poniedziałek, 27 czerwca 2016

Rozdział 14

 - Przyszła wiadomość od Maryse Lightwood.
Sophie wstrzymała oddech. Za chwilę jej matka przeczyta list od szefowej Instytutu w Nowym Jorku. Za chwilę dowie się, czy zostanie w Idrisie, czy go opuści.
- No cóż, kochanie... Możesz się powoli pakować. Pojutrze wyjeżdżasz!
W oczach matki So dostrzegła dumę.
- Dobrze mamo. Czy to wszystko? Jestem zmęczona i chciałabym się już położyć.
- Coś się stało? Nie cieszysz się? - zapytała Diana, ujmując dłoń córki.
- Cieszę się. W końcu będę trenować pod okiem bohaterów. Trener Cartwright też tam jest. Kto wie - może kiedyś będę legendą, jak Clarissa Fairchild.
- Przecież widzę, że coś leży Ci na sercu. Jeśli nie chcesz - nie mów. Może pocieszy Cię fakt, że Maryse zaproponowała miejsce w swoim Instytucie również dla Twojej siostry.
- Tak? To dobra wiadomość. Pójdę już.
Sophie nachyliła głowę, aby matka mogła złożyć delikatny pocałunek na jej czole. Posłała Dianie wymuszony uśmiech i wyszła z salonu.
Gdy szła schodami na piętro, usłyszała głos siostry.
- So!
Sana stała przed schodami. Patrzyła na nią, czekając na jakąś reakcje. W odpowiedzi usłyszała jedynie odgłos kroków i głośne trzaśnięcie drzwiami.
Sophie nie chciała się z nią widzieć. Nie rozmawiały ze sobą od chwili, gdy Sanaheij zostawiła ją na Polanie i poszła z Thomasem. Sama zastanawiała się, dlaczego unika siostry, chociaż tak na prawdę nie musiała tego robić, ponieważ Sana często znikała z domu - najprawdopodobniej spotykała się z Wheelbay'em. A tego Sophie nie mogła zaakceptować. Poprawka. JEGO nie mogła zaakceptować.
- Sophie, otwórz!
Słysząc głos Sany, dziewczyna usiadła na łóżku, podciągnęła kolana pod brodę i zamknęła oczy.
- Wiem, że tam jesteś! Otwieraj, słyszysz?!
Sana uderzała energicznie pięścią w jej drzwi.
- Na Anioła! Dlaczego jesteś taka uparta?!
Sophie usłyszała ostatnie, ciężkie uderzenie. Jej serce właśnie pękło na miliony kawałeczków, wielkości ziarnka piasku. Przesadziła.
Nie powinna się tak izolować od siostry tylko dlatego, że ta spotyka się z nieodpowiednim facetem. Sana zawsze była obok, gdy Sophie jej potrzebowała. Były nie tylko siostrami ale również przyjaciółkami.
Czy to przez zazdrość? Czy Sophie zazdrościła Sanie, że się z kimś spotyka?
Nie! Na mózg Ci chyba padło! - odezwał się cichy głosik w jej głowie.
Sophie była ładna. Na prawdę ładna. Długie, brązowe włosy, naturalnie pofalowane, idealnie kontrastowały z bardzo ciemnymi oczami - takimi jak u jej matki.
Wielu chłopców oglądało się za nią, ale ona nie chciała spotykać się z żadnym z nich.
Wolała czytać książki.
Kolejne uderzenie, tym razem słabsze. Czy Sana sobie poszła? A może siedziała pod drzwiami, jak wtedy, gdy Sophie miała karę i była zamknięta w pokoju?
Nocna Łowczyni bezszelestnie wstała z łóżka i podeszła do drzwi. Jej siostra wciąż tam była. I płakała.
- Sanaheij... Przepraszam.
- Dlaczego mi to robisz?! Nie chcesz ze mną nawet porozmawiać! Nie możesz sobie tak bez słowa mnie unikać!
Miała rację. Sophie wyjęła zza paska stelę i narysowała na drzwiach Runę Otwarcia. Zanim zdążyła dotknąć klamki, drzwi gwałtownie się otworzyły i weszła przez nie Sanaheij, rzucając się siostrze na szyje. Dziewczyna wtuliła się w siostrę i zaczęła głośno płakać.
- No już... Ciii. Przepraszam, mała. Jestem kompletną kretynką.
- Masz rację. Jesteś. Czy porozmawiasz ze mną w końcu?! Bałam się, że nie odezwiesz się do mnie już w ogóle i sobie wyjedziesz! - powiedziała oskarżycielskim tonem.
