- Wybacz mi, mój Panie, że ośmielam się przeszkadzać - powiedział chrapliwym głosem zakapturzony mężczyzna, stojący w drzwiach.
- Wejdź proszę.
Zrobił tak, jak prosił jego rozmówca siedzący w fotelu, a gdy zamknął za sobą drzwi, zdjął kaptur, który skrywał jego oblicze. Peleryna i długie, czarne włosy związane w cienki warkocz oznaczały, że właśnie wrócił z obchodu.
- Jak minął patrol? - zapytał siedzący w fotelu.
- Sam osądź - westchnął przybysz - Nikt nic nie wie. Nikt nie widział Lilith od miesięcy.
- Z jednej strony to źle, ponieważ nie wiemy co robi a z drugiej strony... jeden problem z głowy.
- Ale mój Panie, czy nie sądzisz, że należy działać już teraz?
- Nie, bracie. Porzuć tytuły i usiądź ze mną. Szklaneczkę? - zapytał, wskazując na karafkę z whisky.
- Poproszę - odpowiedział czarnowłosy, opadając na drugi fotel.
Uwielbiał, kiedy jego Pan przesiadywał w swojej bibliotece, ponieważ znajdujący się tam zbiór ksiąg był imponujący. Kiedy patrzył na półki, na których równiutko rzędami poukładane były wspaniałe dzieła, uspokajał się.
Przyjął z wdzięcznością szklanice z bursztynowym trunkiem i upił porządny łyk.
- Na co czekamy? Nie lepiej dmuchać na zimne? - zapytał. Napój kojąco rozgrzewał gardło.
- Zabawne, że to powiedziałeś. W końcu jesteśmy w Piekle - zaśmiał się właściciel biblioteki.
Leliel westchnął, po czym upił kolejny, spory łyk.
- Zachciało się ladacznicy podbijać świat - mruknął.
- Po raz kolejny, Lelielu. I jak zwykle ktoś będzie musiał to posprzątać.
- Co więc robimy?
- Czekamy - odparł gospodarz - Czas pokaże co będzie dalej. Na razie jest po naszej stronie.
- Boję się, że Lilith znajdzie sposób na to, by ''czas'' działał na jej korzyść.
- Taaa. Też mam pewne obawy co do tego...
- Wejdź proszę.
Zrobił tak, jak prosił jego rozmówca siedzący w fotelu, a gdy zamknął za sobą drzwi, zdjął kaptur, który skrywał jego oblicze. Peleryna i długie, czarne włosy związane w cienki warkocz oznaczały, że właśnie wrócił z obchodu.
- Jak minął patrol? - zapytał siedzący w fotelu.
- Sam osądź - westchnął przybysz - Nikt nic nie wie. Nikt nie widział Lilith od miesięcy.
- Z jednej strony to źle, ponieważ nie wiemy co robi a z drugiej strony... jeden problem z głowy.
- Ale mój Panie, czy nie sądzisz, że należy działać już teraz?
- Nie, bracie. Porzuć tytuły i usiądź ze mną. Szklaneczkę? - zapytał, wskazując na karafkę z whisky.
- Poproszę - odpowiedział czarnowłosy, opadając na drugi fotel.
Uwielbiał, kiedy jego Pan przesiadywał w swojej bibliotece, ponieważ znajdujący się tam zbiór ksiąg był imponujący. Kiedy patrzył na półki, na których równiutko rzędami poukładane były wspaniałe dzieła, uspokajał się.
Przyjął z wdzięcznością szklanice z bursztynowym trunkiem i upił porządny łyk.
- Na co czekamy? Nie lepiej dmuchać na zimne? - zapytał. Napój kojąco rozgrzewał gardło.
- Zabawne, że to powiedziałeś. W końcu jesteśmy w Piekle - zaśmiał się właściciel biblioteki.
Leliel westchnął, po czym upił kolejny, spory łyk.
- Zachciało się ladacznicy podbijać świat - mruknął.
- Po raz kolejny, Lelielu. I jak zwykle ktoś będzie musiał to posprzątać.
- Co więc robimy?
- Czekamy - odparł gospodarz - Czas pokaże co będzie dalej. Na razie jest po naszej stronie.
- Boję się, że Lilith znajdzie sposób na to, by ''czas'' działał na jej korzyść.
- Taaa. Też mam pewne obawy co do tego...
******
- Na Anioła! Sylvia!
