poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Rozdział 4

Alec obudził się i spojrzał na zegarek. Piąta trzydzieści. Nie zdziwiło go to, ponieważ zawsze wstawał wcześniej niż inni. Uwielbiał biegać, kiedy wschodzące słońce rzucało delikatne promienie na ziemię, gotową do przebudzenia. Mógł wtedy spokojnie przemyśleć wszystko co go dręczyło lub całkowicie oczyścić umysł i rozkoszować się chłodnym, porannym powietrzem. Odwrócił się i spojrzał na śpiącego obok Magnusa.
Ten to potrafi spać do południa! 
Włosy czarownika były w totalnym nieładzie, pozbawione brokatu. Leżał na brzuchu, a jego twarz zatopiona była w poduszce i przez chwilę Alec zastanawiał się, jak czarownik oddycha.
Delikatnie zaczął podnosić się z łóżka. Gdy usiadł spojrzał szybko za siebie, sprawdzając czy nie obudził Magnusa i już miał zamiar wstać, gdy usłyszał rozespany głos, dochodzący zza jego pleców.
- Gdzie uciekasz?
Czarownik leżał podpierając głowę swoją ręką i wpatrując się w niego.
- Miałem zamiar iść pobiegać, ale nie chciałem Cię budzić - Nocny Łowca posłał mu przepraszające spojrzenie.
- Nie - powiedział Magnus przeciągając się przy tym jak kot.
- Co "nie"?
- Nie idziesz nigdzie, Alexandrze - odpowiedział przysuwając się do niego.
- Jesteś pewny? - Lightwood pochylił się tak, że ich twarze niemal się stykały.
- Absolutnie pewny - wyszeptał Magnus i jego usta delikatnie musnęły wargi Aleca.
- Wiec tak chcesz mnie tu zatrzymać? - zapytał rozbawiony Nocny Łowca.
- Według mnie to najprzyjemniejszy sposób - odpowiedział czarownik całując go w ramię - Chociaż znam jeszcze parę innych sztuczek.
- Tak? Jakie? - Alec uniósł jedną brew.
- A takie! - Magnus nakreślił ręką jakiś znak w powietrzu, po czym położył się na plecach układając ręce pod głową.
Zdezorientowany Alec zaczął rozglądać się po pomieszczeniu, szukając jakiejś zmiany, ale nie dostrzegł niczego.
- Co zrobiłeś? - zapytał.
- Spróbuj wstać z łóżka, to zobaczysz - oznajmił czarownik szczerząc się do Lightwood'a.
Nocny Łowca wahał się przez chwilę. Spojrzał jeszcze raz na swojego chłopaka, który gapił się na niego z szelmowskim uśmiechem . Wstał ostrożnie - nic. Zrobił krok do przodu...
I zderzył się z czymś, czego nie widział.
- Magnus czy Ty właśnie wyczarowałeś BARIERĘ? - zapytał Alec, masując swoje obolałe czoło.
- Tak
- Jesteś niemożliwy!
- Też Cię kocham! Ale proponuję, żebyś wrócił na swoje miejsce.
Lightwood westchnął głęboko siadając na łóżku.
- I co teraz?
- Wiesz... Mam kilka propozycji.
- Może porozmawiamy? - wypalił Alec.
- Naprawdę? Chcesz rozmawiać... - czarownik spojrzał na zegarek - .... o SZÓSTEJ RANO?!
Chyba wolę już, żebyś poszedł biegać.
- Tak, chcę rozmawiać, skoro nie mogę iść biegać, a jeśli nie to zdejmij barierę i już mnie nie ma - droczył się z nim Alec.
Dobrze wiedział jakie "opcje" ma na myśli Magnus.
Czarownik przygryzł wargę.
Dobra, zagrajmy w twoją grę, Alexandrze.
- Więc pozmawiajmy... Zdaje się, że wczoraj chciałeś mi o czymś powiedzieć - przypomniał mu Magnus i zauważył, że Nocny Łowca na chwilę wstrzymał oddech.
Czy jest aż tak źle?
Czarownik wpatrywał się w Lightwood'a, który wciąż milczał.
