poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Rozdział 6

Kolejne tygodnie były dla młodych Nocnych Łowców... Nudne? Monotonne?
Każdego dnia to samo: poranne treningi, wspólne posiłki, nauka, sen. Żadnej rozrywki, zero demonów, nie licząc kilku szybkich i banalnych akcji w Pandemonium...
Zaskoczeniem był fakt, że Maryse wprowadziła do ich planu zajęć popołudniowy trening z nauczycielem, który specjalnie na jej prośbę przybył z Idrisu. Silas Cartwright. Jeden z najsurowszych i najbardziej wymagających trenerów Akademii Nocnych Łowców.
Został on zaproszony do Nowego Jorku m. in. dlatego, że Simon musiał rozpocząć naukę, a ponieważ nie mógł jeszcze udać się do Idrisu, sprowadzono więc nauczyciela. Treningi mają potrwać miesiąc, a następnie Cartwright wróci do domu zabierając ze sobą Simona.
Swoją drogą, reszcie też przyda się porządny wycisk i dyscyplina!

Maryse westchnęła głęboko i rozsiadła się wygodniej w fotelu. Ostatnio spędzała w Bibliotece bardzo dużo czasu. To nie to, żeby miała zamiar czytać, nie...
Pomieszczenie pełne książek działało na nią uspokajająco.
- Nie jest łatwo rządzić Instytutem, wierz mi - oznajmiła, a w jej głosie słychać było zrezygnowanie.
- Nie wątpię, Maryse. Wiesz, że mogłabyś powiadomić Clave o swojej rezygnacji i szefem Instytutu...
- Rozmawiałam z dziećmi na ten temat. Wiesz przecież, że jako była szefowa mam obowiązek wskazać kandydata.
- Ach, oczywiście! No więc? Kogo ustawimy na piedestale?
Maryse spojrzała na czarownika, siedzącego na przeciwko niej.
Włosy Magnusa były w nieładzie a na jego twarzy, bez makijażu, zauważyła oznaki zmęczenia. Nocna Łowczyni po raz pierwszy widziała go w zwykłej, czarnej koszulce i spodniach dresowych. Wcale jej to nie przeszkadzało - przecież teraz jakiś czas będzie tu mieszkał, więc tak czy inaczej musi się przyzwyczaić do takiego "normalnego" stroju czarownika. Młody Lightwood zaproponował mu, żeby chwilowo oboje przenieśli się do Instytutu, dopóki trwają te dodatkowe treningi. Gdy czarownik zasugerował, że zostanie u nich w mieszkaniu, Alec skutecznie wybił mu ten pomysł z głowy.
Teraz, kiedy czekał na jej odpowiedź zauważyła coś jeszcze... Obawę?
- Jace.
- Herondale?! - zdumienie Magnusa lekko ją rozbawiło, ale kiedy zobaczyła ulgę malującą się na jego twarzy zachichotała jak mała dziewczynka.
- Tak. Właśnie Jace.
- Dlaczego nie Alec? Albo Isabelle? A co z Clary?
- Isabelle nie chciała w ogóle słuchać o tym, że chciałabym zrezygnować. Clary również. Natomiast Alec...
Magnus wstrzymał oddech.
- On odmówił.
- Powiedział dlaczego? - czarownik próbował udawać obojętność.
- Nie. Ale nie mam mu tego za złe. On najzwyczajniej w świecie słucha nie tylko rozumu ale również serca - odpowiedziała Maryse posyłając czarownikowi porozumiewawcze spojrzenie, lekko się przy tym uśmiechając.
- Interesujące. Co na to Jonathan?
- Zgodził się. Ale jeszcze nie teraz - Maryse westchnęła głęboko.
- Co masz na myśli?
- On nie chce, żebym rezygnowała.
- A czy Ty chcesz, Maryse? Czy chcesz zrezygnować z posady szefowej Nowojorskiego Instytutu? - Magnus wpatrywał się w nią tak intensywnie, że musiała odwrócić wzrok.
- Nie mogę - wyszeptała.
- Owszem, możesz. Sądzę jednak, że za tym wszystkim kryje się jeszcze coś. A raczej ktoś.
Maryse zamarła. Podniosła wzrok i napotkała spojrzenie czarownika. W jego kocich oczach było coś...
Czy on potrafi zahipnotyzować?!
- Masz rację - przyznała.
- Więc powiedz szczerze, chcesz porzucić to stanowisko, czy nie?
- Nie wiem! A nawet jeśli, dokąd miałabym pójść? Zostać tu? Być może, ale wiem, że po pewnym czasie czułabym się tu...
- Samotna?
Nocna Łowczyni wstała z fotela i zaczęła spacer po Bibliotece tam i z powrotem. Magnus wiedział, że za chwilę pęknie i zacznie mówić. Siedział więc i czekał.
- Spędzasz z kimś połowę swojego życia... Kiedy wyruszacie na misję martwisz się, że już się nie zobaczycie... Wychowujecie razem dzieci... Masz nadzieję, że zestarzejecie się razem...
