- To zrozumiałe. Jocelyn, Luke chodźcie ze mną. Estell przygotuje dla was pokój. Magnusie zajmiesz się dziewczyną? Muszę dokończyć pracę, ale obiecuję, że wrócę najszybciej jak to możliwe - powiedziała Maryse i razem z rodzicami Clary ruszyła w stronę pokoi.
- Jace wezwij Cichych Braci. Mogą być potrzebni. Kiedy już to zrobisz, zostań w Bibliotece z Simonem i dziewczynami. Reszta idzie ze mną do Izby Chorych - Magnus chciał zrobić krok, gdy poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu.
- Chcę iść z wami.
Bane spojrzał w oczy Simona.
- Chcesz, żeby TO przeżyła?! Więc zostań tu! - ton czarownika był ostrzejszy, niż się tego spodziewał.
Lewis zabrał dłoń z jego ramienia, po czym zacisnął ją w pięść.
- Przysięgam Ci, że nie pozwolę jej odejść - tym razem głos czarownika był łagodniejszy.
Chłopak skinął głową i biorąc Isabelle za rękę, wszedł do Biblioteki, gdzie Clary i Jace już na nich czekali.
- Szybko! Pomóżcie jej! Serce bije coraz słabiej!
Wszyscy równocześnie ruszyli szybkim krokiem do Izby Chorych. Po drodze Magnus zadzwonił do Catariny, z czego Dorian najwyraźniej był zadowolony. Natomiast Silas był przerażony. Bał się o życie dziewczyny. Zaskoczył go fakt, że martwi się o kogoś, kogo nie zna. Jest taka młoda, taka piękna, taka....
Zaraz, zaraz. Że co?!
To nie możliwe, żeby ta drobna, krucha Przyziemna sprawiła...
... że jego tarcza ochronna zaczęła opadać, a maska, noszona przez tyle lat wreszcie poluzowała.
W Izbie Chorych położyli ją na jednym z łóżek.
Bane uniósł obie ręce nad ciałem Becky, wypuszczając z nich niebieskie iskry. Chwilę później dziewczyna znajdowała się w czymś, co przypominało niebieską bańkę.
- To powinno utrzymać ją przy życiu, dopóki nie zjawi się Catarina i Cichy Brat. Mógłbyś...? - czarownik spojrzał na Doriana, stojącego z trenerem, po drugiej stronie łóżka.
- Oczywiście.
Shade zrobił dokładnie to samo co Magnus.
- Co jej się stało, trenerze? - zapytał Alec, stojący przy łóżku dziewczyny, obok Magnusa.
Obaj czarownicy podnieśli wzrok. Cała trójka patrzyła na Cartwright'a.
- Siedziałem na schodach Instytutu, gdy usłyszałem dziwne dźwięki. Po chwili zobaczyłem dziewczynę, idącą wzdłuż bramy Instytutu. Gdy się zatrzymała, zobaczyłem, że patrzy w moją stronę. Zacząłem zastanawiać się, kim jest. Stała i patrzyła w kierunku Instytutu, jakby chciała go zobaczyć, ale nie mogła. Po odrzuceniu wszystkich opcji zostało mi tylko jedno wyjście - Przyziemna.
- Czy ktoś ją śledził? - wtrącił Magnus.
- Nie zwróciłem na to uwagi.
- Co było dalej?
- Zauważyła mnie i krzyknęła "pomocy". Najprawdopodobniej wyczerpało to resztki jej siły i straciła przytomność. Pobiegłem, by otworzyć bramę. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem na schody Instytutu, zamknąłem bramę i wróciłem do niej. Wciąż była nieprzytomna. Sprawdziłem czy żyje i postanowiłem, że zabiorę ją do Instytutu, gdy nagle otworzyła oczy.
- Odzyskała przytomność?
- Tylko na chwilę. Powiedziała: "Jesteś Nocnym Łowcą! Pomóż mi, błagam". Zapytałem jak mogę jej pomóc. Zanim ponownie straciła przytomność usłyszałem jak mówi: "Jesteśmy w niebez..."
- Razjelu ja zwariuję! - wymamrotał Alec, masując skronie.