- Wczoraj... Ta sprawa, którą mieliśmy załatwić... - zaczął niepewnie Alec - Na Anioła! Jace chciał kupić jakiś prezent dla Clary. I poprosił mnie i Simona o pomoc. Ustaliliśmy, że będzie to łańcuszek. Chodziliśmy i chodziliśmy po sklepach jubilerskich, ale ten wybredny idiota nic nie wybrał, a ja chciałem już wracać... - tu Alec wziął głęboki oddech - ... więc zabrałem ich do Remusa.
Słysząc ostatnie zdanie Magnus natychmiast znalazł się w pozycji siedzącej.
- Co zrobiłeś? - zapytał.
- Zabrałem Jace'a i Simona do sklepu Gardell'a.
Czarownik roześmiał się, co zaskoczyło Nocnego Łowcę.
- Dlaczego się śmiejesz?
- Och, mój najdroższy, gdybyś tylko widział swoją minę! - Magnus ujął jego dłoń.
- Nie jesteś... zły? No wiesz. Pokazałem im ten sklep... Ale jestem pewien, że nie powiedzą o nim... wiesz o co mi chodzi - Alec przyglądał się czarownikowi, który właśnie zajmował się całowaniem jego prawej ręki.
- Prędzej czy później i tak by się dowiedzieli. Simon pewnie później niż prędzej, z racji tego,
że "jeszcze" jest Przyziemnym...
- Myślałem, że będziesz zły, a Ty... śmiejesz się ze mnie? Naprawdę jesteś...
Nie zdążył jednak dokończyć, ponieważ Magnus zamknął jego usta pocałunkiem. Całował go delikatnie a swoją prawą ręką wędrował po torsie Nocnego Łowcy.
- Będę zły, jeśli się dowiem, że daliście jakieś pieniądze temu...
- Remusowi? Nie. Zrobiłem tak jak mi kazałeś. Powiedziałem, że ja płacę, a on spakował wszystko i odprowadził nas do drzwi tak zwyczajnie, nic od nas nie biorąc.
- Grzeczny chłopczyk - Magnus musnął swoimi ustami wargi Aleca.
- Kto? Ja czy Remus? - Lightwood uniósł brew na co czarownik przewrócił oczami.
- Żartujesz?
- Tak.
- To dobrze. Remus jest... - czarownik skrzywił się z obrzydzeniem - ... nie w moim typie. Poza tym, to idiota.
- Powiesz mi, dlaczego bierzesz od niego towary i nie płacisz za nie?
- Powiedzmy, że ma u mnie dług... - oznajmił Magnus.
- To znaczy?
- Razjelu! Jeśli musisz wiedzieć, to uratowałem jego... nieśmiertelność.
- Kolejny troskliwy rodzic domagający się powrotu swojego dziecka? - przez głowę Lightwood'a przemknęły wspomnienia z Edomu.
Czarownik przytaknął.
- Dlatego jest moim dłużnikiem. A tak w temacie zakupów, kupiłem Ci koszulę - pstryknął palcami i na łóżku obok Aleca pojawiła się granatowa koszula, z rękawami kończącymi się nad łokciami.
- Dziękuję Ci. Jest świetna. Włożę ją juto na ten nasz rodzinny piknik. Ja... też mam dla Ciebie prezent - powiedział Nocny Łowca i sięgnął do szafki stojącej tuż obok łóżka. Z pierwszej szuflady wyciągnął pudełeczko wielkości dłoni i wręczył je Magnusowi.
- Zobaczyłem ją i pomyślałem... Chciałem, żebyś ją miał - Alec zarumienił się - I chciałem, żeby była ode mnie.
Magnus otworzył prezent, którym okazała się srebrna bransoleta. Spojrzał na swojego niebieskookiego chłopaka. Alec Lightwood nigdy nie przestanie go zaskakiwać.
- Kocham Cię, Alexandrze - powiedział zapinając bransoletę na prawym nadgarstku - Do śniadania mamy jeszcze trochę czasu, więc...
Nie zdążył dokończyć, bo Lightwood chwycił go za nadgarstki i w jednej chwili czarownik wylądował pod nim.
- Mam kilka propozycji - wyszeptał czarownikowi do ucha, po czym złączył ich usta w gorącym pocałunku.

