poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Rozdział 5

- Tak.
Na twarzy Jace'a pojawił się szeroki uśmiech. Wsunął rodowy pierścień Herondale'ów na palec dziewczyny, wyprostował się i objął swoją narzeczoną w talii.
- Clarissa Herondale - wyszeptał - Muzyka dla moich uszu.
- Dla mnie to brzmi... Z resztą nie ważne. Ktoś musi się poświęcić - powiedziała posyłając mu oczko.
Jace zaśmiał się radośnie i podniósł ją do góry. Z wszystkich stron rozbrzmiewały oklaski i wiwaty, a za sprawą Magnusa, na pięknym nocnym niebie pojawiły się sztuczne ognie.
- Moja mała dziewczynka! - Clary usłyszała głos Jocelyn, dochodzący zza jej pleców.
Jace postawił Nocną Łowczynię na ziemi i ujął jej dłoń, dodając jej tym gestem otuchy. Przyszedł czas na gratulacje. A może nie tylko gratulacje?
W pierwszej kolejności podeszli ku nim Jocelyn i Luke.
- Clary! Jestem taka szczęśliwa! - powiedziała przytulając ją - Moja mała córeczka!
Luke ściskał dłoń Jace'a, szepcząc mu coś na ucho. Kiedy Graymark'owie zamienili się miejscami ojciec Clary od razu wziął ją w ramiona, a jej matka stanęła przed Jace'em wpatrując się w niego, nie wiedząc co powiedzieć. Nocny Łowca wstrzymał oddech.
- Jonathanie.. Jace... Gratuluję! - powiedziała i rzuciła się mu na szyję.
Herondale się tego nie spodziewał. Odetchnął z ulgą, gdy odwzajemniał jej uścisk.
- Jestem taka szczęśliwa, że Clary wybrała właśnie Ciebie! Dajesz jej szczęście i wiem, że będzie przy Tobie bezpieczna - dodała wypuszczając go z objęć i ocierając łzy.
- Jeśli trzeba oddam za nią życie, pani...
- Mów mi Jocelyn. Albo nie. Mów mi... mamo. Albo jak chcesz. Pamiętaj jednak, że będę zaszczycona, jeśli zdecydujesz się na tą drugą opcję - powiedziała głaszcząc go po policzku.
Maryse ze łzami w oczach wyściskała obojga, życząc im szczęścia i wyrażając nadzieję, że ślub odbędzie się w najbliższym czasie. Następni w kolejce byli Simon i Isabelle. Tu minęło trochę więcej czasu. Simon pogratulował Jace'owi, po czym wyściskał Clary. Natomiast Isabelle ze łzami w oczach i z uśmiechem na twarzy przedstawiała im swoją wizję ceremonii, oznajmiając przy tym, iż to właśnie ona zajmie się wszystkim.
- I mówię od razu, że ten temat nie podlega dyskusji! W przeciwnym razie naślę na was Magnusa!
- Razjelu broń! Żadnego brokatu na moich włosach! - powiedział Jace udając przerażenie.
- Tobie nawet brokat nie pomoże - usłyszeli głos czarownika, który razem z Lightwood'em szedł w ich stronę.
Clary przez chwilę obserwowała jak Magnus i jej narzeczony zaciekle o czymś dyskutują, gdy nagle usłyszała cichutkie chrząknięcie. Kiedy się odwróciła, zobaczyła Aleca.
- Gratuluję - powiedział delikatnie przygryzając wargę - Nie wiem, co mówi się w takich chwilach... Cieszę się, bo... Ty i Jace zasługujecie na szczęście, po tym wszystkim, co was spotkało... Wiem, że na początku nasze relacje były trochę... uhm... No przyjaciółmi nie byliśmy... ale później to się zmieniło. Teraz jesteś dla mnie jak siostra, a Jace od zawsze był dla mnie jak brat. Więc rozumiesz, że cieszę się z wami, tymi zaręczynami - urwał, jakby próbował zebrać myśli - Nie chciałbym, żeby zabrzmiało to tak, jakby właśnie mój brat oświadczył się mojej siostrze, ale... Tak to właśnie zabrzmiało, prawda? - mówiąc ostatnie zdanie spojrzał na nią z zakłopotaniem.
