poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Rozdział 6

Kolejne tygodnie były dla młodych Nocnych Łowców... Nudne? Monotonne?
Każdego dnia to samo: poranne treningi, wspólne posiłki, nauka, sen. Żadnej rozrywki, zero demonów, nie licząc kilku szybkich i banalnych akcji w Pandemonium...
Zaskoczeniem był fakt, że Maryse wprowadziła do ich planu zajęć popołudniowy trening z nauczycielem, który specjalnie na jej prośbę przybył z Idrisu. Silas Cartwright. Jeden z najsurowszych i najbardziej wymagających trenerów Akademii Nocnych Łowców.
Został on zaproszony do Nowego Jorku m. in. dlatego, że Simon musiał rozpocząć naukę, a ponieważ nie mógł jeszcze udać się do Idrisu, sprowadzono więc nauczyciela. Treningi mają potrwać miesiąc, a następnie Cartwright wróci do domu zabierając ze sobą Simona.
Swoją drogą, reszcie też przyda się porządny wycisk i dyscyplina!

Maryse westchnęła głęboko i rozsiadła się wygodniej w fotelu. Ostatnio spędzała w Bibliotece bardzo dużo czasu. To nie to, żeby miała zamiar czytać, nie...
Pomieszczenie pełne książek działało na nią uspokajająco.
- Nie jest łatwo rządzić Instytutem, wierz mi - oznajmiła, a w jej głosie słychać było zrezygnowanie.
- Nie wątpię, Maryse. Wiesz, że mogłabyś powiadomić Clave o swojej rezygnacji i szefem Instytutu...
- Rozmawiałam z dziećmi na ten temat. Wiesz przecież, że jako była szefowa mam obowiązek wskazać kandydata.
- Ach, oczywiście! No więc? Kogo ustawimy na piedestale?
Maryse spojrzała na czarownika, siedzącego na przeciwko niej.
Włosy Magnusa były w nieładzie a na jego twarzy, bez makijażu, zauważyła oznaki zmęczenia. Nocna Łowczyni po raz pierwszy widziała go w zwykłej, czarnej koszulce i spodniach dresowych. Wcale jej to nie przeszkadzało - przecież teraz jakiś czas będzie tu mieszkał, więc tak czy inaczej musi się przyzwyczaić do takiego "normalnego" stroju czarownika. Młody Lightwood zaproponował mu, żeby chwilowo oboje przenieśli się do Instytutu, dopóki trwają te dodatkowe treningi. Gdy czarownik zasugerował, że zostanie u nich w mieszkaniu, Alec skutecznie wybił mu ten pomysł z głowy.
Teraz, kiedy czekał na jej odpowiedź zauważyła coś jeszcze... Obawę?
- Jace.
- Herondale?! - zdumienie Magnusa lekko ją rozbawiło, ale kiedy zobaczyła ulgę malującą się na jego twarzy zachichotała jak mała dziewczynka.
- Tak. Właśnie Jace.
- Dlaczego nie Alec? Albo Isabelle? A co z Clary?
- Isabelle nie chciała w ogóle słuchać o tym, że chciałabym zrezygnować. Clary również. Natomiast Alec...
Magnus wstrzymał oddech.
- On odmówił.
- Powiedział dlaczego? - czarownik próbował udawać obojętność.
- Nie. Ale nie mam mu tego za złe. On najzwyczajniej w świecie słucha nie tylko rozumu ale również serca - odpowiedziała Maryse posyłając czarownikowi porozumiewawcze spojrzenie, lekko się przy tym uśmiechając.
- Interesujące. Co na to Jonathan?
- Zgodził się. Ale jeszcze nie teraz - Maryse westchnęła głęboko.
- Co masz na myśli?
- On nie chce, żebym rezygnowała.
- A czy Ty chcesz, Maryse? Czy chcesz zrezygnować z posady szefowej Nowojorskiego Instytutu? - Magnus wpatrywał się w nią tak intensywnie, że musiała odwrócić wzrok.
- Nie mogę - wyszeptała.
- Owszem, możesz. Sądzę jednak, że za tym wszystkim kryje się jeszcze coś. A raczej ktoś.
Maryse zamarła. Podniosła wzrok i napotkała spojrzenie czarownika. W jego kocich oczach było coś...
Czy on potrafi zahipnotyzować?!
- Masz rację - przyznała.
- Więc powiedz szczerze, chcesz porzucić to stanowisko, czy nie?
- Nie wiem! A nawet jeśli, dokąd miałabym pójść? Zostać tu? Być może, ale wiem, że po pewnym czasie czułabym się tu...
- Samotna?
Nocna Łowczyni wstała z fotela i zaczęła spacer po Bibliotece tam i z powrotem. Magnus wiedział, że za chwilę pęknie i zacznie mówić. Siedział więc i czekał.
- Spędzasz z kimś połowę swojego życia... Kiedy wyruszacie na misję martwisz się, że już się nie zobaczycie... Wychowujecie razem dzieci... Masz nadzieję, że zestarzejecie się razem...
- Maryse, Ty go kochasz.
- Co?! Nie! Ja tylko...
- Kochasz go, przecież widzę. Chcesz zrezygnować, by wrócić do Alicante. Do Roberta - czarownik położył jej ręce na ramionach i kontynuował.
- Kiedyś byliście o krok od rozstania, ale Razjel najwyraźniej dał wam znak w postaci Maxa.
- Masz racje, Magnusie. Nie zapominaj jednak, że Maxa już nie ma - w jej oczach pojawiły się łzy - A ja najzwyczajniej w świecie przyzwyczaiłam się, że Robert... Po porostu jest.
- I teraz jesteście dla siebie uprzejmi, w towarzystwie udajecie, że wszystko jest w porządku, a mieszkacie osobno i rzadko się widujecie, ponieważ Ty musisz być tu, a On jako Inkwizytor w Idrisie? Nie chcesz, żeby tak było. Brakuje Ci go. Wiesz dlaczego? Bo mimo wszystko go kochasz.
- Nie ważne czego ja chcę. On...
- On też za Tobą tęskni. I kocha cię równie mocno, jak Ty jego.
- Skąd Ty to możesz wiedzieć? - zapytała, patrząc na niego badawczo.
- Wiem, że kiedy Lightwood kogoś pokocha, to kocha całym sercem i tak łatwo nie odpuszcza - puścił jej oczko.
Mimo bólu jaki szalał w jej sercu uśmiechnęła się.
Razjelu! Na prawdę lubię tego czarownika!
- Przy najbliższym spotkaniu powiedz mu to. Jeśli nie spróbujesz, będziesz żałować.
- Dziękuję Ci, synu - wyszeptała Maryse i zrobiła coś czego Magnus się nie spodziewał.
Przytuliła go!
Ta kobieta była naprawdę silna, ale czarownik wiedział, że kiedyś pęknie. I to właśnie dziś nadszedł ten dzień.
- Jesteś aż tak roztrzęsiona, że pomyliłaś mnie ze swoim synem? W prawdzie jestem przystojny i czarujący, ale nie aż tak bardzo jak Alec!
Uwolniła się z jego objęć i spojrzała głęboko w jego kocie oczy.
- Nie pomyliłam się, Magnusie. Powiedziałam do Ciebie synu.
W odpowiedzi na to zaskakujące wyznanie czarownik uśmiechnął się.
- Przejdźmy może do interesów. Jest już późno, a Ty wyglądasz na zmęczonego - powiedziała wracając na swój fotel - Usiądź proszę.
Magnus powłóczył nogami w stronę fotela.
- Z mojej strony wygląda to tak - przerwała szukając czegoś na biurku - W ubiegłym tygodniu zgłoszono "ataki" demonów w Wiedniu, Luksemburgu, Lizbonie i Monako.
- Nieźle. Za każdym razem tak samo? - zapytał Magnus przeglądając wręczone mu raporty.
- Punkt w punkt.
- Czyli stoimy w miejscu - westchnął czarownik.
- A u Ciebie?
- Niestety nic. Dokumenty są lepiej zabezpieczone, niż myślałem.
- To znaczy?
- Zaklęcia ochronne i bariera. Otóż ta bariera to nape wno jakaś bardzo stara magia. I tu pojawia się pytanie: Czy uda mi się ją przełamać?
- Oświeć mnie więc i odpowiedz na swoje pytanie.
Czarownik ziewnął, po czym skrzyżował ręce na piersi.
- Sprawdziłem te zabezpieczeni - oznajmił Magnus - Zaklęcia zostały rzucone przez  jakiegoś czarownika, więc to nie będzie trudne. Najdalej pojutrze powinno mi się udać je zdjąć, natomiast bariera... To na pewno dzieło kogoś potężnego.
- Myślałam, że nie ma kogoś takiego, kto mógłby Cię przewyższać - Maryse uniosła brew.
- Schlebiasz mi, moja droga. Sam nigdy w to nie wątpiłem. Aż do teraz.
- Razjelu! Czy to wszystko musi być takie skomplikowane? - westchnęła Nocna Łowczyni, pocierając swoje skronie.
- Nie mniej jednak musisz pamiętać, że magia ma swoją cenę. W tym przypadku ceną jest moja energia, więc pozwól, że pójdę już spać. Nie zrobimy nic bez tych papierów, a jeśli zaraz się nie położę, obawiam się, że będę spał tutaj.
- Oczywiście, idź. Nie sądzę by Alec był zadowolony z tego, że jego ukochany śpi w Bibliotece na dywanie jak... Kot.
- Ty też idź spać - czarownik spojrzał na nią z ukosa.
- Jeszcze chwilę tu posiedzę. Dobranoc, synu.
- Dobranoc.
Zanim zamknął drzwi, spojrzał na Maryse, siedzącą w dwa razy większym od niej fotelu.
Powiedziała do mnie synu! Dwukrotnie! Interesujące, naprawdę, interesujące...
Pokręcił głową, spojrzał na zamknięte drzwi Biblioteki i ruszył w stronę pokoju Aleca.
Poprawka.
W stronę ich wspólnego pokoju.