******

- Kaaawy! - powiedziała Clary wchodząc do kuchni, gdzie jej rodzice robili już śniadanie.
- Razjelu, dziewczyno coś Ty robiła w nocy? - zapytała Jocelyn z delikatnym uśmiechem na twarzy.
- Prezent dla Jace'a.
- Co to takiego? - zapytał Luke kładąc na stole dzbanek z kawą - Sądząc po Twoim stanie wymagało dużo pracy.
- To taki ...pamiętnik.
- Okeeej. Zjedz śniadanie i zmykaj się przespać. Obudzimy Cię przed piknikiem na tyle wcześnie, żebyś mogła się przygotować - oznajmiła Jocelyn.
- Dzięki, mamo.
- Wiesz Joc, myślałem, że Zombie nie istnieją - zażartował Luke - Najwyraźniej się myliłem.
Clary zmarszczyła brwi.
- Jeszcze się policzymy, Graymark.
- Mam nadzieję, Fairchild - zaśmiał się jej ojciec.
Po śniadaniu Clary poszła do swojego pokoju. Usiadła na łóżku, biorąc do rąk prezent, który robiła dla Jace'a całą noc.
Oby mu się spodobał.
Kiedy skończyła przeglądać pamiętnik, sprawdzając czy niczego nie zapomniała w nim umieścić, zamknęła oczy i zasnęła z pamiętnikiem w ręku.

- Clarisso Adele Fairchild, jeśli za chwilę nie podniesiesz się z łóżka idziemy bez Ciebie!
Kiedy otworzyła oczy zobaczyła swoja matkę, która stała przy jej łóżku, krzyżując ręce na piersi.
- Która jest godzina? - zapytała rozespanym głosem.
- Późna! Wstawaj szybko! Będziemy czekać w salonie - rzuciła Jocelyn i wyszła z pokoju.
Nie chętnie Clary zwlekła się z łóżka i ruszyła w stronę łazienki. Wzięła szybki, zimny prysznic, który postawił ją na nogi. Gdy wróciła do pokoju, otworzyła szafę i zabrała z niej czarną koszulkę z napisem "Bez porannej kawy jestem gorsza niż stado demonów! Nie podchodź bez serafickiego noża".
Dostała tę koszulkę od Luke'a. Ubrała do niej nowe spodnie, które kupiła poprzedniego dnia. Włosy upięła w luźny kok, zrobiła delikatny makijaż i była gotowa do wyjścia. Postanowiła zabrać skórzaną kurtkę, nabytą za namową Isabelle, ponieważ mogło być chłodno. Schowała pamiętnik dla Jace'a razem z komórką i stelą do torebki. Przejrzała się jeszcze raz w lustrze i ruszyła do salonu.
Luke i Jocelyn siedzieli na skórzanej sofie. Kiedy Clary weszła do pomieszczenia jej matka zerwała się z miejsca.
- Nareszcie! Chodźmy, bo się spóźnimy!
- Spokojnie mamo, mamy czas - odpowiedziała zakładając buty - Gdzie mamy się spotkać z resztą?
- W Instytucie - odpowiedział Luke.
- Świetnie! Jesteście gotowi?
Dziewczyna wyjęła z torebki stelę i otworzyła Portal.
- Portal? Myślałem, że jedziemy samochodem.
- Tak jest szybciej i wygodniej - powiedziała Clary i przeszła przez Portal.
- Za dużo czasu w towarzystwie Magnusa - powiedziała Jocelyn uśmiechając się.
- Zdecydowanie - Luke wziął ją za rękę i ruszyli za córką.