- Więc dziewczyna chciała nas ostrzec. Pytanie przed czym lub przed kim. I dlaczego musiała to być akurat siostra Simona - Magnus utkwił wzrok w nieprzytomnej dziewczynie.
Rebecca Lewis. Więc tak ma na imię.
Po opowiedzeniu całej historii Silas spojrzał na Becky. Już wiedział, skąd znał te oczy. Były podobne do tych, które widział u Simona.
- Co teraz Magnusie? - z zamyślenia wyrwał go głos Aleca.
- Czekamy na Cichych Braci i na Catarinę.
- Macie jakiś pomysł, co mogło jej się przytrafić? To nie wygląda na zwykłe wycieńczenie - zauważył trener.
- Trucizna.
Dorian stał z rękami skrzyżowanymi na piersiach i przyglądał się Becky.
- Zwróćcie uwagę na jej usta. Prawdą jest, że dziewczyna zmarzła, ale tak sine usta widziałem tylko u zamarzniętych na śmierć lub otrutych. Z tego co wiem ona żyje. A poza tym... Sądzę, że nie pocieszy was fakt, że to trucizna demona.
- Ma rację - westchnął Bane.
Nagle drzwi do Izby Chorych otworzyły się i weszła przez nie Catarina z wielką torbą lekarską, a za nią Brat Enoch. Kiedy czarownica podeszła do łóżka, na którym leżała Becky, otworzyła szeroko oczy i zakryła ręką usta, by stłumić krzyk.
- Prosiłeś o pomoc, Wielki Czarowniku Brooklynu.
- Dziękuję za szybkie przybycie, Bracie Enochu. Ta dziewczyna, Przyziemna, została otruta. Mam podstawy twierdzić, że nie jest to zwykła trucizna. Zapewne wiesz, że jeśli jest to demoniczna trucizna, musimy wiedzieć, jaki demon ją otruł. Tylko tak można jej pomóc.
- Potrzebuję próbki krwi dziewczyny.
- Cate, słonko masz może skalpel i jakąś próbówkę na krew? - zapytał Bane.
Białowłosa otworzyła w pośpiechu torbę i wyciągnęła z niej narzędzie i pojemnik, o które prosił jej przyjaciel.
- Dobrze. Słuchaj Dorian... Teraz ściągniemy osłony. Ale powoli. Kiedy już zdejmiesz swoją osłonę z całego ciała, trzymaj ręce nad sercem. Jeśli przestaniesz, dziewczyna umrze.
Shade przytaknął, dając Magnusowi znak, że jest gotowy.
Alec osunął się nieco od czarownika, robiąc mu więcej miejsca. Cartwright zrobił to samo. Catarina natomiast stała w pobliżu, trzymając w ręce skalpel i próbówkę.
Magnus uniósł swoje ręce nad ciałem Becky i po chwili niebieska osłona została wchłonięta przez dłonie czarownika. Dorian zaś stopniowo zdejmował osłonę, zostawiając granatową "bańkę" w okolicy klatki piersiowej. Tak jak nakazał Magnus, Shade cały czas trzymał ręce nad jej sercem.
Tym czasem Bane wziął skalpel od Catariny i zrobił niewielkie nacięcie na nadgarstku nieprzytomnej, po czym podsunął próbówkę, zbierając do niej krew.
- Tyle wystarczy - rozległ się w ich głowach głos Cichego Brata.
Magnus ruszył w stronę Brata Enocha, robiąc tym samym miejsce Catarinie, która natychmiast zajęła się opatrywaniem rany.
Cichy Brat zabrał próbówkę i wyszedł z Izby Chorych.
- Gdzie on poszedł? - zapytał Alec.
- Pewnie do Cichego Miasta - powiedziała Cate - Już skończyłam. Możecie nałożyć osłony.
Dorian rozszerzył swoją granatową osłonę, po czym usiadł na sąsiednim łóżku, ocierając pot z czoła.
Chwilę później Bane również stworzył wokół Becky "bańkę".
- Zmęczony, braciszku? - zwrócił się do Shade'a.
- Troszeczkę - Dorian posłał mu chytry uśmieszek, który Bane szybko odwzajemnił.
- Zaraz, zaraz. BRACISZKU?! - zapytała białowłosa, mrugając oczami.