******

Brawo!
Clary biegła korytarzem Instytutu, spóźniona na popołudniowy trening.
Po obiedzie było trochę wolnego czasu, więc każdy sobie coś zaplanował. Alec pomagał Magnusowi przy pracy, Isabelle z Simonem wymknęli się razem, a Jace poproszony o rozmowę udał się z Maryse do Biblioteki. Zanim on i jego matka zniknęli za jej drzwiami Clary zapytała, czy może zabrać pamiętnik, który dla niego zrobiła. Chciała umieścić tam jeszcze pewne wydarzenie. Ich zaręczyny.
Usiadła więc za biurkiem i wzięła się do pracy. Nawet nie zauważyła, kiedy zegar wybił szesnastą.
Dwa słowa odbijały się echem w jej głowie.
Nowy nauczyciel!
Gdy dotarła na miejsce przystanęła na chwilę. Nie chciała, żeby inni zauważyli, że biegła.
Podeszła bliżej drzwi i delikatnie je uchyliła. Wszyscy już byli na miejscu. Jace rozmawiający ze swoim parabatai, Isabelle z Simonem no i w końcu ona sama. Wślizgnęła się do sali z gracją pantery i ruszyła w stronę swoich przyjaciół. Coś jednak było nie tak. Kogoś brakowało.
- Clarissa Morgenstern! Jak to miło, że nas zaszczyciłaś swoją obecnością!
Odwróciła się gwałtownie i zobaczyła mężczyznę w stroju bojowym, siedzącego na parapecie jednego z okien.        
- Nie noszę nazwiska Valentine'a.
Trener uniósł brew. Stanął na równe nogi i Clary mogła przez chwilę mu się przyjrzeć.
Wysoki, przystojny, dobrze zbudowany. Silas miał krótkie, ciemne włosy i brązowe oczy, które idealnie pasowały do jego orzechowej cery. Był stosunkowo młody, jak na trenera. Może po prostu tak młodo wygląda.
Kiedy Silas ruszył w ich stronę Clary walczyła ze sobą, żeby się nie cofnąć.
- Są dzieci, które się wyrzekają rodziców, jak również rodzice wyrzekający się swoich dzieci.
- Z pewnością zna pan jakieś przykłady, potwierdzające pańską tezę - odezwała się Clary kiedy mężczyzna zatrzymał się metr przed nią - Ale nie ja. Valentine Morgenstern jest TYLKO moim biologicznym ojcem i nic tego nie zmieni.
- Więc nosisz swoje Przyziemne nazwisko czy po ślubie Jocelyn przyjęłaś nazwisko Luke'a? A może Herondale? Cóż... Sądzę, że jest trochę za wcześnie, aby ogłaszać się nazwiskiem przyszłego męża - Silas przeniósł swoje lodowate spojrzenie na Jace'a i z powrotem na nią.
- Jestem Clary Fairchild.
- Dobrze więc. Spóźniłaś się. A ja nie lubię spóźnień.
- Proszę mi wybaczyć. To się już nie powtórzy - zapewniła.
- Wiem. Uwaga oto plan na dziś. Na początek rozgrzewka, na którą macie wykorzystać pół godziny. Nie mniej, nie więcej. Później będą ćwiczenia w parach.
- Nas jest pięciu, panie Cartwright.
- Jedno z was będzie ćwiczyć ze mną. Zaczynajcie!
Po rozgrzewce, która okazała się być tak intensywna jak poranny trening, przyszedł czas na ćwiczenia w grupach.
- Jonathan będzie ćwiczył z Isabelle, a Alexander... - trener spojrzał na Clary, a później na Simona.
Razjelu! Jeśli wybierze Simona będę musiała ćwiczyć z nim! Tylko nie to!
- Z Carissą. Simon zapraszam Cię. Dziś ćwiczysz ze mną.
Nocna Łowczyni spojrzała na przyjaciela, który wcale nie wyglądał na zdenerwowanego. Skinął głową i ruszył w stronę trenera.
- Pewnie spodziewacie się treningu z bronią - zaczął Silas - Nic z tych rzeczy. Bynajmniej nie dziś. Otóż w pomieszczeniu znajdują się różne przedmioty, które zostały tu specjalnie umieszczone. Nie będziemy korzystać z broni. Wszystko to co znajduje się na sali będzie waszą bronią.
Dobra taktyka, Cartwright! Na początek: rozpoznanie.
Clary zbliżyła się do Aleca.
- Razjelu! Jakim sposobem mamy wytrzymać z tym gościem? - wyszeptał chłopak trzymając w rękach długi kij.
- Bo ja wiem? Będzie ciężko. Współczuję Simonowi, bo nasz trening z Cartwright'em potrwa tylko miesiąc.
- Tylko?
- CISZA! Zaczynać! Już dość czasu zmarnowaliśmy przez spóźnienie panny Fairchild! - Cartwright wrzasnął tak głośno, że Alec upuścił trzymany w rękach kij.
- Łoooo. Kto by pomyślał, że będzie aż tak źle - oznajmiła Clary patrząc na zmianę na Aleca i na "broń" którą upuścił.
- Milcz, Fairchild i bierz się do roboty, bo na następnym treningu powiem trenerowi, że bardzo chciałabyś z nim poćwiczyć! - powiedział Alec i zaatakował ją kijem, który jeszcze przed chwilą leżał u jego stóp.
Odskoczyła na bok i przeturlała się pod ścianę. Rozejrzała się szybko i dostrzegła w połowie ukrytą deskę, wyglądającą na część ławki z Central Parku. Skoczyła w jej stronę, nim Alec zaatakował. Leżąc na ziemi zablokowała jego atak, podcinając mu równocześnie nogi. Nocny Łowca upadł, wypuszczając kij z ręki. Clary podniosła się z ziemi i szybko skoczyła na Aleca uniemożliwiając mu powrót do pionu.
- Chciałbyś, Lightwood. To Ty będziesz następny w kolejce do Cartwright'a - powiedziała posyłając mu złośliwy uśmieszek.

******

Po treningu Alec był naprawdę wykończony. Plotki o trenerze okazały się być prawdą.
Nocny Łowca nie chciał w tej chwili myśleć o Silasie. Miał przecież pomóc Magnusowi, który jest naprawdę wykończony próbami odczytania dokumentów.
Kiedy Alec wstaje - Magnus pracuje.
Kiedy Alec wraca po treningu - Magnus pracuje.
Kiedy Alec kładzie się spać - Magnus pracuje.
Razjelu! Kiedy on w ogóle śpi?!
- Alec!
Nocny Łowca odwrócił się i zobaczył biegnącą w jego stronę Isabelle.
- Co tam Izzy?
- Co myślisz o naszym trenerze?
- Uhm. Stanowczy? Ostry? Wymagający?
- Gorący? Jak przyszedł to jakoś tak gorąco się zrobiło nie sądzisz? - zapytała jego siostra.
- Jak dla mnie to wieje od niego chłodem, gdy tylko się pojawi w okolicy.
- Och, przestań no! Żartowałam!
- Ha, ha, ha . Doprawdy Isabelle, nigdy się tak nie uśmiałem.
- Pff... Idziesz teraz do Magnusa?
- Tak. Potrzebujesz coś od niego?
- Nie. Po prostu pytam?
Alec usłyszał kroki i gdy się odwrócił zobaczył zbliżającą się do nich Clary.
- Nie zgadniecie co się stało! - krzyknęła dziewczyna.
- Jesteś w ciąży? - zapytała Isabelle sprawiając, że Clary się zatrzymała.
- Nie Izzy. Kolejny atak demonów na Instytut. W Los Angeles!
- Co?! Kiedy?! - Alec spojrzał na siostrę, która napięła się jak struna.
- Dzisiaj! Godzinę temu. Dzwoniła Emma. Nie powiedziała zbyt wiele. Tylko tyle, że odezwie się jutro,  po tym, jak złożą raport. Biegnę do Jace'a. Pa!
Rodzeństwo Lightwood'ów odprowadziło ją wzrokiem po czym ruszyło w stronę pokoi.
- Widzimy się na kolacji? - zapytała Izzy stojąca na progu swojego pokoju.
- Pewnie tak.
- No to pa! - posłała mu całusa i zatrzasnęła drzwi.

Alec wszedł do pokoju i od razu skierował się w stronę łazienki. Po niespełna piętnastu minutach był już odświeżony, ubrany i szedł w stronę Biblioteki.
- Magnus? Jesteś tu? - zapytał zamykając za sobą drzwi.
- A gdzie miałbym być, herbatniczku? - po jego głosie można było poznać, że jest zmęczony.
- Wstawaj, idziemy na kolacje!
- Dziękuję, ale nie - powiedział czarownik wstając z fotela.
- A to dlaczego?
- Bo muszę coś z tym zrobić! Nie słyszałeś o ataku na kolejny Instytut? Jestem pewny, do cholery, że te ataki i to - wskazał na dokumenty - Są ze sobą związane tak jak Prezes Miau ze swoją poduszką!
- Tą fioletową, której nie pozwala nikomu dotknąć?
- Dokładnie! - odrzekł czarownik opadając na fotel.
- Magnus jesteś wykończony! Nie wiem, kiedy śpisz, ale nie pozwolę Ci się głodzić z powodu tych durnych papierów! - Nocny Łowca podszedł do niego i przykucnął obok fotela.
- Alexandrze...
- Słucham?
- Ja muszę zdjąć te zaklęcia i złamać barierę jak najszybciej!
- Chrzanić to! Rusz tyłek! Idziemy! - warknął Lightwood i już chciał się podnieść, gdy czarownik położył mu rękę na ramieniu.
- A nie mógłbym zjeść tutaj? Wiem, że to zbrodnia na książkach jeść w Bibliotece, ale... Co Ty robisz?
- Dzwonię do Izz, żeby Estell przyniosła nam jedzenie.
- Nam?
- Tak. Zjem z Tobą. Poza tym miałem Ci pomóc.
Chwilę później Estell zjawiła się z ich kolacją. Oboje usiedli wygodnie na sofie i zaczęli jeść. Alec opowiadał o treningu, jaki zrobił im Cartwright, a czarownik streścił mu jakimi sposobami próbował zdjąć zaklęcia ochronne.
Po zakończeniu kolacji Estell zjawiła się po naczynia, a oni wrócili do pracy.
Przeglądali przeróżnej wielkości księgi. Niektóre z nich Alec odsyłał w ręce Magnusa, ponieważ nie znał języka w którym zostały napisane.
Było już grubo po dwudziestej. Alec wziął do ręki cienka książeczkę i zaczął ją przeglądać. W połowie lektury zatrzymał się. Nie wiedział dlaczego jedno z zaklęć przyciągnęło jego uwagę. Nie wyróżniało się jakoś specjalnie, ale coś sprawiło, że...
- Magnus, chyba coś mam - powiedział i podał czarownikowi książkę.
- Myślisz, że zadziała? - zapytał Magnus.
- Nie wiem, ale coś sprawiło, że zatrzymałem się właśnie na tym zaklęciu.
- Spróbujemy.
Czarownik wstał i uniósł rękę nad dokumentami. Zaczął czytać w obcym języku, a z jego ręki zaczęły się sypać niebieskie iskry. Kiedy skończył razem z Nocnym Łowcą przyglądali się papierom rozłożonym na stole. Nic. Lightwood przeniósł wzrok na sufit.
- No cóż, chyba jednak się myli...
- Alec! Spójrz!
Nocny Łowca ponownie zerknął na papiery, z których teraz unosił się granatowy dym.
- Podpaliłeś je?! - spytał przerażony.
Nagle papiery błysnęły. Alec przetarł oczy, a gdy ponownie spojrzał na kartki leżące na stole zauważył, że nie są zniszczone.
- Coś Ty zrobił?
- Ja... Zdjąłem zaklęcia ochronne, Alec! Dzięki Tobie!
Nocny Łowca uśmiechnął się szeroko.
- Sam byś to zrobił, ale potrwałoby to kilka dni dłużej, biorąc pod uwagę te wszystkie książki, które musiałbyś przeglądać sam.
Magnus chciał odpowiedzieć, ale coś zwrócił jego uwagę. Ognista Wiadomość.
- Wiadomość? Od kogo? - zapytał zaciekawiony Alec.
- Nie wiem. Przeczytaj.
Nocny Łowca spojrzał na karteczkę.

Zwykły czarownik nie zdejmie tej bariery. Ale najpotężniejszy syn Asmodeusza? Pomyśl o Ojcu, a odpowiedź na to jak zdjąć barierę będzie prosta, Magnusie!


- Nie wiesz kto mógłby to wysłać?
- Ktoś, kto założył zaklęcia ochronne. Po zdjęciu ich, twórca dostał pewnego rodzaju... wiadomość. I przysłał to - Magnus wskazał na wiadomość.
- Więc to ma coś wspólnego z Twoim... ojcem?
- Na to wygląda - westchnął czarownik.
- Dobra. Asmodeusz to Twój ojciec. Ty jesteś jego najpotężniejszym synem. Ale co wspólnego z wami mają te cholerne...
- Krew.
- Słucham? - Alec patrzył na niego z przerażeniem - Coś Ty znów wymyślił?
- Czemu nie wpadłem na to wcześnie - mruknął czarownik.
- Magnus o czym Ty mówisz?
- Ta bardzo stara magia. Zdjąć barierę może tylko jej twórca lub...
- Chwileczkę... Chcesz powiedzieć, że to Asmodeusz założył tą barierę? A jako jego syn Ty możesz ją zdjąć? Za pomocą krwi? Żartujesz?!
- Spokojnie, to tylko kilka kropel.
- Chcesz spróbować?
- Muszę.
Czarownik pstryknął palcami i w jego ręce pojawił się mały nóż. Przyłożył ostrze do wewnętrznej strony dłoni i zrobił nacięcie na tyle głębokie, żeby popłynęła krew. Zacisnął pięść i uniósł ją nad papierami.
- Asmodeusz!
Kilka kropli krwi spadło na papiery. Alec wstrzymał na chwilę oddech.
Kartki zaczęły unosić się do góry. Kiedy zatrzymały się na wysokości oczu Magnusa te zalśniły żółtym blaskiem. Po chwili dokumenty opadły na stół, a wycieńczony Magnus prawie upadł, gdyby Alec go nie złapał.
- Magnus?
- Udało nam się, Alexandrze. Zabierzmy dokumenty i chodźmy do Maryse...
- Oszalałeś?! Zabierzemy je do pokoju i idziemy spać! Matka dowie się jutro! Tyle może zaczekać. Mówiłem Ci, że nie obchodzą mnie te papiery. Ty jesteś ważniejszy.
- Alec.
- Nie! Marsz do pokoju, albo Cię tam zaniosę!
- To zanieś.
Lightwood zebrał dokumenty do teczki, podał je Magnusowi i wziął go na ręce.
Czarownik zaśmiał się, po czym wtulił twarz w szyję Aleca.
W połowie drogi do pokoju Nocny Łowca zauważył, że Magnus zasnął.