Przed Instytutem stał Simon czekając na Clary i jej rodziców. Nie wiedział, czy Isabelle jest na niego zła, a jeśli tak, to nie chciał nawet myśleć jak bardzo. Potrzebował wsparcia duchowego - Clary. Gdy kilka kroków dalej otworzył się Portal i chwilę później przeszła przez niego rudowłosa, Simon przywitał się z nią i wypytał dokładnie o Isabelle.
- Nie było aż tak źle - powiedziała dziewczyna - Trochę pobiegała po sklepach i jej przeszło.
- To dobrze. Bardzo dobrze - odetchnął z ulgą - Wiesz... Mam dla niej prezent.
Lewis wyciągnął z kieszeni śliczne, czerwone pudełeczko i zaprezentował przyjaciółce kolczyki dla Izzy.
- Simon! Są przepiękne!
- Myślisz, że jej się spodobają? - zapytał chowając prezent z powrotem do kieszeni kurtki.
- Jasne, że tak.
- Cześć Simon!
Jocelyn i Luke właśnie przeszli przez Portal i zmierzali w ich stronę. Clary minęła ich z zamiarem zamknięcia przejścia.
- Dzień dobry, pani Graymark. Cześć Luke.
- Mówiłam Ci coś na ten temat. Jestem Jocelyn, a nie pani.
- W porządku, Jocelyn. Idziemy do środka? Wszyscy już na nas czekają.
- Panie przodem - powiedział Luke i teatralnym gestem przepuścił kobiety.
Tak jak powiedział Simon wszyscy już na nich czekali. Prawie wszyscy.
- Cześć wszystkim, gdzie Jace? - Clary spojrzała w stronę przyjaciółki.
- Wiesz jaki jest Jace - Izzy przewróciła oczami.
Jocelyn i Luke rozmawiali z Maryse, a Alec i Magnus szeptali o czymś trzymając się nieco z boku. Simon zauważył na ręce czarownika bransoletkę, którą Alec kupił wczoraj u Gardella.
Kiedy zobaczył, że Isabelle idzie w jego stronę wstrzymał oddech.
- Witaj, Simonie - powiedziała nieco chłodnym tonem.
Cholera, jest zła.
- Cześć Izzy. Posłuchaj ja... - zaczął Simon - Przepraszam za wczoraj. Wiem, że mieliśmy się spotkać, ale Jace poprosił mnie o pomoc...
- Wiem - przerwała mu dziewczyna - Alec mi powiedział. Nie o wszystkim, ale powiedział, że Jace was potrzebował. Pomagałeś mojemu bratu, więc nie mam być o co zła. Poza tym mam coś dla Ciebie.
Isabelle podała Simonowi malutkie, czarne pudełeczko. Kiedy je otworzył, jego oczom ukazał się cieniutki łańcuszek z zawieszką. Był to napis "Isabelle".
- Izzy, dziękuję - Lewis przyciągnął ją do siebie i całował delikatnie w usta.
- Teraz wszystkie laski będą wiedzieć, że jesteś mój - wyszeptała.
Simon uśmiechną się szeroko. Isabelle Lightwood - najpiękniejsza, najseksowniejsza i jedna z najbardziej niebezpiecznych kobiet na świecie była jego dziewczyną. Skórzane spodnie, które miała na sobie idealnie podkreślały jej wspaniałe nogi, które dzięki obcasom wydawały się jeszcze dłuższe niż są, a szara koszulka fantastycznie podkreślała jej kobiece atuty.
- Ja też coś mam. Dla Ciebie.
Odsunął się nieco, żeby wyciągnąć z kieszeni swój prezent. Gdy wręczył go Isabelle, dziewczyna otworzyła szeroko oczy i wolną ręką zakryła usta, które na widok kolczyków ułożyły się w idealne "o".
- One. Są. Cudowne. Simon.
Kiedy ubrała kolczyki i przejrzała się w maleńkim lustereczku uśmiechnęła się szeroko.
- Jak będę miała zamiar być na Ciebie wściekła, przypomnij mi o nich - powiedziała wskazując na diamentowe cuda umieszczone w jej uszach.
- Skoro nalegasz - odpowiedział szczerząc się do niej.
Chwilę później pojawił się spóźniony Jace. Ubrany był w granatową koszulkę, na którą miał narzuconą kurtkę ze skóry i jeansy.
- Witamy księżniczkę! - powiedział Magnus.
- Wybacz Magnusie, nie jesteś w moim typie. Poza tym jestem zajęty - odpowiedział Jace patrząc w stronę Clary.
Czarownik westchnął głęboko. Gdyby Herondale nie był parabatai Aleca...
Magnus stanął na wysokości trzech schodów i jako organizator pikniku zwrócił się do swoich gości.
- Witam naszą wspaniałą, małą "rodzinkę" - powiedział - Skoro pan Herondale zaszczycił nas swoją obecnością możemy ruszać na nasz pierwszy i na pewno nie ostatni rodzinny piknik.
Gdy Magnus otwierał Portal Jace podszedł do Clary i przywitał ją delikatnym, pełnym miłości pocałunkiem.
- Piłaś już dzisiaj kawę? - zapytał z rozbawieniem wskazując na jej koszulkę.
- Cały dzbanek.
Jace zaśmiał się pod nosem.
- To dobrze, bo chciałbym, żebyś miała dziś dobry humor. Odbiegając od tematu... Podoba mi się twoja kurtka. Pasuje do mojej.
- Zakupy z Izzy. Namówiła mnie na zakup tej kurtki w dość brutalny sposób.
- Przypomnij mi później, żebym jej podziękował, a teraz chodźmy - powiedział ujmując jej dłoń i prowadząc w stronę Portalu.
- Ciekawe co tym razem wymyślił Magnus - jęknęła dziewczyna i razem z Jace'em jako ostatni przeszli przez Portal.

