu?


Fantastyka!!! ❤❤❤

5. Z którą z postaci wybrałabyś się w podróż dookoła świata?

A musi byc jedna? Odpowiedz brzmi; Magnus Bane ❤ A skoro Magnus to i Alec ❤
Tak własnie! Z tą dwójką poszłabym nawet do Piekła Xd


6. Wolisz książki cienkie (do 250 stron), średnie (do 500 stron) czy długie (powyżej 500)?

Wole średnie książki, a jeszcze bardziej wole długie 😀😀


7. Co sądzisz o self-publishingu?


Dopiero o tym przeczytalam po otrzymaniu nominacji Xd Co moge powiedziec... Mysle, ze to calkiem spoko opcja :D

8. Według ciebie lepiej, by film był dokładnym odwzorowaniem książki czy różnił się od niej?

O jaaa. Ale pytanie Xd Będzie wypracowanie Xd


No wiec... Jest wiele sytuacji, kiedy oglądamy film bądź serial z kimś i nagle nasza osoba towarzysząca zaczyna okazywać swoje oburzenie, dotyczące filmu; "A w książce było...", "To nie tak!", "Ten aktor nie jest podobny!" itp.
Jeśli różnice miedzy filmem a książką sa niewielkie, wcale mi to nie przeszkadza. Ba! Nawet jestem za Xd
Przykładowo pozwolę sobie przytoczyć serial Shadowhunters ❤❤
- kolor oczu Alexandra Lightwooda'a i jego wzrost (Alec był niższy od Magnusa, a w serialu jest na odwrót) - Przeszkadza to komuś? Bo ja jestem zachwycona serialowym Nefilim i Czarownikiem ❤ Matt i Harry to genialni aktorzy! ❤❤❤
- pojawienie się Lydii Branwell - Na początku o mało co nie dostałam zawału, jak dowiedziałam się, ze Alec jej się oświadczył! Serio! Ale kiedy spojrzałam  (obejrzałam 12 odcinek 😍😍😍) na to z innej strony, taki zabieg, jak wprowadzenie Lydii pozwolił postaci Aleca z cienia innych bohaterów.
Także delikatne różnice i zmiany - owszem! Jestem za tym, by ekranizacja różniła się nieznacznie od książki. Po przeczytaniu wiem, co mnie czeka, a tu oglądając... nagle BUM! Coś nowego Xd

 9. Uważasz, że lektury są warte czytania? A może na zdrowie wychodzi omijanie ich szerokim łukiem?

Warto czytać lektury! Ja osobiście przeczytam wszystkie. Moja ulubiona lektura? "Zbrodnia i kara". Niektóre z nich przeczytałam chętnie, inne zaś mniej entuzjastycznie ("Granica" i "Jądro ciemności"). Przecież lektura to też książka, nie?

Myślę, ze niechęć do lektur zrodziła się dlatego, ze jesteśmy zmuszeni do ich czytania.

10. Wolałabyś urodzić się w swojej ulubionej rzeczywistości fikcyjnej nie wiedząc o tym czy zostać tym kim jesteś i siedzieć z nosem w książce? 

Chyba to pierwsze :D



11. Jaka jest Twoja opinia na temat twórczości fanowskiej? Popierasz tworzenia fanfiction, fanartów itp. czy uważasz to za coś niewłaściwego?

Oczywiście, ze popieram! Sama pisze ff :D Jeśli ktoś ma inny pomysł na zakończenie książki znanego autora, dlaczego by nie podzielić się tym z innymi? 
A fanarty? Mistrzostwo internetu!
Z mojej strony 3x tak 😎

Uff. Dotarłam do końca! Dzięki wielkie za nominacje ;D Ja nominuje:

Zastępczyni Upadłych Aniołów (http://czy-to-koniec-maleca.blogspot.com)

Demonica Edomu (http://obywateleedomu.blogspot.com)