W odpowiedzi rudowłosa rzuciła się mu na szyję. Wtulając się w jego klatkę piersiową czuła, że po jej policzkach płyną łzy. Alec był naprawdę świetnym Nocnym Łowcą, oddanym parabatai jak i wspaniałym przyjacielem. Na początku ich relacje rzeczywiście były... nie najlepsze, ale teraz był dla Clary jak starszy brat, którego nigdy nie miała. No, może to nie do końca prawda. Był przecież Jonathan. Ale on zawsze był Sebastianem, nigdy Jonathanem... Jedynie w chwili swojej śmierci.
- Nie, Alec. Wcale tak to nie zabrzmiało. Chociaż gdyby Jace to słyszał... - powiedziała Clary uśmiechając się i uwalniając się z jego objęć.
Była szczerze zdziwiona, że Lightwood w ten prosty gest przelał tyle czułości, jakiej Clary nie spodziewała się z jego strony - tym bardziej jeśli chodzi przytulenie właśnie JEJ.
To Magnus ma na niego taki wpływ.
- Dziękuję Ci, Alec - głos Clary przypominał głośny szept.
- Ale za co? - zapytał, lecz nie zdążył uzyskać odpowiedzi, ponieważ Magnus zjawił się nagle obok nich.
- Teraz moja kolej na gratulacje! - powiedział wyciągając szeroko rozłożone ręce w kierunku Clary.
Alec pokręcił głową patrząc na czarownika, posłał Clary ciepły uśmiech i ruszył w stronę Jace'a.
- Clarisso... Wiesz, że czuję się tak, jakby to właśnie moja córka się zaręczyła? - zapytał - Nie żebym znał to uczucie, ale przypuszczam, że było by ono właśnie takie.
W oczach Nocnej Łowczyni znów pojawiły się łzy, kiedy czarownik wziął ją w ramiona.
- Patrzyłem jak dorastasz. Jak z małego brzdąca ciągnącego mojego kota za ogon wyrosłaś na piękną kobietę. Na prawdziwą Nocną Łowczynię. Prawdę mówiąc patrzyłem na to z boku i miałem niewielki udział, ale to też się liczy, prawda?
- Oczywiście! - dziewczyna spojrzała czarownikowi w oczy.
- Jesteś jednym z niewielu Nefilim, którym udało się zbliżyć do mojego serca - na twarzy Magnusa pojawił się jeden z jego najpiękniejszych uśmiechów.
- Nawiązując do "Nefilim, którzy zbliżyli się do twojego serca"... Mogę Cię o coś zapytać? - Clary uniosła brew.
- Oczywiście, wiewióreczko.
- Co zrobiłeś z Alexandrem Lightwood'em, którego znałam? - spojrzała na Nocnego Łowcę, który nadal rozmawiał z Jace'em - Albo nie, nie mów. Po prostu rób to dalej.
- Skoro już zadałaś pytanie to odpowiem Ci - Magnus zbliżył się do niej konspiracyjnie - Często ubieram go w swoje ciuchy, używając magii oczywiście, bo przypuszczam, że dobrowolnie by się na to nie zgodził a poza tym... torturuję za pomocą brokatu.
Clary spojrzała na niego z niedowierzaniem, po czym zaczęła się śmiać.
- A tak na poważnie, Clary - ponownie usłyszała głos Magnusa - Kocham go. Po prostu go kocham.
Po tych słowach puścił jej oczko i odwrócił się, kierując się w stronę pozostałych gości, którzy grupowo przeżywali to, co się przed chwilą wydarzyło.
Rudowłosa poczuła znajome ręce, obejmujące ją wokół talii.
- Żyjesz? - zapytał Jace opierając swój podbródek na jej ramieniu.
- Bywało gorzej. Chociaż muszę przyznać, że zaskoczyło mnie dziś to i owo - odpowiedziała odwracając się przodem do ukochanego.
- Tak? No cóż... Skłamałbym mówiąc, że ja nie jestem niczym zaskoczony.
- Na przykład? - Clary spojrzała na niego podejrzliwie.
- Na przykład tym, że się zgodziłaś - pocałował ją delikatnie - Na przykład zachowaniem Twojej mamy...