******

Gdy znalazła się po drugiej stronie portalu, Clary wylądowała z gracją na miękkiej, zielonej trawie. Wyprostowała się, rozejrzała dookoła i przyznała w duchu, że Magnus wybrał idealne miejsce.
Znajdowali się na polanie, otoczonej wysokimi drzewami. Wśród traw dostrzegła mnóstwo różnobarwnych kwiatów - mniejszych i większych. Z każdej strony słychać było cudowny śpiew ptaków. Melodia, która dotarła do jej uszu była tak piękna, że Nocna Łowczyni zamknęła na chwilę oczy. Nie wiedziała dlaczego, ale miała wrażenie, że ptaki śpiewają tylko dla nich. Dla jej rodziny, która właśnie pojawiła się w tym cudownym i tajemniczym miejscu. Lekki, ciepły wiatr łaskotał ją delikatnie, a promienie słoneczne sprawiały, że czuła się jak w bajce.
- Tu. Jest. Cudownie! - wyszeptała zachwycona Jocelyn i nie mogła powstrzymać się od dokładnej analizy krajobrazu. Była przecież artystką. Tak jak jej córka potrafiła dostrzec najmniejszy szczegół i poczuć atmosferę tego miejsca. Tylko osoba z wrażliwymi zmysłami lub z duszą artysty potrafiła tak patrzeć na pozornie zwykłą polanę. Jocelyn i Clary miały i jedno i drugie.
- Jesteśmy na miejscu! - oznajmił czarownik - Pozwólcie jednak, że dodam kilka rekwizytów, niezbędnych z pewnością na pikniku.
- Tylko nie przesadź! - ostrzegł go Alec, który również był zafascynowany urokiem tego miejsca.
Magnus uniósł swoje dłonie, skierowane wewnętrzną stroną w górę. Gdy tylko poruszył palcami, pojawiły się niebieskie iskry. Rozejrzał się po polanie, po czym jego ręce zaczęły tańczyć, tworząc przed nim niewidzialne wzory. Kiedy skończył, przysunął się do Aleca.
- Może być?
- Idealnie! - odpowiedział mu Lightwood.
Na polanie pojawił się ogromny, miękki koc, na którym leżała pokaźna ilość poduszek. Z dwóch stron otaczały go niskie stoliki. Na każdym stoliku stały dzbanki z sokami czy z wodą oraz stosy rożnych kanapek, owoców i ciastek.
- W chwili takiej jak ta cieszę się, że mam w rodzinie czarownika! - stwierdził Jace co sprawiło, że wszyscy wybuchnęli śmiechem.
Magnus podszedł do Jocelyn.
- Moja droga, czy to co trzymasz w rękach to...
- ... szarlotka mojej roboty? - dokończyła za niego matka Clary - Tak, Magnusie.
Czarownik uśmiechnął się szeroko. Nikt nie potrafił upiec takiej szarlotki jak Jocelyn. Kiedyś przyniosła mu ją, gdy przyszła z Clary na wzmocnienie blokady jej Wzroku. Od tamtej pory co jakiś czas robiła ją specjalnie dla niego.
