czwartek, 29 grudnia 2016

Rozdział 21

Po wyjściu Clary i Jace'a, Robert rozsiadł się wygodnie w jednym z foteli w swoim gabinecie. W rękach trzymał kopertę z listem od Maryse. Patrzył na nią przez chwilę, po czym wyjął z szuflady, stojącego obok stolika nożyk i delikatnie ją rozciął.
Znajomy charakter pisma jego żony sprawił, że Robert nie mógł oddychać a jego myśli ogarnął chaos. Chciał wszystko naprawić; chciał znów być częścią rodziny. Jednak próbując porozmawiać z Maryse na ten temat, ta od razu go uciszała - dając mu do zrozumienia, żeby sobie darował.
Jace mu wybaczył; powiedział to dziś, kiedy razem z Clary wychodzili z jego domu. Isabelle otwarcie powiedziała ojcu, że go kocha i tęskni, ale wybaczy mu tylko wtedy, gdy zrobi to matka. Natomiast Alec - jego pierworodny syn, który tak bardzo chciał być docenionym przez ojca, milczał w tej sprawie. Jednak dzięki temu, że Robert zaakceptował ich związek z Magnusem, Alexander patrzył na ojca łaskawie, lecz Lightwood tak na prawdę nie wiedział, co czuje jego syn.
Z zamyślenia wyrwał go śpiew ptaka, stojącego na zewnętrznej stronie parapetu.
Był to Tyrijon - magiczny ptak, którego można spotkać tylko w Idrisie, chociaż zdarzało się czasami, że ptak przefrunął niespodziewanie przez Bramę i trafiał tam, gdzie osoby korzystające z Portalu.
Śpiew Tyrijonów był przepiękny, lecz przeznaczony tylko dla Podziemnych i Nefilim. Na zwykłych ludzi działał niczym syreni śpiew na pływających po morzu - człowiek zachwycał się melodią, próbował ją zapamiętać i na końcu tracił zmysły.
Upierzenie ptaków było jasnoróżowe z wyjątkiem nóg, które miały kolor sadzy. Każde, nawet najmniejsze piórka, na swoich końcach były srebrne. Podczas lotu Tyrijona, kiedy słońce delikatnie musnęło skrzydła ptaka, widok był niesamowity.
Inkwizytor przysłuchiwał się piosence, którą śpiewał ptak. Przez chwilę myślał, że już gdzieś słyszał tą melodię, lecz szybko odrzucił tą myśl - żaden Tyrijon nie zaśpiewał jednej piosenki dwukrotnie.
Głęboki wdech nieco go uspokoił, więc zaczął czytać list.
Z każdym kolejnym słowem, na twarz Inkwizytora wpełzał coraz większy uśmiech. Nie mógł uwierzyć w to co przeczytał, więc zrobił to ponownie. I jeszcze raz.
Maryse chce porozmawiać o NICH!
Dopiero po chwili Robert zdał sobie sprawę z tego, że ta rozmowa nie koniecznie może skończyć się szczęśliwie. Może jego żona chce odejść od niego oficjalnie?
Niestety Lightwood nie mógł spokojnie przeanalizować listu po raz kolejny, gdyż rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę.
W drzwiach pojawiła się elegancko ubrana kobieta.
- Witam Inkwizytorze - uśmiechnęła się do niego promiennie.
- Wejdź proszę do środka. Prosiłem Cię - Robert, nie Inkwizytor - Lightwood uśmiechnął się ciepło do blondynki i wskazał jej fotel.
- Wiem, wiem. Jakoś nie potrafię się przyzwyczaić - zaśmiała się Łowczyni, lecz nie usiadła - Przyszłam tylko na chwilę. Chciałam Cię poinformować, że... Pojadę z Tobą do Nowego Jorku.
Robert otworzył szeroko oczy.
- Naprawdę?! Przecież nie opuściłaś Idrisu odkąd...
- To prawda. Ale chciałam to w końcu zmienić. Widzisz, kiedy tylko usłyszałam, że Clave nie podoba się pomysł Twojego wyjazdu w pojedynkę, zgłosiłam się na ochotniczkę, by Ci towarzyszyć.
Zszokowany Robert spojrzał na Sylvię. Nie zmieniła się w ogóle! Ta sama łagodna twarz, niebieskie oczy, w których pomimo uśmiechu widać smutek - nawet blond włosy, wciąż upinane w ten sam kok. Dla tej Łowczyni czas jest naprawdę łaskawy.
- Robercie, wiem, że chcesz pojechać do Instytutu nie tylko ze względu na sprawę. Chodzi Ci o Maryse, prawda? Rozumiem. Nie będę Cię poganiać, żebyś mógł załatwić również swoje sprawy.
Sylvia była jedyną osobą, która wiedziała, co dzieje się miedzy Lightwood'ami.
Inkwizytor wstał, podszedł do kobiety i przytulił się do niej, jak syn do matki.
- No już dobrze. Teraz idę się spakować - powiedziała, uwalniając Roberta ze swych objęć i kierując się w stronę drzwi.
- Dziękuję! - odezwał się Lightwood.
- Nie ma za co. Żałuj jedynie, że nie widziałeś miny Jii, kiedy dowiedziała się, że chcę wyjechać z Idrisu - Sylvia zachichotała jak nastolatka i zniknęła za drzwiami gabinetu.
Inkwizytor Lightwood cieszył się, że to właśnie ona pojedzie z nim do Instytutu. Wiedział, że Maryse nie powiedziała wszystkiego a z Sylvią będzie łatwiej się dogadać i ustalić wersje wydarzeń. Ta kobieta również nie do końca ufa Clave i również ma wiele swoich sekretów.
A jeśli stało się coś, o czym Sylvia jednak będzie chciała ich poinformować?
Roberta przeszedł dreszcz na samą myśl o tym, co może ukrywać jego rodzina.
Lightwood usiadł w fotelu i schował twarz w dłoniach, a Tyrijon przestał śpiewać swoją piosenkę i odleciał.

******

- Sophie? Jesteś już gotowa?
- Umm. Tak jasne, wejdź proszę!
Alderkey ujrzała w drzwiach Clary a tuż za nią stał Jace.
- Bardzo ładnie urządzony pokój. Podoba mi się ten minimalizm - powiedział blondyn.
- Eee dzięki. Nie lubię, gdy w pokoju jest za dużo gratów - odpowiedziała So, podchodząc do nich.
- Chodźmy do jadalni. Tam poznasz resztę.
- Dobrze.
Troje Nefilim ruszyło korytarzem w stronę jadalni. Sophie rozglądała się wokoło, podziwiając wspaniałe obrazy na ścianach, czy też dzieła sztuki, których nie powstydziłby się największy kolekcjoner. Jace i Clary cierpliwie czekali na dziewczynę, opowiadając jej o niektórych dziełach. Sophie chciała, by ta chwila trwała jak najdłużej, ponieważ bała się spotkania z pozostałymi. A jeśli jej nie polubią? Z drugiej strony była podekscytowana, że pozna osobiście Podziemnych a nawet Przyziemnych! Dla młodej Łowczyni byli oni czymś nowym i nieznanym; tym, czym jest wesołe miasteczko dla dzieci - wielkim WOW!
Kiedy dotarli do jadalni i So usłyszała głosy dobiegające ze środka, gwałtownie się zatrzymała.
- Wszystko w porządku, Sophie? - zapytała Clary.
Jace przyglądał się dziewczynie przez chwilę.
- Ty się boisz, prawda? Nowych, obcych ludzi.
- Ja... Zawsze miałam tylko Sanaheij - moją siostrę.
- Spokojnie, Sophie. Nasza rodzina akceptuje każdego, więc nie masz się czego obawiać - zapewniła ją Clary.
Wzięła dziewczynę za rękę i otworzyła drzwi do jadalni.
Kiedy troje Nefilim znalazło się wewnątrz pomieszczenia, rozmowy ucichły a towarzystwo skupiło się na nowej osobie.
Sophie wstrzymała oddech i ogarnęła wzrokiem wszystkich obecnych.
- Witaj, Sophie. Pamiętasz mnie? Jestem Maryse Lightwood, szefowa tutejszego Instytutu.
Piękna, czarnowłosa kobieta podeszła do dziewczyny z szerokim uśmiechem na twarzy i mocno ją uścisnęła.
- Oczywiście, pani Lightwood. Dziękuje za przyjęcie mnie na naukę. Instytut jest niesamowity!
- Dziękuje za te miłe słowa, kochanie. Ale dlaczego my wciąż stoimy? Chodź, przedstawię Cię pozostałym. Trenera Cartwright'a już znasz. To Jocelyn i jej mąż Lucian - powiedziała  Maryse, wskazując ręka Graymark'ów, siedzących u szczytu stołu.
- Bardzo mi miło - So uśmiechnęła się delikatnie, starając się ukryć podekscytowanie, towarzyszące temu spotkaniu.
- Jace'a i Clary już poznałaś - powiedziała Maryse, gdy Herondale i jego narzeczona zajmowali już swoje miejsca obok matki Clary.
So skinęła głowa, po czym jej wzrok przeniósł się na siedzącego obok Simona i Isabelle. Zanim jednak Maryse zdążyła ich oficjalnie przedstawić, jej córka zerwała się z miejsca, płynnym krokiem zbliżyła się do młodej Łowczyni i uścisnęła ją mocno.
- Jestem Isabelle, ale mów mi Izzy. A ten przystojniak obok mnie to mój Simon - chłopak uśmiechnął się serdecznie i pomachał do Sophie - Usiądziesz obok nas?
- Eeee... Jasne, Izzy.
Czarnowłosa chwyciła dłoń Sophie i pociągła ją w stronę Simona.
W tej samej chwili do jadalni weszły dwie dziewczyny. Sophie od razu poznała, że są to Przyziemne. Ponieważ było to jej pierwsze spotkanie, skupiła na nich całą swoją uwagę, wyszukując jak najwięcej szczegółów lub różnic w zachowaniu.
- Sophie poznaj Estell Brown. Jest naszą gosposią i członkiem rodziny. Obok Essie stoi Rebecca, siostra Simona. Obie są Przyziemnymi i posiadają Wzrok - wyjaśniła krótko Izzy.
Maryse poddała się, kiedy jej córka porwała nową uczennicę, więc wróciła na swoje miejsce i obserwowała młodą Łowczynię.
- Ta kobieta o białych włosach to Catarina Loss - przyjaciółka Magnusa, a to ciacho obok niej to Dorian Shade - jego brat.
- Witaj Sophie! - Cate wyszczerzyła do niej swoje śnieżnobiałe zęby a Dorian śmiejąc się z jej zachowania ukazał swój wężowy język, po czym puścił do Sophie oko.
- Znakomita autoprezentacja, braciszku!
Dziewczyna odwróciła się w stronę drzwi i ujrzała Magnusa, który właśnie stał w drzwiach jadalni ze swoim chłopakiem Alexandrem. Isabelle już chciała coś powiedzieć, lecz Magnus uciszył ją gestem ręki.
- Pozwól, Izzy, że sam się przedstawię. Bane. Magnus Bane. Wielki Czarownik Brooklynu. Ten niebieskooki model to Alexander Lightwood, mój chłopak.
- Witaj Sophie. Mów mi Alec - odezwał się przyjaźnie czarnowłosy Nefilim.
- Jasne, Alec - rzuciła niepewnie dziewczyna.
- Proszę, usiądźmy. Sophie na pewno jest głodna!
Pomimo wielokrotnych upomnień Maryse, podczas posiłku mieszkańcy zadawali młodej Łowczyni dużo pytań a So odpowiadała z wielkim entuzjazmem. Clary opowiedziała o swoim odkryciu - nowej, wcześniej jej nie znanej gałęzi rodu Morgensternów. Oczywiście wszyscy żywo zainteresowali się opowieścią rudowłosej - w szczególności Jocelyn i Magnus, więc Sophie mogła spokojnie dokończyć obiad.
Jedząc, dziewczyna obserwowała swoją nowa "rodzinę" i była pod wrażeniem.
Nefilim, Podziemni i Przyziemni razem!
Nigdy nie przypuszczała, że te wszystkie rasy może łączyć tyle pozytywnych uczuć!
Zaufanie, oddanie, przyjaźń i miłość...
- Sophie? - z rozmyślania wyrwał ją głos Maryse.
- Przepraszam, pani Lightwood. Proszę mi wybaczyć ale zamyśliłam się. Może pani powtórzyć?
- Dziś zapoznasz się z rozmieszczeniem wszystkich pomieszczeń w Instytucie oraz dostaniesz rozkład zajęć. Clary Ci we wszystkim pomoże.
- Oczywiście.
- Jedzenie było znakomite, ale na mnie już pora - oznajmiła Maryse, wstając od stołu. - Chciałabym widzieć Cię w swoim gabinecie, za godzinę. Musimy omówić kilka istotnych spraw.
Po tych słowach, wszyscy jak jeden mąż ucichli. So rozejrzała się i po krótkiej chwili dotarło do niej, że oczy zebranych, skierowane są w jej stronę. Poczuła suchość w ustach.
Na szczęście Magnus zorientował się szybko o co chodzi i przerwał tą niezręczną ciszę.
- My też pójdziemy - powiedział czarownik, chwytając Aleca za rękę - Ingrid na pewno jest głodna.
- Ingrid? - wyszeptała do Isabelle - To jeszcze nie wszyscy?!
- To siostra Magnusa. Widzisz, ona... miała ważne zadanie do wykonania i teraz...
- Wiem, Izzy. Nie możecie o tym rozmawiać.
Isabelle posłała jej pełne wdzięczności spojrzenie.
- Tak, własnie... O cześć Ingrid!
Sophie odwróciła się w stronę drzwi i ujrzała... Anioła?
Czy dziecko demona można nazwać aniołem, Sophie?! Tobie na mózg padło czy jak?! 
Zdrowy rozsadek temu zaprzeczał, lecz Ingrid Fire w oczach młodej Łowczyni była aniołem. Przepięknym aniołem w białej bluzce bez rękawów, czarnych skórzanych spodniach i zabójczych szpilkach. Krwistoczerwone loki, kaskadami opadały na piersi czarownicy. Wisienką na torcie była gruba, pleciona, kremowa opaska na jej głowie.
- Isabelle! Zaraz do was dołączę! - oznajmiła Inn - Pójdę jeszcze do kuchni, do Essie.
- Jasne! Czekamy!
Jednak zanim czerwonowłosa weszła do kuchni, jej spojrzenie skrzyżowało się z spojrzeniem Sophie. Nocna Łowczyni dostrzegła kolor tęczówek Ingrid. Ta intensywna czerwień sprawiła, że zakręciło jej się w głowie.
- Zabójcza jest, co nie?
- Eee. Co mówiłaś? - So była nieco zdezorientowana.
- Mówiłam, że Inn jest zabójcza! Najpiękniejsza czarownica jaką znam. Chociaż Cate też jest niczego sobie. Nie no, obie są zabójcze! Co myślisz?
- Tak, obie są pięknymi kobietami.
Sophie wbiła wzrok w swój talerz. Zamiast skończyć posiłek, bawiła się widelcem, dłubiąc w sałatce. Nie trwało to jednak długo, ponieważ parę minut później przy stole pojawiła się Ingrid.
- Ty musisz być Sophie Alderkey, nowa uczennica, tak? - zagadała czarownica, siadając na przeciwko So.
- Tak. To ja - wydusiła z siebie dziewczyna - Jesteś siostrą Magnusa Bane'a?
- Aha - odparła Inn, nakładając sobie ziemniaków na talerz. - Boże drogi, ale jestem głodna! Ta nocna warta mnie wykończy!
- Jak... Jak to możliwe? Ty i Magnus... Rodzeństwo...
- Widzisz wygląda to tak: nasze matki są Przyziemnymi a Ojciec demonem. Przecież Asmodeusz nie słynie z wierności - z resztą jak każdy demon. Dorian też jest moim bratem, ale to już pewnie wiesz, co?
- Tak, Izzy mi powiedziała.
- Isabelle to straszna plotkara - zachichotała Ingrid, wkładając do ust kawałek mięsa.
- Wcale nie! Ja tylko przedstawiałam Sophie nasza rodzinę! - zaprotestowała Izzy.
- No już dobrze, Isabelle.
- I tak mnie kochasz, czarownico! Idę z Simonem na trening. Zaprowadzisz Sophie do mamy? - zapytała Izzy.
- Nie ma sprawy. Ale daj mi w końcu zjeść, dobrze?
- Tylko się nie udław! - zaszczebiotała Isabelle, wychodząc razem z Simonem z jadalni.
- Małpa - zaśmiała się Ingrid.
Jej śmiech brzmiał niczym maleńkie, świąteczne dzwoneczki, którymi matka Sophie tak bardzo lubiła dekorować dom na święta.
- Więc, Sophie...
- Mów mi So.
- Dobrze, So. Opowiedz mi coś o sobie...
Tak oto młoda Nefilim i czarownica rozmawiały ze sobą przez całą godzinę; podczas posiłku, gdy So czekała aż Ingrid spokojnie zje i po drodze do gabinetu Maryse. Sophie czuła się swobodnie; miała wrażenie, że ona i Ingrid znają się bardzo długo. Rozmowa była luźna, przyjemna i lekka a czarownica bardzo przyjazna.
- Tu Cię zostawiam. Mam nadzieje, że uda nam się kiedyś to powtórzyć - powiedziała Ingrid, uśmiechając się anielsko.
- Koniecznie.
- Jesteś naprawdę dobrą dziewczyną, Sophie - dodała czarownica i ruszyła w swoją stronę.
Gdy Łowczyni odprowadziła Ingrid wzrokiem, wzięła głęboki wdech i zapukała do drzwi. Po usłyszeniu donośnego ''proszę'' weszła do środka, gdzie czekała już na nią Maryse i... Clary?
- Witaj. Wybacz mi, ale nie mam dziś do tego głowy, więc może przejdźmy od razu do rzeczy, Sophie. Clarissa przybliżyła Ci naszą sytuację, prawda?
Dziewczyna przytaknęła.
- Dobrze. Jesteś gotowa złożyć Przysięgę Krwi?
- Oczywiście, pani Lightwood - odpowiedziała Alderkey, bez cienia wątpliwości.
- Znakomicie! Clary przyprowadź Magnusa, dobrze?
Rudowłosa wyszła z gabinetu Maryse i chwilę później wróciła z Bane'em.
- Gotowa? - zapytał Magnus.
- Jak nigdy dotąd - odpowiedziała Sophie, a na jej twarzy pojawił się tajemniczy uśmiech.
- Doskonale! Zaczynajmy!


Witam was, kochani! Wróciłam! Zbliża się Nowy Rok, to i nowa wena przyszła! ;)
Jak wam się podoba? 
Komentujcie, kochani! ;)
Dziękuję za to, ze jesteście ;* 

- JA ;D





7 komentarzy:

  1. To jest cudowne 😍 Mam nadzieję na szybki next ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham Twoje opowidania. Jestem ciekawa co jest w liscie Maryse i co z nia sie dzieje.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy bedzie next? Nie moge sie doczekac ....

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochani rozdział sie pisze :) staram sie szybciutko wam wrzucic kolejny rozdział, ale natłok wydarzen zycia codziennego mi to utrudnia :/
    Już niebawem ... <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy mozena sie mniej wiecej spodziewac nastepnego rozdzialu ???

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejka :) Gdzie się podziewasz? Tęsknimy :( Sophie już miała złożyć Przysięgę i zostało rzucone słowo "start/zaczynamy" a tu nagle cisza i nic! Ja nie potrafię dłużej czekać! Kochanie PROSZĘ CIĘ POJAW SIĘ Z NOWYM ROZDZIAŁEM! Weny <3

    OdpowiedzUsuń