- Mojej mamy?
- Tak. Jocelyn Graymark to chyba Twoja matka?
- Jace... - dziewczyna posłała mu karcące spojrzenie.
- Dobrze już, dobrze, Po prostu... Rzuciła mi się na szyję i powiedziała, że cieszy się z tego, że wybrałaś właśnie mnie. Potem powiedziała, żebym mówił do niej Jocelyn albo "mamo" i że byłaby zaszczycona, gdybym jednak zwracał się do niej "mamo". Dziwne, no nie? Z tego co pamiętam - a pamięć mam doskonałą - Twoja matka nigdy nie należała do mojego Fun Clubu.
Czy Jace na pewno mówił o jej matce? Nie dała poznać po sobie, że też jest zaskoczona. Patrzyła na chłopaka tak, jakby zachowanie Jocelyn było normalne, choć wcale nie było...
- A czego oczekiwałeś? Że przebije Cię serafickim nożem, albo urządzi na Ciebie polowanie?
- Dokładnie tego - odpowiedział z poważną miną - Przez myśl przemknęła mi jeszcze opcja, że nie będzie się sama trudzić i wyśle za mną hordy demonów, albo poprosi Luke'a o pomoc watahy. Co prawda teraz przywódcą jest Maia, ale biorąc pod uwagę fakt, iż szanują jego zdanie...
- Lecz. Się. Jace - powiedziała ledwie powstrzymując wybuch śmiechu.
- Tylko jeśli zostaniesz moją pielęgniarką - wyszeptał i pocałował ją.
Jego usta delikatnie muskały jej wargi. Przez krótką chwilę bawił się z nią, nie pozwalając na pogłębienie pocałunku. Jedną rękę Jace trzymał na jej karku, a drugą wędrował po jej talii, wywołując tym gestem u niej dreszcz. W końcu jednak dziewczyna zacisnęła palce wplecione w jego włosy i przyciągnęła go do siebie, łącząc tym sposobem ich usta w głębokim, namiętnym pocałunku.
Clary czuła się tak, jakby świat się zatrzymał. Teraz i tu. Ona i on. Niestety, zawsze znajdzie się ktoś życzliwy, kto nie pozwoli, żeby ten świat zbyt długo stał w miejscu. Na przykład Magnus.
- Nie chciałbym przeszkadzać w tej namiętnej wymianie śliny, ale zebrane tu towarzystwo postanowiło uczcić zaręczyny blondaska i naszej uroczej wiewióreczki - powiedział czarownik posyłając im szeroki uśmiech.
- Co masz na myśli? - zapytała Clary z lekkim niepokojem.
- On ma na myśli IMPREZKĘ! - Isabelle mówiąc to podeszła do nich tanecznym krokiem.
- Nie muszę zgadywać, kogo to był pomysł - wyszeptała do Jace'a - Oświecisz nas Izzy? Gdzie macie zamiar urządzić tę Imprezę?
- Mieszkanie Maleca lub Pandemonium.
- Mieszkanie co? Kogo? - zapytał Herondale patrząc na Isabelle, jakby właśnie wyrosły jej rogi.
- Maleca. Magnusa i Aleca? Tak jest szybciej, a poza tym... No zobacz tylko jak to fajnie brzmi: MALEC - Isabelle uśmiechnęła się obnażając swoje śnieżnobiałe zęby.
- Coś w tym jest - rudowłosa przyznała rację swojej przyjaciółce.
- Dla nas też masz taki olśniewający skrót? - zapytał Jace.
- Hmmm. Poczekaj. Simon! Pomóż mi wymyślić... - dziewczyna podbiegła do niego, przez chwilę rozmawiali szeptem, po czym Isabelle wróciła do nich z dumnie uniesioną głową.
- Już mam. Clace. Ładnie, no nie?
- Naprawdę, Izz? - Jace był wyraźnie rozbawiony.
- Mi się podoba! - Clary uśmiechnęła się - A teraz ja... Simon i Isabelle. Si-belle? Isa-mon? Nie. To brzmi okropnie.
- Clary...
- Nie! Cisza! Już wiem! Sizzy! - wyznała dumnie.