- Moja droga, poznaj mojego brata - powiedział Magnus i teatralnym ruchem wskazał Doriana - Dwie matki, jeden ojciec.
- To jest niesamowite! Zastanawiałam się przez chwilę nad kolorami waszej magii, ale nie wpadłabym na to, że jesteście...
W tej chwili otworzyły się drzwi i do pomieszczenia wrócił Brat Enoch.
- Miałeś rację, Wielki Czarowniku Brooklynu. To trucizna demona. W krwi Przyziemnej znajduję się jad, zawierający między innymi heloderminę i helospektynę oraz toksynę krwotoczną "horridum toxin".
- Rhaal - mruknął pod nosem Dorian.
- Kto taki? - zapytał Alec.
- Rhaal. Demon podobny do jaszczurki. Paskudny. Horridum toxin jest wytłumaczeniem tego krwawienia z ust i nosa. Nawet gdyby Rebbeca nie miała pozostałych substancji jadu we krwi, toksyna ta wystarczyłaby, żeby ją zabić. Działa ona szybciej, ponieważ Rebbeca jest Przyziemną.
- Nie mogę zrobić dla tej dziewczyny nic więcej. Jednak sądzę, że pani Loss zna wywar, będący bardzo starą i dość nietypową recepturą, który może ją uratować.
- Oczywiście, Bracie Enochu. Nie jestem do końca pewna, czy to bezpieczne. Chodzi mi o to, jak na Przyziemną zadziała krew Nefilim.
Słysząc słowa Catariny wszystkie mięśnie w ciele Aleca napięły się. Stojący obok czarownik zauważył co się dzieję. Położył dłoń na ramieniu Nocnego Łowcy i wyszeptał.
- To nie jest takie straszne jak myślisz. Potrzebują tylko trochę krwi.
- Jasne. Bardziej przeraża mnie metoda...
- Catarina pobierze krew tak, jak to się robi w szpitalach - za pomocą igły. Swoją drogą zastanawiam się, dlaczego Magnus użył skalpela...
- Krew Nocnego Łowcy sprawi, że Rebecca Lewis w pełni odzyska Wzrok. W tym wypadku nie ma zagrożenia, że zmieni się w Wyklętą lub straci zmysły. Oczywiście wywar musi zawierać krew Nefilim tej samej płci, co osoba pijąca go. To jedyny sposób, aby dziewczyna przeżyła.
Po tych słowach Cichy Brat odwrócił się i wyszedł.
- Krew Nefilim?! Tej samej płci?! - Alec skierował swoje pytanie do Bane'a.
W końcu jego chłopak jest Wielkim Czarownikiem Brooklynu, a ten tytuł zobowiązuje.
- Wszystko się zgadza, Alexandrze. A teraz zajmijmy się Rebeccą. Powiedz Cate, czego potrzebujesz? - czarownik zwrócił się do swojej przyjaciółki.
- Kilku ziół. Konyza kanadyjska, krwawnik pospolity, miłorząb dwuklapowy, no i trochę mięty i szałwii. Resztę wszystko mam, o tu - oznajmiła czarownica, pokazując swoją torbę lekarską.
- Mama założyła w Instytucie plantację najróżniejszych ziół leczniczych - wyznał Lightwood.
- A co z krwią? - wtrącił trener.
- Musi to być krew kobiety. W Instytucie mamy trzy. No dobra cztery, ale Joc jest w ciąży, więc nie będziemy jej niepokoić. Maryse... No cóż, nie możemy zabrać od niej krwi. Zostają nam dwa, urocze ptaszki - Magnus usiadł na krześle, obok łóżka Becky.
- Pamiętajcie jednak, że Clarissa ma w sobie więcej krwi Anioła, niż zwykły Nefilim. Nie wiemy jak taka krew zadziała, więc pozostaje nam prosić o pomoc...
- Isabelle.
Imię siostry wyrwało się niespodziewanie z ust młodego, Nocnego Łowcy.
- Porozmawiam z nią. Najpierw jednak pójdę z Catariną do matki, powiedzieć jej o potrzebnych składnikach.