******

Nocni Łowcy, Podziemni i Przyziemni! Oto kolejny rozdział! Widzę, że ktoś tutaj się zjawia więc piszę dalej. Co sądzicie? Może być? Jakieś sugestie?
Jeśli byłeś/byłaś zostaw ślad ;>
Buziak :*
- J.

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Rozdział 5

- Tak.
Na twarzy Jace'a pojawił się szeroki uśmiech. Wsunął rodowy pierścień Herondale'ów na palec dziewczyny, wyprostował się i objął swoją narzeczoną w talii.
- Clarissa Herondale - wyszeptał - Muzyka dla moich uszu.
- Dla mnie to brzmi... Z resztą nie ważne. Ktoś musi się poświęcić - powiedziała posyłając mu oczko.
Jace zaśmiał się radośnie i podniósł ją do góry. Z wszystkich stron rozbrzmiewały oklaski i wiwaty, a za sprawą Magnusa, na pięknym nocnym niebie pojawiły się sztuczne ognie.
- Moja mała dziewczynka! - Clary usłyszała głos Jocelyn, dochodzący zza jej pleców.
Jace postawił Nocną Łowczynię na ziemi i ujął jej dłoń, dodając jej tym gestem otuchy. Przyszedł czas na gratulacje. A może nie tylko gratulacje?
W pierwszej kolejności podeszli ku nim Jocelyn i Luke.
- Clary! Jestem taka szczęśliwa! - powiedziała przytulając ją - Moja mała córeczka!
Luke ściskał dłoń Jace'a, szepcząc mu coś na ucho. Kiedy Graymark'owie zamienili się miejscami ojciec Clary od razu wziął ją w ramiona, a jej matka stanęła przed Jace'em wpatrując się w niego, nie wiedząc co powiedzieć. Nocny Łowca wstrzymał oddech.
- Jonathanie.. Jace... Gratuluję! - powiedziała i rzuciła się mu na szyję.
Herondale się tego nie spodziewał. Odetchnął z ulgą, gdy odwzajemniał jej uścisk.
- Jestem taka szczęśliwa, że Clary wybrała właśnie Ciebie! Dajesz jej szczęście i wiem, że będzie przy Tobie bezpieczna - dodała wypuszczając go z objęć i ocierając łzy.
- Jeśli trzeba oddam za nią życie, pani...
- Mów mi Jocelyn. Albo nie. Mów mi... mamo. Albo jak chcesz. Pamiętaj jednak, że będę zaszczycona, jeśli zdecydujesz się na tą drugą opcję - powiedziała głaszcząc go po policzku.
Maryse ze łzami w oczach wyściskała obojga, życząc im szczęścia i wyrażając nadzieję, że ślub odbędzie się w najbliższym czasie. Następni w kolejce byli Simon i Isabelle. Tu minęło trochę więcej czasu. Simon pogratulował Jace'owi, po czym wyściskał Clary. Natomiast Isabelle ze łzami w oczach i z uśmiechem na twarzy przedstawiała im swoją wizję ceremonii, oznajmiając przy tym, iż to właśnie ona zajmie się wszystkim.
- I mówię od razu, że ten temat nie podlega dyskusji! W przeciwnym razie naślę na was Magnusa!
- Razjelu broń! Żadnego brokatu na moich włosach! - powiedział Jace udając przerażenie.
- Tobie nawet brokat nie pomoże - usłyszeli głos czarownika, który razem z Lightwood'em szedł w ich stronę.
Clary przez chwilę obserwowała jak Magnus i jej narzeczony zaciekle o czymś dyskutują, gdy nagle usłyszała cichutkie chrząknięcie. Kiedy się odwróciła, zobaczyła Aleca.
- Gratuluję - powiedział delikatnie przygryzając wargę - Nie wiem, co mówi się w takich chwilach... Cieszę się, bo... Ty i Jace zasługujecie na szczęście, po tym wszystkim, co was spotkało... Wiem, że na początku nasze relacje były trochę... uhm... No przyjaciółmi nie byliśmy... ale później to się zmieniło. Teraz jesteś dla mnie jak siostra, a Jace od zawsze był dla mnie jak brat. Więc rozumiesz, że cieszę się z wami, tymi zaręczynami - urwał, jakby próbował zebrać myśli - Nie chciałbym, żeby zabrzmiało to tak, jakby właśnie mój brat oświadczył się mojej siostrze, ale... Tak to właśnie zabrzmiało, prawda? - mówiąc ostatnie zdanie spojrzał na nią z zakłopotaniem.
W odpowiedzi rudowłosa rzuciła się mu na szyję. Wtulając się w jego klatkę piersiową czuła, że po jej policzkach płyną łzy. Alec był naprawdę świetnym Nocnym Łowcą, oddanym parabatai jak i wspaniałym przyjacielem. Na początku ich relacje rzeczywiście były... nie najlepsze, ale teraz był dla Clary jak starszy brat, którego nigdy nie miała. No, może to nie do końca prawda. Był przecież Jonathan. Ale on zawsze był Sebastianem, nigdy Jonathanem... Jedynie w chwili swojej śmierci.
- Nie, Alec. Wcale tak to nie zabrzmiało. Chociaż gdyby Jace to słyszał... - powiedziała Clary uśmiechając się i uwalniając się z jego objęć.
Była szczerze zdziwiona, że Lightwood w ten prosty gest przelał tyle czułości, jakiej Clary nie spodziewała się z jego strony - tym bardziej jeśli chodzi przytulenie właśnie JEJ.
To Magnus ma na niego taki wpływ.
- Dziękuję Ci, Alec - głos Clary przypominał głośny szept.
- Ale za co? - zapytał, lecz nie zdążył uzyskać odpowiedzi, ponieważ Magnus zjawił się nagle obok nich.
- Teraz moja kolej na gratulacje! - powiedział wyciągając szeroko rozłożone ręce w kierunku Clary.
Alec pokręcił głową patrząc na czarownika, posłał Clary ciepły uśmiech i ruszył w stronę Jace'a.
- Clarisso... Wiesz, że czuję się tak, jakby to właśnie moja córka się zaręczyła? - zapytał - Nie żebym znał to uczucie, ale przypuszczam, że było by ono właśnie takie.
W oczach Nocnej Łowczyni znów pojawiły się łzy, kiedy czarownik wziął ją w ramiona.
- Patrzyłem jak dorastasz. Jak z małego brzdąca ciągnącego mojego kota za ogon wyrosłaś na piękną kobietę. Na prawdziwą Nocną Łowczynię. Prawdę mówiąc patrzyłem na to z boku i miałem niewielki udział, ale to też się liczy, prawda?
- Oczywiście! - dziewczyna spojrzała czarownikowi w oczy.
- Jesteś jednym z niewielu Nefilim, którym udało się zbliżyć do mojego serca - na twarzy Magnusa pojawił się jeden z jego najpiękniejszych uśmiechów.
- Nawiązując do "Nefilim, którzy zbliżyli się do twojego serca"... Mogę Cię o coś zapytać? - Clary uniosła brew.
- Oczywiście, wiewióreczko.
- Co zrobiłeś z Alexandrem Lightwood'em, którego znałam? - spojrzała na Nocnego Łowcę, który nadal rozmawiał z Jace'em - Albo nie, nie mów. Po prostu rób to dalej.
- Skoro już zadałaś pytanie to odpowiem Ci - Magnus zbliżył się do niej konspiracyjnie - Często ubieram go w swoje ciuchy, używając magii oczywiście, bo przypuszczam, że dobrowolnie by się na to nie zgodził a poza tym... torturuję za pomocą brokatu.
Clary spojrzała na niego z niedowierzaniem, po czym zaczęła się śmiać.
- A tak na poważnie, Clary - ponownie usłyszała głos Magnusa - Kocham go. Po prostu go kocham.
Po tych słowach puścił jej oczko i odwrócił się, kierując się w stronę pozostałych gości, którzy grupowo przeżywali to, co się przed chwilą wydarzyło.
Rudowłosa poczuła znajome ręce, obejmujące ją wokół talii.
- Żyjesz? - zapytał Jace opierając swój podbródek na jej ramieniu.
- Bywało gorzej. Chociaż muszę przyznać, że zaskoczyło mnie dziś to i owo - odpowiedziała odwracając się przodem do ukochanego.
- Tak? No cóż... Skłamałbym mówiąc, że ja nie jestem niczym zaskoczony.
- Na przykład? - Clary spojrzała na niego podejrzliwie.
- Na przykład tym, że się zgodziłaś - pocałował ją delikatnie - Na przykład zachowaniem Twojej mamy...
- Mojej mamy?
- Tak. Jocelyn Graymark to chyba Twoja matka?
- Jace... - dziewczyna posłała mu karcące spojrzenie.
- Dobrze już, dobrze, Po prostu... Rzuciła mi się na szyję i powiedziała, że cieszy się z tego, że wybrałaś właśnie mnie. Potem powiedziała, żebym mówił do niej Jocelyn albo "mamo" i że byłaby zaszczycona, gdybym jednak zwracał się do niej "mamo". Dziwne, no nie? Z tego co pamiętam - a pamięć mam doskonałą - Twoja matka nigdy nie należała do mojego Fun Clubu.
Czy Jace na pewno mówił o jej matce? Nie dała poznać po sobie, że też jest zaskoczona. Patrzyła na chłopaka tak, jakby zachowanie Jocelyn było normalne, choć wcale nie było...
- A czego oczekiwałeś? Że przebije Cię serafickim nożem, albo urządzi na Ciebie polowanie?
- Dokładnie tego - odpowiedział z poważną miną - Przez myśl przemknęła mi jeszcze opcja, że nie będzie się sama trudzić i wyśle za mną hordy demonów, albo poprosi Luke'a o pomoc watahy. Co prawda teraz przywódcą jest Maia, ale biorąc pod uwagę fakt, iż szanują jego zdanie...
- Lecz. Się. Jace - powiedziała ledwie powstrzymując wybuch śmiechu.
- Tylko jeśli zostaniesz moją pielęgniarką - wyszeptał i pocałował ją.
Jego usta delikatnie muskały jej wargi. Przez krótką chwilę bawił się z nią, nie pozwalając na pogłębienie pocałunku. Jedną rękę Jace trzymał na jej karku, a drugą wędrował po jej talii, wywołując tym gestem u niej dreszcz. W końcu jednak dziewczyna zacisnęła palce wplecione w jego włosy i przyciągnęła go do siebie, łącząc tym sposobem ich usta w głębokim, namiętnym pocałunku.
Clary czuła się tak, jakby świat się zatrzymał. Teraz i tu. Ona i on. Niestety, zawsze znajdzie się ktoś życzliwy, kto nie pozwoli, żeby ten świat zbyt długo stał w miejscu. Na przykład Magnus.
- Nie chciałbym przeszkadzać w tej namiętnej wymianie śliny, ale zebrane tu towarzystwo postanowiło uczcić zaręczyny blondaska i naszej uroczej wiewióreczki - powiedział czarownik posyłając im szeroki uśmiech.
- Co masz na myśli? - zapytała Clary z lekkim niepokojem.
- On ma na myśli IMPREZKĘ! - Isabelle mówiąc to podeszła do nich tanecznym krokiem.
- Nie muszę zgadywać, kogo to był pomysł - wyszeptała do Jace'a - Oświecisz nas Izzy? Gdzie macie zamiar urządzić tę Imprezę?
- Mieszkanie Maleca lub Pandemonium.
- Mieszkanie co? Kogo? - zapytał Herondale patrząc na Isabelle, jakby właśnie wyrosły jej rogi.
- Maleca. Magnusa i Aleca? Tak jest szybciej, a poza tym... No zobacz tylko jak to fajnie brzmi: MALEC - Isabelle uśmiechnęła się obnażając swoje śnieżnobiałe zęby.
- Coś w tym jest - rudowłosa przyznała rację swojej przyjaciółce.
- Dla nas też masz taki olśniewający skrót? - zapytał Jace.
- Hmmm. Poczekaj. Simon! Pomóż mi wymyślić... - dziewczyna podbiegła do niego, przez chwilę rozmawiali szeptem, po czym Isabelle wróciła do nich z dumnie uniesioną głową.
- Już mam. Clace. Ładnie, no nie?
- Naprawdę, Izz? - Jace był wyraźnie rozbawiony.
- Mi się podoba! - Clary uśmiechnęła się - A teraz ja... Simon i Isabelle. Si-belle? Isa-mon? Nie. To brzmi okropnie.
- Clary...
- Nie! Cisza! Już wiem! Sizzy! - wyznała dumnie.
- No udało Ci się, nie powiem - przyznała z uznaniem Isabelle - Ale teraz konkretnie: Pandemonium czy mieszkanie Maleca?
- Wolę domówkę - zadecydował Jace i biorąc obie dziewczyny pod ramię skierował się w stronę reszty rodziny.
- No więc? - zapytał Magnus.
- Mam nadzieję, że schowaliście swoje "zabawki" chłopcy. Nie sądzę, by ktoś z tu obecnych chciał je przypadkiem zauważyć a z tego co mi wiadomo, wybieramy się w odwiedziny do Prezesa Miau. On też należy do rodziny, a poza tym chcę by został moją druhną - powiedział Jace.
Czarownik westchnął. Chyba musi się wybrać do Central Parku i zwerbować kilka kaczek do pomocy przy zemście na Herondale'u.  Uśmiechnął się na tę myśl.
Kaczki! 
Magnus nie mógł pojąć - jak ktoś, zabijający demony, walczący z Sebastianem i jego Armią może bać się małej, niewinnej kaczuszki? Na zemstę przyjdzie pora. Teraz czas na drinka.
- Zapraszam więc - powiedział i otworzył Portal.