- No udało Ci się, nie powiem - przyznała z uznaniem Isabelle - Ale teraz konkretnie: Pandemonium czy mieszkanie Maleca?
- Wolę domówkę - zadecydował Jace i biorąc obie dziewczyny pod ramię skierował się w stronę reszty rodziny.
- No więc? - zapytał Magnus.
- Mam nadzieję, że schowaliście swoje "zabawki" chłopcy. Nie sądzę, by ktoś z tu obecnych chciał je przypadkiem zauważyć a z tego co mi wiadomo, wybieramy się w odwiedziny do Prezesa Miau. On też należy do rodziny, a poza tym chcę by został moją druhną - powiedział Jace.
Czarownik westchnął. Chyba musi się wybrać do Central Parku i zwerbować kilka kaczek do pomocy przy zemście na Herondale'u.  Uśmiechnął się na tę myśl.
Kaczki! 
Magnus nie mógł pojąć - jak ktoś, zabijający demony, walczący z Sebastianem i jego Armią może bać się małej, niewinnej kaczuszki? Na zemstę przyjdzie pora. Teraz czas na drinka.
- Zapraszam więc - powiedział i otworzył Portal.

******

O której skończyła się impreza z okazji zaręczyn Clary i Jace'a, organizowana w mieszkaniu Magnusa? Dobre pytanie.
Graymark'owie postanowili wrócić do domu około godziny dziesiątej, ponieważ Jocelyn źle się czuła. Widząc, że rodzice Clary zbierają się do wyjścia Maryse tłumacząc się obowiązkami, związanymi z prowadzeniem Instytutu oznajmiła, że również powinna wracać.
Tak więc zostało ich sześcioro. Jeśli liczyć Prezesa Miau - siedmioro.
Po pewnym czasie Magnus widząc w jakim stanie są goście, zaproponował im nocleg - jak na dobrego gospodarza przystało. Alec spierał się przez chwilę z czarownikiem w kwestii umieszczenia Isabelle i Simona w jednym pokoju, ale kiedy Magnus wyszeptał mu do ucha kilka słów Nocny Łowca zarumienił się i odpuścił.
Mimo, że Ligtwood starał się pić z umiarem i zachować prowizoryczną trzeźwość, Jace cały czas pilnował, by jego parabatai nie siedział z pustą szklanką. Ostatnie co pamiętał to: lekkość i Magnus, pomagający mu ułożyć się do snu.

Kiedy otworzył oczy, oślepił go blask promieni słonecznych wlewających się przez okno. Zamrugał kilka razy, odwrócił się w stronę Magnusa - którego nie było. Jego część łóżka była zimna, więc czarownik musiał obudzić się już jakiś czas temu.
Alec próbował wstać, chcąc zobaczyć która jest godzina. Niestety ból, który poczuł unosząc głowę był tak silny, że Nocny Łowca zaniechał kolejnych prób i ułożył się delikatnie na poduszce.
Na Anioła! Zabiję tego Jace'a!
Wyciągnął rękę w kierunku szafki, poszukując telefonu. Nie było go tam, więc jego ręka wylądowała na ziemi, gdzie leżały spodnie. Zamiast telefonu udało mu się znaleźć stelę. Narysował Iratze mając nadzieję na ustąpienie bólu. Chociaż częściowe...
Testując działanie runy uniósł delikatnie głowę. Rozejrzał się po pokoju i dostrzegł, że telefon jest w kieszonce jego koszuli, wiszącej na oparciu krzesła tuż obok szafki. Wyciągnął rękę, sięgając po niego, spojrzał na ekran i otworzył szeroko oczy.
12.00?! 
Był w szoku. Nie pamiętał kiedy ostatnio spał tak długo. Prawdą było jednak, że nie wiedział o której godzinie skończyła się impreza czy też o której zasnął. Nie zmienia to faktu, że jest poniedziałek, godzina dwunasta, a on przegapił trening. Matka będzie wściekła. Zasłonił oczy, zastanawiając się o której reszta imprezowiczów wróciła do Instytutu. Mimo, że nałożył dwukrotnie Iratze ból głowy nie dawał za wygraną.
Cholerny Jace!
- Dzień dobry, Wielki Łowco.
