niedziela, 5 czerwca 2016

Rozdział 11

Dzień był ciepły i słoneczny. W takie właśnie dni, po zajęciach w Akademii młodzi Nocni Łowcy wybierali się na polanę, by wykorzystać piękną pogodę. Nie trudno tam dotrzeć - wystarczy wyjść za bramę miasta i iść wzdłuż rzeki, a po niespełna trzydziestu minutach ukazuję się cel.
Ot, średniej wielkości polana z płynącą w pobliżu rzeką, usłana miękką trawą sięgającą do kostek i otoczona z jednej strony niewielkim lasem, nie wyróżniała się niczym szczególnym. Jednak było w niej coś... Tajemniczego? Magicznego?
"Polana Życzeń", bo tak ją nazywano, za dnia była miejscem spotkań, idealnym do różnego rodzaju gier, pikników lub po prostu miejscem do odpoczynku. Wieczorami, zakochani urządzali tam sobie potajemne schadzki. Krążyły plotki, że jeśli wypowie się życzenie stojąc na polanie, gdy księżyc jest w nowiu - na pewno się spełni.
Polana była także miejscem, gdzie ukojenie znajdowało wielu zbuntowanych, smutnych, zrozpaczonych jak i również samotnych.
Taka właśnie była Sophie.

Dziś jednak dziewczyna miała wyjątkowo dobry humor.
Śpiewająco zdała egzamin z Run, Demonologii, historii oraz geografii. Demoniczne języki były nieco trudniejsze ale z nimi też sobie poradziła.
Te egzaminy musi zdać każdy Nefilim, który ukończy szesnaście lat.
Po egzaminach trzeba czekać na decyzję.
Decyzję dotyczącą dalszej nauki.
Do wyboru są dwie opcje: Akademia lub Instytut. W większości przypadków młodych Nefilim kieruje się do Instytutów, rozmieszczonych na całym świecie. Nie oznacza to jednak, że kontynuowanie nauki w Akademii jest niemożliwe.
- Grosik za Twoje myśli, So - z zamyślenia wyrwał ją głos Sany.
Sophie spojrzała na dziewczynę z ukosa.
Po Mrocznej Wojnie Sana trafiła do Idrisu z koreańskiego Instytutu. Jej rodzice zostali wcieleni do Armii Sebastiana i po jego śmierci razem z innym Mrocznymi umarli. Wszystkie osierocone dzieci zebrano wtedy w Sali Anioła, by dowiedzieć się, czy mają jakieś rodziny, które mogłyby się nimi zająć. Sana nie miała nikogo.
Tego dnia matka Sophie pomagała przy eskortowaniu sierot do ich krewnych. Gdy ujrzała młodą Penyoung, pokochała ją od razu.
Dziewczynka, nie wiele młodsza od jej własnej córki, stała sama, opierając się o ścianę. Jej oczy szkliły się od łez. Postanowiono, że dziewczynka zamieszka u Bronetty - kobiety, którą obchodzą tylko pieniądze, a jej reputacja jest mocno zachwiana.
Przyjmowała ona sieroty do siebie w zamian za spora sumkę dla niej i podopiecznego. "Czysty zysk!" - tak właśnie brzmiała jej odpowiedź na pytania o przyczynę, dla której przyjmuje pod swój dach sieroty.
Konsul Penhallow była zaskoczona, gdy w ostatniej chwili Diana Alderkey oświadczyła, iż postanowiła adoptować Sanaheij. Tak właśnie Sophie została starszą siostrą.
Dziewczynki razem trenowały, uczyły się i rozmawiały o wielu sprawach. Były nie tylko siostrami, ale również przyjaciółkami.
- Zastanawiam się czy wyślą mnie do jakiegoś Instytutu czy zostanę tu - odpowiedziała Sophie - A teraz, dawaj grosik!
- Ha ha! No dobra - powiedziała Sana, rozglądając się przy tym. Jej wzrok skierowany był w stronę wydeptanej ścieżki, prowadzącej na polanę. Po chwili Sanaheij pochyliła się i podniosła maleńki, zielony kamyczek i wręczyła go przyjaciółce.