******

O której skończyła się impreza z okazji zaręczyn Clary i Jace'a, organizowana w mieszkaniu Magnusa? Dobre pytanie.
Graymark'owie postanowili wrócić do domu około godziny dziesiątej, ponieważ Jocelyn źle się czuła. Widząc, że rodzice Clary zbierają się do wyjścia Maryse tłumacząc się obowiązkami, związanymi z prowadzeniem Instytutu oznajmiła, że również powinna wracać.
Tak więc zostało ich sześcioro. Jeśli liczyć Prezesa Miau - siedmioro.
Po pewnym czasie Magnus widząc w jakim stanie są goście, zaproponował im nocleg - jak na dobrego gospodarza przystało. Alec spierał się przez chwilę z czarownikiem w kwestii umieszczenia Isabelle i Simona w jednym pokoju, ale kiedy Magnus wyszeptał mu do ucha kilka słów Nocny Łowca zarumienił się i odpuścił.
Mimo, że Ligtwood starał się pić z umiarem i zachować prowizoryczną trzeźwość, Jace cały czas pilnował, by jego parabatai nie siedział z pustą szklanką. Ostatnie co pamiętał to: lekkość i Magnus, pomagający mu ułożyć się do snu.

Kiedy otworzył oczy, oślepił go blask promieni słonecznych wlewających się przez okno. Zamrugał kilka razy, odwrócił się w stronę Magnusa - którego nie było. Jego część łóżka była zimna, więc czarownik musiał obudzić się już jakiś czas temu.
Alec próbował wstać, chcąc zobaczyć która jest godzina. Niestety ból, który poczuł unosząc głowę był tak silny, że Nocny Łowca zaniechał kolejnych prób i ułożył się delikatnie na poduszce.
Na Anioła! Zabiję tego Jace'a!
Wyciągnął rękę w kierunku szafki, poszukując telefonu. Nie było go tam, więc jego ręka wylądowała na ziemi, gdzie leżały spodnie. Zamiast telefonu udało mu się znaleźć stelę. Narysował Iratze mając nadzieję na ustąpienie bólu. Chociaż częściowe...
Testując działanie runy uniósł delikatnie głowę. Rozejrzał się po pokoju i dostrzegł, że telefon jest w kieszonce jego koszuli, wiszącej na oparciu krzesła tuż obok szafki. Wyciągnął rękę, sięgając po niego, spojrzał na ekran i otworzył szeroko oczy.
12.00?! 
Był w szoku. Nie pamiętał kiedy ostatnio spał tak długo. Prawdą było jednak, że nie wiedział o której godzinie skończyła się impreza czy też o której zasnął. Nie zmienia to faktu, że jest poniedziałek, godzina dwunasta, a on przegapił trening. Matka będzie wściekła. Zasłonił oczy, zastanawiając się o której reszta imprezowiczów wróciła do Instytutu. Mimo, że nałożył dwukrotnie Iratze ból głowy nie dawał za wygraną.
Cholerny Jace!
- Dzień dobry, Wielki Łowco.
Alec otworzył oczy i zobaczył Magnusa z ręcznikiem owiniętym wokół bioder, opierającego się o framugę drzwi prowadzących do łazienki.
- Wielki Łowco?
- Och, Alexandrze... Gdybym wiedział, jak działa na Ciebie alkohol upijałbym Cię częściej - Magnus uśmiechnął się do niego tajemniczo - Dałeś wczoraj niezły popis.
- Co masz na myśli? - w głosie Lightwood'a słychać było obawę.
- Hmmm. Pomyślmy - powiedział czarownik podchodząc do łóżka.
Spojrzał na Nocnego Łowcę i z wielkim wysiłkiem udało mu się powstrzymać śmiech. Usiadł na swojej części łóżka a jego twarz spoważniała.
- Najpierw razem z Jace'em wpadliście na "genialny" pomysł, żeby wyskoczyć na szybką akcję do Central Parku, w celu powstrzymania rzekomego ataku krwiożerczych kaczek na sklep mięsny. Osobiście zastanawiam się, czego kaczki mogłyby TAM szukać, ale to zapewne wie Tylko twój "nieustraszony" braciszek.
- Żartujesz, tak? - Lightwood patrzył na Magnusa z niedowierzaniem.
- Oczywiście, że nie! Swoją drogą ciekawe z jakiego źródła mieliście te fascynujące informacje?
- Przestań się nabijać - mruknął Alec.
- Ależ ja jestem całkowicie poważny. Lepiej jednak sprawdźcie wiarygodność swojego informatora - czarownik ułożył się wygodnie na łóżku i kontynuował.
- No więc kiedy udaremniłem to przedsięwzięcie dołączył do was Simon i zaczęliście tropić po całym mieszkaniu Prezesa Miau.
- Prezesa Miau? Po co? - po pierwszej opowieści Alec nie chciał słuchać kolejnych, ale powstrzymał się przed przerwaniem Magnusowi. Chyba lepiej, żeby dowiedział się o wczorajszych wyczynach, a ponieważ jego umysł nie bardzo chciał mu pomóc w przypomnieniu sobie kilku epizodów...
- Też zadałem to pytanie. W odpowiedzi dowiedziałem się, że Prezes Miau jest szpiegiem. Waszym zadaniem było wytropienie go i torturowanie, w celu uzyskania informacji. Uprzedzę Twoje kolejne pytanie: Nie powiedzieliście mi, czego miały dotyczyć te informacje, ani tego w jaki sposób chcielibyście torturować naszego kota.
- Razjelu! - jęknął Alec.
- Nie sądzę, żebyśmy byli podobni - burkną Magnus, przez co po twarzy Nocnego Łowcy przemknął cień uśmiechu.
Lightwood usiadł, oparł się o zagłówek łóżka i syknął z bólu.
- Aż tak źle? - z twarzy czarownika emanowała troska.
- Próbowałem Iratze, ale poprawiło się tylko na chwilę...
Magnus pstryknął palcami i w rękach Aleca pojawił się jego ulubiony kubek z parującym napojem.
- Wypij. Nie jest to może najsmaczniejszy napój, ale na pewno skuteczniejszy niż Iratze. Zwłaszcza na TAKIE dolegliwości.
Alec spojrzał na bezwonną, zieloną zawartość kubka i zawahał się. Nigdy nie wątpił w talent magiczny Magnusa. A skoro ten "wywar" ma pomóc na ten straszny ból głowy...
Niepewnie przysunął kubek do ust i pociągnął spory łyk napoju. Jego twarz momentalnie wykrzywiła się w grymasie. Napój był kwaśny, ale po przełknięciu, pozostawiał po sobie w ustach gorzki smak. Wypił całą zawartość duszkiem, odłożył kubek na szafkę i siedział przez chwilę zakrywając dłonią usta.
- Nie. Jest. Najsmaczniejszy? To najpaskudniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek piłem!
- To nie miało być dobre, tylko skuteczne, Alexandrze.
- Co to w ogóle jest? - zapytał Nocny Łowca patrząc w stronę kubka - Chyba jednak wolę nie wiedzieć.
- Myślę, że mam dla Ciebie coś na osłodę -  mruknął czarownik i przysunął się do Lightwood'a tak, że ich twarze niemal się stykały.
- Doprawdy? - wyszeptał Alec ocierając swoimi wargami o jego usta, sprawiając tym samym, że czarownika przeszedł dreszcz.
Nocnemu Łowcy zakręciło się w głowie. Zastanawiał się właśnie, czy to przez napój, który wypił, czy przez bliskość Magnusa, gdy nagle poczuł ciepłe, miękkie usta, delikatnie muskające jego wargi. Mruknął cichutko po czym pogłębił pocałunek, wplatając palce we włosy czarownika.
- Lepiej? - zapytał Magnus, a w jego oczach tańczyły iskierki.
- Zdecydowanie!
- Miałem zamiar przynieść Ci śniadanie do łóżka, ale budząc się pokrzyżowałeś moje plany - kiedy usta czarownika wygięły się w podkówkę Nocny Łowca roześmiał się radośnie.
- Śniadanie? O dwunastej?
- Jak kto lubi - rzucił w jego stronę czarownik.
Twarz Aleca spochmurniała, ponieważ przypomniał sobie o opuszczonym treningu. Już sobie wyobrażał, swoją matkę, która...
- Nie musisz się tym martwić.
Spojrzał na Magnusa, który stał przed lustrem, poprawiając kołnierz koszuli.
Kiedy on zdążył się ubrać?!
- Po zrobieniu porannego obchodu wysłałem Maryse Ognistą Wiadomość, że jej syn i jego "Wesoła Kompania" oraz dwie urocze damy, które wczoraj zaprezentowały nam taniec dzikich kobr podczas okresu godowego... - urwał, widząc rozszerzające się oczy Aleca.
- C-co zaprezentowały?
Magnus spojrzał na niego uśmiechając się i powiedział:
- Wasz trening został przeniesiony na godzinę szesnastą.
Przeniesiony trening?! To znaczy, że nie przegapiliśmy treningu... Zaraz, zaraz... MY?!
- Chcesz powiedzieć, że oni wszyscy tu są? To znaczy, że zostali na noc? - zapytał Lightwood wstając z łóżka.
- Z wyjątkiem Graymark'ów i twojej matki? Tak. Nie pamiętasz, jak kłóciłeś się ze mną, że Simon i Isabelle mają spać w osobnych pokojach, a nie...
- CO?!?!
- Yyy. Będę w kuchni! - czarownik posłał mu całusa i wyszedł szybko z pokoju.
Pierwszą rzeczą, o której pomyślał Alec był prysznic. Ruszył więc do łazienki i chwilę później, pod wpływem zimnej wody jego zmęczone ciało doznało ukojenia.
Co takiego robił, że wszystko go boli? Biorąc pod uwagę to, co opowiedział mu Magnus było tego dużo. Dlaczego dał się namówić Jace'owi na takie ilości alkoholu? Dlaczego tak niewiele pamięta? Isabelle i Simon zajmujący razem pokój? Ktoś mu za to zapłaci, a zemsta będzie słodka. Nagle przypomniały mu się słowa Magnusa. Zostali na noc!
Owijając się wokół bioder ręcznikiem spojrzał na swoje odbicie w lustrze.
- Uważaj braciszku, nadchodzę - mruknął sam do siebie, a na jego ustach pojawił się złowieszczy uśmiech.
Wychodząc z łazienki obmyślał plan zemsty, mając nadzieję, że pozostali jeszcze śpią.

