niedziela, 31 lipca 2016

Rzdział 17

- Do jasnej cholery, Sana! Gdzie znów zabrałaś moją szczotkę do włosów? - Sophie stała na środku swojego pokoju i wpatrywała się w sufit.
Już jutro wyjeżdża do Nowego Jorku, więc musi się spakować. Jednak siostra, która lubi pożyczać sobie jej rzeczy i zapomina je później oddać, wcale tego nie ułatwia.
- Słownictwo, Pantero. Słownictwo - upomniał ją ojciec, który stał w drzwiach i przyglądał się córce - Gdyby to Twoja matka słyszała, uszy pękły by jej ze złości!
- Wybacz mi, tato. Ale jak mam się spakować, skoro większość potrzebnych mi rzeczy zniknęła w niewyjaśniony sposób? - jęknęła młoda Łowczyni.
Arthur podszedł do córki, położył jej swoje dłonie na ramionach i spojrzał głęboko w oczy.
- Kochanie jest godzina dziewiąta rano... Od siódmej się pakujesz, nie zjadłaś śniadania, a eskorta z Nowego Jorku będzie tu po Ciebie dopiero jutro. Może więc troszkę zwolnisz z tą przeprowadzką? Tak szybko chcesz się wynieść od starego ojca i matki?
- Wiesz, że to nie tak, tato... Ja najzwyczajniej w świecie nie chcę niczego zapomnieć! - westchnęła dziewczyna.
Arthur przysunął do siebie córkę i wziął ją w objęcia.
- Moja mała Sophie... Tak bardzo jesteś do mnie podobna.
W tej właśnie chwili do pokoju wbiegła Sanaheij.
- Jestem, So! Mam szczotkę! - powiedziała dysząc.
Penyoung zbliżyła się do siostry i wręczyła jej przedmiot.
- Na litość Razjela, Sana! Gdzieś Ty trzymała tą szczotkę?! Wygląda jakbyś wyczesała nią stado bizonów!
- Ej! Na tej szczotce są nie tylko MOJE włosy! Zobacz ile TY ich tam zostawiłaś! Całkiem spory kawałek DNA! - tłumaczyła się Sana.
- Skąd wiesz?! Nasze włosy są tego samego koloru!
- Doprawdy? Masz naprawdę niesamowity zmysł spostrzegawczy, So!
- Dziewczyny dajcie spokój! Szczotkę można wyczyścić! - Arthur przerwał ich kłótnie - Teraz Pantera zostawia to wszystko, pójdziemy zjeść śniadanie a później spędzimy razem czas. Wy dwie, ja i mama, zgoda?
Mężczyzna przeniósł wzrok z Sophie na Sanaheij.
- Zgoda - odpowiedziała So.
- Pod jednym warunkiem - dodała Sana, posyłając siostrze porozumiewawcze spojrzenie.
- Mianowicie? - pan Alderkey uniósł brew i przyglądał się córkom z nieukrywaną podejrzliwością.
- Na śniadanie będą NALEŚNIKI! - odpowiedziały równocześnie.
- Naleśniki, tak?
- Aha. Z czekoladą! - So uśmiechnęła się szeroko.
- I z bitą śmietaną! - zapiszczała Sana.
- To biegiem do kuchni, moje panie! - Arthur zaśmiał się radośnie.
Chwilę później cała trójka przygotowywała śniadanie.