Alec otworzył oczy i zobaczył Magnusa z ręcznikiem owiniętym wokół bioder, opierającego się o framugę drzwi prowadzących do łazienki.
- Wielki Łowco?
- Och, Alexandrze... Gdybym wiedział, jak działa na Ciebie alkohol upijałbym Cię częściej - Magnus uśmiechnął się do niego tajemniczo - Dałeś wczoraj niezły popis.
- Co masz na myśli? - w głosie Lightwood'a słychać było obawę.
- Hmmm. Pomyślmy - powiedział czarownik podchodząc do łóżka.
Spojrzał na Nocnego Łowcę i z wielkim wysiłkiem udało mu się powstrzymać śmiech. Usiadł na swojej części łóżka a jego twarz spoważniała.
- Najpierw razem z Jace'em wpadliście na "genialny" pomysł, żeby wyskoczyć na szybką akcję do Central Parku, w celu powstrzymania rzekomego ataku krwiożerczych kaczek na sklep mięsny. Osobiście zastanawiam się, czego kaczki mogłyby TAM szukać, ale to zapewne wie Tylko twój "nieustraszony" braciszek.
- Żartujesz, tak? - Lightwood patrzył na Magnusa z niedowierzaniem.
- Oczywiście, że nie! Swoją drogą ciekawe z jakiego źródła mieliście te fascynujące informacje?
- Przestań się nabijać - mruknął Alec.
- Ależ ja jestem całkowicie poważny. Lepiej jednak sprawdźcie wiarygodność swojego informatora - czarownik ułożył się wygodnie na łóżku i kontynuował.
- No więc kiedy udaremniłem to przedsięwzięcie dołączył do was Simon i zaczęliście tropić po całym mieszkaniu Prezesa Miau.
- Prezesa Miau? Po co? - po pierwszej opowieści Alec nie chciał słuchać kolejnych, ale powstrzymał się przed przerwaniem Magnusowi. Chyba lepiej, żeby dowiedział się o wczorajszych wyczynach, a ponieważ jego umysł nie bardzo chciał mu pomóc w przypomnieniu sobie kilku epizodów...
- Też zadałem to pytanie. W odpowiedzi dowiedziałem się, że Prezes Miau jest szpiegiem. Waszym zadaniem było wytropienie go i torturowanie, w celu uzyskania informacji. Uprzedzę Twoje kolejne pytanie: Nie powiedzieliście mi, czego miały dotyczyć te informacje, ani tego w jaki sposób chcielibyście torturować naszego kota.
- Razjelu! - jęknął Alec.
- Nie sądzę, żebyśmy byli podobni - burkną Magnus, przez co po twarzy Nocnego Łowcy przemknął cień uśmiechu.
Lightwood usiadł, oparł się o zagłówek łóżka i syknął z bólu.
- Aż tak źle? - z twarzy czarownika emanowała troska.
- Próbowałem Iratze, ale poprawiło się tylko na chwilę...
Magnus pstryknął palcami i w rękach Aleca pojawił się jego ulubiony kubek z parującym napojem.
- Wypij. Nie jest to może najsmaczniejszy napój, ale na pewno skuteczniejszy niż Iratze. Zwłaszcza na TAKIE dolegliwości.
Alec spojrzał na bezwonną, zieloną zawartość kubka i zawahał się. Nigdy nie wątpił w talent magiczny Magnusa. A skoro ten "wywar" ma pomóc na ten straszny ból głowy...
Niepewnie przysunął kubek do ust i pociągnął spory łyk napoju. Jego twarz momentalnie wykrzywiła się w grymasie. Napój był kwaśny, ale po przełknięciu, pozostawiał po sobie w ustach gorzki smak. Wypił całą zawartość duszkiem, odłożył kubek na szafkę i siedział przez chwilę zakrywając dłonią usta.
- Nie. Jest. Najsmaczniejszy? To najpaskudniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek piłem!
- To nie miało być dobre, tylko skuteczne, Alexandrze.
- Co to w ogóle jest? - zapytał Nocny Łowca patrząc w stronę kubka - Chyba jednak wolę nie wiedzieć.
- Myślę, że mam dla Ciebie coś na osłodę -  mruknął czarownik i przysunął się do Lightwood'a tak, że ich twarze niemal się stykały.