******
Isabelle otworzyła oczy, czego szybko pożałowała, ponieważ promienie słoneczne padały wprost na jej twarz, oślepiając ją. Wtuliła się w klatkę piersiową Simona i przykryła głowę kołdrą. Przy tak prostej czynności, niewymagającej zbyt dużej ilości energii poczuła, że jej ciało przy większym wysiłku odmówi posłuszeństwa. Na dodatek ten ból głowy...
Nieźle wczoraj zabalowaliśmy! Przecież zaręczyny nie zdarzają się codziennie.
Próbowała zasnąć, chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że musi już być południe. Po jakimś czasie poddała się, ponieważ każdy, nawet najmniejszy dźwięk ją rozpraszał. Odgłos zamykających się gdzieś drzwi, czy równomierny oddech Simona.
Przecież i tak opuściliśmy trening. A skoro wszyscy śpią...
Nagle jej uszy zarejestrowały przeraźliwe dźwięki dochodzące prawdopodobnie z salonu. Zerwała się na równe nogi, wzięła z szafki seraficki nóż i ruszyła szybkim krokiem w stronę drzwi. Zatrzymała się, gdy odgłosy ucichły.
- Co się dzieje Izzy? - usłyszała szept Simona.
Odwróciła się, żeby go uciszyć i podskoczyła zaskoczona, ponieważ Simon stał za nią.
- Na Anioła, Lewis! Musisz się tak skradać? - warknęła przez zaciśnięte zęby.
- Wybacz - mruknął Simon - Wiesz co to było?
- Nie. Pewnie wszyscy jeszcze śpią, więc...
- Idziemy sprawdzić?
- Chodź - powiedziała Isabelle i otworzyła delikatnie drzwi.
Na przeciwko ich sypialni były drzwi do pokoju Jace'a i Clary. Izzy podeszła do nich z zamiarem sprawdzenia, czy u nich wszystko w porządku, kiedy znów usłyszała te przeraźliwe dźwięki. Ruszyła biegiem w stronę salonu z Simonem depczącym jej po piętach. Skręciła w lewo, wbiegła z uniesionym serafickim nożem...
I stanęła. Z szeroko otwartymi oczami patrzyła na to, co właśnie działo się w salonie. Gdy Simon dogonił Isabelle, stanął obok niej i zaczął chichotać.
Alec siedział na sofie. Wokół niego porozkładane były garnki do góry dnem. Lightwood trzymał w rękach dwie, duże drewniane łyżki i uderzał nimi chaotycznie. Obok siedział Magnus, z jedną ręką uniesioną nad "perkusją" zrobioną przez jej brata. Drugą ręką głaskał coś, co przypominało... Prezesa Miau?
- Co. Ty. Do. Cholery. Robisz?! - lodowate spojrzenie Isabelle utkwione było w jej starszym bracie.
- Hej Izzy! Wyspana? - zapytał beztrosko Alec.
- NIE!
- Boli główka? - zapytał Magnus.
- Uważaj, żeby Ciebie nie zabolała, Bane! - warknęła w jego stronę.
Simon nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem.
- A Ty? Z czego się śmiejesz?! - zapytała zaciskając zęby.
- Och, Izz. Daj spokój. Przepraszam, no - powiedział słodkim głosem Alec.
- Wypchaj się! - powiedziała i opadła na drugą sofę.
Simon poszedł w jej ślady.
- Naprawdę Izzy, przepraszam. To miała być moja mała zemsta, za wczoraj. Uwierz mi, nie chciałem się zemścić na nikim innym, tylko na naszym braciszku.
Alec patrzył na siostrę i głupkowato się uśmiechał.
- Wiesz co - zaczął Simon - Ja bym mu wybaczył.
Nocna Łowczyni spojrzała na niego z ukosa, po czym przeniosła wzrok na brata.
- Jak to zrobiliście, że ten dźwięk był taki... Przerażający? - zapytała Isabelle, a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Magia! - powiedział Magnus, po czym pstryknął palcami i w rękach Isabelle i Simona pojawiły się kubki z parującym napojem - Do dna!
Magnus objaśnił im zastosowanie specyfiku i ostrzegł przed jego smakiem.
Po wypiciu lekarstw oboje siedzieli przez chwilę z ręką na ustach, tak jak wcześniej Alec.
Kiedy Isabelle zaczęło się kręcić w głowie, spojrzała na Simona i wnioskując po jego minie on też przeżywał to samo. Chwilę później czuła się o wiele lepiej.
- Paskudne, ale skuteczne - mruknęła.
- Magnus... Co się stało Prezesowi Miau? - zapytał Simon wskazując na coś, co znajdowało się na kolanach czarownika.
- Sam chciałbym wiedzieć.
Sierść kota była fioletowa. W dodatku wyglądał tak, jakby ktoś wykąpał go w żelu do włosów i obtoczył w brokacie.
- To co? Możemy zaczynać? - zapytał Alec unosząc łyżki do góry.
- Dajesz braciszku! - powiedziała Izzy i rozsiadła się wygodnie na sofie,
Alec uśmiechnął się i zaczął swój koncert. Dźwięki modyfikowane czarami Magnusa były okropne, a z każdą chwilą coraz głośniejsze.
W końcu na progu salonu pojawiła się rozespana Clary, zatykająca sobie uszy dłońmi i Jace ze wściekłą miną. Kiedy jednak zobaczył co się dzieje uśmiechnął się i oparł się o framugę, czekając aż Lightwood skończy.
Clary usiadła w fotelu, znajdującym się obok Magnusa, a ten wyczarował dla niej kubek z lekarstwem.
- Nie sądziłem, że Magnus tak szybko zagoni Cię do garów, Alec - powiedział Jace siadając  na wolnym fotelu.
- Dzień dobry, Jace! - krzyknął czarownik tak, że wszyscy podskoczyli - Nie wiesz przypadkiem, co się stało PREZESOWI MIAU?!
Jace spojrzał na zwierze siedzące na kolanach czarownika.
- Może wpadł do Twojej betoniarki z mieszanką żelu i brokatu?
Magnus posłał mu wściekłe spojrzenie, po czym jednym pstryknięciem sprawił, że jego kot wyglądał tak jak dawniej. Kot zamruczał cichutko, po czy zwinął się w kłębek na kolanach swojego pana.
- No widzisz? I o co tyle krzyku? Swoją drogą, Alec twoja kompozycja brzmiała jak agonia całego klanu wampirów.
- Słyszałeś kiedyś...
- Nie Simon.
- Ok. Tylko pytam.
Czarownik pstryknął palcami i w rękach Jace'a pojawił się kubek z napojem, który wcześniej wyczarował dla innych. Jace wypił, skrzywił się i powiedział:
- Nie było takie złe.
- Wywar z odrobiną proszku z kaczych kości nigdy nie jest zły - ton Magnusa był poważny.
Wzrok wszystkich obecnych wędrował od Magnusa do Jace'a, którego twarz przybrała niezdrowy kolor.
- Żar-tu-jesz? - wydusił z siebie Herondale.
- Oczywiście, że tak - czarownik przewrócił oczami -  Jesteśmy wszyscy w komplecie, więc zjedzmy coś w końcu, dobrze? -  dodał a gdy pstryknął palcami na stole pojawiły się słodkie bułeczki, kanapki oraz obowiązkowa kawa.
Podczas posiłku rozmawiali o wczorajszej imprezie. Każdy z osobna był zaskoczony i rozbawiony tym, co się działo.
- Więc powiedz nam, Jace czego kaczki szukały w mięsnym sklepie? - zapytał Simon unosząc brew.
- Zemsty.
Wszyscy oprócz jasnowłosego wybuchnęli śmiechem.
- Miło było, ale się skończyło. Zbierajcie się szybko - powiedział Alec wstając nagle i kierując się do sypialni.
- Gdzie? - zapytała Clary.
- Jak to gdzie? Och, nie mówiłem wam? - Nocny Łowca udawał zmartwienie - Nasz trening został przeniesiony na szesnastą.
- CO?!
- Yhym. I mam się zjawić wszyscy. Ty również, Simon - powiedział wskazując na niego palcem - Ruchy, ruchy! - ponaglił ich i zniknął za drzwiami sypialni.
Całe towarzystwo rozeszło się do pokoi, by przygotować się  na powrót do Instytutu.

Zamykając za sobą drzwi sypialni Izzy westchnęła głęboko. Czując na sobie wzrok Simona podeszła do niego i delikatnie pocałowała.
- Trening! Chyba już gorzej być nie może - powiedziała i ruszyła do łazienki.

******

Znowu rozdział mam! Na razie troszkę takie ... no , ale powoli wszystko się rozkręci! ;)
Jeśli czytasz zostaw ślad ;)
- J. ;*


poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Rozdział 4

Alec obudził się i spojrzał na zegarek. Piąta trzydzieści. Nie zdziwiło go to, ponieważ zawsze wstawał wcześniej niż inni. Uwielbiał biegać, kiedy wschodzące słońce rzucało delikatne promienie na ziemię, gotową do przebudzenia. Mógł wtedy spokojnie przemyśleć wszystko co go dręczyło lub całkowicie oczyścić umysł i rozkoszować się chłodnym, porannym powietrzem. Odwrócił się i spojrzał na śpiącego obok Magnusa.
Ten to potrafi spać do południa! 
Włosy czarownika były w totalnym nieładzie, pozbawione brokatu. Leżał na brzuchu, a jego twarz zatopiona była w poduszce i przez chwilę Alec zastanawiał się, jak czarownik oddycha.
Delikatnie zaczął podnosić się z łóżka. Gdy usiadł spojrzał szybko za siebie, sprawdzając czy nie obudził Magnusa i już miał zamiar wstać, gdy usłyszał rozespany głos, dochodzący zza jego pleców.
- Gdzie uciekasz?
Czarownik leżał podpierając głowę swoją ręką i wpatrując się w niego.
- Miałem zamiar iść pobiegać, ale nie chciałem Cię budzić - Nocny Łowca posłał mu przepraszające spojrzenie.
- Nie - powiedział Magnus przeciągając się przy tym jak kot.
- Co "nie"?
- Nie idziesz nigdzie, Alexandrze - odpowiedział przysuwając się do niego.
- Jesteś pewny? - Lightwood pochylił się tak, że ich twarze niemal się stykały.
- Absolutnie pewny - wyszeptał Magnus i jego usta delikatnie musnęły wargi Aleca.
- Wiec tak chcesz mnie tu zatrzymać? - zapytał rozbawiony Nocny Łowca.
- Według mnie to najprzyjemniejszy sposób - odpowiedział czarownik całując go w ramię - Chociaż znam jeszcze parę innych sztuczek.
- Tak? Jakie? - Alec uniósł jedną brew.
- A takie! - Magnus nakreślił ręką jakiś znak w powietrzu, po czym położył się na plecach układając ręce pod głową.
Zdezorientowany Alec zaczął rozglądać się po pomieszczeniu, szukając jakiejś zmiany, ale nie dostrzegł niczego.
- Co zrobiłeś? - zapytał.
- Spróbuj wstać z łóżka, to zobaczysz - oznajmił czarownik szczerząc się do Lightwood'a.
Nocny Łowca wahał się przez chwilę. Spojrzał jeszcze raz na swojego chłopaka, który gapił się na niego z szelmowskim uśmiechem . Wstał ostrożnie - nic. Zrobił krok do przodu...
I zderzył się z czymś, czego nie widział.
- Magnus czy Ty właśnie wyczarowałeś BARIERĘ? - zapytał Alec, masując swoje obolałe czoło.
- Tak
- Jesteś niemożliwy!
- Też Cię kocham! Ale proponuję, żebyś wrócił na swoje miejsce.
Lightwood westchnął głęboko siadając na łóżku.
- I co teraz?
- Wiesz... Mam kilka propozycji.
- Może porozmawiamy? - wypalił Alec.
- Naprawdę? Chcesz rozmawiać... - czarownik spojrzał na zegarek - .... o SZÓSTEJ RANO?!
Chyba wolę już, żebyś poszedł biegać.
- Tak, chcę rozmawiać, skoro nie mogę iść biegać, a jeśli nie to zdejmij barierę i już mnie nie ma - droczył się z nim Alec.
Dobrze wiedział jakie "opcje" ma na myśli Magnus.
Czarownik przygryzł wargę.
Dobra, zagrajmy w twoją grę, Alexandrze.
- Więc pozmawiajmy... Zdaje się, że wczoraj chciałeś mi o czymś powiedzieć - przypomniał mu Magnus i zauważył, że Nocny Łowca na chwilę wstrzymał oddech.
Czy jest aż tak źle?
Czarownik wpatrywał się w Lightwood'a, który wciąż milczał.
- Wczoraj... Ta sprawa, którą mieliśmy załatwić... - zaczął niepewnie Alec - Na Anioła! Jace chciał kupić jakiś prezent dla Clary. I poprosił mnie i Simona o pomoc. Ustaliliśmy, że będzie to łańcuszek. Chodziliśmy i chodziliśmy po sklepach jubilerskich, ale ten wybredny idiota nic nie wybrał, a ja chciałem już wracać... - tu Alec wziął głęboki oddech - ... więc zabrałem ich do Remusa.
Słysząc ostatnie zdanie Magnus natychmiast znalazł się w pozycji siedzącej.
- Co zrobiłeś? - zapytał.
- Zabrałem Jace'a i Simona do sklepu Gardell'a.
Czarownik roześmiał się, co zaskoczyło Nocnego Łowcę.
- Dlaczego się śmiejesz?
- Och, mój najdroższy, gdybyś tylko widział swoją minę! - Magnus ujął jego dłoń.
- Nie jesteś... zły? No wiesz. Pokazałem im ten sklep... Ale jestem pewien, że nie powiedzą o nim... wiesz o co mi chodzi - Alec przyglądał się czarownikowi, który właśnie zajmował się całowaniem jego prawej ręki.
- Prędzej czy później i tak by się dowiedzieli. Simon pewnie później niż prędzej, z racji tego,
że "jeszcze" jest Przyziemnym...
- Myślałem, że będziesz zły, a Ty... śmiejesz się ze mnie? Naprawdę jesteś...
Nie zdążył jednak dokończyć, ponieważ Magnus zamknął jego usta pocałunkiem. Całował go delikatnie a swoją prawą ręką wędrował po torsie Nocnego Łowcy.
- Będę zły, jeśli się dowiem, że daliście jakieś pieniądze temu...
- Remusowi? Nie. Zrobiłem tak jak mi kazałeś. Powiedziałem, że ja płacę, a on spakował wszystko i odprowadził nas do drzwi tak zwyczajnie, nic od nas nie biorąc.
- Grzeczny chłopczyk - Magnus musnął swoimi ustami wargi Aleca.
- Kto? Ja czy Remus? - Lightwood uniósł brew na co czarownik przewrócił oczami.
- Żartujesz?
- Tak.
- To dobrze. Remus jest... - czarownik skrzywił się z obrzydzeniem - ... nie w moim typie. Poza tym, to idiota.
- Powiesz mi, dlaczego bierzesz od niego towary i nie płacisz za nie?
- Powiedzmy, że ma u mnie dług... - oznajmił Magnus.
- To znaczy?
- Razjelu! Jeśli musisz wiedzieć, to uratowałem jego... nieśmiertelność.
- Kolejny troskliwy rodzic domagający się powrotu swojego dziecka? - przez głowę Lightwood'a przemknęły wspomnienia z Edomu.
Czarownik przytaknął.
- Dlatego jest moim dłużnikiem. A tak w temacie zakupów, kupiłem Ci koszulę - pstryknął palcami i na łóżku obok Aleca pojawiła się granatowa koszula, z rękawami kończącymi się nad łokciami.
- Dziękuję Ci. Jest świetna. Włożę ją juto na ten nasz rodzinny piknik. Ja... też mam dla Ciebie prezent - powiedział Nocny Łowca i sięgnął do szafki stojącej tuż obok łóżka. Z pierwszej szuflady wyciągnął pudełeczko wielkości dłoni i wręczył je Magnusowi.
- Zobaczyłem ją i pomyślałem... Chciałem, żebyś ją miał - Alec zarumienił się - I chciałem, żeby była ode mnie.
Magnus otworzył prezent, którym okazała się srebrna bransoleta. Spojrzał na swojego niebieskookiego chłopaka. Alec Lightwood nigdy nie przestanie go zaskakiwać.
- Kocham Cię, Alexandrze - powiedział zapinając bransoletę na prawym nadgarstku - Do śniadania mamy jeszcze trochę czasu, więc...
Nie zdążył dokończyć, bo Lightwood chwycił go za nadgarstki i w jednej chwili czarownik wylądował pod nim.
- Mam kilka propozycji - wyszeptał czarownikowi do ucha, po czym złączył ich usta w gorącym pocałunku.