- Maryse, Ty go kochasz.
- Co?! Nie! Ja tylko...
- Kochasz go, przecież widzę. Chcesz zrezygnować, by wrócić do Alicante. Do Roberta - czarownik położył jej ręce na ramionach i kontynuował.
- Kiedyś byliście o krok od rozstania, ale Razjel najwyraźniej dał wam znak w postaci Maxa.
- Masz racje, Magnusie. Nie zapominaj jednak, że Maxa już nie ma - w jej oczach pojawiły się łzy - A ja najzwyczajniej w świecie przyzwyczaiłam się, że Robert... Po porostu jest.
- I teraz jesteście dla siebie uprzejmi, w towarzystwie udajecie, że wszystko jest w porządku, a mieszkacie osobno i rzadko się widujecie, ponieważ Ty musisz być tu, a On jako Inkwizytor w Idrisie? Nie chcesz, żeby tak było. Brakuje Ci go. Wiesz dlaczego? Bo mimo wszystko go kochasz.
- Nie ważne czego ja chcę. On...
- On też za Tobą tęskni. I kocha cię równie mocno, jak Ty jego.
- Skąd Ty to możesz wiedzieć? - zapytała, patrząc na niego badawczo.
- Wiem, że kiedy Lightwood kogoś pokocha, to kocha całym sercem i tak łatwo nie odpuszcza - puścił jej oczko.
Mimo bólu jaki szalał w jej sercu uśmiechnęła się.
Razjelu! Na prawdę lubię tego czarownika!
- Przy najbliższym spotkaniu powiedz mu to. Jeśli nie spróbujesz, będziesz żałować.
- Dziękuję Ci, synu - wyszeptała Maryse i zrobiła coś czego Magnus się nie spodziewał.
Przytuliła go!
Ta kobieta była naprawdę silna, ale czarownik wiedział, że kiedyś pęknie. I to właśnie dziś nadszedł ten dzień.
- Jesteś aż tak roztrzęsiona, że pomyliłaś mnie ze swoim synem? W prawdzie jestem przystojny i czarujący, ale nie aż tak bardzo jak Alec!
Uwolniła się z jego objęć i spojrzała głęboko w jego kocie oczy.
- Nie pomyliłam się, Magnusie. Powiedziałam do Ciebie synu.
W odpowiedzi na to zaskakujące wyznanie czarownik uśmiechnął się.
- Przejdźmy może do interesów. Jest już późno, a Ty wyglądasz na zmęczonego - powiedziała wracając na swój fotel - Usiądź proszę.
Magnus powłóczył nogami w stronę fotela.
- Z mojej strony wygląda to tak - przerwała szukając czegoś na biurku - W ubiegłym tygodniu zgłoszono "ataki" demonów w Wiedniu, Luksemburgu, Lizbonie i Monako.
- Nieźle. Za każdym razem tak samo? - zapytał Magnus przeglądając wręczone mu raporty.
- Punkt w punkt.
- Czyli stoimy w miejscu - westchnął czarownik.
- A u Ciebie?
- Niestety nic. Dokumenty są lepiej zabezpieczone, niż myślałem.
- To znaczy?
- Zaklęcia ochronne i bariera. Otóż ta bariera to nape wno jakaś bardzo stara magia. I tu pojawia się pytanie: Czy uda mi się ją przełamać?
- Oświeć mnie więc i odpowiedz na swoje pytanie.
Czarownik ziewnął, po czym skrzyżował ręce na piersi.
- Sprawdziłem te zabezpieczeni - oznajmił Magnus - Zaklęcia zostały rzucone przez  jakiegoś czarownika, więc to nie będzie trudne. Najdalej pojutrze powinno mi się udać je zdjąć, natomiast bariera... To na pewno dzieło kogoś potężnego.
- Myślałam, że nie ma kogoś takiego, kto mógłby Cię przewyższać - Maryse uniosła brew.
- Schlebiasz mi, moja droga. Sam nigdy w to nie wątpiłem. Aż do teraz.
- Razjelu! Czy to wszystko musi być takie skomplikowane? - westchnęła Nocna Łowczyni, pocierając swoje skronie.
- Nie mniej jednak musisz pamiętać, że magia ma swoją cenę. W tym przypadku ceną jest moja energia, więc pozwól, że pójdę już spać. Nie zrobimy nic bez tych papierów, a jeśli zaraz się nie położę, obawiam się, że będę spał tutaj.
- Oczywiście, idź. Nie sądzę by Alec był zadowolony z tego, że jego ukochany śpi w Bibliotece na dywanie jak... Kot.
- Ty też idź spać - czarownik spojrzał na nią z ukosa.
- Jeszcze chwilę tu posiedzę. Dobranoc, synu.
- Dobranoc.
Zanim zamknął drzwi, spojrzał na Maryse, siedzącą w dwa razy większym od niej fotelu.
Powiedziała do mnie synu! Dwukrotnie! Interesujące, naprawdę, interesujące...
Pokręcił głową, spojrzał na zamknięte drzwi Biblioteki i ruszył w stronę pokoju Aleca.
Poprawka.
W stronę ich wspólnego pokoju.