- Doprawdy? - wyszeptał Alec ocierając swoimi wargami o jego usta, sprawiając tym samym, że czarownika przeszedł dreszcz.
Nocnemu Łowcy zakręciło się w głowie. Zastanawiał się właśnie, czy to przez napój, który wypił, czy przez bliskość Magnusa, gdy nagle poczuł ciepłe, miękkie usta, delikatnie muskające jego wargi. Mruknął cichutko po czym pogłębił pocałunek, wplatając palce we włosy czarownika.
- Lepiej? - zapytał Magnus, a w jego oczach tańczyły iskierki.
- Zdecydowanie!
- Miałem zamiar przynieść Ci śniadanie do łóżka, ale budząc się pokrzyżowałeś moje plany - kiedy usta czarownika wygięły się w podkówkę Nocny Łowca roześmiał się radośnie.
- Śniadanie? O dwunastej?
- Jak kto lubi - rzucił w jego stronę czarownik.
Twarz Aleca spochmurniała, ponieważ przypomniał sobie o opuszczonym treningu. Już sobie wyobrażał, swoją matkę, która...
- Nie musisz się tym martwić.
Spojrzał na Magnusa, który stał przed lustrem, poprawiając kołnierz koszuli.
Kiedy on zdążył się ubrać?!
- Po zrobieniu porannego obchodu wysłałem Maryse Ognistą Wiadomość, że jej syn i jego "Wesoła Kompania" oraz dwie urocze damy, które wczoraj zaprezentowały nam taniec dzikich kobr podczas okresu godowego... - urwał, widząc rozszerzające się oczy Aleca.
- C-co zaprezentowały?
Magnus spojrzał na niego uśmiechając się i powiedział:
- Wasz trening został przeniesiony na godzinę szesnastą.
Przeniesiony trening?! To znaczy, że nie przegapiliśmy treningu... Zaraz, zaraz... MY?!
- Chcesz powiedzieć, że oni wszyscy tu są? To znaczy, że zostali na noc? - zapytał Lightwood wstając z łóżka.
- Z wyjątkiem Graymark'ów i twojej matki? Tak. Nie pamiętasz, jak kłóciłeś się ze mną, że Simon i Isabelle mają spać w osobnych pokojach, a nie...
- CO?!?!
- Yyy. Będę w kuchni! - czarownik posłał mu całusa i wyszedł szybko z pokoju.
Pierwszą rzeczą, o której pomyślał Alec był prysznic. Ruszył więc do łazienki i chwilę później, pod wpływem zimnej wody jego zmęczone ciało doznało ukojenia.
Co takiego robił, że wszystko go boli? Biorąc pod uwagę to, co opowiedział mu Magnus było tego dużo. Dlaczego dał się namówić Jace'owi na takie ilości alkoholu? Dlaczego tak niewiele pamięta? Isabelle i Simon zajmujący razem pokój? Ktoś mu za to zapłaci, a zemsta będzie słodka. Nagle przypomniały mu się słowa Magnusa. Zostali na noc!
Owijając się wokół bioder ręcznikiem spojrzał na swoje odbicie w lustrze.
- Uważaj braciszku, nadchodzę - mruknął sam do siebie, a na jego ustach pojawił się złowieszczy uśmiech.
Wychodząc z łazienki obmyślał plan zemsty, mając nadzieję, że pozostali jeszcze śpią.

******
Isabelle otworzyła oczy, czego szybko pożałowała, ponieważ promienie słoneczne padały wprost na jej twarz, oślepiając ją. Wtuliła się w klatkę piersiową Simona i przykryła głowę kołdrą. Przy tak prostej czynności, niewymagającej zbyt dużej ilości energii poczuła, że jej ciało przy większym wysiłku odmówi posłuszeństwa. Na dodatek ten ból głowy...
Nieźle wczoraj zabalowaliśmy! Przecież zaręczyny nie zdarzają się codziennie.
Próbowała zasnąć, chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że musi już być południe. Po jakimś czasie poddała się, ponieważ każdy, nawet najmniejszy dźwięk ją rozpraszał. Odgłos zamykających się gdzieś drzwi, czy równomierny oddech Simona.