- Oto twój grosik! A teraz chodź! - powiedziała dziewczyna, po czym pociągła Sophie za sobą.
Na polanie zebrało się już dość sporo osób. Sophie i Sana skierowały się w stronę lasu - tam, pod jednym z drzew znajdowało się ich ulubione miejsce.
- Pomożesz? - spytała Sana unosząc do góry koc.
- Jasne. Zaraz. Skąd go masz?
- Chyba nie wyczarowałam?
- No nie wiem...
- Sophio Thereso Alderkey! Czy Ty właśnie się z mnie nabijasz?! - zapytała Sana unosząc brew.
- Jakże bym śmiała, Sanaheij Madeleine Penyoung! - zachichotała brunetka.
Dziewczyny rozłożyły koc, którego połowę ogrzewały promienie słoneczne, a drugą połowę skrywał cień.
- No więc? Jak Ci poszło na egzaminach? - zapytała Sana, siadając po tej części koca, gdzie świeciło słońce.
- Zdałam bez problemu! - odrzekła dumnie Sophie.
- A egzamin praktyczny?
- Ha! Gdybyś widziała kogo wybrał dla mnie egzaminator!
- Kto był tym szczęściarzem i mógł skopać Ci tyłek? - zażartowała Sana.
- Pff. Mi? Chyba żartujesz! Myślisz, że pozwoliłabym temu napuszonemu idiocie...
- Chcesz powiedzieć, że walczyłaś z Thomasem?!
- Yyy, tak.
- Szczęściara! Normalnie dałabym się pokroić za trening z Nim! - westchnęła Penyoung.
- Naprawdę nie rozumiem co Ty w nim widzisz! - mruknęła Sophie siadając na kocu.
Nie przepadała za słońcem, więc zajęła miejsce w cieniu.
- Uroczy, przystojny, odważny, cudowny... Mówiłam już przystojny?
- Jak dla mnie to arogancki, bezczelny i nieokrzesany dupek. Mówiłam już bezczelny? - Sophie spojrzała na siostrę z ukosa.
- Mówiłaś.
- No, więc widzisz - odpowiedziała Nocna Łowczyni.
Sana pokazała jej język, po czym wygrzebała z plecaka mały notes.
- Egzaminy - omówione. Thomas - powiedzmy, że również omówiony.
- Przepraszam, co Ty robisz? - spytała zdziwiona Sophie.
Sanaheij miała dziwne pomysły i zwyczaje, ale tego jeszcze nie było.
- Zrobiłam listę tematów, którą musimy obgadać. Zawsze kiedy się tu spotykamy, chcę z Tobą porozmawiać o tylu rzeczach! A kiedy już rozmawiamy to większa połowa nagle znika jak demon, przebity na wylot serafickim ostrzem, w wyniku czego siedzimy tylko gapiąc się w chmury - wyjaśniła Sana.
- "Znika jak demon, przebity na wylot serafickim ostrzem"?! - powtórzyła rozbawiona Sophie - Doprawdy fascynujące porównanie, siostro! A tak poza tym... Nie lubisz gapić się w chmury ze MNĄ?!
- Ej, wiesz, że to nie o to chodzi! Tylko tutaj możemy porozmawiać o wszystkim na spokojnie! W domu się nie da!
- Jasne, że wiem. No dobra. Dawaj co tam masz - powiedziała Sophie, po czym położyła się na kocu, krzyżując ręce pod głową.
- Dobrze. Powiedz mi... - Sana urwała wpatrując się w swoje notatki - Gdzie Ty wolałabyś się dalej uczyć?
- Akademia.
- Dlaczego?
- Ponieważ Ty tu jesteś? Wiesz o tym, że oprócz Ciebie nie mam nikogo. Nikogo więcej nie potrzebuję. Najważniejsze, że mam moją siostrzyczkę!
- Adoptowaną. Z innym nazwiskiem - mruknęła Sana.
- To prawda. Ale rodzina to nie tylko więzy krwi. Nie chcę wyjeżdżać z Idrisu, zostawiając Cię tu. Jesteś młodsza ode mnie o rok, więc musisz zostać, jeszcze cały rok, by skończyć szkolenie i zdać egzaminy. Co ja bym miała robić bez Ciebie przez ten cały czas?! Sama? W obcym miejscu, między obcymi ludźmi?! Dobrze wiesz, że nie mam ochoty zawierać nowych znajomości.