******

Brawo!
Clary biegła korytarzem Instytutu, spóźniona na popołudniowy trening.
Po obiedzie było trochę wolnego czasu, więc każdy sobie coś zaplanował. Alec pomagał Magnusowi przy pracy, Isabelle z Simonem wymknęli się razem, a Jace poproszony o rozmowę udał się z Maryse do Biblioteki. Zanim on i jego matka zniknęli za jej drzwiami Clary zapytała, czy może zabrać pamiętnik, który dla niego zrobiła. Chciała umieścić tam jeszcze pewne wydarzenie. Ich zaręczyny.
Usiadła więc za biurkiem i wzięła się do pracy. Nawet nie zauważyła, kiedy zegar wybił szesnastą.
Dwa słowa odbijały się echem w jej głowie.
Nowy nauczyciel!
Gdy dotarła na miejsce przystanęła na chwilę. Nie chciała, żeby inni zauważyli, że biegła.
Podeszła bliżej drzwi i delikatnie je uchyliła. Wszyscy już byli na miejscu. Jace rozmawiający ze swoim parabatai, Isabelle z Simonem no i w końcu ona sama. Wślizgnęła się do sali z gracją pantery i ruszyła w stronę swoich przyjaciół. Coś jednak było nie tak. Kogoś brakowało.
- Clarissa Morgenstern! Jak to miło, że nas zaszczyciłaś swoją obecnością!
Odwróciła się gwałtownie i zobaczyła mężczyznę w stroju bojowym, siedzącego na parapecie jednego z okien.        
- Nie noszę nazwiska Valentine'a.
Trener uniósł brew. Stanął na równe nogi i Clary mogła przez chwilę mu się przyjrzeć.
Wysoki, przystojny, dobrze zbudowany. Silas miał krótkie, ciemne włosy i brązowe oczy, które idealnie pasowały do jego orzechowej cery. Był stosunkowo młody, jak na trenera. Może po prostu tak młodo wygląda.
Kiedy Silas ruszył w ich stronę Clary walczyła ze sobą, żeby się nie cofnąć.
- Są dzieci, które się wyrzekają rodziców, jak również rodzice wyrzekający się swoich dzieci.
- Z pewnością zna pan jakieś przykłady, potwierdzające pańską tezę - odezwała się Clary kiedy mężczyzna zatrzymał się metr przed nią - Ale nie ja. Valentine Morgenstern jest TYLKO moim biologicznym ojcem i nic tego nie zmieni.
- Więc nosisz swoje Przyziemne nazwisko czy po ślubie Jocelyn przyjęłaś nazwisko Luke'a? A może Herondale? Cóż... Sądzę, że jest trochę za wcześnie, aby ogłaszać się nazwiskiem przyszłego męża - Silas przeniósł swoje lodowate spojrzenie na Jace'a i z powrotem na nią.
- Jestem Clary Fairchild.
- Dobrze więc. Spóźniłaś się. A ja nie lubię spóźnień.
- Proszę mi wybaczyć. To się już nie powtórzy - zapewniła.
- Wiem. Uwaga oto plan na dziś. Na początek rozgrzewka, na którą macie wykorzystać pół godziny. Nie mniej, nie więcej. Później będą ćwiczenia w parach.
- Nas jest pięciu, panie Cartwright.
- Jedno z was będzie ćwiczyć ze mną. Zaczynajcie!
Po rozgrzewce, która okazała się być tak intensywna jak poranny trening, przyszedł czas na ćwiczenia w grupach.
- Jonathan będzie ćwiczył z Isabelle, a Alexander... - trener spojrzał na Clary, a później na Simona.
Razjelu! Jeśli wybierze Simona będę musiała ćwiczyć z nim! Tylko nie to!
- Z Carissą. Simon zapraszam Cię. Dziś ćwiczysz ze mną.
Nocna Łowczyni spojrzała na przyjaciela, który wcale nie wyglądał na zdenerwowanego. Skinął głową i ruszył w stronę trenera.
- Pewnie spodziewacie się treningu z bronią - zaczął Silas - Nic z tych rzeczy. Bynajmniej nie dziś. Otóż w pomieszczeniu znajdują się różne przedmioty, które zostały tu specjalnie umieszczone. Nie będziemy korzystać z broni. Wszystko to co znajduje się na sali będzie waszą bronią.
Dobra taktyka, Cartwright! Na początek: rozpoznanie.
Clary zbliżyła się do Aleca.
- Razjelu! Jakim sposobem mamy wytrzymać z tym gościem? - wyszeptał chłopak trzymając w rękach długi kij.
- Bo ja wiem? Będzie ciężko. Współczuję Simonowi, bo nasz trening z Cartwright'em potrwa tylko miesiąc.
- Tylko?
- CISZA! Zaczynać! Już dość czasu zmarnowaliśmy przez spóźnienie panny Fairchild! - Cartwright wrzasnął tak głośno, że Alec upuścił trzymany w rękach kij.
- Łoooo. Kto by pomyślał, że będzie aż tak źle - oznajmiła Clary patrząc na zmianę na Aleca i na "broń" którą upuścił.
- Milcz, Fairchild i bierz się do roboty, bo na następnym treningu powiem trenerowi, że bardzo chciałabyś z nim poćwiczyć! - powiedział Alec i zaatakował ją kijem, który jeszcze przed chwilą leżał u jego stóp.
Odskoczyła na bok i przeturlała się pod ścianę. Rozejrzała się szybko i dostrzegła w połowie ukrytą deskę, wyglądającą na część ławki z Central Parku. Skoczyła w jej stronę, nim Alec zaatakował. Leżąc na ziemi zablokowała jego atak, podcinając mu równocześnie nogi. Nocny Łowca upadł, wypuszczając kij z ręki. Clary podniosła się z ziemi i szybko skoczyła na Aleca uniemożliwiając mu powrót do pionu.
- Chciałbyś, Lightwood. To Ty będziesz następny w kolejce do Cartwright'a - powiedziała posyłając mu złośliwy uśmieszek.