Przecież i tak opuściliśmy trening. A skoro wszyscy śpią...
Nagle jej uszy zarejestrowały przeraźliwe dźwięki dochodzące prawdopodobnie z salonu. Zerwała się na równe nogi, wzięła z szafki seraficki nóż i ruszyła szybkim krokiem w stronę drzwi. Zatrzymała się, gdy odgłosy ucichły.
- Co się dzieje Izzy? - usłyszała szept Simona.
Odwróciła się, żeby go uciszyć i podskoczyła zaskoczona, ponieważ Simon stał za nią.
- Na Anioła, Lewis! Musisz się tak skradać? - warknęła przez zaciśnięte zęby.
- Wybacz - mruknął Simon - Wiesz co to było?
- Nie. Pewnie wszyscy jeszcze śpią, więc...
- Idziemy sprawdzić?
- Chodź - powiedziała Isabelle i otworzyła delikatnie drzwi.
Na przeciwko ich sypialni były drzwi do pokoju Jace'a i Clary. Izzy podeszła do nich z zamiarem sprawdzenia, czy u nich wszystko w porządku, kiedy znów usłyszała te przeraźliwe dźwięki. Ruszyła biegiem w stronę salonu z Simonem depczącym jej po piętach. Skręciła w lewo, wbiegła z uniesionym serafickim nożem...
I stanęła. Z szeroko otwartymi oczami patrzyła na to, co właśnie działo się w salonie. Gdy Simon dogonił Isabelle, stanął obok niej i zaczął chichotać.
Alec siedział na sofie. Wokół niego porozkładane były garnki do góry dnem. Lightwood trzymał w rękach dwie, duże drewniane łyżki i uderzał nimi chaotycznie. Obok siedział Magnus, z jedną ręką uniesioną nad "perkusją" zrobioną przez jej brata. Drugą ręką głaskał coś, co przypominało... Prezesa Miau?
- Co. Ty. Do. Cholery. Robisz?! - lodowate spojrzenie Isabelle utkwione było w jej starszym bracie.
- Hej Izzy! Wyspana? - zapytał beztrosko Alec.
- NIE!
- Boli główka? - zapytał Magnus.
- Uważaj, żeby Ciebie nie zabolała, Bane! - warknęła w jego stronę.
Simon nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem.
- A Ty? Z czego się śmiejesz?! - zapytała zaciskając zęby.
- Och, Izz. Daj spokój. Przepraszam, no - powiedział słodkim głosem Alec.
- Wypchaj się! - powiedziała i opadła na drugą sofę.
Simon poszedł w jej ślady.
- Naprawdę Izzy, przepraszam. To miała być moja mała zemsta, za wczoraj. Uwierz mi, nie chciałem się zemścić na nikim innym, tylko na naszym braciszku.
Alec patrzył na siostrę i głupkowato się uśmiechał.
- Wiesz co - zaczął Simon - Ja bym mu wybaczył.
Nocna Łowczyni spojrzała na niego z ukosa, po czym przeniosła wzrok na brata.
- Jak to zrobiliście, że ten dźwięk był taki... Przerażający? - zapytała Isabelle, a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Magia! - powiedział Magnus, po czym pstryknął palcami i w rękach Isabelle i Simona pojawiły się kubki z parującym napojem - Do dna!
Magnus objaśnił im zastosowanie specyfiku i ostrzegł przed jego smakiem.
Po wypiciu lekarstw oboje siedzieli przez chwilę z ręką na ustach, tak jak wcześniej Alec.
Kiedy Isabelle zaczęło się kręcić w głowie, spojrzała na Simona i wnioskując po jego minie on też przeżywał to samo. Chwilę później czuła się o wiele lepiej.
- Paskudne, ale skuteczne - mruknęła.
- Magnus... Co się stało Prezesowi Miau? - zapytał Simon wskazując na coś, co znajdowało się na kolanach czarownika.
- Sam chciałbym wiedzieć.
Sierść kota była fioletowa. W dodatku wyglądał tak, jakby ktoś wykąpał go w żelu do włosów i obtoczył w brokacie.
- To co? Możemy zaczynać? - zapytał Alec unosząc łyżki do góry.