Sana milczała wpatrując się w swoje dłonie. Najwyraźniej się nad czymś zastanawiała.
- Kiedy zdam egzaminy, przyjadę do tego samego Instytutu, co Ty - oświadczyła.
- Wierzysz w to? Myślisz, że umieszczą nas w tym samym Instytucie? - Sophie poderwała się gwałtownie, siadając na przeciwko siostry.
- A czemu nie? - zapytała cichutko Sana.
Sophie wzięła głęboki wdech i zaczęła masować swoje skronie.
- Dobra. Załóżmy, że tak by się stało. Ale spójrz na to również z innej strony. Co jeśli mnie wyślą gdzieś do Ameryki a Ciebie na przykład z powrotem do Korei? Pomyślałaś o tym?! Bo ja tak. I wiesz co bym wtedy zrobiła? Gdyby nas rozdzielili?
- Co?
- Coś gorszego niż Valentine Morgenstern i Sebastian razem wzięci! - Sophie puściła jej oko.
- Kocham Cię, wiesz? Zastanawiam się jak taka śliczna, mądra i dobra dziewczyna jak Ty może być sama.
- Znowu zaczynasz? - Sophie przewróciła oczami - Na Anioła! Ile razy będziemy wracać do tego tematu? Nie mam chłopaka, bo go nie szukam. Dla mnie są ważniejsze inne sprawy.
- Jakie? - spytała Sana.
W tej samej chwili Sophie odwróciła głowę i zobaczyła, że w ich stronę zmierza Thomas.
- Tylko nie to! Myślałam, że nic nie jest w stanie znaczyć mojego dobrego humoru. Jakże się myliłam - mruknęła.
- Drogie panie! Piękny dziś dzień, nieprawdaż? - przywitał się blondyn, kłaniając się teatralnie.
- Daruj sobie, Wheelbay. Czego chcesz? - warknęła w jego stronę.
- Sophie, Sophie... Zawsze wrogo nastawiona - westchnął Tomas, wykrzywiając usta w pogardliwym uśmiechu.
- Przetransportuj swój tyłek w inne miejsce i idź zatruwać życie komuś innemu - powiedziała Sophie, uśmiechając się sztucznie i mrugając rzęsami.
- Nie złość się tak. Złość piękności szkodzi.
- Hmm... Niech no pomyślę. Nie masz pomysłu na siebie, więc kopiujesz zachowanie i teksty Jace'a Herondale? Najlepszego Nocnego Łowcy? Bohatera Mrocznej Wojny, którego można uznać za chodzącą legendę? - Sophie spojrzała na chłopaka pytająco.
Nim ten zdążył otworzyć usta dziewczyna zaczęła mówić.
- Ja znam odpowiedzi na to pytanie. Powiem Ci jedyne tyle: obok Jace'a to Ty nawet nie stałeś - oznajmiła najspokojniej w świecie Sophie.
- Nie bądź nie miła, So - odezwała się jej siostra.
- Sanaheij! Wybacz mi, że nie przywitałem się z Tobą, lecz twoja siostra zaatakowała mnie z nieznanej mi przyczyny - blondyn podszedł do siedzącej na kocu Sany, nie zwracając uwagi na Sophie, której oczy lśniły furią.
- Ty. Znasz. Moje. Imię? - wydukała Sana.
- Ależ oczywiście! Dlaczego miałbym nie znać imienia tak pięknej dziewczyny - Tomas ujął dłoń ciemnowłosej, delikatnie muskając ją.
Sophie przewróciła oczami, widząc rozanieloną siostrę.
- Może uczynisz mi ten zaszczyt i pójdziesz ze mną na spacer? - zapytał Nocny Łowca - Obiecuję, że odprowadzę Cię później pod same drzwi Twojego domu.
- CO?! - zapytały obie siostry równocześnie.
- Sana Ty...
- ... chętnie pójdę z Tomasem na spacer - dokończyła za siostrę, po czym wstała z koca.
Nocny Łowca zaoferował jej ramię, które przyjęła, czerwieniąc się na twarzy.
- Do zobaczenia w domu - powiedziała i chwilę później poszła sobie z blondynem, zostawiając Sophie samą.
- Świetnie! Teraz tym bardziej nie mogę wyjechać z Idrisu - mruknęła pod nosem Sophie, po czym wstała z koca i zabierając go ze sobą ruszyła w stronę bram Alicante.