- W porządku. Tylko pośpieszcie się, Alec. Nie możemy zbyt długo trzymać jej w TYM. To wyczerpuje nasze siły, a będziemy ich jeszcze potrzebować - powiedział Bane.
- Jasne. Chodźmy, Cate.
Szli korytarzem Instytutu szybkim krokiem. Maryse zapewne siedziała w swoim gabinecie.
Nocny Łowca zastanawiał się w jaki sposób ma oderwać swoją siostrę od Simona, nie wzbudzając jego podejrzeń. Nie chciał, by Lewis denerwował się na zapas. Kiedyś w Edomie to właśnie Simon uratował życie Isabelle. Teraz on musi uratować siostrę Simona. A przynajmniej w tym pomóc.
Kiedy zbliżali się do Biblioteki, Alec wpadł na pewien pomysł.
- Wejdę tam i poproszę Izzy o pomoc, przy zbieraniu tych ziół. To dlatego, że nie chcę niepokoić Simona - poinformował swoją towarzyszkę i wszedł do pomieszczenia.
- Alec? Co ty tu... Co z Becky? - Simon był blady i miał zapuchnięte oczy.
- Magnus i Dorian się nią zajmują. Potrzebujemy kilku ziół, do zrobienia mikstury wzmacniającej. Mama kazała mi przyjść po pomoc do Ciebie, Izzy - skłamał, modląc się w duchu do wszystkich aniołów, aby ich matka przypadkiem się nie pojawiła.
- Idź, Izz. My się nim zajmiemy - oznajmiła Clary, obejmując ramieniem Simona.
- Wrócę szybko, Simon.
Nocna Łowczyni pocałowała go w policzek i razem z bratem i Catariną opuścili Bibliotekę. Kiedy tylko zamknęły się za nimi drzwi, Alec stanął przed siostrą, torując jej drogę.
- Kłamałem.
- Nie rozumiem, po co?
- Musiałem Cię wyciągnąć z Biblioteki. W krwi siostry Simona jest trucizna. Demoniczna trucizna. Chodzi o to, że bez tego wywaru Becky może umrzeć. Jej serce bije coraz wolniej.
Młoda Lightwood przymknęła powieki, najprawdopodobniej próbując powstrzymać łzy.
- Potrzebujemy kilku ziół, więc idziemy do matki - oznajmił Alec.
- Do czego w takim razie jestem wam potrzebna? - zapytała czarnowłosa.
- Musimy Cię prosić, abyś pozwoliła nam pobrać trochę swojej krwi. Widzisz, żeby usunąć jad i toksynę demona, potrzebuję czegoś od anioła - tak to działa u Przyziemnych. W ten sposób w jej organizmie zapanuje równowaga. Becky jest Przyziemną, ale ma Wzrok. Krew Nefilim nie wyrządzi jej krzywdy, wręcz przeciwnie. Dzięki niej dar dziewczyny będzie silniejszy niż teraz.
- Rozumiem. Mogę tylko zapytać dlaczego akurat moja krew?
- Wywar musi zawierać krew kobiety, ponieważ Becky jest kobietą. Zasada tej samej płci. W żyłach Clary płynie więcej anielskiej krwi. Nie wiemy jak mogłoby to zadziałać na...
- Zgadzam się na wszystko. Idziemy.
Alec był lekko zdumiony reakcją siostry. Przyjęła wszystko ze stoickim spokojem. W dodatku zgodziła się bez wahania. Izzy była twarda. Była przecież Nocnym Łowcą.
Z resztą gdyby chodziło o Magnusa, Lightwood poruszyłby niebo i ziemię, ponownie wyruszyłby do Edomu i zrobiłby wszystko, żeby go ratować.
Tak jak przewidział, jego matka siedziała nad stertą dokumentów w swoim biurze. Wytłumaczyli jej jakich ziół potrzebują do sporządzenia wywaru, lecz ani słowem nie wspomnieli o krwi, którą mieli do niego dodać. Szefowa Instytutu miała dużo papierkowej roboty, więc wręczyła im klucze do Lecznicy. Przez chwilę wahała się, ponieważ rosły tam rośliny, które źle zastosowane mogły być trucizną. Wątpliwości te szybko zniknęły, gdy kobieta przypomniała sobie, że Catarina zna się na ziołach jak mało kto.