******

- Kaaawy! - powiedziała Clary wchodząc do kuchni, gdzie jej rodzice robili już śniadanie.
- Razjelu, dziewczyno coś Ty robiła w nocy? - zapytała Jocelyn z delikatnym uśmiechem na twarzy.
- Prezent dla Jace'a.
- Co to takiego? - zapytał Luke kładąc na stole dzbanek z kawą - Sądząc po Twoim stanie wymagało dużo pracy.
- To taki ...pamiętnik.
- Okeeej. Zjedz śniadanie i zmykaj się przespać. Obudzimy Cię przed piknikiem na tyle wcześnie, żebyś mogła się przygotować - oznajmiła Jocelyn.
- Dzięki, mamo.
- Wiesz Joc, myślałem, że Zombie nie istnieją - zażartował Luke - Najwyraźniej się myliłem.
Clary zmarszczyła brwi.
- Jeszcze się policzymy, Graymark.
- Mam nadzieję, Fairchild - zaśmiał się jej ojciec.
Po śniadaniu Clary poszła do swojego pokoju. Usiadła na łóżku, biorąc do rąk prezent, który robiła dla Jace'a całą noc.
Oby mu się spodobał.
Kiedy skończyła przeglądać pamiętnik, sprawdzając czy niczego nie zapomniała w nim umieścić, zamknęła oczy i zasnęła z pamiętnikiem w ręku.

- Clarisso Adele Fairchild, jeśli za chwilę nie podniesiesz się z łóżka idziemy bez Ciebie!
Kiedy otworzyła oczy zobaczyła swoja matkę, która stała przy jej łóżku, krzyżując ręce na piersi.
- Która jest godzina? - zapytała rozespanym głosem.
- Późna! Wstawaj szybko! Będziemy czekać w salonie - rzuciła Jocelyn i wyszła z pokoju.
Nie chętnie Clary zwlekła się z łóżka i ruszyła w stronę łazienki. Wzięła szybki, zimny prysznic, który postawił ją na nogi. Gdy wróciła do pokoju, otworzyła szafę i zabrała z niej czarną koszulkę z napisem "Bez porannej kawy jestem gorsza niż stado demonów! Nie podchodź bez serafickiego noża".
Dostała tę koszulkę od Luke'a. Ubrała do niej nowe spodnie, które kupiła poprzedniego dnia. Włosy upięła w luźny kok, zrobiła delikatny makijaż i była gotowa do wyjścia. Postanowiła zabrać skórzaną kurtkę, nabytą za namową Isabelle, ponieważ mogło być chłodno. Schowała pamiętnik dla Jace'a razem z komórką i stelą do torebki. Przejrzała się jeszcze raz w lustrze i ruszyła do salonu.
Luke i Jocelyn siedzieli na skórzanej sofie. Kiedy Clary weszła do pomieszczenia jej matka zerwała się z miejsca.
- Nareszcie! Chodźmy, bo się spóźnimy!
- Spokojnie mamo, mamy czas - odpowiedziała zakładając buty - Gdzie mamy się spotkać z resztą?
- W Instytucie - odpowiedział Luke.
- Świetnie! Jesteście gotowi?
Dziewczyna wyjęła z torebki stelę i otworzyła Portal.
- Portal? Myślałem, że jedziemy samochodem.
- Tak jest szybciej i wygodniej - powiedziała Clary i przeszła przez Portal.
- Za dużo czasu w towarzystwie Magnusa - powiedziała Jocelyn uśmiechając się.
- Zdecydowanie - Luke wziął ją za rękę i ruszyli za córką.

Przed Instytutem stał Simon czekając na Clary i jej rodziców. Nie wiedział, czy Isabelle jest na niego zła, a jeśli tak, to nie chciał nawet myśleć jak bardzo. Potrzebował wsparcia duchowego - Clary. Gdy kilka kroków dalej otworzył się Portal i chwilę później przeszła przez niego rudowłosa, Simon przywitał się z nią i wypytał dokładnie o Isabelle.
- Nie było aż tak źle - powiedziała dziewczyna - Trochę pobiegała po sklepach i jej przeszło.
- To dobrze. Bardzo dobrze - odetchnął z ulgą - Wiesz... Mam dla niej prezent.
Lewis wyciągnął z kieszeni śliczne, czerwone pudełeczko i zaprezentował przyjaciółce kolczyki dla Izzy.
- Simon! Są przepiękne!
- Myślisz, że jej się spodobają? - zapytał chowając prezent z powrotem do kieszeni kurtki.
- Jasne, że tak.
- Cześć Simon!
Jocelyn i Luke właśnie przeszli przez Portal i zmierzali w ich stronę. Clary minęła ich z zamiarem zamknięcia przejścia.
- Dzień dobry, pani Graymark. Cześć Luke.
- Mówiłam Ci coś na ten temat. Jestem Jocelyn, a nie pani.
- W porządku, Jocelyn. Idziemy do środka? Wszyscy już na nas czekają.
- Panie przodem - powiedział Luke i teatralnym gestem przepuścił kobiety.
Tak jak powiedział Simon wszyscy już na nich czekali. Prawie wszyscy.
- Cześć wszystkim, gdzie Jace? - Clary spojrzała w stronę przyjaciółki.
- Wiesz jaki jest Jace - Izzy przewróciła oczami.
Jocelyn i Luke rozmawiali z Maryse, a Alec i Magnus szeptali o czymś trzymając się nieco z boku. Simon zauważył na ręce czarownika bransoletkę, którą Alec kupił wczoraj u Gardella.
Kiedy zobaczył, że Isabelle idzie w jego stronę wstrzymał oddech.
- Witaj, Simonie - powiedziała nieco chłodnym tonem.
Cholera, jest zła.
- Cześć Izzy. Posłuchaj ja... - zaczął Simon - Przepraszam za wczoraj. Wiem, że mieliśmy się spotkać, ale Jace poprosił mnie o pomoc...
- Wiem - przerwała mu dziewczyna - Alec mi powiedział. Nie o wszystkim, ale powiedział, że Jace was potrzebował. Pomagałeś mojemu bratu, więc nie mam być o co zła. Poza tym mam coś dla Ciebie.
Isabelle podała Simonowi malutkie, czarne pudełeczko. Kiedy je otworzył, jego oczom ukazał się cieniutki łańcuszek z zawieszką. Był to napis "Isabelle".
- Izzy, dziękuję - Lewis przyciągnął ją do siebie i całował delikatnie w usta.
- Teraz wszystkie laski będą wiedzieć, że jesteś mój - wyszeptała.
Simon uśmiechną się szeroko. Isabelle Lightwood - najpiękniejsza, najseksowniejsza i jedna z najbardziej niebezpiecznych kobiet na świecie była jego dziewczyną. Skórzane spodnie, które miała na sobie idealnie podkreślały jej wspaniałe nogi, które dzięki obcasom wydawały się jeszcze dłuższe niż są, a szara koszulka fantastycznie podkreślała jej kobiece atuty.
- Ja też coś mam. Dla Ciebie.
Odsunął się nieco, żeby wyciągnąć z kieszeni swój prezent. Gdy wręczył go Isabelle, dziewczyna otworzyła szeroko oczy i wolną ręką zakryła usta, które na widok kolczyków ułożyły się w idealne "o".
- One. Są. Cudowne. Simon.
Kiedy ubrała kolczyki i przejrzała się w maleńkim lustereczku uśmiechnęła się szeroko.
- Jak będę miała zamiar być na Ciebie wściekła, przypomnij mi o nich - powiedziała wskazując na diamentowe cuda umieszczone w jej uszach.
- Skoro nalegasz - odpowiedział szczerząc się do niej.
Chwilę później pojawił się spóźniony Jace. Ubrany był w granatową koszulkę, na którą miał narzuconą kurtkę ze skóry i jeansy.
- Witamy księżniczkę! - powiedział Magnus.
- Wybacz Magnusie, nie jesteś w moim typie. Poza tym jestem zajęty - odpowiedział Jace patrząc w stronę Clary.
Czarownik westchnął głęboko. Gdyby Herondale nie był parabatai Aleca...
Magnus stanął na wysokości trzech schodów i jako organizator pikniku zwrócił się do swoich gości.
- Witam naszą wspaniałą, małą "rodzinkę" - powiedział - Skoro pan Herondale zaszczycił nas swoją obecnością możemy ruszać na nasz pierwszy i na pewno nie ostatni rodzinny piknik.
Gdy Magnus otwierał Portal Jace podszedł do Clary i przywitał ją delikatnym, pełnym miłości pocałunkiem.
- Piłaś już dzisiaj kawę? - zapytał z rozbawieniem wskazując na jej koszulkę.
- Cały dzbanek.
Jace zaśmiał się pod nosem.
- To dobrze, bo chciałbym, żebyś miała dziś dobry humor. Odbiegając od tematu... Podoba mi się twoja kurtka. Pasuje do mojej.
- Zakupy z Izzy. Namówiła mnie na zakup tej kurtki w dość brutalny sposób.
- Przypomnij mi później, żebym jej podziękował, a teraz chodźmy - powiedział ujmując jej dłoń i prowadząc w stronę Portalu.
- Ciekawe co tym razem wymyślił Magnus - jęknęła dziewczyna i razem z Jace'em jako ostatni przeszli przez Portal.