Te same pytania poproszę 👆😎
Buziaki 💋💋💋

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Rozdział 18

Nie żyje. Nie żyje. Nie żyje.
Te słowa sprawiły, że zrobiło jej się ciemno przed oczami. Czy to się dzieję na prawdę?!
- Nie... - wyszeptała Estell - Nie!
Dziewczyna upadła na kolana, ukryła twarz w dłoniach i zaczęła głośno płakać.
- Przykro mi. Próbowałem... - Magnus nie dokończył zdania, ponieważ widok płaczącej Essie sprawił, że i z jego oczu popłynęły łzy. Klęcząc tak bezradnie, wydawała się czarownikowi jeszcze drobniejszą istotą, niż jest w rzeczywistości.
Niespodziewanie Estell zerwała się z miejsca i rzuciła się w stronę bezwładnego ciała wilkołaka.
- Seamus słyszysz mnie?! Obudź się, skarbie! Nie rób sobie żartów! - mówiła do niego, nerwowo głaszcząc dłoń, która ku jej przerażeniu była zimna.
- Estell... - Maryse zrobiła krok w jej kierunku - Skarbie on nie śpi. On odszedł.
- On sobie tylko żartuje!
- Proszę, Essie...
- Dlaczego mi to robisz?! - krzyknęła niespodziewanie, nie zwracając uwagi na pozostałych - Dlaczego teraz odchodzisz?! Jesteś cholernym egoistom! Kłamałeś! Cały czas! Ty cholerny sukinsynu!
Estell jak szalona, na oślep uderzała pięściami w jego klatkę piersiową, jednak Seamus się nie poruszył. Po chwili ktoś, chwycił ją za nadgarstki i odciągnął od łóżka. Nie miała już siły, więc wtuliła się w tors, który jak się okazało należał do Luke'a i zaczęła głośno płakać.
- Już dobrze, dziecko - powiedział czule Graymark - Już dobrze.
- On odszedł.  Tak po prostu! Zostawił mnie samą! Właśnie teraz! Był moją jedyną rodziną! - mówiła przez łzy.
- A my? - zapytała Maryse, kładąc jej dłoń na ramieniu - Nie jesteśmy Twoją rodziną?
- Oczywiście,  że jesteście. Ale Seamus... Był moją własną rodziną - szlochała.
- Powinnaś trochę odpocząć, skarbie.  Chodź, dam Ci herbatkę na uspokojenie - zaproponowała Catarina, wyrywając Estell z ramion Luke'a.
- Nie. Nie. Nie. Ja muszę tu zostać,  bo...
- Obiecuję, że wrócimy kiedy tylko trochę odpoczniesz, dobrze?
Dziewczyna niechętnie przytaknęła i pozwoliła by czarownica wyprowadziła ją z Izby Chorych.
W pomieszczeniu zapanowała cisza.
Maryse zaczęła obserwować pozostałych świadków tragedii, która dosięgła Estell.
Luke po wyjściu dziewczyny opadł na najbliższe krzesło, po czym ukrył twarz i pozwolił płynąć łzom. Clary stała wtulona w tors narzeczonego a Isabelle patrzyła przez okno na nowojorską noc. Dorian starał się zachować kamienną twarz, lecz smutek i współczucie wygrały z jego bez emocjonalną maską. Kiedy Maryse przeniosła wzrok na stojącą obok niego Córkę Asmodeusza zauważyła, że jej czerwone włosy zrobiły się nieco jaśniejsze. Nawet Ingrid, która nienawidzi mężczyzn, poczuła smutek. W końcu wzrok pani Lightwood zatrzymał się na Magnusie. Bane stał w objęciach Alexandra. Maryse wiedziała, że czarownik ma wyrzuty sumienia z powodu Seamusa lecz każdy doskonale wiedział, że zrobił on wszystko, co tylko mógł.
Kobieta już chciała się odezwać lecz Jace ją uprzedził.
- To moja wina.
Wzrok każdego, kto był obecny w Izbie Chorych, zwrócił się w stronę młodego Łowcy.
- O czym Ty mówisz, Jace? - zapytała Clary, uwalniając się nieco z jego uścisku.
- Gdybym biegł szybciej...
- Daj spokój, Jace. Nie możesz tak myśleć. Wszyscy możemy się o to obwiniać, że żadne z nas go nie ochroniło, ale po co? Czy to przywróci mu życie? Nie. A teraz wybaczcie, ale pójdę do Simona i Becky - powiedziała Isabelle, ocierając samotną łzę płynącą po jej policzku, po czym wyprostowała się i wyszła z pomieszczenia.
- Isabelle ma rację. Nie możesz się obwiniać, Jace - skarciła go Clary.
- Może i ma racje, ale to nie zmienia faktu...
- Koniec tematu, Jace! Jutro razem z Clary udacie się do Idrisu po nową uczennice, Sophie Alderkey. W obecnej sytuacji, oczywiste jest to, że dziewczyna nie może przekroczyć Bramy sama - oświadczyła Maryse.
- Oczywiście, mamo - odpowiedział blondyn.
- W takim razie idę napisać Ognista Wiadomość do Diany - dodała kobieta, po czym opuściła Izbę Chorych.