Nie tracąc czasu rodzeństwo Lightwood'ów wraz z czarownicą poszli do Lecznicy. Tam zebrali potrzebne im składniki i udali się prosto do Izby Chorych.
- Mamy już wszystko co potrzeba. Magnusie czy mógłbyś? - Catarina zwróciła się do swojego przyjaciela.
W odpowiedzi czarownik pstryknął palcami i przed białowłosą pojawił się mały stoliczek na kółkach. Na jego blacie stał niewielki kociołek, kilka próbówek i maleńki sierp.
Catarina szybko wzięła się do pracy.
Z jej rąk wypłynęły strumienie białej mocy, kumulując się pod naczyniem i tworząc biały płomień.
Do wody, znajdującej się w kociołku dodawała poszczególne zioła, starannie je odmierzając i siekając komiczne wyglądającym sierpem. Następnie wyjęła ze swojej torby jakieś fiolki z substancjami, których zastosowanie mogli znać tylko czarownicy.
Wszyscy przyglądali się jej pracy w milczeniu.
W pewnym momencie, gdy zawartość kociołka zaczęła bulgotać, Cate wyciągnęła ze swojej torby igłę.
- Brakuje nam jeszcze jednego składnika. Usiądź proszę wygodnie, Isabelle.
Szybko i zwinnie pobrała krew Izzy, uśmiechnęła się do niej delikatnie po czym wróciła do pracy.
- Magnus, dlaczego Becky jest w tym czymś? - zapytała Nocna Łowczyni, zaciskając miejsce po ukłuciu.
- Jej serce słabnie. W pewnej chwili zaczęło bić coraz wolniej. Ta osłona ma na celu utrzymanie stałego rytmu - objaśnił czarownik.
- Rozumiem. Lepiej już pójdę, bo Simon może zacząć coś podejrzewać. A jeśli pójdą do Lecznicy a nas tam nie będzie - przyjdą tu.
- A tego byśmy nie chcieli - Bane puścił jej oko.
Czarnowłosa uśmiechnęła się i wyszła.
W pomieszczeniu znowu nastała irytująca cisza. Czarownicy siedzieli, oszczędzając siły, natomiast Alec przyglądał się pracy Cate.
- Nie chciałbym Cię pośpieszać, słonko ale jestem wykończony i sądzę, że Dorian również. Poza tym mamy już nowy dzień! - oświadczył Magnus, przecierając oczy.
Alec spojrzał na swoją komórkę i otworzył szeroko oczy. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że jest już grubo po drugiej.
- Gotowe!
Catarina pstryknęła palcami i biały płomień zniknął. Wyciągnęła ze swojej torby trzy kubeczki, wielkości kciuka i wlała do nich zawartość kociołka.
- Co teraz? - trener Cartwright zerwał się na równe nogi, wyraźnie ożywiony.
Od godziny walczył ze sobą by nie zasnąć.
- Teraz zdejmiemy osłony i przyśpieszymy bicie jej serca do około dwustu uderzeń na minutę. Powinna odzyskać na chwilę przytomność. W tym momencie musicie podać jej to - Magnus wskazał na trzy kubeczki, stojące na ruchomym stoliku.
Dorian wstał i podszedł do Bane'a, który leniwie podniósł się z krzesła.
- Czy w razie potrzeby użyczysz mi trochę swojej siły, Alexandrze? - zapytał czarownik, podwijając rękawy koszuli.
- Jasne.
- Znakomicie! Stań proszę za mną. Silasie Ty będziesz trzymał jej głowę, gdy Cate będzie podawać lekarstwo. Musicie działać szybko. Wiecie co macie robić? - zapytał czarownik patrząc na każdego po kolei.
Wszyscy skinęli głową, potwierdzająco.
- Świetnie. Zaczynamy!
Czarownicy unieśli ręce nad Rebbecą. Ich dłonie stopniowo zaczęły wchłaniać osłony, które nałożyli na dziewczynę. Kiedy zniknęły całkowicie, nad jej klatką piersiową zaczęła unosić się niebieska i granatowa mgła.
- Przygotujcie się! - nakazał Magnus.