******

Nie! Błagam! Nie!
Czyjeś ramiona trzymały ją mocno; ktoś prowadził ją korytarzami Instytutu, co jakiś czas szepcąc słowa, które miały dodać dziewczynie otuchy.
Ona jednak nie słuchała. W tej chwili jej głowę wypełniał Seamus i wszystkie wspomnienia, związane z ukochanym.
Dzień,w którym Clary uczyła ją jak rozpoznawać poszczególne demony...
Podczas lekcji Clary dostała Ognistą Wiadomość od Luke'a, więc razem z Essie - by nie przerywać nauki ruszyły do siedziby nowojorskiego Stada. Gdy weszły do Jade Wolf, by porozmawiać z ojcem rudowłosej, Essie potknęła się o nogę jednego ze stolików i wpadła prosto w jego ramiona. Jego delikatny uśmiech sprawił, że serce Estell zaczęło bić jak oszalałe. A po tym, jak zamieniła z nim kilka słów i chłopak zaprosił ją na randkę - kompletnie straciła głowę.
Ich pierwsza randka w Central Parku...
Pierwszy pocałunek...
- Na Anioła, Estell!
Silne, męskie ramiona zastąpiły równie silne ręce kobiety. Jej uścisk przywołał rzeczywistość i odpędził wspomnienia, których tak bardzo potrzebowała w tej chwili.
- Jak Ty się znalazłaś w samym środku tego piekła?! - zapytała z troską Maryse, wciąż tuląc do siebie dziewczynę.
- Nie teraz, mamo. Zabierzcie ją stąd.
Alec.
To on pomógł jej przejść przez Portal i dotrzeć do Instytutu.
Estell wyswobodzona z objęć Maryse chciała coś powiedzieć, gdy nagle rozległ się przeraźliwy krzyk Seamusa.
- Gdzie on jest? Co z nim? - zapytała Aleca.
- W Izbie Chorych. Magnus już się nim zajmuje - wyjaśnił Nocny Łowca - Powinnaś odpocząć, Estell. Po tym co się dzisiaj wydarzyło...
- Ty nic nie rozumiesz - wyszeptała dziewczyna, po czym biegiem rzuciła się w kierunku Izby Chorych.
- Estell! - krzyknął za nią Alec, lecz ona biegła dalej.
Teraz musiała być przy swoim ukochanym.
Kiedy tylko dotarła pod salę, w której się znajdował wilkołak, ponownie usłyszała jego krzyk. Nie czekając ani chwili dłużej otworzyła drzwi.
W pomieszczeniu był Luke, Jace i Clary, Isabelle i czterech czarowników.
- Estell... - dziewczyna poczuła na swoim ramieniu czyjąś dłoń.
- Ja muszę tu być razem z nim, Alec.
- Musisz odpocząć.
- Nie rozumiesz? - zapytała, patrząc mu prosto w oczy - Kto jak kto, ale TY powinieneś zrozumieć.
- Rozumiem Cię. Nie chcieliśmy, żebyś na to patrzyła.
- Ty bez wątpienia byś patrzył, gdyby chodziło o Magnusa. Nawet jeśli zajmowałby się nim sam Razjel lub Asmodeusz.
Miała rację. Gdyby to Magnus był na miejscu wilkołaka, Lightwood by nie ustąpił.
- Alexandrze, co Estell tutaj robi?
Magnus podszedł do nich szybkim, zdecydowanym krokiem.
- Proszę. Chcę zostać - wyszeptała dziewczyna.
Czarownik przeniósł wzrok z Estell na swojego chłopaka.
- Cóż, ma niepodważalne argumenty - westchnął Alec - Poza tym uciekła mi.
- Skoro tak - zgoda. Zostań. Pod warunkiem, że obiecasz mi coś - powiedział Bane.
- Co tylko chcesz.
- Jeśli będzie to dla Ciebie zbyt wiele, pójdziesz grzecznie z Alexandrem.
- Zgoda - powiedziała dziewczyna bez wahania.
- Chodźcie.
Magnus odwrócił się i ruszył w kierunku łóżka, na którym leżał Seamus.
Chłopak jęczał z bólu. Estell przystanęła niedaleko - chciała widzieć wszystko i jednocześnie nie przeszkadzać. Z jej oczu płynęły strumienie łez. Gdy wzrok dziewczyny zatrzymał się na ranie wilkołaka, ręką zakryła usta, by stłumić krzyk.
Rana była paskudna - wielka, czarna dziura, z której sączyła się dziwna substancja. Od rany biegły czarne żyły Seamusa.
Jad z żądła demona.
Niepokojący był fakt, że stopień zakażenia z każdą chwilą zwiększał się. Czarne linie na torsie wilkołaka stawały się coraz dłuższe.
- Co teraz? - Clary zwróciła się do Magnusa.
- Sytuacja jest na prawdę ciężka. Rana jest głęboka a jad cały czas się rozprzestrzenia. Spróbuję pewnego zaklęcia - odparł czarownik, po czym uniósł dłonie nad Seamusem.
Z jego dłoni wypłynęło niebieskie światło, gdy Magnus nucił zaklęcie. Wszyscy w milczeniu wpatrywali się w poczynania czarownika. Jednak po chwili jego twarzy wykrzywiła się a na skroni pojawiła się kropelka potu.
- To na nic! - krzyknął zirytowany Bane, a jego oczy zalśniły jaskrawo - żółtym blaskiem.
Zaklęcie sprawiło, że chłopak leżał spokojnie a jego jęki ustały. Jednak zakażenie wciąż posuwało się na przód.
- Może wezwijmy Asmode...
- Nie, Dorian. Nawet sam Razjel nie pomoże - odparł Magnus z zadziwiającym opanowaniem.
- Nie możesz nic zrobić? - do oczu Isabelle napłynęły łzy.
- Obawiam się, że nikt nie może.
Clary wtuliła się w klatkę piersiową Jace'a i zaczęła płakać. Luke usiadł na jednym z krzeseł i ukrył twarz w dłoniach. Catarina również płakała, otulona ramieniem Doriana. Ingrid stała z grobową miną, wpatrując się w leżącego spokojnie Seamusa.
Alec podszedł do Magnusa i położył mu dłoń na ramieniu.
- Zabierz stąd Estell - powiedział czarownik.
- Co?! Nie! Nigdzie nie idę! Czemu nic nie robicie?! - zrozpaczona Estell krzyczała, wodząc wzrokiem po wszystkich obecnych w pomieszczeniu.
- Essie, zrozum...
- Co mam zrozumieć, Isabelle? Że mój ukochany umiera?! Że właśnie w tej chwili, miłość mojego życia odchodzi na zawsze?! Masz pojęcie o czym mówisz?! Chcesz, żebym tak po prostu zaakceptowała jego śmierć, odwróciła się i szła dalej do przodu?!
- Essie, proszę... - tym razem spróbował Alec.
- Nie! - krzyknęła dziewczyna, ocierając łzy - Magnusie, błagam! Zapłacę Ci ile będziesz chciał! Sprzedam nawet swoją duszę, tylko na litość Razjela - uratuj go!
- Tu nie chodzi o zapłatę. Chciałbym mu pomóc, ale nie mogę. On umiera, Essie.
- Nie! - dziewczyna upadła na kolana i zaczęła głośno płakać.
Isabelle podeszła do niej, przykucnęła obok i mocno przytuliła dziewczynę.
Niespodziewanie do Izby Chorych weszła Maryse.
- Co z nim? - zapytała, lecz gdy dostrzegła Estell nie musiała pytać o nic więcej.
Podeszła do młodej Brown, którą obejmowała Isabelle i wzięła w objęcia obie dziewczyny.
Nagle Magnus wzdrygnął się delikatnie, lecz nikt, oprócz Aleca tego nie zauważył. Wzrok czarownika był nieobecny. Wyglądał zupełnie tak, jakby czegoś nasłuchiwał.
- Magnus, co się dzieje? - zapytał Alec, widząc jego dziwne zachowanie.
- To ryzykowne, Inn - odezwał się Bane - Ale to nasza jedyna szansa. Dorian?
- Później będziemy się zastanawiać nad ewentualnymi odchyleniami - odparł Shade.
- Co Ty chcesz zrobić?! - zaniepokoił się Lightwood, gdy jego chłopak rzucił się w kierunku swojej torby, która pojawiła się jakby znikąd.
Wzrok wszystkich skierowany był w stronę czarownika. Po krótkiej chwili Magnus trzymał w ręce maleńką fiolkę z czarnym płynem.
- Nie wiem czy to pomoże, ale...
- Spróbuj, błagam! - przerwała mu Estell.
W jej oczach pojawiła się delikatna iskierka nadziei.
- Magnus, chyba nie chcesz powiedzieć, że to...
- Tak, Cate.
- Ale to szaleństwo! Wiesz co się może stać, prawda?!
- Jasne, że wiem. "To" - Magnus uniósł fiolkę do góry - nasza ostatnia szansa.
Czarownik szybkim krokiem zbliżył się do Seamusa.
- No już, kolego. Otwórz buzię - zwrócił się do niego Bane.
Wilkołak z wielkim trudem wykonał polecenie czarownika, który wlał mu do ust kilka kropel substancji z tajemniczej fiolki. Następnie czarownik skierował fiolkę nad ranę chłopaka i również do niej wlał kilka kropel. Kiedy to zrobił, do łóżka rannego zbliżyła się Ingrid i Dorian.
- Cate? A Ty? Dobrze wiesz, że im nas więcej tym lepiej - powiedział Magnus.
- Jeśli bierzesz na siebie całą odpowiedzialność.
Czarownik posłał jej promienny uśmiech i przytaknął. Cate podeszła do trójki czarowników i wszyscy razem zaczęli śpiewać zaklęcie.
Gdy skończyli ciało Seamusa wygięło się w łuk a z jego ust wydobył się przeraźliwy krzyk. Chłopak dostał drgawek, na jego czole pojawił się pot. Szeroko otwarte oczy wilkołaka lśniły złocistym blaskiem.
- Co się dzieje? - wydusiła z siebie przerażona Estell.
Dziura w boku Seamusa zaczęła się zarastać, a żyły odzyskiwały normalny kolor.
- Udało się? - Jace zadał Magnusowi pytanie.
Czarownik jednak nie odpowiedział. Coś było nie tak. Pomimo, że po ranie został jedynie ślad a żyły nie były czarne i bardzo widoczne, Seamus wciąż miał drgawki. Magnusowi wydawało się, że jego skóra zrobiła się bledsza. Gdy w końcu chłopak opadł spokojnie na poduszki, Bane podszedł do niego. Uniósł dłonie nad ciałem Seamusa, a z jego rąk popłynęły strumienie niebieskiej magii. Trwało to dosłownie kilka sekund.
- Magnus? - zapytała Maryse - Co z nim?
Czarownik odwrócił się od wilkołaka. Stał przez chwilę, wodząc wzrokiem po wszystkich obecnych w Izbie Chorych.
- Magnus?
Alec podszedł do czarownika i położył mu dłoń na ramieniu.
- Magnus, co...
- Nie żyje. Serce Seamusa przestało bić.