- Alec, ja... Próbowałem ... Nie mogłem zrobić nic więcej...
- Cii. Wiem, Magnus, wiem.
Nocny Łowca delikatnie pocałował jego skroń i ukrył swoją twarz we włosach Bane'a. Tak bardzo się o niego martwił. Rzadko widział ukochanego w takiej rozsypce.
Wielki Czarownik Brooklynu zawsze wykonywał swoją pracę dokładnie, z wielkim zaangażowaniem a w szczególności z powodzeniem. Tym razem również się przyłożył a mimo to nie udało mu się uratować wilkołaka. Jad demona był zabójczy. Tylko jedna rzecz, a raczej substancja mogła go uratować. I Na Anioła, jeśli coś zawiodło - to właśnie ta substancja.
Alec nigdy nie zwątpił w umiejętności Magnusa, nawet przez tą sytuację - przecież są na świecie rzeczy, na które nawet najpotężniejszy Syn Asmodeusza nic nie może poradzić. Przez chwilę zastanawiał się czy sam Anioł Razjel bądź Asmodeusz mógłby tu pomoc.
Lightwood wiedział, że Magnus obwiniał się o śmierć Seamusa, a jego poczucie winy spotęgował widok Estell. Alec widział to po jego minie, gdy czarownik odwrócił się do niego; widział łzy, ból oraz bezradność. Serce Nocnego Łowcy niemalże pękło. Nie tylko stan Magnusa go martwił. Czarownik prędzej czy później pogodzi się z sytuacją i dojdzie do siebie. Z Estell będzie o wiele trudniej.
- Alec?
- Tak?
- Zauważyłeś zachowanie Estell? - spytał czarownik, odsuwając się nieco od Lightwood'a, by móc spojrzeć mu w oczy.
- A kto nie zauważył? Jak Ty byś się zachowywał, gdybyś stracił miłość swojego życia?
- Oszalałbym. Postradałbym zmysły, gdyby coś Ci się stało - odrzekł z powagą czarownik.
- Czyż nie tak własnie się zachowuje? Mam pewne podejrzenia i dlatego bardzo się o nią martwię.
- Doprawdy? - Magnus uniósł brew - Podzielisz się ze mną swoją wiedzą?
Alec rozejrzał się dyskretnie po pomieszczeniu, co sprawiło, że serce czarownika zaczęło bić jak oszalałe. Czyżby Alec myślał o tym samym?
- Martwię się... Boję się, że Essie zrobi sobie krzywdę - wyszeptał mu do ucha Lightwood.
Kiedy nieco odsunął się od czarownika Alec zauważył, że na twarzy Magnusa pojawiło się... rozczarowanie?
- Coś nie tak? Nie o to Ci chodziło? - spytał.
- Czemu tak sądzisz? - Magnus zorientował się, że Alec intensywnie mu się przygląda.
- Bo wyglądasz na zawiedzionego.
- Oczywiście, że jestem zawiedziony biszkopciku. Ale nie Tobą. Jestem zawiedziony, ponieważ myślę tak samo - Magnus westchnął głęboko - Miałem nadzieję, że myślisz o czymś innym i właśnie Twoje przypuszczenie okaże się prawdziwe.
- Wszystko będzie dobrze. Nie spuścimy Estell z oka. Jakoś się ułoży - powiedział Alec i ponownie przytulił do siebie Magnusa.
Znowu skłamałeś, Bane! 
Cichutki głosik odbijał się echem w głowie czarownika.
To prawda. Okłamał Alexandra, chociaż obiecał sobie, że nigdy tego nie zrobi.
Ale jeśli podejrzenia czarownika były prawdziwe...
Na razie nie wspomni o tym nikomu.
Zbada cała sprawę. Dopiero później wyzna Alexandrowi prawdę.
Byleby nie za późno, Bane! Byleby nie za późno...