W domu panowała cisza.
Sophie rzuciła koc na podłogę w holu. Nie przejmowała się tym, że gdy matka to zobaczy będzie zła. Diana Alderkey uwielbiała porządek.
Nocna Łowczyni cieszyła się z takiego obrotu sprawy. Matka pilnowała porządku w całym domu, natomiast ona i Sana odpowiadały za swoje pokoje. Diana bardzo rzadko wchodziła do ich prywatnych pomieszczeń. Co jakiś czas sprawdzała tylko, czy utrzymują w nich należyty porządek.
Brunetka skierowała się do kuchni, zabrała z koszyka na owoce dwa jabłka i poszła do swojego pokoju. Postanowiła się tam zaszyć do końca dnia.
Dziewczyna usiadła na sofie, by zjeść jedno z jabłek, które przyniosła.
Drugie zostawię na później. Nie mam zamiaru schodzić dziś na kolację.
Gdy ogryzek wylądował w małym koszu, lezącym obok szafy, Sophie usiadła przy toaletce.
- Zdałam egzaminy! Miałam zamiar spędzić czas z siostrą, ale nie... - powiedziała do swojego odbicia - Ten nadęty bufon musiał się pojawić i zepsuć mi humor! Mało mu było na egzaminie?! Oczywiście! Pan Irytujący Blondas musi dolać oliwy do ognia! Niech no tylko skrzywdzi Sanę... Przysięgam na Razjela, że gdy go wtedy dorwę będzie błagał o śmierć!
Dziewczyna spojrzała na swoje odbicie.
- I właśnie przez tego idiotę gadam sama do siebie!
Uśmiechnęła się krzywo do swojego odbicia, po czym wstała i podeszła do łóżka, padając na nie jak długa.
Co miała powiedzieć siostrze? Sana była zakochana w tym debilu po uszy. Nie może przecież tak po prostu powiedzieć jej, że ona i Tomas nienawidzą się tak bardzo, ponieważ on dobierał się do niej, pomimo jej wyraźnej odmowy na jakiekolwiek inne relacje niż przyjaźń. A może mogła?
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Dziewczyna niechętnie zwlekła się z łóżka, podeszła do drzwi, otworzyła je i ujrzała... Matkę.
- Eee, mama? Co Ty tu robisz?
- Przyszłam pogratulować mojej córce zdania egzaminów - oznajmiła Diana.
- Yyy, dziękuję. Czy... Chcesz wejść?
- Owszem, dziękuję - Diana uśmiechnęła się do córki i przekroczyła próg jej pokoju.
Sophie zamknęła powoli drzwi, zastanawiając się czego matka od niej chce.
Może chodzi o ten koc?
 - Kochanie...Wczoraj wieczorem rozmawiałam z Inkwizytorem i Konsulem - Diana usiadła na sofie i wbiła spojrzenie w córkę.
- W sprawie mojej dalszej nauki?
 - Tak.
- Mamo błagam Cię, powiedz, że zostaję tu, w Akademii!
- Decyzją Konsul Penhallow i Inkwizytora Lightwood'a masz udać się do Instytutu, kontynuować naukę. Z resztą to  było już postanowione zanim przystąpiłaś do egzaminów.
- Słucham?!
- Napisałam wczoraj list do Maryse Lightwood, szefowej nowojorskiego Instytutu...
- Mamo! - Sophie podbiegła do Diany i uklęknęła, wtulając głowę w kolana matki.
- Ależ Sophie. Co się dzieje?
- Ja nie chcę wyjeżdżać! Zostawiać was, poznawać nowych ludzi! Nie chcę zostawiać Sany!
Diana zachichotała cichutko.
- Córeczko... To tylko rok. Zanim się obejrzysz, Twoja siostra dołączy do Ciebie.
Dziewczyna uniosła głowę i spojrzała matce w oczy.
- Chcesz powiedzieć, że Sana po egzaminach trafi tam gdzie ja? Do Nowego Jorku?
- Jeżeli Maryse wyrazi zgodę na Twój pobyt, a później na jej to tak.
Kobieta pocałowała córkę w czoło, po czym wstała z sofy i skierowała się do drzwi.
- A teraz mam nadzieję, że nie będziesz już się buntować i zejdziesz na kolację.
Kiedy Sophie została sama w pokoju, usiadła na łóżku, żeby w spokoju przetrawić informacje.
W jej głowie odbijały się echem tylko dwa słowa.
Nowy Jork.