 ******

Witam was, Biszkopciki! To ja ;D
Wybaczcie, że rozdział nie pojawił się wcześniej, ale jestem obecnie w Norwegii i nie miałam zbytnio czasu na pisanie :c 
Tak właściwie, to według planu ten rozdział powinien być rozdziałem 18 a rozdział 17 miał być w ubiegłym tygodniu...
Postaram się nadrobić rozdziałami w sierpniu ;)
Jak się podoba rozdział? ;)
Spodziewaliście się tego? Xd
Być może krótki, ale nie mogę dopisywać na siłę ;)
Buśka wam <3 

Ps. Przepraszam za błędy - jeśli są - ale publikuję z tableta, bo laptop zajęty ;*

piątek, 15 lipca 2016

Rozdział 16

Jak się okazało boczna uliczka w którą skręcili, prowadziła do starych, już dawno nie używanych magazynów. Całe nieszczęście w tym, że był to ślepy zaułek. Ich droga ucieczki była zarówno wejściem jak i wyjściem.
Gdy Seamus zatrzymał się, Estell szybko z niego zeskoczyła.
- Co teraz zrobimy? - zapytała stojącego przed nią wilka.
Wydawało się jej to wręcz głupie, ponieważ wiedziała, że zwierze jej nie odpowie.
Jednak wilk zmienił się w Seamusa, który mocno ją objął.
- Spokojnie, skarbie. Nie pozwolę im Cię skrzywdzić! - wyszeptał, całując jej włosy.
- Chciałeś powiedzieć nas skrzywdzić! Nie możesz mnie zostawić!
Zanim chłopak zdążył coś odpowiedzieć, zza jego pleców usłyszeli znajome warczenie. Demon.
Kiedy dziewczyna wyswobodziła się z objęć ukochanego by spojrzeć na potwora - zamarła z przerażenia.
Naliczyła ich aż dziesięć! Z jednym mogliby spróbować się zmierzyć, ale dziesięciu na dwóch?!
Poza tym sam Magnus nie wiedział dokładnie jak pokonać te demony. Fakt, że walka z nimi jest wyjątkowo ciężka i niebezpieczna, wcale nie dodawał jej otuchy.
Mores warknął w ich stronę i w mgnieniu oka ponownie stał się wilkiem.
Jeden z demonów zrobił krok w ich stronę. Chwilę później kolejny. I jeszcze jeden krok.
Dlaczego nie atakuje?!
Nie, żeby było to coś, o czym marzyła.
Seamus warknął ponownie, co jak przypuszczała Estell miało być ostrzeżeniem.
Jednak nie bardzo przestraszyło to poczwarę, która stopniowo, krok po kroku zbliżała się do nich.
Wilkołak warknął po raz trzeci i nie czekając na reakcję kreatury skoczył do ataku. Jego przeciwnik bez problemu odepchnął go swoją macką. Zupełnie tak, jakby odgonił od siebie natrętną muchę. Seamus odbił się od drzwi magazynu, pozostawiając w nich wgniecenie i upadł na ziemię. Gdyby nie jego cichutkie popiskiwanie, Estell pomyślałaby, że nie żyje. Dziewczyna chciała podbiec do ukochanego, jednak przerażające ślepia demona utkwione w jej osobie, całkowicie ją sparaliżowały.
Co teraz?!
Zapobiegawcza Maryse wyposażyła ją w pasek, na którym wisiały sztylety. Estell zgodziła się tylko na trzy, ponieważ nie sądziła, że mogą jej się przydać. Zawsze jednak zakładała go, gdy wychodziła z Instytutu - tak dla bezpieczeństwa.
Patrząc uważnie na demona, ostrożnie położyła dłoń na rękojeści jednego z nich. Kiedy go wyjęła, demon zawył przeraźliwie i ruszył w jej stronę razem z pozostałymi, którzy jak do tej pory nie ruszali się z miejsca.
Świetnie! Zachciało mi się bawić w bohaterkę! 
Nagle, nie wiadomo dlaczego, demony zaczęły warczeć i rozchodzić się we wszystkie strony. Z wyjątkiem tego, który odepchnął Seamusa. Wciąż zbliżał się do Estell.
Dziewczyna uważnie obserwowała jego ruchy, przypominając sobie wskazówki Jace'a, dotyczące uników. Czy ona, zwykła Przyziemna będzie w stanie uchylić się przed ciosem demona? W dodatku bez pomocy run?  
Zerowe szanse.
Zacisnęła mocniej trzymany w dłoni sztylet, który tak rozwścieczył i poruszył demony.
Jej przeciwnik wydał z siebie okropny ryk, a jego ciało wygięło się pod dziwnym kątem.
Zdezorientowana reakcją demona Estell, zauważyła ostrze, odcinające mu kończyny na wysokości kolan. Kiedy upadł, ukazała się jej czarnowłosa kobieta, która trzymając Katanę oburącz, sprawnie odcięła potworowi głowę. W tym właśnie momencie demon zamienił się w pył.
- Estell! Wszystko dobrze? Gdzie... - Lily urwała, gdy zobaczyła Seamusa, leżącego pod drzwiami magazynu.
- Żyje - odpowiedziała i razem z wampirzycą podbiegły do niego.
- Seamus? - wyszeptała, delikatnie drapiąc go za uchem. Wilk mruknął delikatnie, dając znak, że ją słyszy.
- Zostań z nim. Maia i stado za chwilę się zjawią. Nefilim również. I na wszystko w co wierzysz Estell, uważajcie na jego żądło! Wampir, który został nim przebity zmienił się w proch. W przypadku żywej ofiary może skończyć się to śmiercią w męczarniach - oznajmiła Lily, po czym wampirzym tempem oddaliła się od nich.
Dopiero teraz Estell zauważyła inne wampiry, usiłujące pokonać demony. Jak do tej pory tylko Lily udało się zabić jednego z nich. Jedyne miejsce na ciele demona, które było nie osłonięte przez pancerz, znajdowało się z tyłu kolan. Właśnie tam trzeba zadać pierwszy cios, odcinając mu nogi a następnie pozbawić potwora głowy. To jedyny sposób. Nawet jeśli jakimś cudem komuś uda się znaleźć lukę w pancerzu i ugodzić w nią demona - nie będzie to śmiertelny cios.
Gdy usłyszała warczenie, dochodzące zza swoich pleców, miała wrażenie, że jej serce zatrzymało się na chwilę. Odwróciła delikatnie głowę i ujrzała wilka, który miał srebrną sierść.
- Maia! Nie mieliśmy gdzie uciec! W parku był tylko jeden! A później ten drugi odciął nam drogę! - powiedziała, a z jej oczów popłynęły łzy.
Przez zamazany obraz dostrzegła, że inne wilkołaki również dołączyły do walki.
- Seamus skoczył do jednego z nich, a ten go odepchnął. Lily wie, jak je zabijać. Kazała uważać na jego żądło! Twierdzi, że wampir nim przebity, zamienił się w proch, a u żywego może to oznaczać śmierć w męczarniach! - dziewczyna przekazała Mai informację.
W odpowiedzi wilczyca otarła swój pysk o jej ramię i ruszyła w stronę walczących.
Essie patrzyła na rozgrywającą się walkę z niepokojem, który spotęgował się, gdy coś sobie uświadomiła.
Demonów było coraz więcej.
- Na Anioła Razjela! Nefilim, pośpieszcie się! - wszeptała, po czym przysunęła się bliżej do Seamusa.