******

Po śniadaniu Arthur Alderkey postanowił urządzić małą wycieczkę po Alicante.
Diana wiedziała, jak dziewczynki uwielbiają robić razem zakupy, więc podarowała obu córkom dość pokaźną sumę pieniędzy. Sophie i Sanaheij biegały od sklepu do sklepu, znajdując co chwilę jakąś nową rzecz, bez której So "nie może" wyjechać do Nowego Jorku.
- Nie za bardzo je rozpieszczasz? - Arthur mruknął żonie do ucha, obejmując ją jednocześnie w talii.
- Może troszeczkę - odpowiedziała zalotnie, splatając palce na jego karku.
Mężczyzna spojrzał swojej żonie głęboko w oczy i uśmiechnął się.
- Tak bardzo Cię kocham, Diano - powiedział przyjemnym, niskim głosem, po czym złączył ich usta w delikatnym pocałunku.
- Nie ładne tak molestować dobrze urodzoną niewiastę w miejscu publicznym.
Gdy Arthur odsunął się nieco od Diany, zobaczył swoje córki stojące na przeciwko z pełnymi torbami zakupów.
- Już skończyłyście? Świetnie! Umieram z głodu. Może pójdziemy na obiad? Mama przygotowała takie pyszności...
- To nie zmienia faktu, że obściskujecie się jak nastolatkowie! - zachichotała Sanaheij.
- I kto to mówi! - Sophie popatrzyła na siostrę, uśmiechając się do niej szeroko.
- Oj, cicho bądź! To co, idziemy?
- Tuż za Tobą, Pando.