- Dajesz braciszku! - powiedziała Izzy i rozsiadła się wygodnie na sofie,
Alec uśmiechnął się i zaczął swój koncert. Dźwięki modyfikowane czarami Magnusa były okropne, a z każdą chwilą coraz głośniejsze.
W końcu na progu salonu pojawiła się rozespana Clary, zatykająca sobie uszy dłońmi i Jace ze wściekłą miną. Kiedy jednak zobaczył co się dzieje uśmiechnął się i oparł się o framugę, czekając aż Lightwood skończy.
Clary usiadła w fotelu, znajdującym się obok Magnusa, a ten wyczarował dla niej kubek z lekarstwem.
- Nie sądziłem, że Magnus tak szybko zagoni Cię do garów, Alec - powiedział Jace siadając  na wolnym fotelu.
- Dzień dobry, Jace! - krzyknął czarownik tak, że wszyscy podskoczyli - Nie wiesz przypadkiem, co się stało PREZESOWI MIAU?!
Jace spojrzał na zwierze siedzące na kolanach czarownika.
- Może wpadł do Twojej betoniarki z mieszanką żelu i brokatu?
Magnus posłał mu wściekłe spojrzenie, po czym jednym pstryknięciem sprawił, że jego kot wyglądał tak jak dawniej. Kot zamruczał cichutko, po czy zwinął się w kłębek na kolanach swojego pana.
- No widzisz? I o co tyle krzyku? Swoją drogą, Alec twoja kompozycja brzmiała jak agonia całego klanu wampirów.
- Słyszałeś kiedyś...
- Nie Simon.
- Ok. Tylko pytam.
Czarownik pstryknął palcami i w rękach Jace'a pojawił się kubek z napojem, który wcześniej wyczarował dla innych. Jace wypił, skrzywił się i powiedział:
- Nie było takie złe.
- Wywar z odrobiną proszku z kaczych kości nigdy nie jest zły - ton Magnusa był poważny.
Wzrok wszystkich obecnych wędrował od Magnusa do Jace'a, którego twarz przybrała niezdrowy kolor.
- Żar-tu-jesz? - wydusił z siebie Herondale.
- Oczywiście, że tak - czarownik przewrócił oczami -  Jesteśmy wszyscy w komplecie, więc zjedzmy coś w końcu, dobrze? -  dodał a gdy pstryknął palcami na stole pojawiły się słodkie bułeczki, kanapki oraz obowiązkowa kawa.
Podczas posiłku rozmawiali o wczorajszej imprezie. Każdy z osobna był zaskoczony i rozbawiony tym, co się działo.
- Więc powiedz nam, Jace czego kaczki szukały w mięsnym sklepie? - zapytał Simon unosząc brew.
- Zemsty.
Wszyscy oprócz jasnowłosego wybuchnęli śmiechem.
- Miło było, ale się skończyło. Zbierajcie się szybko - powiedział Alec wstając nagle i kierując się do sypialni.
- Gdzie? - zapytała Clary.
- Jak to gdzie? Och, nie mówiłem wam? - Nocny Łowca udawał zmartwienie - Nasz trening został przeniesiony na szesnastą.
- CO?!
- Yhym. I mam się zjawić wszyscy. Ty również, Simon - powiedział wskazując na niego palcem - Ruchy, ruchy! - ponaglił ich i zniknął za drzwiami sypialni.
Całe towarzystwo rozeszło się do pokoi, by przygotować się  na powrót do Instytutu.

Zamykając za sobą drzwi sypialni Izzy westchnęła głęboko. Czując na sobie wzrok Simona podeszła do niego i delikatnie pocałowała.
- Trening! Chyba już gorzej być nie może - powiedziała i ruszyła do łazienki.

******

Znowu rozdział mam! Na razie troszkę takie ... no , ale powoli wszystko się rozkręci! ;)
Jeśli czytasz zostaw ślad ;)
- J. ;*


4 komentarze:

  1. Cudo czekam na next ❤❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział cudowny<3 Piszesz naprawdę.. SUPER:) Boże niw mogę z tych tekstów. I ty mówisz, że ja dobrze pisze? Ty piszesz o niebo lepiej. Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam cieplutko<3

    OdpowiedzUsuń