******   
  
- Dobra, Luke. Gdzie teraz? - zapytał Magnus, gdy tylko zamknął za sobą Bramę.
Graymark wziął głęboki oddech, a jego tęczówki zrobiły się zielone - zawsze zmieniały kolor, gdy przybierał postać wilka lub korzystał z wyostrzonych zmysłów zwierzęcia.
Zamknął oczy i wciągnął nosem powietrze, szukając zapachu. Chwilę później zaczął krztusić się i kaszleć, a z jego oczów, których tęczówki miały ponownie ludzki kolor, spłynęły pojedyncze łzy.
- Co jest, Luke? Wszystko w porządku? - zapytał Jace.
- Jasne. Tylko... Wy też to czujecie? - zapytał wilkołak, gdy tylko złapał oddech.
- Odór demona. To cuchnie tak, jakby ktoś trzymał w nagrzanej przez słońce stajni zdechłe ryby - stwierdził Alec, krzywiąc się.
- Za zapach tych zdechłych rybek możemy podziękować szanownej mamusi naszych "potworków" - prychnął Dorian.
- Stado jest przy starych magazynach. To niedaleko - powiedział Luke.
- A Klan z DuMort? - spytała Clary.
- Też tam są. Ruszajmy!
- Pamiętajcie, że nie wiemy jak z nimi... - Isabelle urwała, ponieważ zauważyła postać, kryjącą się za jednym z drzew.
Pozostali Nocni Łowcy podążyli za jej wzrokiem i widząc to co ona, automatycznie przyjęli postawę, unosząc serafickie ostrza. Czekali na atak. Jednak postać, powoli zrobiła kilka kroków do przodu, wychodząc zza drzewa.
- Hannah? Co tu robisz? Klan nie walczy? - spytał Magnus.
Wyglądał na szczerze zaskoczonego.
- Pani Lily kazała mi przekazać wam informację, zanim dotrzecie na miejsce - odpowiedziała i w wampirzym tempie zbliżyła się do nich.
- No więc? - zapytała zniecierpliwiona Ingrid.
- Walka z tymi demonami jest naprawdę ciężka. Straciliśmy już troje naszych ludzi. Stado jak do tej pory daje sobie radę, ale nie sądzę, że taki stan rzeczy długo się utrzyma - ostatnie zdanie skierowała do Luke'a.
- Co masz na myśli? - zapytał.
- My, wampiry jesteśmy martwi a wilkołaki są żywe, więc za jakiś czas się zmęczą. A demonów przybywa.
- Wiecie jak je pokonać? - zapytał Dorian.
- Tylne części kolan nie są osłonięte pancerzem. Demony jednak dobrze strzegą swojej "pięty Achillesa". Kiedy tylko odsłaniają swój słaby punt, pani Lily odcina im w tym miejscu kończyny, a następnie pozbawia ich głowy. To jedyny sposób, żeby je zabić. Zdarza się, że ktoś zadać cios, znajdując lukę w pancerzu, ale to ich nie uśmierci - wyjaśniła wampirzyca.
- Odciąć nogi, potem głowę. Żadna filozofia! - prychnął Jace.
- Nie bądź zbyt pewny siebie, Herondale! Nie zapominaj o ich żądłach. Cieknie z nich jakaś substancja, najprawdopodobniej trucizna. Kiedy jeden z naszych został nim przebity - zamienił się w proch. Dla żywego, będzie to bolesna śmierć.
- Razjelu! - wyszeptała Clary, zaciskając dłoń na rękojeści Hesperosa.
- Musimy się pośpieszyć. Stado i Klan walczą, więc pewnie nikt nie osłania rannego Seamusa i Przyziemnej - dodała wampirzyca.
- Przyziemnej?! - zapytał Alec, po czym wymienił spojrzenia z Magnusem.
W oczach ukochanego dostrzegł przerażenie.
- To wy nie wiecie? - zdziwiła się Hannah - Estell jest tam z Seamusem.
Estell.
To imię wystarczyło, by grupka składająca się z czterech Nefilim, trzech czarowników i jednego wilkołaka ruszyła za Hannah w kierunku starych magazynów.

******
     
Demonów było coraz więcej, a Nocni Łowcy wciąż się nie pojawiali.
Wilkołaki zaciekle walczyły, nie oszczędzając siły - tak samo jaki wampiry. Jednakże Dzieci Księżyca były żywe, więc ich zmęczenie był nieuchronne.  
Estell zaczęła zastanawiać się, kto przyjdzie walczyć. Luke? Naturalnie, że tak. Jace - na pewno. Razem z nim jego parabatai i Clary. Magnus nie pozwoliłby Alecowi pójść walczyć z nieznanymi demonami, tym bardziej bez niego. Z pewnością pojawi się również Isabelle. A pani Maryse? Czy przyjdzie z nimi?
Jedno Estell wiedziała na pewno - ktoś musi zostać i bronić Instytutu w razie potrzeby.
Z zamyślenia wyrwało ją ciche mruczenie Seamusa, który najwidoczniej poczuł się nieco lepiej.
- Nie ruszaj się. Maia i stado są tu razem z Klanem DuMort - wyszeptała, delikatnie głaszcząc go po łbie.
Gdy przyglądała się swojemu ukochanemu w wilczej postaci, zobaczyła obok niego dwie, srebrne łapy. Podniosła wzrok i ujrzała Maię. Estell miała wrażenie, że Roberts jest zdenerwowana.
- Co się dzieje? - spytała, po czym spojrzała ponownie na Seamusa.
- Jest ich coraz więcej. Musimy Cię stąd ewakuować!
Dziewczyna odwróciła się gwałtownie i zobaczyła swoją rozmówczynię w ludzkiej postaci.
- Co to znaczy "Musimy Cię stad ewakuować"?! A Seamus?
- Nie uda nam się zabrać was oboje - Maia szybko odwróciła się w stronę walczących, aby skontrolować sytuację - Seamusowi nic nie będzie, ale...
- Nie ma żadnego ale! Zostaje z nim! - powiedziała stanowczo Estell.
- Estell, proszę Cię...
- Nie! Wybacz mi, ale nie zgadzam się!
- Rzeczywiście jesteś uparta! - rzuciła w jej stronę Roberts, po czym biegiem ruszyła ku walczącym, zamieniając się w wilka.
- Jak na razie zostałeś mi tylko Ty. Jak mogłabym odejść, zostawiając Cię tutaj? - wyszeptała, ujmując łapę Seamusa, który nadal nie wrócił do ludzkiej postaci.
Dziewczyna podniosła wzrok, by móc obserwować walkę. Jej oczy zatrzymały się na wilkołaku, który pojawił się znikąd i zmierzał w ich stronę. Kiedy dzieliła ich już odległość kilku kroków, wzrok Estell skrzyżował się z jego ślepiami i już wiedziała kim jest.
Zanim jednak się odezwała, dostrzegła demona, szykującego się do ataku.
- Uważaj, Luke! Za Tobą!
Wilkołak odwrócił się gwałtownie lecz nie zdążył nic zrobić, ponieważ
serafickie ostrze już odcinało kończyny demona. Gdy ten upadł, Nocny Łowca płynnym ruchem pozbawił go głowy.
- Jace! - krzyknęła Estell.
- Nic wam nie jest? - zapytał blondyn - Za chwilę zjawi się tu Clary i Ingrid i będą was osłaniać - dodał szybko, po czym on i Luke ruszyli na pomoc innym. Gdy Estell odprowadziła ich wzrokiem, dostrzegła Aleca walczącego u boku Magnusa. Nie daleko nich Isabelle zwinnie posługiwała się swoim batem i serafickim ostrzem, osłaniana przez Doriana. Jednak nigdzie nie było...
- Essie!
U jej boku nagle pojawiły się Clary i Ingrid, jak na zawołanie.
- Wszystko w porządku? - zapytała Nocna Łowczyni.
- Chyba tak. Jest ich coraz więcej, a wilkołaki są już zmęczone - odpowiedziała.
- Musimy rzucić zaklęcie - oznajmiła niespodziewanie Ingrid - W innym wypadku ta walka nie ma sensu.
- Jakie zaklęcie? - zapytała Clary, lecz nie otrzymała odpowiedzi, ponieważ Ingrid uniosła ręce do góry i nad jej dłońmi pojawiły się czerwone płomienie.
Clary odwróciła się i zobaczyła demona, który znajdował się niecałe dwa metry od niej. Czarownica unieruchomiła go, więc Nocna Łowczyni sprawnie i bez problemu pozbawiła go dolnych kończyn i głowy.
- No więc? - Clary odgarnęła włosy z twarzy - Co to za zaklęcie?
- Na miejsce każdego zabitego demona pojawiają się dwa nowe. Dzięki zaklęciu zablokujemy ten proces. Jednak sama nie dam rady. Takie zaklęcie w pojedynkę może rzucić tylko...
- Magnus - dokończyła Clary.
- Właśnie. Jednak jeśli to zrobi, straci siłę i nie będzie mógł walczyć. Dlatego zrobimy to razem.   
- Idźcie. Nic nam nie będzie - wtrąciła się Estell.
Ognistowłose przytaknęły i ruszyły w szukać Magnusa i Doriana.