Maryse podbiegła do Łowczyni, leżącej bezwładnie u stop Magnusa, który właśnie sprawdzał jej puls. Alec jak zwykle nie odstępował czarownika na krok, więc był tuż obok. Becky i Estell stały zszokowane obok Seamusa, nie bardzo rozumiejącego, co przed chwilą się stało. Robert w osłupieniu obserwował całą sytuację.
- Magnus?
- Straciła przytomność.
- Zauważyłem. Ale dlaczego?
Czarownik zamiast odpowiedzieć, uciszył Inkwizytora gestem dłoni, po czym dotknął trzema palcami jej czoła. Kobieta w tej samej chwili poderwała się do góry biorąc głęboki wdech.
- Magnusie? - wyszeptała, patrząc na czarownika ze łzami w oczach.
- Już dobrze, Sylvio. Ciii... - Bane wziął kobietę w ramiona i mocno przytulił.
Wszyscy zgromadzeni w Izbie Chorych obserwowali tą sytuacje z nie małym zdziwieniem. Jednak nie przerywali czarownikowi, który delikatnie kołysał zrozpaczoną Nefilim. Nikt nie wiedział, dlaczego widok Seamusa tak mocno na nią zadziałał. Sylvia Nightland z rodu Cartwright była kobietą silną i opanowaną. Nie takiej reakcji się spodziewali.
Po chwili Magnus uwolnił ją z uścisku, by mogła doprowadzić się do porządku. Oczy Sylvii były lekko spuchnięte od płaczu a twarz wyglądała na starszą.
- Przepraszam was za to, co przed chwilą się tu wydarzyło - wychrypiała. - Gdybym wiedziała wcześniej...
- Nie przyjechałabyś - dokończył za nią Magnus.
- Przygotowałabym się - odparła kobieta. - Jakbyś się czuł, gdyby Twoje najmroczniejsze chwile w życiu powróciły ze zdwojoną siłą, Magnusie? Gdyby w starych ranach na nowo zatętnił tępy ból?
Czarownik przez chwile patrzył w jej smutne oczy, po czym przeniósł wzrok na Aleca.
- Rozumiem to lepiej niż ktokolwiek z tu obecnych - wychrypiał. - Nie sądzisz jednak, że warto by wtajemniczyć pozostałych?
Ponownie spojrzał na Łowczynię i widząc jej minę wiedział, że się waha. Żył już tak długo, że potrafił rozpoznać kiedy ktoś prowadził wewnętrzną walkę z samym sobą.
- Zgadzam się.
- W takim razie proponowałbym urządzić ''małe'' spotkanie w Bibliotece. Za pozwoleniem, Maryse - Magnus zwrócił wzrok w kierunku szefowej Instytutu.
- Sądzę, że to doskonały pomysł. Essie, zaprowadź proszę panią Nightland do jej sypialni. Powinna odpocząć. Becky niech pójdzie z Tobą, dobrze?
- Tak jest, pani Lightwood - rzuciła pośpiesznie Estell, po czym z pozostałymi dwoma kobietami opuściła Izbę Chorych. Odprowadzone wzrokiem, zniknęły za zakrętem.
- Kolejne komplikacje, tajemnice... - westchnęła Maryse - Czy my nie możemy żyć normalnie?
- Myślę, że odpowiedź na Twoje pytanie zależy od tego, jaka jest według Ciebie definicja ''normalności'' - wtrącił Alec.
- Trafne stwierdzenie, Alexandrze - Magnus podszedł do Nocnego Łowcy i kładąc mu rękę na ramieniu, zapytał - Mamy teraz trochę czasu, zanim Sylvia się uspokoi, więc możne zechcesz mi towarzyszyć przy treningu z Seamusem?
- Jasne.
Czarownik skinął głową na Moresa i w trójkę opuścili Izbę Chorych, zostawiając Maryse i Roberta samych.
- Mary...
- Proszę, pozwól, że to ja zacznę - wtrąciła, zanim zdążył powiedzieć cokolwiek.
Skinął więc głową na znak, że słucha i czekał. Bał się tej rozmowy bardziej niż czegokolwiek.
- Powiem wprost. Mam dość. Dość udawania idealnego małżeństwa, które okrutny los rozdzielił pomiędzy Nowy Jork i Alicante. Możemy oszukać wszystkich wkoło ale siebie nie oszukamy. Ja... - przerwała, ponieważ w jej oczach pojawiły się łzy.
Robert czekał na słowa, które ostatecznie miały ocalić lub zrujnować jego życie.