- Nie zrobiłabym tego. Chodź, usiądziemy.
Sophie usiadła na łóżku, a Sana na przeciwko niej.
- To może przejdę do sedna... Co Ci strzeliło do tego głupiego łba, że przestałaś się do mnie odzywać?! Unikałaś mnie! - wytknęła jej Sanaheij.
- A Tobie co strzeliło do tego głupiego łba, że zaczęłaś się spotykać z Wheelbay'em?! Nie unikałam Cię. To Ciebie ciągle nie było w domu - obroniła się Sophie.
- Tak nie dojdziemy do porozumienia. Dlaczego tak bardzo go nie lubisz? Podkochuję się w nim od dwóch lat. W końcu moje marzenie się spełnia i Tom mnie zauważa, a Ty zamiast się ze mną cieszyć, obrażasz się na mnie!
- Pytasz mnie czemu go nie lubię? Może dlatego, że jest dupkiem, który zabawia się z dziewczyną a później ją rzuca? Może dlatego, że kiedyś podwalał się do mnie?
- A kto się do Ciebie nie podwalał, So? Jesteś śliczna! Jest tylu wspaniałych facetów a Ty ciągle sama!
- Co mam Ci powiedzieć, hmm? Nie będę szukać miłości na siłę. Jeśli kiedyś ma mnie spotkać - poczekam. Ty miałaś marzenie, żeby Thomas zauważył Cię w końcu i pokochał, prawda? Moim marzeniem jest kochać kogoś z wzajemnością tak, jak kochają się Jace i Clary.
Sophie westchnęła głęboko i rzuciła się na łóżko. Przekrzywiła głowę tak, by spojrzeć siostrze w oczy. Sana położyła się obok niej i złapała ją za rękę, tak samo jak w dzieciństwie.
- Moje marzenie już się spełniło, So. Już czas, by spełniło się i Twoje - wyszeptała Penyoung.
- Kocham Cię, Pando - wyszeptała Sophie.
- Ja Ciebie też, Pantero. To co, zgoda?
- Jasne. Ale pamiętaj, że jeśli Thomas posunie się za daleko i Cie skrzywdzi, to wyrwę mu...
- Okej! Wyraziłaś się jasno! - zachichotała Sana.
Jej śmiech sprawił, że Sophie również zaczęła chichotać.
- Więc pojutrze wyjeżdżasz? - zapytała Sanaheij, kiedy opanowała swój chichot.
- Tak. Będziesz tęsknić?
- Głupie pytanie! Będę pisać codziennie, ale wysyłać raz w tygodniu - odpowiedziała.
- Czy mama mówiła Ci, że Ty też pojedziesz się szkolić do Nowego Jorku, po egzaminach? - spytała So.
- Naprawdę? NAPRAWDĘ?! Razjelu! Od teraz będę się przykładać do nauki dwa razy tyle! Muszę zadać te egzaminy! Na Anioła! Jeśli tam pojadę, poznam Isabelle Lightwood! I Clary! I Jace'a! I Aleca! Simon też tam będzie, na pewno! Przecież to chłopak Izzy! A może uda mi się spotkać Magnusa Bane'a? Wielkiego Czarownika Brooklynu! No bo to przecież chłopak Aleca, więc może pojawią się razem...
- Sądzę, że możesz poznać niektórych z nich już pojutrze - wtrąciła Sophie, przerywając siostrze.
- Co masz na myśli?
- Pani Lightwood napisała, że nie mogę przejść sama przez Bramę. Dlatego zjawi się tu ktoś z Instytutu.
- I mówisz mi o tym dopiero TERAZ?!
- Eeee. Tak? - odpowiedziała So, robiąc niewinną minę.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Dziewczyny popatrzyły na siebie zdziwione, po czym Sophie odezwała się:
- Proszę.
 Drzwi otworzyły się i stanął w nich wysoki, umięśniony mężczyzna. Gdy jego duże, pogodne oczy odszukały dwie dziewczyny siedzące na łóżku, uśmiechną się szeroko, ukazując rząd śnieżnobiałych zębów.
- Tata! - zapiszczała Sana i rzuciła się w kierunku drzwi.
Mężczyzna złapał córkę w ramiona i mocno przytulił. 
- Moja mała Panda! Co słychać córeczko?
- Nie jestem małą Pandą, tato - zachichotała dziewczyna.
- Dla mnie zawsze będziesz - odpowiedział szeptem - A gdzie moja mała Pantera? - Arthur wyswobodził Sanaheij z objęć i zaczął rozglądać się po pokoju udając, że nie widzi Sophie.