W drodze powrotnej Sophie i Sanaheij z wielkim entuzjazmem opowiadały rodzicom, jak wspaniałe i oczywiście "niezbędne" rzeczy sobie kupiły, a Arthur i Diana słuchali córek z wielką uwagą, od czasu do czasu powstrzymując się od wybuchu śmiechu.
Gdy zbliżali się do rezydencji Alderkey'ow, dostrzegli postać, siedzącą na schodach.
Sophie od razu rzuciły się w oczy platynowe włosy.
- No to chyba tyle z rodzinnego obiadu - mruknęła tak cicho, że tylko Arthur stojący najbliżej córki mógł to usłyszeć.
- Zawsze możemy go zaprosić, by zjadł z nami - wyszeptał mężczyzna, nachylając się do córki tak, aby tylko ona go usłyszała.
- O Razjelu! Daj mi siłę! - jęknęła.
- Widzimy się za chwilę! - powiedziała szybko Sana gdy zauważyła Thomasa i pobiegła w jego stronę.
- Ten młody Wheelbay jest całkiem miły - odezwała się Diana.
- Chyba nie - prychnęła Sophie.
- Zachowuj się, So! - skarciła ją matka.
- Dobrze już! Będę się sztucznie uśmiechać, na wszystko przytakiwać i śmiać się z mało śmiesznych żartów.
- Sophie! - matka spojrzała na nią z przerażeniem.
- Masz rację, mamo. Jego żarty w ogóle nie są śmieszne!
- Arthur! Ona jest niemożliwa! - przerażona zachowaniem córki Diana zwróciła się do męża.
- No cóż... Może lepiej to zostawmy w spokoju i chodźmy zjeść, hmm? - zapytał mężczyzna najspokojniej w świecie.
- Oczywiście! Bo po co komu dobre maniery! - prychnęła Diana - Ale pamiętaj moja droga, jeśli będziesz się źle zachowywać, osobiście dopilnuję, żebyś została w Idrisie! Jedno słowo i możesz pożegnać się z Nowym Jorkiem!
- Nie możesz tego zrobić! Co na to Clave?
- Przypominam Ci, że Twój tata jest w Clave.
Sophie spojrzała na ojca, który jedynie posłał jej przepraszające spojrzenie. Niestety nawet on zgadzał się z matką. Dziewczyna przewróciła oczami, po czym nakreśliła nad swoją głową aureolę i uśmiechnęła się sztucznie.
- Świetnie! Więc się zachowuj bo Twoja siostra i Thomas idą w naszą stronę.
- Witam! Pani Diano, pięknie pani wygląda! - Thomas ukłonił się nisko przed matką Sany.
- Miło Cię widzieć, Thomasie! - zaszczebiotała Diana.
- Pan Alderkey! Co za miła niespodzianka! - Thomas zwrócił się w stronę ojca swojej dziewczyny, który energicznie uścisnął dłoń chłopaka.
- Miło Cię w końcu poznać. Własnie mieliśmy zamiar zasiąść do obiadu. Czy zechcesz zjeść z nami, młodzieńcze? - zapytał Arthur.
- Nie chciałbym przeszkadzać...
- Bzdura! Chodź chłopcze, zrobiłam moje popisowe dania!
- Bardzo dziękuję za zaproszenie. Jeśli można chciałbym najpierw porozmawiać z państwa córką, Sophie.
Gdy usłyszała swoje imię zamarła. Czego ten dupek od niej chciał?
- Ze mną? Chyba Ci się coś pomyliło - odpowiedziała ze sztucznym uśmiechem, ponieważ cały czas czuła na sobie wzrok matki.
- Nie, So. Thomas chciał porozmawiać z Tobą w cztery oczy - odparła Sanaheij, co wprawiło Sophie w jeszcze większe osłupienie.
- Wejdźmy do środka. Przygotujemy wszystko. Tylko przyjdźcie szybko, żeby nie wystygło! - powiedziała Diana, po czym razem z mężem i z córką zniknęli za drzwiami.
- Witaj, Sophie...
- Darujmy sobie te uprzejmości, Thomas.  Nie możesz po prostu powiedzieć czego...
- Przepraszam.
Sophie otworzyła szeroko oczy, nie ukrywając swojego zdziwienia.
- Coś Ty powiedział?!
- Przepraszam, Sophie. Ty wiesz za co.
To już przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Thomas Wheelbay we własnej osobie, zdecydował się zniżyć do tego stopnia, by kogoś przeprosić.
- No dobrze. To tylko tyle?
Chłopak przeczesał palcami swoje włosy, po czym wziął głęboki wdech.
- Nie. Chciałbym Cię prosić o drugą szansę. Nie proszę o to byśmy zostali przyjaciółmi, ale chciałbym by nasze relacje nieco się ociepliły. Tak po prostu. Zamienić ze sobą kilka słów od czasu do czasu, tolerować obecność drugiego w tym samym pomieszczeniu i nie skakać sobie do gardeł przy każdej okazji.
Sophie patrzyła na niego, jakby właśnie przed chwilą wyrosła mu druga głowa.
- Dobra co jest grane?
- Razjelu! Czy Ty musisz być taka podejrzliwa?! - jęknął chłopak.
- W stosunku do Ciebie? Tak.
- Masz rację. Nie zasłużyłem na zaufanie, ale chociaż spróbuj. Jeśli nie dla mnie, to dla Sany. Zależy mi na niej, So. Chciałbym, żeby była szczęśliwa, a...
- ... nasz rozejm ją uszczęśliwi - dokończyła za niego Sophie.
Thomas przytaknął.
Stali przez chwilę w milczeniu, patrząc sobie w oczy. So widziała w oczach chłopaka coś nowego. Kiedy mówił o jej siostrze, kiedy na nią patrzył... On na prawdę ją kocha!
- Zgoda. Zapomnijmy o tamtym.
- Dziękuję Sophie.
- Chodź. Czekają na nas - powiedziała, szturchając go łokciem, po czym razem ruszyli w kierunku drzwi.