Dorian rozejrzał się dokoła oceniając sytuację.
Jest źle.
Demonów było coraz więcej. Stracili czwórkę wampirów, a wilkołaki traciły siłę.
- Isabelle, za Tobą! - krzyknął w stronę czarnowłosej, która gwałtownie się odwróciła, by odeprzeć atak demona. Owinęła swój bat w okół jego szyi, by odciąć mu kończyny serafickim ostrzem, trzymanym w drugiej ręce. Demon rykną, upadając na ziemię, a Isabelle zadała ostateczny cios.
Kilka metrów dalej Jace i Luke, będący w ludzkiej postaci, walczyli ramię w ramię z dwoma wampirami. Szło im całkiem nieźle. Zaskakujące dla niego była również współpraca Magnusa i Aleca. Swoją drogą - on i panna Lightwood też nieźle sobie radzili.
Kiedy uświadomił sobie, że nigdzie nie widział swojej siostry, poczuł czyjąś obecność na krawędzi swego umysłu.
Ingrid.
Przekazywała mu informacje. Wymyśliła plan. I to całkiem sensowny.
Gdy skończyła i opuściła jego umysł, Dorian spojrzał na Magnusa, który wraz z Alexandrem zbliżał się do nich.
- Ingrid? - skierował swoje pytanie do Bane'a.
- Tak. Gdzie ona jest?
- Tutaj, braciszku! - krzyknęła czerwonowłosa, sypiąc z rąk czerwonymi iskrami. Była w trakcie unieruchamiania demona, którego Clary właśnie zamieniła w pył.
- Isabelle, Clary, Alec - zaczął Bane - Musimy na chwilę zamienić się rolami. Teraz to wy osłaniacie nas. Zaklęcie sprawi, że przestaną się rozmnażać. No już! Zaczynamy!
Troje czarowników utworzyło krąg. Każdy z nich uniósł dłonie, nad którymi unosiła się ich magia.
Niebieski. Granatowy. Czerwony.       
Kocie oczy Magnusa świeciły, kiedy zaczął wypowiadać niezrozumiałe dla innych słowa. Jego palce poruszały się rytmicznie. Chwilę później dołączył do niego Dorian, którego tęczówki przybrały kolor intensywnego błękitu i lśniły tak, jak oczy Bane'a. Wreszcie i Ingrid zaczęła wypowiadać zaklęcie razem z braćmi, sprawiając, że jej czerwone tęczówki i włosy stały się jaskrawoczerwone. Włosy czarownicy unosiły się, chociaż noc była bezwietrzna.
- Viribus recta ab inferno! Asmodeus! Ostendis potentiam tuam!*
W ostatnich wersach czarownicy posłużyli się łaciną. Po wypowiedzeniu ostatniego słowa ogień, który do tej pory unosił się nad ich dłońmi, wystrzelił w górę i złączył się w wielką, lśniącą kulę.
Przez krótką chwilę unosiła się ponad ich głowami, po czym rozpadła się, tworząc kopułę nad walczącymi. Osłona stopniowo zaczęła wnikać w ziemię, a gdy całkowicie zniknęła demony zaczęły przeraźliwie piszczeć, wyć i warczeć.
- Działa! - Magnus klasnął radośnie w dłonie - Wracajmy do walki!

Jace walczył u boku Luke'a i musiał przyznać, że współpraca z wilkołakiem była na prawdę dobra. Rozumieli się wzajemnie, odczytywali swoje zamiary - prawie tak jak on i Alec, jego parabatai.
Wszystko byłoby pięknie, gdyby zabite demony nie powracały - jeden zabity, dwa nowe.
Luke skoczyła na jednego z potworów, a Herondale odciął mu kończyny. Gdy potwór upadł, rycząc przy tym przeraźliwie, Jace odciął mu głowę. Nocny Łowca otarł wierzchem dłoni pot z czoła i w tej samej chwili zobaczył nad głową oślepiające światło.
Jego oczom ukazała się kopuła, która stopniowo wnikała w ziemię. Gdy zniknęła, skrzywił się, ponieważ sytuacja ta wywołała jazgot demonów, który był nie do wytrzymania.
Jace rozejrzał się i ujrzał troje czarowników, Isabelle, Clary i Aleca. Odwrócił się gwałtownie, przypominając sobie o wilkołaku, z którym walczył.
Luke właśnie szykował się do ataku. Gdy tylko odciął, kończyny demona, Nocny Łowca doskoczył do niego, by zadać potworowi ostateczny cios. Był przygotowany, że za chwilę, proch pozostały po kreaturze zamieni się w dwie następne poczwary, lecz nic takiego się nie stało.
To tłumaczy pojawienie się tej kuli świtała.
Gdy pozostali zauważyli co się dzieje, ruszyli do ataku z podwójną siłą - pomimo zmęczenia.
Kilka minut później zostało już około ośmiu demonów.
Jace przystaną na chwilę by złapać oddech i odpocząć przez chwilę. To była na prawdę męcząca walka.
Przejechał wzrokiem po polu bitwy, analizując straty. Zginęły cztery wampiry i jeden wilkołak był ranny. I tak niezły wynik, jak na to, co się tutaj działo.
Jego oczy zarejestrowały Estell, stojącą na odległość około dwóch metrów od Seamusa, który wciąż leżał pod wejściem do starego magazynu. Chociaż Jace stał na drugim końcu placu, mógł ją dostrzec dzięki runie. Coś było nie tak. Po prostu to czuł. Postanowił więc, że pójdzie do dziewczyny i poczeka na koniec walki. Zrobił kilka kroków w jej stronę i zatrzymał się, wstrzymując oddech.
Za Estell czaił się demon. 
- Essie! - ryknął Herondale, biegnąc w jej stronę.
Dziewczyna spojrzała na niego, po czym gwałtownie się odwróciła. Gdy stanęła z demonem twarzą w twarz, potwór wyciągnął w jej stronę mackę, chwytając i przyciągając do siebie szarpiącą się dziewczynę.      
Jace przyśpieszył. Wiedział co demon ma zamiar zrobić. 
Był jednak za daleko.
Estell i demona dzieliło zaledwie kilka centymetrów. 
Potwór uniósł głowę i zatopił swoje żądło.
Rozwścieczony Jace jednym z serafickich ostrzy odciął mu kończyny a drugim pozbawił głowy.
Szybko odwrócił się i podbiegł w stronę dziewczyny, która upadła nieco dalej.
- Essie? Estell!
- Jace? C-co się stało? - zapytała zdezorientowana dziewczyna.
- Demon Cię zaatakował. Nic Ci nie jest? Czujesz ból? - zapytał.
- Niee. Widziałam nad sobą jego żądło, a później coś mi je zasłoniło. To nie Ty?
- Nie. 
- Więc... - dziewczyna urwała, gwałtownie unosząc się - Gdzie jest...
Nie zdążyła zapytać, ponieważ ona i Jace usłyszeli przeraźliwy krzyk.
Herondale podbiegł do wilkołaka, który tarzał się jak szalony. Tuż za nim pojawiła się Estell, a także jego rodzina. Seamus zmienił się w człowieka, a jego oczy przez cały czas zmieniały kolor - z wilczego żółtego na ciemny, ludziki brąz. Chłopak krzyczał przy tym niemiłosiernie. Kiedy odwrócił się na bok, Jace głośno wciągnął powietrze. W lewym boku Seamusa była wielka, czarna dziura, z której sączyła się czarna substancja. Pod opaloną skórą wilkołaka Nocny Łowca zauważył żyły, które stawały się czarne.
- NIE! 
Za jego plecami rozległ się krzyk Estell. Jace delikatnie wziął na ręce rannego, a gdy się odwrócił, by poprosić Magnusa o otwarcie Bramy zauważył, że ten już to robi.



*Siło z piekła rodem! Asmodeuszu! Pokaż swoją moc!
 