- Spróbujesz raz i już nigdy nie zapomnisz tego cudownego smaku - skomplementował ją Magnus - Na co więc czekamy? Usiądźmy i delektujmy się tym oto cudem świata - dodał wskazując na ciasto.
Siedząc na kocu, po środku cudownej polany spędzali naprawdę cudowne popołudnie. Rozmawiali, wspominali zabawne sytuacje i zrobili masę zdjęć. Wszystkie problemy, złe wspomnienia, demony i Świat Cieni przez to jedno popołudnie nie miały znaczenia. Tego dnia byli zwykłą rodziną, spędzającą razem czas i cieszącą się swoim towarzystwem.
Po jakimś czasie utworzyły się między zebranymi małe obozy. Jocelyn, Luke i Maryse siedzieli na kocu przy jednym z stolików, rozmawiając półgłosem. Alec i Magnus prowadzili zaciekłą dyskusję spacerując po polanie, natomiast Clary, Jace, Simon i Isabelle rozłożyli się na drugim końcu koca, zabierając ze sobą większą część poduszek. Leżeli obserwując różnokształtne chmury, wędrujące po niebie.
- Czy Alec ma nową koszulę? - zapytał w pewnym momencie Jace.
- Dopiero teraz zauważyłeś? - zdziwiła się Isabelle - Magnus kupił ją wczoraj dla niego.
- Za to Alec kupił mu bransoletę - wtrącił Simon.
- Magnus zdążył się już pochwalić - powiedziała Clary.
- Ale ja chyba nie zdążyłam się pochwalić co dostałam od Simona! Tylko spójrz! - zapiszczała Izzy wskazując na swoje uszy, w których wisiały długie, diamentowe kolczyki.
- Na Anioła! Są cudowne! - Clary udawała zaskoczenie, co najwyraźniej rozbawiło Simona.
- A ty? Pochwaliłeś się Jace'owi co dostałeś od swojej dziewczyny? - zwróciła się do niego Izzy.
Simon uśmiechnął się szeroko, pokazując blondynowi łańcuszek.
Jace odruchowo włożył rękę do kurtki, w której trzymał łańcuszek z Magicznym Światłem, dla Clary. W tym samym czasie rudowłosa usiadła na kocu i wyjęła z torebki średniego rozmiaru zeszyt z czarną okładką.
- Wygląda na to, że tylko ja nie dałam Ci jeszcze prezentu - powiedziała wręczając go Jace'owi.
Nocny Łowca spojrzał na okładkę, na której widniał srebrny napis "Pamiętnik".
- Co robicie? - zapytał Alec siadając z Magnusem na kocu.
- Dzisiaj wszyscy dają sobie prezenty! - powiedziała Isabelle klaszcząc w dłonie.
Jace otworzył pamiętnik, a Clary, Simon, Magnus i jego rodzeństwo patrzyli na niego milcząc. Na pierwszej stronie Clary napisała:

"Kocham Cię. 
Będę Cię kochać do dnia, w którym umrę. 
A jeśli po tym jest jakieś życie to też będę Cię kochać"