******

Gdy znalazła się po drugiej stronie portalu, Clary wylądowała z gracją na miękkiej, zielonej trawie. Wyprostowała się, rozejrzała dookoła i przyznała w duchu, że Magnus wybrał idealne miejsce.
Znajdowali się na polanie, otoczonej wysokimi drzewami. Wśród traw dostrzegła mnóstwo różnobarwnych kwiatów - mniejszych i większych. Z każdej strony słychać było cudowny śpiew ptaków. Melodia, która dotarła do jej uszu była tak piękna, że Nocna Łowczyni zamknęła na chwilę oczy. Nie wiedziała dlaczego, ale miała wrażenie, że ptaki śpiewają tylko dla nich. Dla jej rodziny, która właśnie pojawiła się w tym cudownym i tajemniczym miejscu. Lekki, ciepły wiatr łaskotał ją delikatnie, a promienie słoneczne sprawiały, że czuła się jak w bajce.
- Tu. Jest. Cudownie! - wyszeptała zachwycona Jocelyn i nie mogła powstrzymać się od dokładnej analizy krajobrazu. Była przecież artystką. Tak jak jej córka potrafiła dostrzec najmniejszy szczegół i poczuć atmosferę tego miejsca. Tylko osoba z wrażliwymi zmysłami lub z duszą artysty potrafiła tak patrzeć na pozornie zwykłą polanę. Jocelyn i Clary miały i jedno i drugie.
- Jesteśmy na miejscu! - oznajmił czarownik - Pozwólcie jednak, że dodam kilka rekwizytów, niezbędnych z pewnością na pikniku.
- Tylko nie przesadź! - ostrzegł go Alec, który również był zafascynowany urokiem tego miejsca.
Magnus uniósł swoje dłonie, skierowane wewnętrzną stroną w górę. Gdy tylko poruszył palcami, pojawiły się niebieskie iskry. Rozejrzał się po polanie, po czym jego ręce zaczęły tańczyć, tworząc przed nim niewidzialne wzory. Kiedy skończył, przysunął się do Aleca.
- Może być?
- Idealnie! - odpowiedział mu Lightwood.
Na polanie pojawił się ogromny, miękki koc, na którym leżała pokaźna ilość poduszek. Z dwóch stron otaczały go niskie stoliki. Na każdym stoliku stały dzbanki z sokami czy z wodą oraz stosy rożnych kanapek, owoców i ciastek.
- W chwili takiej jak ta cieszę się, że mam w rodzinie czarownika! - stwierdził Jace co sprawiło, że wszyscy wybuchnęli śmiechem.
Magnus podszedł do Jocelyn.
- Moja droga, czy to co trzymasz w rękach to...
- ... szarlotka mojej roboty? - dokończyła za niego matka Clary - Tak, Magnusie.
Czarownik uśmiechnął się szeroko. Nikt nie potrafił upiec takiej szarlotki jak Jocelyn. Kiedyś przyniosła mu ją, gdy przyszła z Clary na wzmocnienie blokady jej Wzroku. Od tamtej pory co jakiś czas robiła ją specjalnie dla niego.
- Spróbujesz raz i już nigdy nie zapomnisz tego cudownego smaku - skomplementował ją Magnus - Na co więc czekamy? Usiądźmy i delektujmy się tym oto cudem świata - dodał wskazując na ciasto.
Siedząc na kocu, po środku cudownej polany spędzali naprawdę cudowne popołudnie. Rozmawiali, wspominali zabawne sytuacje i zrobili masę zdjęć. Wszystkie problemy, złe wspomnienia, demony i Świat Cieni przez to jedno popołudnie nie miały znaczenia. Tego dnia byli zwykłą rodziną, spędzającą razem czas i cieszącą się swoim towarzystwem.
Po jakimś czasie utworzyły się między zebranymi małe obozy. Jocelyn, Luke i Maryse siedzieli na kocu przy jednym z stolików, rozmawiając półgłosem. Alec i Magnus prowadzili zaciekłą dyskusję spacerując po polanie, natomiast Clary, Jace, Simon i Isabelle rozłożyli się na drugim końcu koca, zabierając ze sobą większą część poduszek. Leżeli obserwując różnokształtne chmury, wędrujące po niebie.
- Czy Alec ma nową koszulę? - zapytał w pewnym momencie Jace.
- Dopiero teraz zauważyłeś? - zdziwiła się Isabelle - Magnus kupił ją wczoraj dla niego.
- Za to Alec kupił mu bransoletę - wtrącił Simon.
- Magnus zdążył się już pochwalić - powiedziała Clary.
- Ale ja chyba nie zdążyłam się pochwalić co dostałam od Simona! Tylko spójrz! - zapiszczała Izzy wskazując na swoje uszy, w których wisiały długie, diamentowe kolczyki.
- Na Anioła! Są cudowne! - Clary udawała zaskoczenie, co najwyraźniej rozbawiło Simona.
- A ty? Pochwaliłeś się Jace'owi co dostałeś od swojej dziewczyny? - zwróciła się do niego Izzy.
Simon uśmiechnął się szeroko, pokazując blondynowi łańcuszek.
Jace odruchowo włożył rękę do kurtki, w której trzymał łańcuszek z Magicznym Światłem, dla Clary. W tym samym czasie rudowłosa usiadła na kocu i wyjęła z torebki średniego rozmiaru zeszyt z czarną okładką.
- Wygląda na to, że tylko ja nie dałam Ci jeszcze prezentu - powiedziała wręczając go Jace'owi.
Nocny Łowca spojrzał na okładkę, na której widniał srebrny napis "Pamiętnik".
- Co robicie? - zapytał Alec siadając z Magnusem na kocu.
- Dzisiaj wszyscy dają sobie prezenty! - powiedziała Isabelle klaszcząc w dłonie.
Jace otworzył pamiętnik, a Clary, Simon, Magnus i jego rodzeństwo patrzyli na niego milcząc. Na pierwszej stronie Clary napisała:

"Kocham Cię. 
Będę Cię kochać do dnia, w którym umrę. 
A jeśli po tym jest jakieś życie to też będę Cię kochać"

Uśmiechną się czytając te słowa. Pamiętał moment, w którym powiedział je do Clary. Zaczął przeglądać prezent od swojej ukochanej, który w istocie był pamiętnikiem z tą różnicą, że zamieszczone tu wspomnienia były narysowane.
Portrety najbliższych, pierwsze spotkanie z Clary, wizyta u Magnusa, pierwszy raz gdy pocałował Clary...
- Podoba Ci się? - usłyszał głos Clary - Na końcu zostało kilka pustych kartek, na nowe wspomnienia.
- To najpiękniejszy prezent na świecie. Dziękuję - przysunął się do niej i złożył na jej ustach delikatny pocałunek - Nie tylko ty nie zdążyłaś wręczyć swojego prezentu.
Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona. Tego się nie spodziewała. Isabelle również wyglądała na zdziwioną, natomiast Alec wymienił spojrzenia z Simonem i na twarzy obojga pojawił się uśmiech. Magnus leżał sobie na piramidzie z poduszek, przyglądając się sytuacji.
Jace wyjął z kieszeni czarne pudełeczko wielkości dłoni i wręczył je swojej dziewczynie. W środku był złoty łańcuszek z Magicznym Światłem.
W tej chwili Magnus wstał i powiedział:
- Najwyższa pora, aby zakończyć to jakże wspaniałe spotkanie!
Gdy wszyscy stali już na nogach czarownik poprosił ich, by zebrali się w jednym miejscu.
Pstryknął palcami i wszystkie rzeczy, które przeniósł tu wcześniej - zniknęły.
Clary posłała Jace'owi promienny uśmiech i wręczyła mu łańcuszek, który przed chwilą dostała, po czym odwróciła się do niego plecami, umożliwiając mu założenie prezentu na swoją szyję.
- Dziękuję. Jest piękny - powiedziała dotykając magicznego kamienia, który teraz znajdował się na jej piersiach.
Całe towarzystwo przyglądało im się bez skrępowania.
Słońce leniwie zaczęło znikać za horyzontem. Jace odszukał wzrokiem Magnusa i przez chwilę patrzyli na siebie, jakby porozumiewali się bez słów. Magnus skinął głową, po czym oddalił się na odległość kilku kroków, co sprawiło, że wszystkie spojrzenia podążyły za nim. Prawie wszystkie.
Dłonie czarownika zaczęły swój magiczny taniec, rozsypując niebieskie iskry w okół nich i niebo przybrało barwy nocy. Na polanie pojawiło się stado świetlików, a w oddali słychać było wdzięczne cykanie świerszczy. Magnus wróciła na swoje miejsce i oczy wszystkich znów skierowane były w stronę Jace'a i Clary. Herondale ujął jej dłonie i spojrzał głęboko w oczy.
- Kocham Cię, od chwili kiedy Cię poznałem. Bałem się tej miłości, bo uważałem ją za słabość. Ty pokazałaś mi, że jest ona wielką siłą i zmieniłaś mnie, na lepsze. Dzięki Tobie w moim życiu pojawiło się światło.
Policzki Clary płonęły żywym ogniem, więc postanowiła spuścić wzrok. Jace ujął jej podbródek, zmuszając ją tym samym by patrzyła mu w oczy i kontynuował.
- Nasza miłość nie raz została wystawiona na ciężką próbę, ale udało nam się i jesteśmy razem. I to wszystko dzięki Tobie. To właśnie Ty sprawiasz, że jestem silniejszy. Ty i Twoja miłość.
Jace wziął głęboki wdech i uklęknął, trzymając w ręku czarne pudełeczko z rodowym pierścieniem Herondale'ów.  Każdy, kto był obecny na tej polanie wstrzymał oddech.
- Clarisso Adele Fairchild... Czy uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie?

******

Kolejny rozdział ;) Pojawił się już w nocy, ale ktoś zrobił mi psikusa i usuną go.
Więc dodaję go po raz drugi ;p
Jeśli czytasz - zostaw komentarz ;)
- J. 