Nagle dziewczyna zaczęła szybko oddychać, kręcą głową tak, jakby męczył ją okropny koszmar. Jej ciało zaczęło delikatnie drżeć, a na czole pojawiły się kropelki potu.
- Jeszcze chwila! - poinformował ich Dorian.
Drżenie nasiliło się i dziewczyna otworzyła oczy, biorąc głęboki oddech.
- Teraz!
Siostra Simona rozglądała się zdezorientowana po pomieszczeniu. Oddychała ciężko, a na jej twarzy widać było przerażenie. Szeroko otwarte oczy zatrzymały się na trenerze.
- To... Ty! - wydusiła z siebie.
- Tak. Posłuchaj mnie, musisz to wypić - powiedział, wskazując na kubeczek w ręce Catariny. Dziewczyna spojrzała we wskazanym kierunku i skinęła głową. Gdy otworzyła usta białowłosa podeszła bliżej, trener uniósł delikatnie głowę dziewczyny i czarownica zaaplikowała jej lekarstwo. Becky posłusznie przełknęła, po czym jej twarz wykrzywiła się w grymasie.
- Doskonale! Musisz wypić jeszcze dwa takie kubeczki - oznajmił trener, wciąż podtrzymując jej głowę.
Catarina ponownie zbliżyła się do niej i szybkim ruchem przelała zawartość drugiego kubeczka do jej ust. Twarz dziewczyny skrzywiła się jeszcze bardziej, ale przełknęła lekarstwo.
- Świetnie. Został ostatni - odezwał się Silas, wycierając chusteczką pot z czoła dziewczyny.
Tym razem Becky pokręciła głową.
- Nie-ee.
- Musisz to wypić! - Silas odwrócił jej głowę tak, by spojrzała mu w oczy.
- Pośpieszcie się! - ryknął w tym samym momencie Dorian.
Widać było, że obaj czarownicy są wykończeni.
- Posłuchaj mnie, proszę. To już ostatni - próbował dalej trener.
Dziewczyna nadal kręciła przecząco głową.
- Alec! - krzyknął Magnus, chwiejąc się lekko.
Młody Lightwood położył prawą rękę na plecach czarownika podtrzymując go, a lewą chwycił jego dłoń. Zamknął oczy, gdy poczuł delikatne mrowienie, rozchodzące po jego ręce.
- Rebbeco... Proszę.
Gdy Cartwright wypowiedział jej imię, dziewczyna odwróciła głowę w stronę Catariny i otworzyła usta. Czarownica podała jej ostatnią dawkę leku. Kiedy ją przełknęła, trener delikatnie ułożył jej głowę na poduszce.
Chwilę później Becky leżała z zamkniętymi oczami, oddychając spokojnie.
Alec poczuł, że mrowienie ustaje, więc otworzył oczy. Magnus opuścił ręce i gdyby Lightwood go nie trzymał, na pewno by upadł. Kiedy spojrzał na Shade'a, zobaczył, że i on ledwo stoi na nogach, podtrzymywany przez Catarinę. Silas oddychał ciężko, najwyraźniej nie mogąc uwierzyć w to, co się właśnie działo.
Alec patrzył na Cartwright'a przez chwilę. Dzisiejszej nocy na twarzy tego mężczyzny pojawiło się zapewne więcej emocji, niż przez całe jego życie.
Nagle w pomieszczeniu rozległ się przerażający wrzask. Nocny Łowca spojrzał na dziewczynę. Ciało Becky wygięło się w łuk. Zaczęła przeraźliwie krzyczeć. Po chwili ponownie opadła na łóżko.
- Co. To. Było? - wydusił z siebie Silas.
Nie doczekał się jednak odpowiedzi, ponieważ drzwi Izby Chorych gwałtownie się otworzyły i do pomieszczenia wpadł Simon z Isabelle, Jace i Clary. Zaraz za nimi pojawiła się Maryse, Luke i Jocelyn.
- Rebecca! Co z nią?
Simon podbiegł do łóżka, na którym leżała jego siostra. Jej oddech był teraz równomierny, a twarz nabrała zdrowego koloru.
- Już dobrze. Teraz musi tylko odpoczywać. Jutro powinna się obudzić - oświadczył Magnus.
- Co tu się w ogóle stało? - zapytała Jocelyn.