******

Po treningu Alec był naprawdę wykończony. Plotki o trenerze okazały się być prawdą.
Nocny Łowca nie chciał w tej chwili myśleć o Silasie. Miał przecież pomóc Magnusowi, który jest naprawdę wykończony próbami odczytania dokumentów.
Kiedy Alec wstaje - Magnus pracuje.
Kiedy Alec wraca po treningu - Magnus pracuje.
Kiedy Alec kładzie się spać - Magnus pracuje.
Razjelu! Kiedy on w ogóle śpi?!
- Alec!
Nocny Łowca odwrócił się i zobaczył biegnącą w jego stronę Isabelle.
- Co tam Izzy?
- Co myślisz o naszym trenerze?
- Uhm. Stanowczy? Ostry? Wymagający?
- Gorący? Jak przyszedł to jakoś tak gorąco się zrobiło nie sądzisz? - zapytała jego siostra.
- Jak dla mnie to wieje od niego chłodem, gdy tylko się pojawi w okolicy.
- Och, przestań no! Żartowałam!
- Ha, ha, ha . Doprawdy Isabelle, nigdy się tak nie uśmiałem.
- Pff... Idziesz teraz do Magnusa?
- Tak. Potrzebujesz coś od niego?
- Nie. Po prostu pytam?
Alec usłyszał kroki i gdy się odwrócił zobaczył zbliżającą się do nich Clary.
- Nie zgadniecie co się stało! - krzyknęła dziewczyna.
- Jesteś w ciąży? - zapytała Isabelle sprawiając, że Clary się zatrzymała.
- Nie Izzy. Kolejny atak demonów na Instytut. W Los Angeles!
- Co?! Kiedy?! - Alec spojrzał na siostrę, która napięła się jak struna.
- Dzisiaj! Godzinę temu. Dzwoniła Emma. Nie powiedziała zbyt wiele. Tylko tyle, że odezwie się jutro,  po tym, jak złożą raport. Biegnę do Jace'a. Pa!
Rodzeństwo Lightwood'ów odprowadziło ją wzrokiem po czym ruszyło w stronę pokoi.
- Widzimy się na kolacji? - zapytała Izzy stojąca na progu swojego pokoju.
- Pewnie tak.
- No to pa! - posłała mu całusa i zatrzasnęła drzwi.