niedziela, 3 kwietnia 2016

Rozdział 3

W jadalni panował półmrok. Całe pomieszczenie oświetlały niewielkie lampy, znajdujące się na ścianach oraz świeczki ustawione w pięknym, zabytkowym świeczniku. Maryse zajmowała przy stole honorowe miejsce, jak przystało na głowę Instytutu, natomiast Jace i Isabelle usadowili się po jej prawej stronie.
- No wreszcie! - wykrzyknął Jace podnosząc ręce w górę.
- Uspokój się - Isabelle kopnęła go w kostkę.
- Na Anioła, Izz. Jestem głodny!
- Tak jak my wszyscy - zwróciła się do niego Maryse a następnie przeniosła wzrok na Aleca i Magnusa - Prawda?
- Oczywiście - czarownik ukłonił się jej z lekkim uśmiechem na twarzy.
Razem z Lightwood'em zajęli miejsca na przeciwko Isabelle i Jace'a.
- Życzę smacznego - usłyszeli głos Maryse i zaczęli jeść.
Podczas posiłku Maryse opowiedziała im w skrócie o swoim pobycie w Idrisie. Isabelle z dużym entuzjazmem opisywała pobyt w Mediolanie, patrząc co chwilę na Magnusa, który w razie potrzeby dorzucał coś od siebie. Jace i Alec milczeli, zerkając na siebie porozumiewawczo. Herondale wiedział, że jego parabatai nie powie im gdzie byli, szczególnie przy Maryse, bo to "miejsce" było przecież tajemnicą. Poza tym gdyby powiedzieli, zaczęły by się pytania i wtedy...
- Jace? - głos Isabelle wyrwał go z zamyślenia.
- Co?
- Wszystko gra?
- Jasne. Czemu pytasz?
- Ty i Alexander jesteście dziś wyjątkowo rozmowni - oświadczył Magnus.
- Właśnie. Alecowi często się to zdarza, ale Tobie? - powiedziała Izzy - Ty gadasz prawie cały czas.
- Nie dramatyzuj Izz. Po prostu jestem wykończony - rzucił w stronę siostry.
- Więc może Alexander zechce dziś przejąć Twoją rolę i opowie nam, co ciekawego dziś robiliście? O ile dobrze pamiętam mieliście jakąś sprawę do załatwienia - Magnus przyglądał się swojemu chłopakowi z uniesioną brwią.
Czy on wie, że byliśmy u Remusa?
- Simon chciał, żebyśmy z nim poszli trochę poćwiczyć, a później poszliśmy do Taki - wyjaśnił Alec patrząc dalej w talerz.
- Przecież byliście po treningu - Izzy nie odpuściła.
- My tak, ale Simon nie - stwierdził Jace - Poza tym parę godzin dodatkowego sportu nie zaszkodzi. Mam rację?
- Naturalnie. Simon również musi ćwiczyć Isabelle, wiesz o tym - odezwała się Maryse.
Isabelle przez chwilę nad czymś się zastanawiała.
- To dlatego Simon nie mógł się ze mną spotkać? Kłamiesz Jace. Obaj kłamiecie - warknęła dziewczyna i posłała braciom mordercze spojrzenie.
Alec spojrzał na siostrę. Chciał coś powiedzieć ale zauważył, że Magnus nadal mu się przygląda.
- Zdaje mi się, że miałeś mi o czymś powiedzieć, Alec - powiedział czarownik.
Cholera! Co teraz? Myśl Lightwood! Nie możesz powiedzieć teraz o Remusie. Myśl!
W jadali panowała cisza. Wszyscy czekali na jego odpowiedź.
- Luke.
Magnus zmarszczył brwi.
- Czy coś z nim nie tak? - zapytała Maryse, choć jej syn mówił do czarownika.
- Nie, wszystko dobrze. Chodzi oto, że Luke był dziś u nas i pytał o jakieś dokumenty - powiedział Alec pewnym głosem - To chyba coś ważnego.
Maryse spojrzała na Magnusa. Czarownik westchnął.
- Zapraszam państwo do Biblioteki, ponieważ muszę przekazać wam pewne informacje - jego ton wskazywał na to, że sprawa jest naprawdę ważna.
Gdy znaleźli się w Bibliotece czarownik zaproponował, by każdy znalazł sobie jakieś miejsce siedzące, ponieważ ich konwersacja może trochę potrwać.
- No więc, skoro już wszyscy tu jesteśmy, Magnusie... - powiedziała Maryse siadając w fotelu za biurkiem.
- Szczerze mówiąc nie wszyscy - wtrącił Jace - Co z Clary? Sądząc po twojej reakcji, dotyczącej wizyty Luke'a w waszym mieszkaniu mam wrażenie, że ich też to dotyczy.
- Brawo Sherlocku! - zwrócił się do niego czarownik - Wysłałem im Ognistą Wiadomość. Czy to pana zadowala, panie Herondale? - zapytał.
Jace pokiwał głową potwierdzająco. Mimo to wolałby, żeby jego dziewczyna i jej rodzice byli tu razem z nimi.
- A Simon? Jemu też wysłałeś wiadomość? - syknęła Isabelle.
- Moja droga, sądzisz, że o nim zapomniałem? Jeśli tak, to jesteś w błędzie - oznajmił spokojnie Magnus - Poprosiłem Maię o wysłanie Seamusa z wiadomością do Twojego chłopaka. Z początku chciałem, żeby to właśnie ona osobiście zjawiła się u Simona ale biorąc pod uwagę pewne okoliczności...
- Och, zamknij się Magnus - przerwała mu zirytowana Isabelle.
- Ja Ciebie też, kwiatuszku - czarownik puścił jej oczko.
- Drogi Magnusie... Jak przypuszczam omówiliśmy już sposoby przekazania informacji nieobecnym tu członkom naszej małej "rodzinki". Przejdźmy więc do sedna sprawy - zarządziła Maryse.
Wzrok wszystkich zatrzymał się na kobiecie.
- Mała "rodzinka"? - Magnus uniósł brew - Zacny dobór słów - dodał po chwili.
- Razielu, zaczynamy? - westchnął Jace.
Na twarzy czarownika pojawił się złośliwy uśmiech, zwiastujący nadejście ciętej riposty.
Jednak Magnus wyprostował się, skrzyżował ręce na piersi i zaczął mówić.
- Ostatnio zauważono bardzo wysoką aktywność demonów w okolicy Instytutów w Berlinie, w Paryżu, w Oslo, w Madrycie i jeszcze kilku innych. Tu są sprawozdania - z jego palców posypały się niebieskie iskry i na biurku przed Maryse pojawiły się jakieś kartki.
- Sporo tego. Z tych dat wynika, że działo się to w niewielkich odstępach czasowych - Maryse przejrzała kartki i podała je młodym Nocnym Łowcom.
- O ile mi wiadomo - zaczął Jace - Ataki demonów na Instytut nie są nadzwyczajnym zjawiskiem.
- To prawda - przyznał Magnus - Lecz jak już wspomniałem, zauważono wysoką aktywność demonów, ale żaden z nich nie zaatakował. Co więcej, pojawiają się i za chwilę znikają. Zupełnie tak, jakby...
- ... jakby czegoś szukały - dokończył za niego Alec.
- Właśnie Alexandrze - czarownik uśmiechnął się do niego, przez co na twarzy Nocnego Łowcy pojawił się rumieniec.
- Pytanie brzmi: czego demony mogą szukać w Instytutach? - Izzy spojrzała na swoją matkę, a później na czarownika.
- I tu pojawia się kolejny, niedopasowany element układanki - westchnął Magnus.
- Chodzi Ci o te papiery od Luke'a? - zapytał Alec.
- Właśnie. Luke przyniósł je do mnie przed wyjazdem na farmę. Ktoś zostawił te dokumenty w skrzynce na listy z dołączonym liścikiem.
Magnus wyciągnął z kieszeni małą karteczkę, rozwinął ją i przeczytał.

 "Ryzykuję życie, dając Ci to. Nie lekceważ tego. Znajdź pomoc. Tylko Magnus Bane!"

- Robi się ciekawie - mruknął Jace.
- Musimy być ostrożni. Z Idrisu przyszły rozkazy do Instytutów, w okolicy których nie było jeszcze demonów - powiedziała Maryse wstając z fotela.
- I co? Mamy złapać demona i urządzić sobie z nim przyjacielską pogawędkę? - Jace skierował swoje pytanie do matki.
- Jace wiesz, że jesteś idiotą, prawda? - Isabelle spojrzała na niego z ukosa.
- Nasza kochana Izzy ma swoje sposoby na uzyskiwanie informacji - oznajmił Jace.
- Uspokój się - upomniał go Alec.
- Wyluzuj, bracie. Chciałem tylko ją ostrzec. Wiesz... Demoniczna ospa i jej konsekwencje...
Nie zdążył dokończyć, ponieważ Isabelle rzuciła się na niego z pięściami.
Jace był zaskoczony jej reakcją. Pomimo tego, że się bronił przed jej ciosami, dziewczyna zdążyła zostawić ślady po swoich paznokciach na jego policzku.
- Spokój! - ryknął Magnus.
Jego oczy stały się intensywnie żółte, a nad dłońmi unosił się niebieski ogień. Był wściekły. Alec spojrzał w stronę rodzeństwa i spostrzegł, że są unieruchomieni przez jakieś niewidzialne łańcuchy.
- Zachowujecie się jak dzieci! Jeśli was nudzę to możecie opuścić to pomieszczenie, bo z pewnością macie ważniejsze rzeczy do zrobienia! - Magnus prawie krzyczał.
- Przepraszam - usłyszeli szept Izzy.
- W porządku - Maryse uśmiechnęła się do córki - A Ty, Jace? Masz coś do powiedzenia?
Nocny Łowca zacisnął zęby i podniósł wzrok. Spojrzał na czarownika, który opierał się o biurko.
- Przepraszam.
Magnus przewrócił oczami, pstryknął palcami i ich uwolnił.
- Wracając do sprawy, co mamy robić? - zapytał Alec.
- Moim zadaniem jest przetłumaczenie tych papierów od Luke'a. A to może trochę potrwać. Wy uważajcie na te "podróżnicze" demony. Jak tylko dowiemy się czy te dwie sprawy są powiązane ze sobą w jakiśkolwiek sposób, zwołamy "rodzinną" naradę. Posiedzenie uważam za zamknięte, więc jeśli pozwolicie, pójdę do domu odpocząć - Magnus ukłonił się i ruszył w stronę drzwi.
- Nie.
Czarownik odwrócił się i spojrzał na swojego chłopaka.
- Co masz na myśli mówiąc "nie"? - zapytał zdziwiony.
- Dziś zostajemy na noc w Instytucie - Alec podszedł do niego i chwycił go za rękę.
- Wybacz Alexandrze, ale nie sądzę by...
- Mam poprosić Estell o przygotowanie pokoju dla Magnusa? - Maryse podeszła do nich uśmiechając się. Magnus spojrzał na nią lekko zdezorientowany jej reakcją.
- Nie trzeba - Nocny Łowca pocałował ją w policzek - Dobrej nocy, mamo.
Kiedy wyszli na korytarz Alec zauważył, że czarownik wpatruje się w niego, najwyraźniej czymś rozbawiony.
- Idziemy? - zapytał Lightwood.
- Nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać, Alec - czarownik pocałował go delikatnie w usta.
- Uznam to za tak - odpowiedział i ruszyli w stronę jego pokoju.

******

- Mówiąc "Chodź, przygotujemy coś do jedzenia" miałeś na myśli "Wezmę telefon i zamówię chińszczyznę"? Ktoś tu chyba idzie na łatwiznę - Clary siedziała z matką w kuchni, gdy Luke wszedł do pomieszczenia.
- Tak się składa skarbie, że nie zrobiliśmy zakupów - Jocelyn spojrzała przepraszająco na córkę.
- Nie wiedzieliśmy, że będziemy mieli gościa - Luke usiadł przy stole i wręczył im jedzenie.
- Wiem, mogłam wcześniej dać wam znać, ale to była... spontaniczna decyzja - powiedziała Clary i rzuciła się na jedzenie.
Po skończonym posiłku poszli do salonu. Siedzieli w nim, rozmawiając, gdy dotarła do nich Ognista Wiadomość od Magnusa.
- Co to jest, Luke? - zaniepokoiła się Jocelyn.
- Magnus. Przysłał mi wiadomość.
Clary zerwała się z fotela i podbiegła do ojca.
- Coś się stało? Chodzi o kogoś z Instytutu?
- Uspokój się Clary. Wszystko w porządku. Chodzi o pewne dokumenty. Ktoś podrzucił je do naszej skrzynki na listy przed wyjazdem na farmę. Dałem je Magnusowi, bo język, w którym zostały napisane... Był dziwny - wyjaśnił wilkołak.
- Dlaczego nie powiedziałeś o tym wcześniej? - zapytała Jocelyn.
- Podejrzewamy, że ma to coś wspólnego z wysokimi aktywnościami demonów w okolicach Instytutów, o czym zresztą pisze Magnus - Luke rozsiadł się wygodnie w fotelu i zaczął czytać.
W wiadomości były jedynie informacje o tym co udało się im ustalić, a czego nie. Według Clary tak naprawdę stali w  miejscu. Dopóki Magnus nie pozna treści tych papierów...
Dziewczyna życzyła rodzicom dobranoc i ruszyła w swojego pokoju. Miała coś do zrobienia. Na jutro. Zamknęła za sobą drzwi i zaczęła rozglądać się po pokoju. Wszystko było na swoim miejscu.
Usiadła na łóżku, przygotowała wszystko co potrzebne i już miała zaczynać, gdy zadzwonił telefon.

- Hej Simon, wszystko gra?
- Tak, ze mną wszystko ok. Jest obok Ciebie Isabelle? Nie odbiera ode mnie telefonu, a martwię się bo... Na Anioła, to przez tą wiadomość do Magnusa...
- Zostałam dziś na noc u mamy, a dlaczego... Zaczekaj, Magnus wysłał Ci Ognistą Wiadomość?
- Nie, Seamus tu był i wszystko mi opowiedział. Maia ustaliła z Magnusem, że lepiej nie wysyłać karteczki z informacjami, bo... wiesz jak to jest.
- Powiedzmy. Nie sądzisz, że to dziwna sprawa z tym podrzucaniem dokumentów? No i ten tajemniczy liścik.. Mam dziwne przeczucie, że te papiery i demony mają ze sobą wiele wspólnego.
- Spokojnie Fairchild. Damy radę. Nie takie rzeczy się robiło. Mam Ci przypomnieć wyprawę do Edomu? W sumie to mógłbym wymieniać godzinami ale muszę kończyć, bo jest u nas Rebecca z mężem. Swoją drogą to dziwny typ.
- Pozdrów ją ode mnie. Do zobaczenia jutro.

Rudowłosa westchnęła głęboko i zabrała się do pracy.

******
J.