******

No witam! ;) Powiem wam, że ten rozdział mnie wykończył ;)
Miał pojawić się wcześniej, ale przygotowania do wyjazdu zajmują mi dużo czasu! (strasznie dużo załatwiania! -,-)
Co o tym myślicie? ;) Nada się?           
Dzieci Asmodeusza korzystają z mocy tatuśka? Uuu ;p 
Tak mnie naszło... Mają wysoko ustawionego Ojczulka, to trzeba skorzystać, c'nie? ;D

Co do mojego wyjazdu... 
W poniedziałek lecę do Norwegii (oł jeeee ;D) i nie wiem jak to będzie z rozdziałami. 
(Nie, żeby tam neta nie było, czy cuś ;D)
Postaram się pisać, ale nie obiecuję, że pojawią się 4 rozdziały miesięcznie jak do tej pory.         
A jeśli nie będę miała możliwości w ogóle pisać i publikować, to zapraszam po moim powrocie do Polski - czyli w październiku! (baaardzo nie chcę robić takiej długiej przerwy w publikowaniu -.-)
Cóż... miejmy nadzieję, że będę mogła normalnie pisać - okaże się na miejscu ! 
Pozdrawiam ;*        

- Ashley, Joanna, Dżoana, Asha, Ash, LadyShaadow (wattpad nick) lub Diabelska Maszyna (tak, Rosalie - bije do Ciebie ;d ) - jak kto woli <3

wtorek, 5 lipca 2016

Rozdział 15

Dzisiejszej nocy księżyc był naprawdę przerażający. Ostatnim razem, wydawał jej się tak straszny, gdy została przemieniona.
Maia siedziała już dobrą godzinę nad listem od Magnusa. Nie był on szczególnie długi, ale z  tego co przedstawił jej czarownik, stwierdziła, że nie jest dobrze. Gdy przeczytała go pierwszy raz bezzwłocznie zwołała zebranie stada, by przekazać im informację.
Po spotkaniu, została w swoim gabinecie w restauracji Jade Wolf i po raz kolejny czytała list od czarownika.


Spal ten list po przeczytaniu!
Drogi pączuszku!

Postanowiłem napisać do Ciebie nieoficjalny list w oficjalnej sprawie.
Otóż chciałem przybliżyć Ci pewne wydarzenia, które dotyczą nas wszystkich.
Zapewne wiesz o "atakach" demonów na Instytuty? Tak? To świetnie! 
Otóż udało nam się ustalić, że demony te są dziećmi Behemota i Lewiatana (zakładam, że wiesz, iż Lewiatan to kobieta) i są naprawdę paskudne (dołączyłem kopię rysunku, wykonanego przez Juliana Blackthorn'a). Nie pocieszając dodam, że ciężko je pokonać.
Ściśle mówiąc to nie są ataki. Demony te szukają pewnej "Klątwy - Przepowiedni".
Nazwaliśmy je "Wędrujące demony". Ładnie, prawda?
Wraz z nimi podróżuje pewna kobieta w kapturze. Mamy pewne podejrzenia.
Postanowiliśmy wysłać te informacje Tobie i Lily, ponieważ spodziewamy się ataku również u nas. 

Przesyłam pozdrowienia i zapraszam do Instytutu, w celu uzupełnienia informacji.
Magnus Bane
Wielki Czarownik Brooklynu.

Ps. Przyjdź najszybciej, jak to będzie możliwe!
Pss.  Nie zapomnij tego spalić!
Psss. Clave (nie)zostało poinformowane o wszystkim.
Pssss. Nie zapomnij tego spalić! Dowiem się, czy to zrobiłaś ;)





Demony, trudne do pokonania? Klątwa - przepowiednia? Podpaliła świeczkę zapałką i przysunęła do niej list. Kiedy papier zajął się ogniem, trzymała go jeszcze przez chwilę patrząc na taniec płomieni, a gdy został jej w ręce mały kawałek wrzuciła go do popielniczki, żeby się nie poparzyć.
Maia ponownie spojrzała przez okno. Przygryzając dolną wargę, wpatrywała się intensywnie w księżyc. Miała złe przeczucia, a list od Magnusa dodatkowo je spotęgował.
Czy to zapowiedź kolejnej wojny o Świat Cieni?!
Z zamyślenia wyrwało ją ciche pukanie.
- Proszę.
Drzwi otworzyły się i ukazała się w nich młoda dziewczyna, która nie dawno dołączyła do stada.
- Samantha. Czy coś się stało?
- Masz gościa, Alfo - powiedziała niemal szeptem.
- Mówiłam Ci, że jestem Maia. Kto chce się ze mną widzieć? - zapytała łagodnie.
- Wampirzyca. Przywódca nowojorskiego Klanu Wampirów. Pani Lily.
- Szybka jest - mruknęła Maia - Poproś ją.
Samantha dygnęła i wymsknęła się z gabinetu Mai. Ta, usiadła wygodniej w fotelu, czekając na wampirzycę. Drzwi ponownie otworzyły się i weszła przez nie czarnowłosa kobieta.
- Lily! W ŻYCIU nie spodziewałam się Ciebie tak szybko! - Maia uśmiechnęła się do niej, ręką wskazując fotel, stojący naprzeciwko.
- Ciebie również dobrze widzieć, Maiu. A tak dla przypomnienia - jestem martwa - wampirzyca uśmiechnęła się, obnażając kły i usiadła we wskazanym miejscu - Tak, kochana. Załapałam. 
- Twoje szybkie odwiedziny zawdzięczam Magnusowi, który wysłał do nas listy, czyż nie?
- Otóż to! Powiadomiłaś stado? - spytała wampirzyca.
- Oczywiście! Nie dawno zakończyło się zebranie - oznajmiła Maia - Wybierasz się do Instytutu?
- Pomyślałam, że mogłybyśmy pójść tam razem jeszcze dziś albo jutro. Co o tym sądzisz? - spytała Lily.
- Nie mam dziś nic ciekawszego do roboty, więc możemy...
- Czujesz to? - przerwała jej Lily, zaciągając się głośno powietrzem.
- Okropny smród. Co to...
Oczy wampirzycy otworzyły się szeroko.
- Demony - oznajmiła - Te, o których pisał Magnus. Są niedaleko.
- Samantha! - krzyknęła Maia.
Dziewczyna wręcz wpadła do jej gabinetu.
- Słucham?
- Natychmiast zadzwoń do Luke'a Graymark'a! Powiedz, że w okolicy są demony, o których pisał Magnus. Niech się pośpieszą! - poinstruowała ją Maia - Wszystko zrozumiałaś?  
- Tak, Alfo! - odpowiedziała i wybiegła z pomieszczenia.
W tej samej chwili Maia usłyszała przeraźliwe wycie.
Wycie wilka, należącego do jej stada.
- Seamus! Powiedział, że idzie do parku! - powiedziała przerażona - Jest w niebezpieczeństwie!
- Wracam do DuMort. Musimy się przygotować - oznajmiła wampirzyca.
- Przygotować?
- Do walki. Przecież teraz pracujemy razem z Nefilim. Poza tym - to nasze miasto! Skoro jeden z Twoich podopiecznych ma kłopoty, wnioskuję, że stado dołączy do zabawy?
- Oczywiście! I bez tego by poszli.
- To co, spotykamy się na miejscu, wilczku? - zapytała wstając z fotela.
Na twarzy Lily pojawił się złowieszczy uśmiech.
- Jasne.
Lily puściła jej oczko i w wampirzym tempie opuściła jej gabinet.
Maia wstała gwałtownie, lecz zanim wyszła z pomieszczenia, by zebrać stado, jeszcze raz spojrzała w okno.    
 - Wiedziałam, że nie wróżysz nic dobrego - zwróciła się do księżyca i wybiegła z gabinetu.