- Pani Alderkey, jedzenie jest przepyszne!
- Cieszę się, że Ci smakuje! - odpowiedziała Diana, szeroko się uśmiechając.
Dzisiejszy obiad postanowiła zrobić specjalnie dla swoich dzieci.
Pierwszym daniem była zupa dniowa z chili - ulubiona zupa jej córek. Następnie podała ryż z chińską potrawką z kurczaka, papryki i grzybków Shi - take.
Jako deser - ulubiona przez Arthura część obiadu - Diana podała ciasto jabłkowe z cynamonem.
- Mamusia szaleje. Jesteś najlepsza! - Sanaheij odwróciła się do Diany i posłała jej całusa nad stołem.
- Naprawdę dziękuję za zaproszenie na obiad. To co pani przygotowała... Mistrzostwo kulinarne! - zachwycał Thomas.
Diana uśmiechnęła się i chciała odpowiedzieć na komplement, lecz nad jej głową pojawiła się niespodziewanie karteczka.
Ognista Wiadomość. 
- Od kogo to? - zaciekawił się pan Alderkey.
Diana jednak nie odpowiedziała, tylko zaczęła czytać. Z wielkim skupieniem i napięciem wertowała treść wiadomości. W końcu gdy skończyła czytać, Sophie zauważyła, że matka wyraźnie się rozluźniła.
- Wszystko w porządku, najdroższa? - zapytał czule Arthur.
- Tak. To wiadomość od Maryse Lightwood. Jutro na Placu Anioła w południe pojawi się eskorta dla Sophie - powiedziała spokojnie.
- Kto? - wypaliła podekscytowana Sanaheij.
- Clarissa Fairchild i Jace Herondale.
Sophie nie mogła uwierzyć. Otworzyła szeroko usta, a gdy spojrzała na siostrę i Thomasa zauważyła, że ich usta również układają się w idealne "o".
 - O jaaaa! - zapiszczała Sanaheij - Mogę Cię jutro odprowadzić?!
- Jasne.
- A czy...
- Tak, Pando. Thomas może iść z nami - uprzedziła jej pytanie i delikatnie uśmiechnęła się w stronę chłopaka.
Rodzice uśmiechali się, wyraźnie zadowoleni z jej zachowania. Thomas był jej wdzięczny. A na twarzy Sanaheij, dziewczyna zobaczyła radość. Oczy jej siostry lśniły, niczym diamenty.
Sanaheij Penyoung była szczęśliwa.
Niczego więcej Sophie nie potrzeba.