******

Simon i Isabelle całą noc czuwali przy Becky. Nocna Łowczyni wspomagała się Runą na Zmęczenie, lecz Simon nie mógł jej używać, przez co zdarzało mu się zdrzemnąć. Jednak drzemki te nie trwały długo, ponieważ po kilku minutach zrywał się jak poparzony. Następnego dnia rano Maryse postanowiła odwołać treningi.
Każdy po kolei odwiedzał siostrę Simona w Izbie Chorych. On zaś za nic w świecie nie chciał od niej odejść.
- Izzy, skarbie idź do pokoju i odpocznij - powiedział czule do dziewczyny, całując wierzch jej dłoni.
- A Ty?
- Ja zostanę z Becky. Kiedy odpoczniesz wymienimy się.
- Naprawdę?
- Naprawdę.
Czarnowłosa uśmiechnęła się do niego i złożyła delikatny pocałunek na jego ustach.
- No to idę - powiedziała i wyszła z Izby Chorych.
- Becky. Słyszysz mnie? To ja, Simon, Twój brat. Obudź się siostrzyczko. Proszę - wyszeptał Simon ujmując dłoń swojej siostry.
Dziewczyna jednak nie otworzyła oczu. Leżała spokojnie i wyglądał zupełnie tak, jakby spała.
Nagle Simon usłyszał dźwięk otwierających się drzwi. Do Izby Chorych wszedł trener Cartwright.
- Witaj, Simon. Co z Twoją siostrą? - zapytał.
- Jak na razie bez zmian, trenerze.
Silas podszedł bliżej, by spojrzeć na Rebeccę. Wyglądała o wiele lepiej, niż wczoraj, kiedy ją znalazł.
- Czy Twoja siostra mogła mieć jakiś kontakt z demonem? - zapytał po chwili, nie odwracając wzroku od dziewczyny.
- Nie. To znaczy nie mam pojęcia - jęknął Lewis.
Przez chwilę oboje milczeli. W pomieszczeniu słychać było jedynie ich oddechy.
- Dziękuję.
Silas odwrócił wzrok i spojrzał na chłopaka, trzymającego rękę siostry. Brązowe oczy Simona patrzyły prosto w jego oczy.
- Za co?
- Za sprowadzenie jej tu. Uratowałeś ją. To znaczy trener ją uratował - oznajmił Simon po czym znów spojrzał na siostrę.
Cartwright miał zamiar coś powiedzieć, gdy do jego uszu dotarł cichutki szept.
- Si-Simon...
- On się budzi!
Rebecca otworzyła oczy.
- Gdzie ja jestem? - zapytała.
- W Instytucie. Nic Ci już nie grozi, Becky, jesteś bezpieczna! -powiedział Lewis ze łzami w oczach.
- Nie rycz Simon. Masz zostać Nocnym Łowcą, więc powinieneś być twardy - oznajmiła dziewczyna i uśmiechnęła się promiennie do brata.
- Chyba już wracasz do zdrowia - rzucił w odpowiedzi Simon i odwzajemnił uśmiech.
 Rebecca odwróciła głowę i jej spojrzenie napotkało oczy Cartwright'a.
- To Ty. Ty mi pomogłeś, prawda?
Ten w odpowiedzi skinął głową.
- To jest nasz trener, Silas Cartwright. Najlepszy trener z Akademii Nocnych Łowców - przedstawił go Lewis.
- Miło mi, jestem Rebecca, siostra tego tu - dziewczyna kiwnęła głową w stronę brata.
- Trenerze, czy zostanie pan na chwilę przy mojej siostrze? Ja pójdę po Magnusa i resztę zgromadzenia.
- Oczywiście - odrzekł Silas, zanim chłopak zdążył wybiec z pomieszczenia.
Nocny Łowca usiadł na krześle obok łóżka dziewczyny.
- Jak się czujesz?
- O wiele lepiej. Uratowałeś moje życie. Dziękuję.
- Nie ma sprawy.
- Przepraszam, ale jak mam się do Ciebie zwracać? - zapytała cichutko.
- Mów mi Silas.
- Och, no dobrze. Ja jestem Becky.
Drzwi do Izby Chorych otworzyły się i do pomieszczenia wszedł Simon trzymając Izzy za rękę. Tuż za nimi Pojawiła się Clary z Jace'em, Maryse, Jocelyn i Luke oraz Alec z Magnusem i Dorianem i Catariną.
- Witaj śpiąca królewno! Jak się miewasz - spytał Bane, uśmiechając się szeroko.
- W porządku, dziękuję - odpowiedziała.
- Martwiliśmy się o Ciebie - oznajmiła z matczyną troską w głosie Jocelyn.
- Nie chciałbym Cię męczyć, przepióreczko, ale z zeznań trenera wynika, że chciałaś nam przekazać jakąś wiadomość - odezwał się Magnus.
- Masz rację. Ale muszę was o coś poprosić.
- Co tylko chcesz.
- Usiądźcie. To co chcę powiedzieć na pewno wam się nie spodoba.