 ******

- Samantha? Co się stało? Spokojnie! Głęboki wdech i wydech. Dobrze, teraz mów.
Jocelyn siedziała na łóżku obok męża rozmawiającego przez telefon i przyglądała mu się. Dzwonią z Jade Wolf. Potrzebują pomocy.
To musi być coś pilnego, skoro dzwonią o tej porze.
Nagle twarz jej męża zrobiła się chorobliwie blada.
To nie wróży nic dobrego!
- Uspokój się, Sammy. Maia już wyruszyła? - Graymark milczał, oczekując odpowiedzi - Lily też? W porządku. Stosuj się do jej poleceń.
Luke rozłączyła się i spojrzał na Jocelyn, która nieświadomie wstrzymała oddech. Jeśli w sprawie bierze udział Klan z DuMort i stado - nie jest dobrze.
- Co się dzieje, Luke?
- Demony.
- Demony? Dlatego jesteś taki zdenerwowany? - Nocna Łowczyni posłała mu niedowierzające spojrzenie.
- Nie rozumiesz, Joc? Chodzi o TE demony - odpowiedział.
Kobieta chciała coś powiedzieć, lecz w tej samej chwili mięśnie Luke'a mocno się napięły. Mężczyzna odwrócił lekko głowę, jakby czegoś nasłuchiwał.
Zerwał się nagle bez słowa i zaczął szybko ubierać.
- Na litość Razjela, Luke! Co się dzieje? - zapytała.
- Jeden wilk z stada jest w niebezpieczeństwie. Musimy się śpieszyć!
- Jasne. Wezmę tylko...
- Nie, Jocelyn. Ty zostajesz.
- Słucham?
- Nie pozwolę Ci tam iść! Jesteś w ciąży! A my nawet nie wiemy jak z nimi walczyć - oznajmił Luke.
- Ale ja jestem Nefilim, Luke!  Nefilim walczą z demonami! Nie jestem chora, jestem w ciąży! Chcę iść! - jęknęła kobieta.
Wilkołak podszedł do swojej żony i położył swoje dłonie na jej ramionach.
- Jeśli byłyby to zwykłe demony, przemyślałbym sprawę. One są niebezpieczne, Joc. Co jeśli zrobią krzywdę Tobie lub dziecku? Nie pozwolę Ci iść na eksperymentalną walkę z nieznanymi nam do końca demonami. Wiesz dlaczego? - spojrzał jej w oczy - Ponieważ nie jestem taki jak Valentine i wolałbym umrzeć, niż ryzykować życie swoich najbliższych.
Jocelyn musnęła delikatnie wargi męża.
- Uważaj na siebie - wyszeptała.
- Wiesz, że będę. a teraz szybko do Maryse.

- Te cholerne mutanty są tak blisko, a my marnujemy tutaj czas!
Wszyscy zebrali się w salonie. Luke szybko wyjaśnił im całą sytuację.
- Uspokój się, Jace! - skarciła go Maryse - Wszystko już ustalone. W Instytucie zostają ze mną Catarina, Jocelyn, Simon, Rebbeca oraz Silas. W końcu ktoś musi bronić Instytutu w razie potrzeby.
- Nie pomagasz, Maryse - oznajmił Luke.
- Jasne, wybacz. Ty zabierasz ze sobą Jace'a, Clary, Isabelle i Aleca...
- ... oraz oczywiście Magnusa - dodał Bane.
- Wybierasz się bez nas, braciszku? - zapytała Ingrid patrząc na kociookiego czarownika - Mowy nie ma! Takiej zabawy nie przepuszczę!
- Dla Ciebie wszystko jest zabawą, Inn - oznajmił Shade, przewracając oczami.
- Zupełnie jak Magnus - mrukną Alec.
- I to proszę państwa NA PEWNO jest moja siostrzyczka! - oznajmił patrząc na Ingrid, która szeroko się uśmiechała -  A Ty, żmijko Ty moja wrzuć na luz! - dodał, rzucając Dorianowi szybkie spojrzenie.
- Zatem ustalone. Pośpieszcie się! Za dwie minuty w holu! - oznajmił Luke i skierował się w stronę drzwi.          

Po ustalonym czasie wilkołak i troje czarowników czekało w holu na młodych Nefilim.
- Magnus... Wiesz jak z nimi walczyć? - spytał Luke.
- Jeszcze nie. Na początku musimy robić to, co zawsze. Później zobaczymy.
- Nie takiej odpowiedzi oczekiwałem - odparł Luke.
- Ja też nie - westchnął Bane.
W tej samej chwili po schodach zbiegli Nocni Łowcy.
- Dłużej się nie dało? - Magnus zwrócił się do Jace'a. 
- Wystrojenie się i zabranie odpowiedniej broni wymaga czasu. Wy mieliście przewagę czasową, bo nie potrzebujecie tego wszystkiego.
Blondyn trzymał w rękach serafickie ostrza, a za paskiem miał włożone kilkanaście sztyletów. Kilka z nich znajdowało się też w jego prawym bucie. Herondale nie potrzebował niczego więcej do walki.
Clary również wybrała sztylety -  lubiła się nimi posługiwać, a dzięki Jace'owi była niemal mistrzynią w rzucaniu nimi. Mistrzem był oczywiście sam Jace. W ręce trzymała serafickie ostrze, a u jej boku wisiał Hesperos.
Isabelle tradycyjnie miała przy sobie swój bicz z elektrum oraz serafickie ostrza. Dodatkowo dziewczyna zabrała ze sobą gwiazdki do rzucania zamiast sztyletów.
Alec nie byłby sobą, gdyby nie wziął łuku - swojej ulubionej broni - który przewiesił wraz z kołczanem przez swoje prawe ramię. W ręku, tak samo jak reszta Nefilim, trzymał serafickie ostrze. Sztylety czy gwiazdki zostawiał swoim przyjaciołom. Lightwood na misję zabierał ze sobą czakramy.
- Gdzie teraz? - zapytała Clary.
- Magnus otworzy Bramę i przeniesiemy się pod Jade Wolf. Stamtąd złapię trop Mai - oznajmił Luke.
- Na co więc czekamy? - spytał Jace.
- Nie wiemy czego się spodziewać ze strony tych demonów. Sądzę, że sensownym planem będzie podzielenie się na dwójki, które będą pilnować siebie na wzajem. Mam na myśli podział Nefilim - Podziemny.
- Więc ja pracuję z Alexandrem! - wtrącił Bane, uśmiechając się zalotnie do Aleca.
- Clary, czy chciałabyś walczyć ze mną? - zapytała czerwonowłosa.
- Oczywiście, Ingrid!
- Z kolei ja chciałbym prosić pannę Isabelle, aby została moja partnerką do walki - Shade mrugnął do czarnowłosej Nefilim.
- Oczywiście, panie Shade.
- Więc pozostaje Ci tylko moje towarzystwo - odpowiedział Luke patrząc na Jace'a.
- Lepszego partnera nie mogłem sobie wymarzyć - odpowiedział.
- No to idziemy! - Bane odwrócił się do ściany i otworzył Portal.