Alec wszedł do pokoju i od razu skierował się w stronę łazienki. Po niespełna piętnastu minutach był już odświeżony, ubrany i szedł w stronę Biblioteki.
- Magnus? Jesteś tu? - zapytał zamykając za sobą drzwi.
- A gdzie miałbym być, herbatniczku? - po jego głosie można było poznać, że jest zmęczony.
- Wstawaj, idziemy na kolacje!
- Dziękuję, ale nie - powiedział czarownik wstając z fotela.
- A to dlaczego?
- Bo muszę coś z tym zrobić! Nie słyszałeś o ataku na kolejny Instytut? Jestem pewny, do cholery, że te ataki i to - wskazał na dokumenty - Są ze sobą związane tak jak Prezes Miau ze swoją poduszką!
- Tą fioletową, której nie pozwala nikomu dotknąć?
- Dokładnie! - odrzekł czarownik opadając na fotel.
- Magnus jesteś wykończony! Nie wiem, kiedy śpisz, ale nie pozwolę Ci się głodzić z powodu tych durnych papierów! - Nocny Łowca podszedł do niego i przykucnął obok fotela.
- Alexandrze...
- Słucham?
- Ja muszę zdjąć te zaklęcia i złamać barierę jak najszybciej!
- Chrzanić to! Rusz tyłek! Idziemy! - warknął Lightwood i już chciał się podnieść, gdy czarownik położył mu rękę na ramieniu.
- A nie mógłbym zjeść tutaj? Wiem, że to zbrodnia na książkach jeść w Bibliotece, ale... Co Ty robisz?
- Dzwonię do Izz, żeby Estell przyniosła nam jedzenie.
- Nam?
- Tak. Zjem z Tobą. Poza tym miałem Ci pomóc.
Chwilę później Estell zjawiła się z ich kolacją. Oboje usiedli wygodnie na sofie i zaczęli jeść. Alec opowiadał o treningu, jaki zrobił im Cartwright, a czarownik streścił mu jakimi sposobami próbował zdjąć zaklęcia ochronne.
Po zakończeniu kolacji Estell zjawiła się po naczynia, a oni wrócili do pracy.
Przeglądali przeróżnej wielkości księgi. Niektóre z nich Alec odsyłał w ręce Magnusa, ponieważ nie znał języka w którym zostały napisane.
Było już grubo po dwudziestej. Alec wziął do ręki cienka książeczkę i zaczął ją przeglądać. W połowie lektury zatrzymał się. Nie wiedział dlaczego jedno z zaklęć przyciągnęło jego uwagę. Nie wyróżniało się jakoś specjalnie, ale coś sprawiło, że...
- Magnus, chyba coś mam - powiedział i podał czarownikowi książkę.
- Myślisz, że zadziała? - zapytał Magnus.
- Nie wiem, ale coś sprawiło, że zatrzymałem się właśnie na tym zaklęciu.
- Spróbujemy.
Czarownik wstał i uniósł rękę nad dokumentami. Zaczął czytać w obcym języku, a z jego ręki zaczęły się sypać niebieskie iskry. Kiedy skończył razem z Nocnym Łowcą przyglądali się papierom rozłożonym na stole. Nic. Lightwood przeniósł wzrok na sufit.
- No cóż, chyba jednak się myli...
- Alec! Spójrz!
Nocny Łowca ponownie zerknął na papiery, z których teraz unosił się granatowy dym.
- Podpaliłeś je?! - spytał przerażony.
Nagle papiery błysnęły. Alec przetarł oczy, a gdy ponownie spojrzał na kartki leżące na stole zauważył, że nie są zniszczone.
- Coś Ty zrobił?
- Ja... Zdjąłem zaklęcia ochronne, Alec! Dzięki Tobie!
Nocny Łowca uśmiechnął się szeroko.
- Sam byś to zrobił, ale potrwałoby to kilka dni dłużej, biorąc pod uwagę te wszystkie książki, które musiałbyś przeglądać sam.
Magnus chciał odpowiedzieć, ale coś zwrócił jego uwagę. Ognista Wiadomość.
- Wiadomość? Od kogo? - zapytał zaciekawiony Alec.
- Nie wiem. Przeczytaj.
Nocny Łowca spojrzał na karteczkę.