Alec opowiedział całą historie od początku, włączając w to wypowiedzi czarowników i trenera.
Nikt nie mógł uwierzyć w to, co przytrafiło się siostrze Simona. On sam siedział na łóżku obok niej, trzymając jej dłoń.
- Więc chcesz powiedzieć, że gdyby nie Isabelle, Becky byłaby... Martwa? - odezwał się w końcu.
- Dokładnie tak - oświadczył Bane.
- Magnus... Ona się budzi!
Wszyscy spojrzeli się w dziewczynę.
- Si-Simon?
- Jestem tu, Becky.
- Ja. Musze coś. Powiedzieć - wydusiła z siebie.
- O nie! Musisz odpoczywać - to jest teraz najważniejsze! - rozkazał Magnus.
- On m rację, siostrzyczko - wtrącił Simon.
- Ale...
- Dobranoc, słonko - zaszczebiotał Magnus, po czym poruszał palcami nad jej głową.
Dziewczyna zamrugała kilka razy i zamknęła oczy.
- Teraz sobie odpocznie. I ja mam zamiar pójść w jej ślady - oznajmił Magnus.
- Zostanę przy niej.
- W porządku Simon. Idziemy Alexandrze? - Bane zwrócił się do swojego chłopaka.
- Jasne.
Wszyscy po kolei zaczęli wracać do swoich pokoi. Jedynie Simon i Isabelle zostali z Rebeccą.
******
Maryse zamknęła za sobą drzwi do gabinetu. Zostało jej jeszcze kilka listów do przeczytania. Była na prawdę zmęczona pracą i tym wszystkim, co się dziś wydarzyło.
Magnus ma brata.
Rebecca została otruta demonicznym jadem i prawie umarła, ale Isabelle oddała trochę swojej krwi do sporządzenia wywaru, który ocalił jej życie.
Klątwa - Przepowiednia.
Niepoinformowanie Clave o tym wszystkim.
Chyba nic już jej dziś nie zaskoczy.
Usiadła za biurkiem, na którym leżały trzy, ostatnie koperty.
Otwarła pierwszą z nich - kolejne ataki na Instytuty. Przejrzała szybko sprawozdanie, które nie różniło się niczym od poprzednich.
Wzięła do ręki kolejną kopertę - nowe standardy sal treningowych. To może przeczytać jutro.
Kiedy wzięła ostatnia kopertę do ręki, zauważyła, że list przyszedł z Idrisu.
Otworzyła ją szybko, wyjęła list i zaczęła czytać:
Szefowa Instytutu w Nowym Jorku!
Droga Maryse! Piszę do Ciebie w pewnej ważnej sprawie.
Jak zapewne wiesz, nasza najstarsza córka w ubiegłym tygodniu osiągnęła wiek, który nakazuje Nocnemu Łowcy uczącemu się w Akademii podjęcie dalszego szkolenia, w którymś z Instytutów.
Arthur i ja zwracamy się więc do Ciebie z prośbą o przyjęcie Sophie jako nowego ucznia Twojego Instytutu. Jest on bowiem jednym z najlepszych na całym świecie.
Bylibyśmy dozgonnie wdzięczni, gdybyś zgodziła się zaopiekować naszą So.
Proszę Cię o jak najszybszą odpowiedź.
Z wyrazami szacunku
i z gorącymi pozdrowieniami
Diana Alderkey
Maryse schowała list do koperty, którą umieściła w zamykanej na klucz szufladzie.
Postanowiła, że odpisze Dianie dopiero jutro.
No cóż... Wygląda na to, że w naszym Instytucie pojawi się kolejny Nocny Łowca.
******
Witam was! Mamy dziesiąty rozdział! :)
Powiem szczerze: kiedy układałam w głowie plan wydarzeń tego rozdziału (baaardzo szczegółowy) nie wiedziałam, że aż tyle mi zajmie rozwinięcie tego ;p
Poza tym nie jestem dobra w "tworzeniu" opisów, a w tym rozdziale jest ich chyba najwięcej xD
Co myślicie? Nada się? Jakieś refleksje ? ;D
Zostaw po sobie ślad :)
Pozdrowionka ;*
- Ash <3