- Tu jestem, tato - odpowiedziała, kręcąc głowa z niedowierzaniem.
Zeszła z łóżka i równie szybko jak Sana podbiegła do ojca, rzucając mu się na szyję.
- Słyszałem, że zdałaś egzaminy i wyjeżdżasz do Nowego Jorku?
- Słyszałam, że zostajesz w Indiach jeszcze przez miesiąc? - odgryzła się Sophie, wyswobadzając się z jego objęć.
- Taki był plany, ale Instytut został zaatakowany przez demony podczas mojego pobytu. Przyjechałem więc złożyć oficjalny raport Clave. I już nie wracam do Indii. Tak w ogóle przywiozłem wam prezenty.
- Naprawdę? - zapytała Sana z błyskiem w oku.
- Tak, mała Pando. Ale z tego co mi wiadomo mała Pantera jest zmęczona, a Ty również powiedziałaś mamie, że położysz się wcześniej, więc...
- NIE! - krzyknęły równocześnie.
- To zapraszam na dół, drogie panie - Arthur zaśmiał się radośnie i ręką wskazał wyjście z pokoju.
Sana wybiegła jak torpeda i chwilę później słychać było "Och!" i "Jakie to piękne!"
- Czy to prawda, że Sana ma chłopaka? - spytał dyskretnie Arthur, gdy wraz z Sophie schodził po schodach.
- Aha.
- Kto to?
- Tato... - So odwróciła się w jego stronę, lecz gdy spojrzała mu prosto w oczy, które patrzyły na nią z taką czułością, dodała - Thomas Wheelbay.
- Chyba muszę mieć na nią oko - mruknął Arthur.
- Aha - rzuciła Sophie, po czym weszła do salonu.

******

- Możemy porozmawiać, Catarino?
- Jasne. Stało się coś?
Dorian stał przed białowłosą kobietą i milczał. Nigdy wcześniej nie miał problemu z umówieniem się na randkę, nie zależnie od tego czy zapraszał kobietę, czy mężczyznę. Zawsze przychodziło mu to z łatwością, jakby była to rzecz tak naturalna, jak oddychanie. Jednak Catarina Loss, sprawiała że czuł się... No właśnie.
Jak nazwać TO uczucie?
Z początku myślał, że z Cate będzie tak, jak z każdą, inną kobietą.
Myliłem się. Bardzo się myliłem!
Przy tej czarownicy nawet oddychanie nie było łatwe. Kiedy za długo patrzył jej w oczy, w uszach słyszał oszalałe dudnienie serca. Czy to możliwe, że to... Miłość?     
- Wszystko w porządku, Cate. Ja chciałem... Pomyślałem... Może chciałabyś...
- Z przyjemnością  - odpowiedziała, nim zdążył skończyć.
- Serio?
- Serio, serio - wyszeptała i pocałowała go w policzek.
- Więc... Pracujesz jutro? - spytał bardziej opanowany.
- Tak się składa, że mam wolne - odpowiedziała zalotnie.
- Cudownie! Więc zabieram Cię na małą wycieczkę, zgoda?
- A co z Ingrid? Chcesz zostawić ją tutaj samą? Dopiero co przyjechała, więc...
- Magnus poniańczy trochę młodszą siostrzyczkę.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - zaciekawiła się czarownica.
- Ingrid też jest córką Asmodeusza. Tyle, że ona sama o tym nie wie.
- No proszę! Nie dość, że mój przyjaciel ma brata to jeszcze i siostrę!
- Sam byłem w szoku, gdy dowiedziałem się, że moja przyjaciółka, którą traktowałem jak siostrę, jest nią w rzeczywistości. W dodatku okazało się, że mój brat jest Wielkim Czarownikiem Brooklynu i najpotężniejszym synem naszego Ojca - odpowiedział szeroko uśmiechając się.
- W takim razie do jutra, Dorianie - na pożegnanie Cate musnęła delikatnie jego wargi.
- Do jutra.

Kiedy czarownica zniknęła za drzwiami swojego pokoju, Dorian ruszył w kierunku Biblioteki. Miał nadzieję, że spotka tam brata, zanim ten zaszyje się ze swoim chłopakiem w sypialni. Cate zgodziła się pójść z nim na randkę, co bardzo go ucieszyło. Zadowolony czarownik szedł korytarzem, szczerząc się sam do siebie.
- Nikt mnie nie musi niańczyć.
Shade zatrzymał się. Nie musiał sprawdzać, do kogo należy ten głos.
- Podsłuchiwałaś, Inn? - Dorian odwrócił się gwałtownie i posłał jej lodowate spojrzenie.