- Kocham Cię, Maryse - oznajmił niespodziewanie. - Byłaś, jesteś i będziesz jedną z dwóch kobiet na tym świecie, które zamieszkały w moim sercu.
Łowczyni otarła łzy i spojrzała na męża z niedowierzaniem.
- Jedna z dwóch? Więc jest jeszcze jakaś druga kobieta?!
- Taaak - westchnął mężczyzna - Ma na imię Isabelle Sophie Lightwood i jest naszą córką.
Przez krótką chwilę Maryse wpatrywała się w niego z otwartymi ze zdumienia ustami.
- Pan chyba ogląda za dużo filmów, panie Inkwizytorze - skarciła go wzrokiem, uśmiechając się przy tym promiennie.
- Całkiem możliwe - mruknął. Zanim Maryse zdążyła odpowiedzieć, Robert złączył ich dłonie i dodał: - Czy mamy jeszcze szansę? Możemy spróbować raz jeszcze? Biorę na siebie całą winę. Gdybym... - zaczął Robert, ale Maryse szybko zbliżyła się do niego i złączyła ich usta w pocałunku.
Najpierw delikatnie, jakby był to ich pierwszy pocałunek. Każdy ruch był ostrożny, dobrze zaplanowany jakby kobieta bała się, że za chwilę otworzy oczy i wszystko okaże sie być snem. Robert czując jej ciepłe, miękkie wargi pogłębił pocałunek.
W pewnej chwili, na parapecie uchylonego okna usiadł Tyrijon i zaczął śpiewać.
Para Nocnych Łowców spojrzała na niego równocześnie ale to Maryse odezwała się pierwsza.
- Robercie czy wiesz co to za melodia? - zapytała, obserwując ptaka.
- Wydaje się znajoma, ale przecież to nie możliwe. Sama dobrze wiesz...
- ... Że żaden Tyrijon nigdy nie zanucił tej samej melodii dwa razy. Ale wiem też, że to ta sama melodia, którą taki właśnie ptak zanucił w dniu naszego ślubu! Jestem tego pewna, gdyż był to najszczęśliwszy dzień mojego życia a ta melodia ... Była taka piękna... - mówiła Maryse. - O, teraz posłuchaj! Teraz zanuci trochę wyżej a zakończy stopniowo zniżając ton.
Robert wsłuchał się w piosenkę i o dziwo słowa Maryse się potwierdziły. Przez chwilę Inkwizytor zaczął zastanawiać się jak to możliwe, że ten ptak, zanucił dwa razy tę samą melodię. Od początku istnienia tego gatunku nigdy nie zanotowano w żadnej z ksiąg w Alicante, by coś takiego miało miejsce.
- Czy myślisz, że...
- Ja to wiem, Maryse. Nic nie dzieje się przez przypadek a już na pewno nie cuda. Bo to, że ten ptak jako jedyny ze swojego gatunku zanucił tę samą melodie dwa razy to nie przypadek. To cud. I na pewno jest zwiastunem czegoś dobrego lub złego. Wiem jedno - spojrzał kobiecie głęboko w oczy - To znak, że powinniśmy dać sobie drugą szansę. Po raz drugi usłyszeliśmy piękną melodię, która została podarowana nam jako prezent ślubny od Jocelyn... Pamiętasz?
- Oczywiście, to Joc potrafiła przywołać Tyrijony. Robercie... - westchnęła Maryse - Otwieram dla Ciebie moje serce po raz drugi. Nie zepsuj tego!
Na twarzy Inkwizytora pojawił się tak promienny uśmiech, jakiego dawno nie widziała. Mężczyzna złapał ją w pasie, uniósł do góry i kręcił się z nią dookoła jak za czasów, gdy byli jeszcze nastolatkami.
- No już! Dosyć! Postaw mnie! - chichotała.
Robert pocałował ją w usta i postawił na podłodze.
- Co zrobimy z Tyrijonem? Nie może tu zostać.
- Poprosimy Jocelyn, aby go przywołała, otworzymy Bramę i wróci do domu - oznajmił Inkwizytor - Tymczasem chciałabym zaprosić panią, Pani Lightwood na randkę. Co pani na to?
Maryse podbiegła do Łowczyni, leżącej bezwładnie u stop Magnusa, który właśnie sprawdzał jej puls. Alec jak zwykle nie odstępował czarownika na krok, więc był tuż obok. Becky i Estell stały zszokowane obok Seamusa, nie bardzo rozumiejącego, co przed chwilą się stało. Robert w osłupieniu obserwował całą sytuację.