******    

- Musimy uciekać! Nie dam sobie rady z nimi wszystkimi! - powiedział Seamus, po czym zmienił się w wilkołaka.
Estell nie była przerażona tym widokiem, ponieważ Seamus często robił to w jej towarzystwie. Pozwalał dziewczynie usiąść na swoim grzbiecie, po czym biegał z nią po całej łące, na której zwykli przesiadywać. Essie była niska i szczupła, więc Seamus biegnąc z dziewczyną na grzbiecie czuł się tak, jakby biegł sam.
Stojące przed nią zwierzę zawyło, jak zwykło wyć do księżyca, ale Estell słyszała w jego wyciu coś nowego.
Seamus wzywa stado na pomoc!
Wilk podszedł do niej i stanął bokiem. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.
Chciał, żeby go dosiadła.
Gdy usiadła na jego grzbiecie, przechyliła się delikatnie, by podrapać go za uchem.
W tej samej chwili wilk odwrócił się gwałtownie i zaczął warczeć, obnażając przy tym swoje kły. Gdyby nie zdążyła złapać się jego szyi - na pewno by spadła.
Zdezorientowana dziewczyna podniosła wzrok i ujrzała demona.
Widziała ich wiele w książkach Clary czy Isabelle. Nawet Alec kilka razy pokazywał jej niektóre z nich, tłumacząc jak je zabić. Natomiast Jace uczył ją walki. Bo będąc częścią Świata Cieni Estell Brown musiała nauczyć się bronić.
Demon stał obok drzewa, a z jego gardła wydobywało się okropne warczenie. Zapach unoszący się w powietrzu, poważnie podrażnił jej nozdrza i płuca, włączając tym samym jej odruch wymiotny. Dziewczyna zakryła jedną ręką usta, żeby nie zwymiotować.
Bestia była dwa razy większa od Estell.
Z głowy potwora wyrastała para rogów, zakrzywionych do tyłu a jego uszy były szpiczaste. Czarne, szeroko rozstawione oczy demona intensywnie wpatrywały się w dziewczynę. Zamiast nosa, Estell dostrzegła cztery, maleńkie otwory.
Demon przechylił głowę na bok i otworzył paszczę, ukazując cztery rzędy zębów, wielkością przypominających sztylety, których używał Jace. Broda potwora zakończona była długim, ociekającym jakąś substancją żądłem.
Demon syknął, robiąc krok w ich stronę.
Seamus warknął na niego i cofnął się o kok w tył.
Estell zauważyła rząd kolców, wyrastających z pleców demona. Zamiast rąk miał trójpalczaste macki. Całe ciało potwora pokrywały łuski, tworząc pewnego rodzaju pancerz. Jedynie głowa pokryta była czymś, co mogłoby przypominać włosy.
Wilk nadstawił uszu, rozejrzał się szybko, po czym odwrócił się i zaczął biec.
Estell przywarła do niego całym ciałem, mocno obejmując rękami jego szyję.
Seamus biegł coraz szybciej - kierował się w stronę Jade Wolf, gdy nagle zatrzymał się gwałtownie.
Pojawił się przed nimi kolejny demon. Taki sam jak ten w parku. Z gardła Seamusa wydobył sie warkot i szybko skręcił w boczną uliczkę - to była jedyna droga ucieczki.

******

Gdy go zobaczyła, musiała przyznać Rację Magnusowi, że ten demon jest paskudny.
Całe szczęście, że w najbliższej okolicy był tylko jeden - ten, na którego właśnie patrzyła. 
Razem z członkami swojego Klanu udali się do parku, gdzie miała spotkać się z Maią i jej stadem. Jedno z nich było w niebezpieczeństwie. Chociaż w powietrzu czuła zapach wilkołaka, była pewna, że nie należy on do Mai.
To musi być ten, któremu mamy pomóc.
Zapach jednak był słaby, co świadczyło o tym, że wilczka już tutaj nie ma.
Z listu Magnusa dowiedziała się, że trudno pokonać te demony, więc postanowiła troszkę go poobserwować. Może uda jej się czegoś dowiedzieć.
Stała w cieniu drzewa, razem z Hannah.
 - Ciało pokryte łuskami, które tworzą pancerz jest nie do przebicia. I to żądło! Coś z niego cieknie. Jedynym, nie osłoniętym miejscem są tylne części kolan i głowa - Lily zwróciła się szeptem do wampirzycy stojącej obok, na co ta przytaknęła, przyznając jej słuszność.
Nagle demon zauważył jednego z wampirów i ruszył z rykiem w jego stronę.
W jednej sekundzie wszystkie wampiry, które przyszły z DuMort rzuciły się w stronę atakowanego pobratymca.
Każdy z nich miał broń. Pomimo, że napierali na demona wszyscy na raz i pojedynczo, nie udało im się go unicestwić. Jeden z wampirów odciął mackę demona, w miejscu której wyrosły trzy kolejne. W odpowiedzi na atak demon złapał go ową macką, przyciągnął go do siebie i przebił swoim żądłem. Gdy tylko wyjął je z ciała wampira, ten zamienił się w proch.
Lily również ruszyła do walki. Jej bronią była Katana. Miecz japoński.
Powiada się, że Katana posiada własną duszę, a w jej ostrzu odbija się charakter wojownika, który stanowi jedność ze swoim mieczem. Lily sama nie wiedziała dlaczego, ale kochała ten miecz. Był dla niej najcenniejszą rzeczą na świecie.
Wampirzyca napierała równo ze swoimi pobratymcami na potwora, zastanawiając się przy tym, gdzie zadać ostateczny cios. Może trzeba odciąć mu głowę?  
Kątem oka dostrzegła, że demon starannie skrywa miejsca za kolanami, które nie były osłonięte pancerzem.
Oddaliła się nieco od grupy wampirów i czekała na odpowiedni moment.
Gdy demon wyprostował się, jej oczom ukazały się tylne części jego kolan.
Teraz albo nigdy.
Lily zbliżyła się do niego w wampirzym tempie, zamachnęła się Kataną i zadała cios. Ostrze miękko wbiło się w ciało demona, odcinając mu kończyny, które w przeciwieństwie do macek nie odrosły.
Z jego gardła wydobył się głośny ryk.
Nie zastanawiając się długo ponownie uniosła miecz i odcięła mu głowę, mając nadzieję, że i ta nie odrośnie. Gdy to zrobiła demon zmienił się w proch.
Pomimo tego, że Lily była martwa wzięła głęboki oddech. Pocałowała rękojeść swojego miecza i zamknęła na chwilę oczy.
- Pani.
Gdy Lily odwróciła się zobaczyła stojącą przed nią Hannah.
- Znaleźliśmy Seamusa. Kieruje się w stronę opuszczonych magazynów, nie daleko Jade Wolf. W ślad za nim ruszyły te demony.
- Ile ich jest? - spytała Lily.
- Około tuzina może mniej.
- Posłuchajcie! Każdy z was widział w jaki sposób można je zabić. Musimy powiadomić o tym wszystkich. A teraz do opuszczonych magazynów! - zarządziła Lily, po czy znów zwróciła się do Hannah.
- Dobra robota!
- Jest jeszcze coś, pani.
- Tak? - Lily uniosła brew.
- Z Seamusem jest Przyziemna, posiadająca Wzrok.
- Wiesz kto to? - zapytała Lily. W myślach błagała wszystkich świętych, żeby tą Przyziemną nie okazała się...
- Estell Brown, pani. Z nowojorskiego Instytutu.
- Cholera! - krzyknęła, po czym razem z Hannah ruszyły w stronę opuszczonych magazynów.

******

Hello, i'ts me ;D
Jak tam? Co tam? ;) Mam dla was rozdział piętnasty ;0
Co myślicie? ;)
Mam nadzieję, że ciekawy chociaż troszkę ;) 
Nie wiem, czy ktoś zauważył, ale zrobiłam playlistę ;) 
Kiedy piszę, słucham sobie właśnie tych pioseneczek Xd
Przy tym rozdziale pomogły mi utwory nr. 1 i 2, czyli moja Halsey <3 
Dodałam też nowe postacie do zakładki "BOHATEROWIE"

Moja droga Rosalie <http://dalsze-losy-clary-jace.blogspot.com/   ---> POLECAM! XD> stwierdziła, że chyba jestem jedną z Diabelskich Maszyn i chyba w ogóle nie sypiam Xd
Cóż... Mamy już w pól do czwartej, a ja nadal ślęczę przed monitorem, więc może coś w tym jest ;D
Także tego... Życzę miłej lektury (z muzyczką, bądź bez ;p) ;**
Kocham Was, biszkopciki ;* <3

- Dżoana, która nie śpi do rana ! ;D