******
Po wypiciu mieszanki ziół od Catariny, Estell uspokoiła się, lecz ból, który czuła był nie do opisania. Miłość, której tak bardzo pragnęła, pojawiła się nieoczekiwanie. Wniosła w jej życie coś nowego.
Będąc zakochana, zaczęła patrzeć na wszystko z zupełnie innej perspektywy. Nawet najmniejsza rzecz potrafiła ją cieszyć, a wszystko dookoła wydawało się być piękne. Zupełnie tak, jakby ktoś założył jej różowe okulary. Nie sądziła, że ta miłość, odejdzie równie szybko jak się pojawiła.
- Jesteś pewna, że chcesz tam wracać, skarbie? - zapytała z czułością Cate.
- Wszystko w porządku, naprawdę. Chcę tam pójść i się... Pożegnać.
Ostatnie słowo ledwie przeszło jej przez gardło.
- Skoro tak... Chodźmy więc.
Idąc korytarzem Instytutu, Essie błagała samego Razjela o to, by cała ta sytuacja okazała się koszmarem. Jednak gdy dotarły do Izby Chorych i znów zobaczyła go na jednym z łózek, zaprzestała jakichkolwiek modlitw.
W pomieszczeniu dostrzegła Jocelyn, która obejmowała zapłakanego Luke'a. Clary i Jace byli pogrążeni w rozmowie z Dorianem i Ingrid a parę metrów dalej, na uboczu, stał Alec z zrozpaczonym Magnusem. Gdy młody Lightwood podniósł wzrok i zauważył ich przybycie, czarownik podążył śladem wzroku Nefilim i jego spojrzenie skrzyżowało się z spojrzeniem Estell.
Dziewczyna szybkim krokiem ruszyła w kierunku czarownika i rzuciła mu się w ramiona, głośno plącząc.
- Magnus... To nie Twoja wina! Ja wiem, że zrobiłeś wszystko, co mogłeś.
Czarownik przytulił ją mocno, po czym każdy obecny w Izbie Chorych podchodził do Estell, żeby ją przytulić. W takiej chwili dziewczyna potrzebuje ludzi, którzy będą ją wspierać.
Gdy nadeszła kolej Jace'a, Nefilim objął dziewczynę i wyszeptał jej do ucha jedno słowo.
- Przepraszam.
- Nie obwiniaj się, Jace. Proszę.
Blondyn tylko przytaknął i odsunął się od dziewczyny, by zrobić jej przejście.
Teraz czekało ją najgorsze.
Pożegnanie.
Wolnym krokiem podeszła do łózka, na którym leżał Seamus. Łzy spływały po jej policzkach, lecz starała się by opanowana. Powoli usiadła obok jego ciała i ujęła jego zimna dłoń. Jej ukochany wyglądał zupełnie tak, jakby spał.
- Seamus... Mój najdroższy! Tak bardzo Cię kocham. Już nigdy nie pokocham innego! Obiecałeś mi, że przeżyjemy... I że nie zostawisz mnie z tym samej...
Gdy Magnus usłyszał te słowa przeszedł go dreszcz. Biedna dziewczyna! Nie mógł patrzeć na jej zapłakana twarz. Przeniósł więc wzrok na Seamusa, którego skóra stała się mlecznobiała. Nie podobało mu się to.
- żegnaj na zawsze, ukochany! - jęknęła dziewczyna i oparła swoje czoło, na jego zimnej dłoni.
To koniec. Już nigdy nie zobaczy jego uśmiechu. Już nigdy nie poczuje jego ciepła. Już nigdy nie usłyszy jego...
- Dlaczego płaczesz, Essie?
Dziewczyna gwałtownie podniosła głowę i wstrzymała oddech.
Na łóżku leżał Seamus i patrzył na nią!
- Se-se-am-mus?
- A któż by inny? Co się... - chłopak urwał i głęboko zaciągnął się powietrzem.
Kiedy otworzył oczy Essie krzyknęła przerażona.
Jego oczy były czerwone, a z górnej szczęki wysunęły się... kły.
- Jestem... Głodny - wysyczał i dziewczyna zamknęła oczy, przygotowana na atak.
Jednak nic się nie stało.
Otworzyła powoli oczy i ujrzała Seamusa w jakiejś niebieskiej bańce, która otaczała mniejszą bańkę koloru czerwonego, osłaniająca z kolei bańkę najbliżej ciała wilkołaka - granatową.
W sali zapanowała cisza.
- Co tu się przed chwilą stało? - spytał Alec.
- Tego się obwiałam, Magnus - wtrąciła Catarina.
- No pięknie,.. - westchnęła Ingrid.
- Czy ktoś do cholery w końcu powie co tutaj się stało?! Seamus przecież żyje! Dlaczego zamknęliście go w tej bańce?! Zabiliście go?!
- Nie, Essie. Seamus żyje. Tak jakby... - odpowiedział Bane.
- Co to znaczy "tak jakby"?
Magnus nie odpowiadał. Wpatrywał się tylko w ciało Seamusa.
- Magnusie, co Ty mu podałeś? - zapytał Alec. Tylko on potrafił jakoś wpłynąć na czarownika.
- Krew.
- To chyba nic złego, prawda?
- Podałem mu krew Saint Clouda. Jednego z pierwszych wampirów, stworzonych przez Pierwotnego - Vlada Drakulę.
- Krew wampirów leczy, więc co z Seamusem? - dopytywał się Alec.
- Seamus jest wilkołakiem i krew zwykłego wampira mogła go leczyć, lecz ta krew należąca do Pisklaka prosto z pod kłów Pierwotnego...
- Co się z nim stało, Magnus? Co stało się z Seamusem?
- On... Stał się Hybryda. Wilkołakiem i wampirem w jednym.
Estell wstrzymała oddech. Czy coś takiego jest możliwe?!
- Cholera - wymsknęło się Alecowi.
- Cholera to za mało powiedziane - odpowiedział Bane.

******

No czeeeeeść, kochani! Jak się macie? Mam rozdział dla was 😎
I jak? Może być? 😀
Zostawcie komentarzyk po przeczytaniu Xd
Ja szybko zmykam, bo już prawie druga, a ja jutro pracuje ❤
Kocham was mocno i całuje 💕💕
Ashley 💋