Zwykły czarownik nie zdejmie tej bariery. Ale najpotężniejszy syn Asmodeusza? Pomyśl o Ojcu, a odpowiedź na to jak zdjąć barierę będzie prosta, Magnusie!


- Nie wiesz kto mógłby to wysłać?
- Ktoś, kto założył zaklęcia ochronne. Po zdjęciu ich, twórca dostał pewnego rodzaju... wiadomość. I przysłał to - Magnus wskazał na wiadomość.
- Więc to ma coś wspólnego z Twoim... ojcem?
- Na to wygląda - westchnął czarownik.
- Dobra. Asmodeusz to Twój ojciec. Ty jesteś jego najpotężniejszym synem. Ale co wspólnego z wami mają te cholerne...
- Krew.
- Słucham? - Alec patrzył na niego z przerażeniem - Coś Ty znów wymyślił?
- Czemu nie wpadłem na to wcześnie - mruknął czarownik.
- Magnus o czym Ty mówisz?
- Ta bardzo stara magia. Zdjąć barierę może tylko jej twórca lub...
- Chwileczkę... Chcesz powiedzieć, że to Asmodeusz założył tą barierę? A jako jego syn Ty możesz ją zdjąć? Za pomocą krwi? Żartujesz?!
- Spokojnie, to tylko kilka kropel.
- Chcesz spróbować?
- Muszę.
Czarownik pstryknął palcami i w jego ręce pojawił się mały nóż. Przyłożył ostrze do wewnętrznej strony dłoni i zrobił nacięcie na tyle głębokie, żeby popłynęła krew. Zacisnął pięść i uniósł ją nad papierami.
- Asmodeusz!
Kilka kropli krwi spadło na papiery. Alec wstrzymał na chwilę oddech.
Kartki zaczęły unosić się do góry. Kiedy zatrzymały się na wysokości oczu Magnusa te zalśniły żółtym blaskiem. Po chwili dokumenty opadły na stół, a wycieńczony Magnus prawie upadł, gdyby Alec go nie złapał.
- Magnus?
- Udało nam się, Alexandrze. Zabierzmy dokumenty i chodźmy do Maryse...
- Oszalałeś?! Zabierzemy je do pokoju i idziemy spać! Matka dowie się jutro! Tyle może zaczekać. Mówiłem Ci, że nie obchodzą mnie te papiery. Ty jesteś ważniejszy.
- Alec.
- Nie! Marsz do pokoju, albo Cię tam zaniosę!
- To zanieś.
Lightwood zebrał dokumenty do teczki, podał je Magnusowi i wziął go na ręce.
Czarownik zaśmiał się, po czym wtulił twarz w szyję Aleca.
W połowie drogi do pokoju Nocny Łowca zauważył, że Magnus zasnął.

******

Nocni Łowcy, Podziemni i Przyziemni! Oto kolejny rozdział! Widzę, że ktoś tutaj się zjawia więc piszę dalej. Co sądzicie? Może być? Jakieś sugestie?
Jeśli byłeś/byłaś zostaw ślad ;>
Buziak :*
- J.

4 komentarze:

  1. Czekam na next ❤❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Supeeeer rozdział! Surowy trener + te ataki = ja wiedzieć, że to nie przypadek. Jace na kierownika Instytutu?! Już to czuję! Kocham ostatnią scenę. Taka sweet:'3 Czekam na next i weny życzę:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki Lady Herondale ;D
    Taaa właśnie Jace :-)
    Co do ostatniej sceny to mówiąc skromnie sama ją uwielbiam!
    Haha xd wiem że to przez moje uwielbienie do Maleca <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta ostatnia scena... Boże to takie słodkie.

    OdpowiedzUsuń