- Magnus?
- Straciła przytomność.
- Zauważyłem. Ale dlaczego?
Czarownik zamiast odpowiedzieć, uciszył Inkwizytora gestem dłoni, po czym dotknął trzema palcami jej czoła. Kobieta w tej samej chwili poderwała się do góry biorąc głęboki wdech.
- Magnusie? - wyszeptała, patrząc na czarownika ze łzami w oczach.
- Już dobrze, Sylvio. Ciii... - Bane wziął kobietę w ramiona i mocno przytulił.
Wszyscy zgromadzeni w Izbie Chorych obserwowali tą sytuacje z nie małym zdziwieniem. Jednak nie przerywali czarownikowi, który delikatnie kołysał zrozpaczoną Nefilim. Nikt nie wiedział, dlaczego widok Seamusa tak mocno na nią zadziałał. Sylvia Nightland z rodu Cartwright była kobietą silną i opanowaną. Nie takiej reakcji się spodziewali.
Po chwili Magnus uwolnił ją z uścisku, by mogła doprowadzić się do porządku. Oczy Sylvii były lekko spuchnięte od płaczu a twarz wyglądała na starszą.
- Przepraszam was za to, co przed chwilą się tu wydarzyło - wychrypiała. - Gdybym wiedziała wcześniej...
- Nie przyjechałabyś - dokończył za nią Magnus.
- Przygotowałabym się - odparła kobieta. - Jakbyś się czuł, gdyby Twoje najmroczniejsze chwile w życiu powróciły ze zdwojoną siłą, Magnusie? Gdyby w starych ranach na nowo zatętnił tępy ból?
Czarownik przez chwile patrzył w jej smutne oczy, po czym przeniósł wzrok na Aleca.
- Rozumiem to lepiej niż ktokolwiek z tu obecnych - wychrypiał. - Nie sądzisz jednak, że warto by wtajemniczyć pozostałych?
Ponownie spojrzał na Łowczynię i widząc jej minę wiedział, że się waha. Żył już tak długo, że potrafił rozpoznać kiedy ktoś prowadził wewnętrzną walkę z samym sobą.
- Zgadzam się.
- W takim razie proponowałbym urządzić ''małe'' spotkanie w Bibliotece. Za pozwoleniem, Maryse - Magnus zwrócił wzrok w kierunku szefowej Instytutu.
- Sądzę, że to doskonały pomysł. Essie, zaprowadź proszę panią Nightland do jej sypialni. Powinna odpocząć. Becky niech pójdzie z Tobą, dobrze?
- Tak jest, pani Lightwood - rzuciła pośpiesznie Estell, po czym z pozostałymi dwoma kobietami opuściła Izbę Chorych. Odprowadzone wzrokiem, zniknęły za zakrętem.
- Kolejne komplikacje, tajemnice... - westchnęła Maryse - Czy my nie możemy żyć normalnie?
- Myślę, że odpowiedź na Twoje pytanie zależy od tego, jaka jest według Ciebie definicja ''normalności'' - wtrącił Alec.
- Trafne stwierdzenie, Alexandrze - Magnus podszedł do Nocnego Łowcy i kładąc mu rękę na ramieniu, zapytał - Mamy teraz trochę czasu, zanim Sylvia się uspokoi, więc możne zechcesz mi towarzyszyć przy treningu z Seamusem?
- Jasne.
Czarownik skinął głową na Moresa i w trójkę opuścili Izbę Chorych, zostawiając Maryse i Roberta samych.
- Mary...
- Proszę, pozwól, że to ja zacznę - wtrąciła, zanim zdążył powiedzieć cokolwiek.
Skinął więc głową na znak, że słucha i czekał. Bał się tej rozmowy bardziej niż czegokolwiek.
- Powiem wprost. Mam dość. Dość udawania idealnego małżeństwa, które okrutny los rozdzielił pomiędzy Nowy Jork i Alicante. Możemy oszukać wszystkich wkoło ale siebie nie oszukamy. Ja... - przerwała, ponieważ w jej oczach pojawiły się łzy.
Robert czekał na słowa, które ostatecznie miały ocalić lub zrujnować jego życie.
- Kocham Cię, Maryse - oznajmił niespodziewanie. - Byłaś, jesteś i będziesz jedną z dwóch kobiet na tym świecie, które zamieszkały w moim sercu.
Łowczyni otarła łzy i spojrzała na męża z niedowierzaniem.
- Jedna z dwóch? Więc jest jeszcze jakaś druga kobieta?!
- Taaak - westchnął mężczyzna - Ma na imię Isabelle Sophie Lightwood i jest naszą córką.
Przez krótką chwilę Maryse wpatrywała się w niego z otwartymi ze zdumienia ustami.
- Pan chyba ogląda za dużo filmów, panie Inkwizytorze - skarciła go wzrokiem, uśmiechając się przy tym promiennie.
- Całkiem możliwe - mruknął. Zanim Maryse zdążyła odpowiedzieć, Robert złączył ich dłonie i dodał: - Czy mamy jeszcze szansę? Możemy spróbować raz jeszcze? Biorę na siebie całą winę. Gdybym... - zaczął Robert, ale Maryse szybko zbliżyła się do niego i złączyła ich usta w pocałunku.
Najpierw delikatnie, jakby był to ich pierwszy pocałunek. Każdy ruch był ostrożny, dobrze zaplanowany jakby kobieta bała się, że za chwilę otworzy oczy i wszystko okaże sie być snem. Robert czując jej ciepłe, miękkie wargi pogłębił pocałunek.
W pewnej chwili, na parapecie uchylonego okna usiadł Tyrijon i zaczął śpiewać.
Para Nocnych Łowców spojrzała na niego równocześnie ale to Maryse odezwała się pierwsza.
- Robercie czy wiesz co to za melodia? - zapytała, obserwując ptaka.
- Wydaje się znajoma, ale przecież to nie możliwe. Sama dobrze wiesz...
- ... Że żaden Tyrijon nigdy nie zanucił tej samej melodii dwa razy. Ale wiem też, że to ta sama melodia, którą taki właśnie ptak zanucił w dniu naszego ślubu! Jestem tego pewna, gdyż był to najszczęśliwszy dzień mojego życia a ta melodia ... Była taka piękna... - mówiła Maryse. - O, teraz posłuchaj! Teraz zanuci trochę wyżej a zakończy stopniowo zniżając ton.
Robert wsłuchał się w piosenkę i o dziwo słowa Maryse się potwierdziły. Przez chwilę Inkwizytor zaczął zastanawiać się jak to możliwe, że ten ptak, zanucił dwa razy tę samą melodię. Od początku istnienia tego gatunku nigdy nie zanotowano w żadnej z ksiąg w Alicante, by coś takiego miało miejsce.
- Czy myślisz, że...
- Ja to wiem, Maryse. Nic nie dzieje się przez przypadek a już na pewno nie cuda. Bo to, że ten ptak jako jedyny ze swojego gatunku zanucił tę samą melodie dwa razy to nie przypadek. To cud. I na pewno jest zwiastunem czegoś dobrego lub złego. Wiem jedno - spojrzał kobiecie głęboko w oczy - To znak, że powinniśmy dać sobie drugą szansę. Po raz drugi usłyszeliśmy piękną melodię, która została podarowana nam jako prezent ślubny od Jocelyn... Pamiętasz?
- Oczywiście, to Joc potrafiła przywołać Tyrijony. Robercie... - westchnęła Maryse - Otwieram dla Ciebie moje serce po raz drugi. Nie zepsuj tego!
Na twarzy Inkwizytora pojawił się tak promienny uśmiech, jakiego dawno nie widziała. Mężczyzna złapał ją w pasie, uniósł do góry i kręcił się z nią dookoła jak za czasów, gdy byli jeszcze nastolatkami.
- No już! Dosyć! Postaw mnie! - chichotała.
Robert pocałował ją w usta i postawił na podłodze.
- Co zrobimy z Tyrijonem? Nie może tu zostać.
- Poprosimy Jocelyn, aby go przywołała, otworzymy Bramę i wróci do domu - oznajmił Inkwizytor - Tymczasem chciałabym zaprosić panią, Pani Lightwood na randkę. Co pani na to?
******
Witam kochani! Po baaardzo długiej przerwie postanowiłam wrócić 🙊🙉🙈
Witam kochani! Po baaardzo długiej przerwie postanowiłam wrócić 🙊🙉🙈
Na powitanie mały fragment ;)
Doprzeczytania!
- A.
Next
OdpowiedzUsuńPiszesz tak cudownie, że aż moje serduszko krzyczy" zrób tego więcej".
OdpowiedzUsuńPS. Ubustwiam cię i twoje dzieło.