******

Witam was kochani! Mamy następny rozdział ;)
Według mnie wyszedł tak.. no. 
Mało o naszych nowojorskich bohaterach, więcej o tych nowych, z Idrisu ;D
Co o nich sądzicie? 
Jeśli czytasz, zostaw ślad! ;D
Pozdrawiam cieplutko! ;*
Ashley <3
Ps. Zakładka BOHATEROWIE została z aktualizowana :D

8 komentarzy:

  1. Tak! Do Nowego Jorku!
    Omg kocham Cię za ten rozdział, nie mogę się doczekać następnego!
    Właśnie kiedy będzie next? :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję, że uda mi się w piątek najpóźniej ;)
    Trochę dłużej mi zeszło z tym rodziałem, bo nie mogłam wymyślić imion dla nowych postaci ;D
    A jeszcze chciałam sobie ich zwizualizować, więc szukałam odpowiednich kandydatów ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak sobie czytam bloga Veroniki Hunter i patrzę, że w komentarzach jest nowy blog. Sprawdzę. I co tu mam? Genialny blog! Świetna akcja, barwni bohaterowie, ciekawe wydarzenia! Czyli wszystko co lubię! Widać też że to dojrzałe pióro, które wie, ci robi. Cieszę się, że się pokazałaś! ��
    ~Kate
    PS Mam jedną prośbę... Czy mogłoby być więcej Clace? ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że będzie więcej Clace <3 planuję też co nie co Sizzy ;)
      Dziękuję za takie wspaniałe słowa ;*

      Usuń
  4. Zgadzam się z osobą powyżej. Więcej Clace! Rozdział jest omom^^ czyli po mojemu super xD NOWY jORK, TAAK :D Czekam na next.
    ~ Lady Herondale

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki kochana <3
      No cóz biorę się do pisania ;*

      Usuń
    2. zostałaś nominowana do LBA. Więcej tu> http://milosc-po-prostu-jest.blogspot.com/2016/06/lba-4_7.html
      Przyzwyczaj się, że zawsze będę cię nominować xD

      Usuń
    3. I love You <3
      Wiesz zasada jest taka, że nie nominuje się osoby która Cie nominowała...
      Więc od dziś będę łamać wszelkie zasady i również będę Cię nominować :*

      Usuń