Uśmiechną się czytając te słowa. Pamiętał moment, w którym powiedział je do Clary. Zaczął przeglądać prezent od swojej ukochanej, który w istocie był pamiętnikiem z tą różnicą, że zamieszczone tu wspomnienia były narysowane.
Portrety najbliższych, pierwsze spotkanie z Clary, wizyta u Magnusa, pierwszy raz gdy pocałował Clary...
- Podoba Ci się? - usłyszał głos Clary - Na końcu zostało kilka pustych kartek, na nowe wspomnienia.
- To najpiękniejszy prezent na świecie. Dziękuję - przysunął się do niej i złożył na jej ustach delikatny pocałunek - Nie tylko ty nie zdążyłaś wręczyć swojego prezentu.
Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona. Tego się nie spodziewała. Isabelle również wyglądała na zdziwioną, natomiast Alec wymienił spojrzenia z Simonem i na twarzy obojga pojawił się uśmiech. Magnus leżał sobie na piramidzie z poduszek, przyglądając się sytuacji.
Jace wyjął z kieszeni czarne pudełeczko wielkości dłoni i wręczył je swojej dziewczynie. W środku był złoty łańcuszek z Magicznym Światłem.
W tej chwili Magnus wstał i powiedział:
- Najwyższa pora, aby zakończyć to jakże wspaniałe spotkanie!
Gdy wszyscy stali już na nogach czarownik poprosił ich, by zebrali się w jednym miejscu.
Pstryknął palcami i wszystkie rzeczy, które przeniósł tu wcześniej - zniknęły.
Clary posłała Jace'owi promienny uśmiech i wręczyła mu łańcuszek, który przed chwilą dostała, po czym odwróciła się do niego plecami, umożliwiając mu założenie prezentu na swoją szyję.
- Dziękuję. Jest piękny - powiedziała dotykając magicznego kamienia, który teraz znajdował się na jej piersiach.
Całe towarzystwo przyglądało im się bez skrępowania.
Słońce leniwie zaczęło znikać za horyzontem. Jace odszukał wzrokiem Magnusa i przez chwilę patrzyli na siebie, jakby porozumiewali się bez słów. Magnus skinął głową, po czym oddalił się na odległość kilku kroków, co sprawiło, że wszystkie spojrzenia podążyły za nim. Prawie wszystkie.
Dłonie czarownika zaczęły swój magiczny taniec, rozsypując niebieskie iskry w okół nich i niebo przybrało barwy nocy. Na polanie pojawiło się stado świetlików, a w oddali słychać było wdzięczne cykanie świerszczy. Magnus wróciła na swoje miejsce i oczy wszystkich znów skierowane były w stronę Jace'a i Clary. Herondale ujął jej dłonie i spojrzał głęboko w oczy.
- Kocham Cię, od chwili kiedy Cię poznałem. Bałem się tej miłości, bo uważałem ją za słabość. Ty pokazałaś mi, że jest ona wielką siłą i zmieniłaś mnie, na lepsze. Dzięki Tobie w moim życiu pojawiło się światło.
Policzki Clary płonęły żywym ogniem, więc postanowiła spuścić wzrok. Jace ujął jej podbródek, zmuszając ją tym samym by patrzyła mu w oczy i kontynuował.
- Nasza miłość nie raz została wystawiona na ciężką próbę, ale udało nam się i jesteśmy razem. I to wszystko dzięki Tobie. To właśnie Ty sprawiasz, że jestem silniejszy. Ty i Twoja miłość.
Jace wziął głęboki wdech i uklęknął, trzymając w ręku czarne pudełeczko z rodowym pierścieniem Herondale'ów.  Każdy, kto był obecny na tej polanie wstrzymał oddech.
- Clarisso Adele Fairchild... Czy uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie?

******

Kolejny rozdział ;) Pojawił się już w nocy, ale ktoś zrobił mi psikusa i usuną go.
Więc dodaję go po raz drugi ;p
Jeśli czytasz - zostaw komentarz ;)
- J. 

5 komentarzy:

  1. Na Anioła dzisiaj znalazłam Twojego bloga i jest cudowny. Cudownie piszesz i jak mogłaś urwać w takim momencie? Czekam na next ❤❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Blog jest naprawdę super! I mimo, że czytam bez większości znaków polskich (ach te urządzenia mobilne) bardzo mi się podoba. Oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń