poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Rozdział 18

Nie żyje. Nie żyje. Nie żyje.
Te słowa sprawiły, że zrobiło jej się ciemno przed oczami. Czy to się dzieję na prawdę?!
- Nie... - wyszeptała Estell - Nie!
Dziewczyna upadła na kolana, ukryła twarz w dłoniach i zaczęła głośno płakać.
- Przykro mi. Próbowałem... - Magnus nie dokończył zdania, ponieważ widok płaczącej Essie sprawił, że i z jego oczu popłynęły łzy. Klęcząc tak bezradnie, wydawała się czarownikowi jeszcze drobniejszą istotą, niż jest w rzeczywistości.
Niespodziewanie Estell zerwała się z miejsca i rzuciła się w stronę bezwładnego ciała wilkołaka.
- Seamus słyszysz mnie?! Obudź się, skarbie! Nie rób sobie żartów! - mówiła do niego, nerwowo głaszcząc dłoń, która ku jej przerażeniu była zimna.
- Estell... - Maryse zrobiła krok w jej kierunku - Skarbie on nie śpi. On odszedł.
- On sobie tylko żartuje!
- Proszę, Essie...
- Dlaczego mi to robisz?! - krzyknęła niespodziewanie, nie zwracając uwagi na pozostałych - Dlaczego teraz odchodzisz?! Jesteś cholernym egoistom! Kłamałeś! Cały czas! Ty cholerny sukinsynu!
Estell jak szalona, na oślep uderzała pięściami w jego klatkę piersiową, jednak Seamus się nie poruszył. Po chwili ktoś, chwycił ją za nadgarstki i odciągnął od łóżka. Nie miała już siły, więc wtuliła się w tors, który jak się okazało należał do Luke'a i zaczęła głośno płakać.
- Już dobrze, dziecko - powiedział czule Graymark - Już dobrze.
- On odszedł.  Tak po prostu! Zostawił mnie samą! Właśnie teraz! Był moją jedyną rodziną! - mówiła przez łzy.
- A my? - zapytała Maryse, kładąc jej dłoń na ramieniu - Nie jesteśmy Twoją rodziną?
- Oczywiście,  że jesteście. Ale Seamus... Był moją własną rodziną - szlochała.
- Powinnaś trochę odpocząć, skarbie.  Chodź, dam Ci herbatkę na uspokojenie - zaproponowała Catarina, wyrywając Estell z ramion Luke'a.
- Nie. Nie. Nie. Ja muszę tu zostać,  bo...
- Obiecuję, że wrócimy kiedy tylko trochę odpoczniesz, dobrze?
Dziewczyna niechętnie przytaknęła i pozwoliła by czarownica wyprowadziła ją z Izby Chorych.
W pomieszczeniu zapanowała cisza.
Maryse zaczęła obserwować pozostałych świadków tragedii, która dosięgła Estell.
Luke po wyjściu dziewczyny opadł na najbliższe krzesło, po czym ukrył twarz i pozwolił płynąć łzom. Clary stała wtulona w tors narzeczonego a Isabelle patrzyła przez okno na nowojorską noc. Dorian starał się zachować kamienną twarz, lecz smutek i współczucie wygrały z jego bez emocjonalną maską. Kiedy Maryse przeniosła wzrok na stojącą obok niego Córkę Asmodeusza zauważyła, że jej czerwone włosy zrobiły się nieco jaśniejsze. Nawet Ingrid, która nienawidzi mężczyzn, poczuła smutek. W końcu wzrok pani Lightwood zatrzymał się na Magnusie. Bane stał w objęciach Alexandra. Maryse wiedziała, że czarownik ma wyrzuty sumienia z powodu Seamusa lecz każdy doskonale wiedział, że zrobił on wszystko, co tylko mógł.
Kobieta już chciała się odezwać lecz Jace ją uprzedził.
- To moja wina.
Wzrok każdego, kto był obecny w Izbie Chorych, zwrócił się w stronę młodego Łowcy.
- O czym Ty mówisz, Jace? - zapytała Clary, uwalniając się nieco z jego uścisku.
- Gdybym biegł szybciej...
- Daj spokój, Jace. Nie możesz tak myśleć. Wszyscy możemy się o to obwiniać, że żadne z nas go nie ochroniło, ale po co? Czy to przywróci mu życie? Nie. A teraz wybaczcie, ale pójdę do Simona i Becky - powiedziała Isabelle, ocierając samotną łzę płynącą po jej policzku, po czym wyprostowała się i wyszła z pomieszczenia.
- Isabelle ma rację. Nie możesz się obwiniać, Jace - skarciła go Clary.
- Może i ma racje, ale to nie zmienia faktu...
- Koniec tematu, Jace! Jutro razem z Clary udacie się do Idrisu po nową uczennice, Sophie Alderkey. W obecnej sytuacji, oczywiste jest to, że dziewczyna nie może przekroczyć Bramy sama - oświadczyła Maryse.
- Oczywiście, mamo - odpowiedział blondyn.
- W takim razie idę napisać Ognista Wiadomość do Diany - dodała kobieta, po czym opuściła Izbę Chorych.


- Alec, ja... Próbowałem ... Nie mogłem zrobić nic więcej...
- Cii. Wiem, Magnus, wiem.
Nocny Łowca delikatnie pocałował jego skroń i ukrył swoją twarz we włosach Bane'a. Tak bardzo się o niego martwił. Rzadko widział ukochanego w takiej rozsypce.
Wielki Czarownik Brooklynu zawsze wykonywał swoją pracę dokładnie, z wielkim zaangażowaniem a w szczególności z powodzeniem. Tym razem również się przyłożył a mimo to nie udało mu się uratować wilkołaka. Jad demona był zabójczy. Tylko jedna rzecz, a raczej substancja mogła go uratować. I Na Anioła, jeśli coś zawiodło - to właśnie ta substancja.
Alec nigdy nie zwątpił w umiejętności Magnusa, nawet przez tą sytuację - przecież są na świecie rzeczy, na które nawet najpotężniejszy Syn Asmodeusza nic nie może poradzić. Przez chwilę zastanawiał się czy sam Anioł Razjel bądź Asmodeusz mógłby tu pomoc.
Lightwood wiedział, że Magnus obwiniał się o śmierć Seamusa, a jego poczucie winy spotęgował widok Estell. Alec widział to po jego minie, gdy czarownik odwrócił się do niego; widział łzy, ból oraz bezradność. Serce Nocnego Łowcy niemalże pękło. Nie tylko stan Magnusa go martwił. Czarownik prędzej czy później pogodzi się z sytuacją i dojdzie do siebie. Z Estell będzie o wiele trudniej.
- Alec?
- Tak?
- Zauważyłeś zachowanie Estell? - spytał czarownik, odsuwając się nieco od Lightwood'a, by móc spojrzeć mu w oczy.
- A kto nie zauważył? Jak Ty byś się zachowywał, gdybyś stracił miłość swojego życia?
- Oszalałbym. Postradałbym zmysły, gdyby coś Ci się stało - odrzekł z powagą czarownik.
- Czyż nie tak własnie się zachowuje? Mam pewne podejrzenia i dlatego bardzo się o nią martwię.
- Doprawdy? - Magnus uniósł brew - Podzielisz się ze mną swoją wiedzą?
Alec rozejrzał się dyskretnie po pomieszczeniu, co sprawiło, że serce czarownika zaczęło bić jak oszalałe. Czyżby Alec myślał o tym samym?
- Martwię się... Boję się, że Essie zrobi sobie krzywdę - wyszeptał mu do ucha Lightwood.
Kiedy nieco odsunął się od czarownika Alec zauważył, że na twarzy Magnusa pojawiło się... rozczarowanie?
- Coś nie tak? Nie o to Ci chodziło? - spytał.
- Czemu tak sądzisz? - Magnus zorientował się, że Alec intensywnie mu się przygląda.
- Bo wyglądasz na zawiedzionego.
- Oczywiście, że jestem zawiedziony biszkopciku. Ale nie Tobą. Jestem zawiedziony, ponieważ myślę tak samo - Magnus westchnął głęboko - Miałem nadzieję, że myślisz o czymś innym i właśnie Twoje przypuszczenie okaże się prawdziwe.
- Wszystko będzie dobrze. Nie spuścimy Estell z oka. Jakoś się ułoży - powiedział Alec i ponownie przytulił do siebie Magnusa.
Znowu skłamałeś, Bane! 
Cichutki głosik odbijał się echem w głowie czarownika.
To prawda. Okłamał Alexandra, chociaż obiecał sobie, że nigdy tego nie zrobi.
Ale jeśli podejrzenia czarownika były prawdziwe...
Na razie nie wspomni o tym nikomu.
Zbada cała sprawę. Dopiero później wyzna Alexandrowi prawdę.
Byleby nie za późno, Bane! Byleby nie za późno...

******

Po śniadaniu Arthur Alderkey postanowił urządzić małą wycieczkę po Alicante.
Diana wiedziała, jak dziewczynki uwielbiają robić razem zakupy, więc podarowała obu córkom dość pokaźną sumę pieniędzy. Sophie i Sanaheij biegały od sklepu do sklepu, znajdując co chwilę jakąś nową rzecz, bez której So "nie może" wyjechać do Nowego Jorku.
- Nie za bardzo je rozpieszczasz? - Arthur mruknął żonie do ucha, obejmując ją jednocześnie w talii.
- Może troszeczkę - odpowiedziała zalotnie, splatając palce na jego karku.
Mężczyzna spojrzał swojej żonie głęboko w oczy i uśmiechnął się.
- Tak bardzo Cię kocham, Diano - powiedział przyjemnym, niskim głosem, po czym złączył ich usta w delikatnym pocałunku.
- Nie ładne tak molestować dobrze urodzoną niewiastę w miejscu publicznym.
Gdy Arthur odsunął się nieco od Diany, zobaczył swoje córki stojące na przeciwko z pełnymi torbami zakupów.
- Już skończyłyście? Świetnie! Umieram z głodu. Może pójdziemy na obiad? Mama przygotowała takie pyszności...
- To nie zmienia faktu, że obściskujecie się jak nastolatkowie! - zachichotała Sanaheij.
- I kto to mówi! - Sophie popatrzyła na siostrę, uśmiechając się do niej szeroko.
- Oj, cicho bądź! To co, idziemy?
- Tuż za Tobą, Pando.


W drodze powrotnej Sophie i Sanaheij z wielkim entuzjazmem opowiadały rodzicom, jak wspaniałe i oczywiście "niezbędne" rzeczy sobie kupiły, a Arthur i Diana słuchali córek z wielką uwagą, od czasu do czasu powstrzymując się od wybuchu śmiechu.
Gdy zbliżali się do rezydencji Alderkey'ow, dostrzegli postać, siedzącą na schodach.
Sophie od razu rzuciły się w oczy platynowe włosy.
- No to chyba tyle z rodzinnego obiadu - mruknęła tak cicho, że tylko Arthur stojący najbliżej córki mógł to usłyszeć.
- Zawsze możemy go zaprosić, by zjadł z nami - wyszeptał mężczyzna, nachylając się do córki tak, aby tylko ona go usłyszała.
- O Razjelu! Daj mi siłę! - jęknęła.
- Widzimy się za chwilę! - powiedziała szybko Sana gdy zauważyła Thomasa i pobiegła w jego stronę.
- Ten młody Wheelbay jest całkiem miły - odezwała się Diana.
- Chyba nie - prychnęła Sophie.
- Zachowuj się, So! - skarciła ją matka.
- Dobrze już! Będę się sztucznie uśmiechać, na wszystko przytakiwać i śmiać się z mało śmiesznych żartów.
- Sophie! - matka spojrzała na nią z przerażeniem.
- Masz rację, mamo. Jego żarty w ogóle nie są śmieszne!
- Arthur! Ona jest niemożliwa! - przerażona zachowaniem córki Diana zwróciła się do męża.
- No cóż... Może lepiej to zostawmy w spokoju i chodźmy zjeść, hmm? - zapytał mężczyzna najspokojniej w świecie.
- Oczywiście! Bo po co komu dobre maniery! - prychnęła Diana - Ale pamiętaj moja droga, jeśli będziesz się źle zachowywać, osobiście dopilnuję, żebyś została w Idrisie! Jedno słowo i możesz pożegnać się z Nowym Jorkiem!
- Nie możesz tego zrobić! Co na to Clave?
- Przypominam Ci, że Twój tata jest w Clave.
Sophie spojrzała na ojca, który jedynie posłał jej przepraszające spojrzenie. Niestety nawet on zgadzał się z matką. Dziewczyna przewróciła oczami, po czym nakreśliła nad swoją głową aureolę i uśmiechnęła się sztucznie.
- Świetnie! Więc się zachowuj bo Twoja siostra i Thomas idą w naszą stronę.
- Witam! Pani Diano, pięknie pani wygląda! - Thomas ukłonił się nisko przed matką Sany.
- Miło Cię widzieć, Thomasie! - zaszczebiotała Diana.
- Pan Alderkey! Co za miła niespodzianka! - Thomas zwrócił się w stronę ojca swojej dziewczyny, który energicznie uścisnął dłoń chłopaka.
- Miło Cię w końcu poznać. Własnie mieliśmy zamiar zasiąść do obiadu. Czy zechcesz zjeść z nami, młodzieńcze? - zapytał Arthur.
- Nie chciałbym przeszkadzać...
- Bzdura! Chodź chłopcze, zrobiłam moje popisowe dania!
- Bardzo dziękuję za zaproszenie. Jeśli można chciałbym najpierw porozmawiać z państwa córką, Sophie.
Gdy usłyszała swoje imię zamarła. Czego ten dupek od niej chciał?
- Ze mną? Chyba Ci się coś pomyliło - odpowiedziała ze sztucznym uśmiechem, ponieważ cały czas czuła na sobie wzrok matki.
- Nie, So. Thomas chciał porozmawiać z Tobą w cztery oczy - odparła Sanaheij, co wprawiło Sophie w jeszcze większe osłupienie.
- Wejdźmy do środka. Przygotujemy wszystko. Tylko przyjdźcie szybko, żeby nie wystygło! - powiedziała Diana, po czym razem z mężem i z córką zniknęli za drzwiami.
- Witaj, Sophie...
- Darujmy sobie te uprzejmości, Thomas.  Nie możesz po prostu powiedzieć czego...
- Przepraszam.
Sophie otworzyła szeroko oczy, nie ukrywając swojego zdziwienia.
- Coś Ty powiedział?!
- Przepraszam, Sophie. Ty wiesz za co.
To już przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Thomas Wheelbay we własnej osobie, zdecydował się zniżyć do tego stopnia, by kogoś przeprosić.
- No dobrze. To tylko tyle?
Chłopak przeczesał palcami swoje włosy, po czym wziął głęboki wdech.
- Nie. Chciałbym Cię prosić o drugą szansę. Nie proszę o to byśmy zostali przyjaciółmi, ale chciałbym by nasze relacje nieco się ociepliły. Tak po prostu. Zamienić ze sobą kilka słów od czasu do czasu, tolerować obecność drugiego w tym samym pomieszczeniu i nie skakać sobie do gardeł przy każdej okazji.
Sophie patrzyła na niego, jakby właśnie przed chwilą wyrosła mu druga głowa.
- Dobra co jest grane?
- Razjelu! Czy Ty musisz być taka podejrzliwa?! - jęknął chłopak.
- W stosunku do Ciebie? Tak.
- Masz rację. Nie zasłużyłem na zaufanie, ale chociaż spróbuj. Jeśli nie dla mnie, to dla Sany. Zależy mi na niej, So. Chciałbym, żeby była szczęśliwa, a...
- ... nasz rozejm ją uszczęśliwi - dokończyła za niego Sophie.
Thomas przytaknął.
Stali przez chwilę w milczeniu, patrząc sobie w oczy. So widziała w oczach chłopaka coś nowego. Kiedy mówił o jej siostrze, kiedy na nią patrzył... On na prawdę ją kocha!
- Zgoda. Zapomnijmy o tamtym.
- Dziękuję Sophie.
- Chodź. Czekają na nas - powiedziała, szturchając go łokciem, po czym razem ruszyli w kierunku drzwi.


- Pani Alderkey, jedzenie jest przepyszne!
- Cieszę się, że Ci smakuje! - odpowiedziała Diana, szeroko się uśmiechając.
Dzisiejszy obiad postanowiła zrobić specjalnie dla swoich dzieci.
Pierwszym daniem była zupa dniowa z chili - ulubiona zupa jej córek. Następnie podała ryż z chińską potrawką z kurczaka, papryki i grzybków Shi - take.
Jako deser - ulubiona przez Arthura część obiadu - Diana podała ciasto jabłkowe z cynamonem.
- Mamusia szaleje. Jesteś najlepsza! - Sanaheij odwróciła się do Diany i posłała jej całusa nad stołem.
- Naprawdę dziękuję za zaproszenie na obiad. To co pani przygotowała... Mistrzostwo kulinarne! - zachwycał Thomas.
Diana uśmiechnęła się i chciała odpowiedzieć na komplement, lecz nad jej głową pojawiła się niespodziewanie karteczka.
Ognista Wiadomość. 
- Od kogo to? - zaciekawił się pan Alderkey.
Diana jednak nie odpowiedziała, tylko zaczęła czytać. Z wielkim skupieniem i napięciem wertowała treść wiadomości. W końcu gdy skończyła czytać, Sophie zauważyła, że matka wyraźnie się rozluźniła.
- Wszystko w porządku, najdroższa? - zapytał czule Arthur.
- Tak. To wiadomość od Maryse Lightwood. Jutro na Placu Anioła w południe pojawi się eskorta dla Sophie - powiedziała spokojnie.
- Kto? - wypaliła podekscytowana Sanaheij.
- Clarissa Fairchild i Jace Herondale.
Sophie nie mogła uwierzyć. Otworzyła szeroko usta, a gdy spojrzała na siostrę i Thomasa zauważyła, że ich usta również układają się w idealne "o".
 - O jaaaa! - zapiszczała Sanaheij - Mogę Cię jutro odprowadzić?!
- Jasne.
- A czy...
- Tak, Pando. Thomas może iść z nami - uprzedziła jej pytanie i delikatnie uśmiechnęła się w stronę chłopaka.
Rodzice uśmiechali się, wyraźnie zadowoleni z jej zachowania. Thomas był jej wdzięczny. A na twarzy Sanaheij, dziewczyna zobaczyła radość. Oczy jej siostry lśniły, niczym diamenty.
Sanaheij Penyoung była szczęśliwa.
Niczego więcej Sophie nie potrzeba.

******
Po wypiciu mieszanki ziół od Catariny, Estell uspokoiła się, lecz ból, który czuła był nie do opisania. Miłość, której tak bardzo pragnęła, pojawiła się nieoczekiwanie. Wniosła w jej życie coś nowego.
Będąc zakochana, zaczęła patrzeć na wszystko z zupełnie innej perspektywy. Nawet najmniejsza rzecz potrafiła ją cieszyć, a wszystko dookoła wydawało się być piękne. Zupełnie tak, jakby ktoś założył jej różowe okulary. Nie sądziła, że ta miłość, odejdzie równie szybko jak się pojawiła.
- Jesteś pewna, że chcesz tam wracać, skarbie? - zapytała z czułością Cate.
- Wszystko w porządku, naprawdę. Chcę tam pójść i się... Pożegnać.
Ostatnie słowo ledwie przeszło jej przez gardło.
- Skoro tak... Chodźmy więc.
Idąc korytarzem Instytutu, Essie błagała samego Razjela o to, by cała ta sytuacja okazała się koszmarem. Jednak gdy dotarły do Izby Chorych i znów zobaczyła go na jednym z łózek, zaprzestała jakichkolwiek modlitw.
W pomieszczeniu dostrzegła Jocelyn, która obejmowała zapłakanego Luke'a. Clary i Jace byli pogrążeni w rozmowie z Dorianem i Ingrid a parę metrów dalej, na uboczu, stał Alec z zrozpaczonym Magnusem. Gdy młody Lightwood podniósł wzrok i zauważył ich przybycie, czarownik podążył śladem wzroku Nefilim i jego spojrzenie skrzyżowało się z spojrzeniem Estell.
Dziewczyna szybkim krokiem ruszyła w kierunku czarownika i rzuciła mu się w ramiona, głośno plącząc.
- Magnus... To nie Twoja wina! Ja wiem, że zrobiłeś wszystko, co mogłeś.
Czarownik przytulił ją mocno, po czym każdy obecny w Izbie Chorych podchodził do Estell, żeby ją przytulić. W takiej chwili dziewczyna potrzebuje ludzi, którzy będą ją wspierać.
Gdy nadeszła kolej Jace'a, Nefilim objął dziewczynę i wyszeptał jej do ucha jedno słowo.
- Przepraszam.
- Nie obwiniaj się, Jace. Proszę.
Blondyn tylko przytaknął i odsunął się od dziewczyny, by zrobić jej przejście.
Teraz czekało ją najgorsze.
Pożegnanie.
Wolnym krokiem podeszła do łózka, na którym leżał Seamus. Łzy spływały po jej policzkach, lecz starała się by opanowana. Powoli usiadła obok jego ciała i ujęła jego zimna dłoń. Jej ukochany wyglądał zupełnie tak, jakby spał.
- Seamus... Mój najdroższy! Tak bardzo Cię kocham. Już nigdy nie pokocham innego! Obiecałeś mi, że przeżyjemy... I że nie zostawisz mnie z tym samej...
Gdy Magnus usłyszał te słowa przeszedł go dreszcz. Biedna dziewczyna! Nie mógł patrzeć na jej zapłakana twarz. Przeniósł więc wzrok na Seamusa, którego skóra stała się mlecznobiała. Nie podobało mu się to.
- żegnaj na zawsze, ukochany! - jęknęła dziewczyna i oparła swoje czoło, na jego zimnej dłoni.
To koniec. Już nigdy nie zobaczy jego uśmiechu. Już nigdy nie poczuje jego ciepła. Już nigdy nie usłyszy jego...
- Dlaczego płaczesz, Essie?
Dziewczyna gwałtownie podniosła głowę i wstrzymała oddech.
Na łóżku leżał Seamus i patrzył na nią!
- Se-se-am-mus?
- A któż by inny? Co się... - chłopak urwał i głęboko zaciągnął się powietrzem.
Kiedy otworzył oczy Essie krzyknęła przerażona.
Jego oczy były czerwone, a z górnej szczęki wysunęły się... kły.
- Jestem... Głodny - wysyczał i dziewczyna zamknęła oczy, przygotowana na atak.
Jednak nic się nie stało.
Otworzyła powoli oczy i ujrzała Seamusa w jakiejś niebieskiej bańce, która otaczała mniejszą bańkę koloru czerwonego, osłaniająca z kolei bańkę najbliżej ciała wilkołaka - granatową.
W sali zapanowała cisza.
- Co tu się przed chwilą stało? - spytał Alec.
- Tego się obwiałam, Magnus - wtrąciła Catarina.
- No pięknie,.. - westchnęła Ingrid.
- Czy ktoś do cholery w końcu powie co tutaj się stało?! Seamus przecież żyje! Dlaczego zamknęliście go w tej bańce?! Zabiliście go?!
- Nie, Essie. Seamus żyje. Tak jakby... - odpowiedział Bane.
- Co to znaczy "tak jakby"?
Magnus nie odpowiadał. Wpatrywał się tylko w ciało Seamusa.
- Magnusie, co Ty mu podałeś? - zapytał Alec. Tylko on potrafił jakoś wpłynąć na czarownika.
- Krew.
- To chyba nic złego, prawda?
- Podałem mu krew Saint Clouda. Jednego z pierwszych wampirów, stworzonych przez Pierwotnego - Vlada Drakulę.
- Krew wampirów leczy, więc co z Seamusem? - dopytywał się Alec.
- Seamus jest wilkołakiem i krew zwykłego wampira mogła go leczyć, lecz ta krew należąca do Pisklaka prosto z pod kłów Pierwotnego...
- Co się z nim stało, Magnus? Co stało się z Seamusem?
- On... Stał się Hybryda. Wilkołakiem i wampirem w jednym.
Estell wstrzymała oddech. Czy coś takiego jest możliwe?!
- Cholera - wymsknęło się Alecowi.
- Cholera to za mało powiedziane - odpowiedział Bane.

******

No czeeeeeść, kochani! Jak się macie? Mam rozdział dla was 😎
I jak? Może być? 😀
Zostawcie komentarzyk po przeczytaniu Xd
Ja szybko zmykam, bo już prawie druga, a ja jutro pracuje ❤
Kocham was mocno i całuje 💕💕
Ashley 💋

5 komentarzy:

  1. TAAAAK! SEAMUS ŻYJE! Skaczę z radości wypluwając płuca :D
    - Cieszę się, że Ci smakuje! - odpowiedziała Diana, szeroko się uśmiechając. - Tak na prawdę jedzenie było zatrute, umrzesz bitch
    Jestem chora..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taa. Ja już tam znam twoje zapędy pisarskie rodem z horroru 😱 "może obetne jej kończyny" haha 🐺

      Usuń
  2. Seamus ożył! Strasznie się cieszę ;D. Ogólnie rozdział super! ;*
    ~Kate

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj, nominowałam Cię do LBA ;)
    Oto pytania:
    1. Co uważasz o programach w stylu reality show? Ciekawy sposób na rozrywkę czy wylęgarnia głupoty?
    2. Jaki rodzaj muzyki słuchasz i dlaczego akurat ten?
    3. Do której książki masz wielgachny sentyment?
    4. Jaki gatunek literacki jest najbliższy Twemu sercu?
    5. Z którą z postaci wybrałabyś się w podróż dookoła świata?
    6. Wolisz książki cienkie (do 250 stron), średnie (do 500 stron) czy długie (powyżej 500)?
    7. Co sądzisz o self-publishingu?
    8. Według ciebie lepiej, by film był dokładnym odwzorowaniem książki czy różnił się od niej?
    9. Uważasz, że lektury są warte czytania? A może na zdrowie wychodzi omijanie ich szerokim łukiem?
    10. Wolałabyś urodzić się w swojej ulubionej rzeczywistości fikcyjnej nie wiedząc o tym czy zostać tym kim jesteś i siedzieć z nosem w książce?
    11. Jaka jest Twoja opinia na temat twórczości fanowskiej? Popierasz tworzenia fanfiction, fanartów itp. czy uważasz to za coś niewłaściwego?

    Pozdrawiam i życzę przyjemnego odpowiadania ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. U mnie już nowy rozdział <3
    dont-be-scared-shadowhunters.blogspot.com
    Zapraszam do czytania, a ja lecę wypełniać moje nominacje <3
    adeczka45

    OdpowiedzUsuń