- Tak. Wiesz, że tego nie robię, ale gdybym dziś, przez przypadek nie usłyszała Twojej rozmowy z Cate...
Ingrid podeszła do Shade'a i spojrzała mu prosto w oczy.
- Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć?
- Sam wiem o tym od niedawna, mała - powiedział i wziął ją w objęcia.
Ingrid oddychała ciężko. Przez chwilę wydawało mu się, że jego siostra płacze. Ale Ingrid Fire tego nie robi.
- Więc... Mam dwóch braci? - zapytała odsuwając się od Shade'a.
W jej czerwonych oczach tańczyły radosne iskierki.
- W rzeczy samej - wyszczerzył się Shade.
- W takim razie Ty idź jutro na randkę, a ja sobie poradzę.
- Na pewno? - spytał.
- Wiesz z kim rozmawiasz? - czerwonowłosa spojrzała na niego z ukosa.
- Luz. Wygrałaś.
- No więc wszystko ustalone! Odprowadzisz mnie do pokoju, braciszku? - Inn zamrugała rzęsami, robiąc minę małego szczeniaczka.
Dorian zaoferował jej ramię i ruszyli korytarzem przed siebie.
- Zauważyłaś, że wszyscy w tym Instytucie są jak rodzina? - zapytał znienacka.
- Tak. Jestem pozytywnie zaskoczona. Nefilim, Podziemni i nawet Przyziemni!  
- Taaak. I pomyśleć, że nasz braciszek przyłożył do tego rękę!
- Magnus wie? - zapytała Ingrid.
Dorian posłał jej pytające spojrzenie.
- O tym, że jesteśmy rodzeństwem. Nasza trójka - odpowiedziała na jego niezadane pytanie, przewracając przy tym oczami.
- No jasne, że wie.
- Dlaczego jestem ostatnią wtajemniczoną?
- Czekałem na odpowiedni moment. Poza tym wiem tylko ja, Magnus, Alec, Cate i Ty.
Przez chwilę szli w milczeniu.
Zaskakujące jest to, jak życie może odwrócić się do góry nogami w kilka dni.
Jeszcze nie dawno trójka przyjaciół, trzymających się razem i pomagający sobie wzajemnie zwiedzała świat. Dziś zostało ich dwoje: Dorian i Ingrid - rodzeństwo Magnusa Bane'a.
- Lubię ich - powiedziała Ingrid - Mieszkańców tego Instytutu.
- Naprawdę? To rzadkość, siostrzyczko - zaśmiał się czarownik.
- Wiem. Ale tutaj, w Nowym Jorku... Widziałeś jak tutejsi Nocni Łowcy traktują gosposię? Jak równego sobie! Zwracają się do niej z szacunkiem, jakby była jednym z nich. To samo dotyczy Podziemnych. Na przykład Luke. Wiem, że kiedyś był Nefilim, ale w obecnej chwili jest likantropem. A Magnus? Traktują go jak rodzinę. Chylę czoła!
- Maryse Lightwood wprowadziła zasadę równości w tym Instytucie. Wszyscy są sobie równi. Zauważając, że kiedyś wyznawała politykę Kręgu Valentina... Bardzo się zmieniła. Na lepsze, oczywiście!
- Pani Lightwood i Isabelle są pięknymi, silnymi i niebezpiecznymi kobietami. Becky jest grzeczna, ale ma pazur, więc lepiej z nią nie zadzierać. Estell to skromna i cicha dziewczyna. Jocelyn ma w sobie dużo ciepła i miłości, ale kiedy trzeba jest twarda. A Clary jest świetnym Nefilim. Biorąc pod uwagę fakt, że pokonała Valentina, Sebastiana i tą sukę Lilith, nie radziłabym być jej wrogiem.
- I wiesz to wszystko po jednym spotkaniu z nimi? - zapytał czarownik unosząc brew.
- Oczywiście! Swoją drogą, Clary ma prześliczny kolor włosów. Myślisz, że pasowałyby mi takie pasemka?
- Jasna, Inn. Jesteś śliczna i we wszystkim Ci do twarzy - czarownik puścił jej oczko - A co z męską częścią rodzinki?
- Jace jest sarkastyczny, ale go lubię. On i Clary są świetną parą. Simon jest uroczo zakochany w Izzy, a Luke jest bardzo opiekuńczy. Widziałeś jak zajmuje się żoną? Trener Cartwright jest surowy i wymagający, a każde jego słowo przypomina o dyscyplinie. Magnus ma w sobie coś, przez co nie da się go nie lubić. A Alec? Bystry, inteligentny, przystojny wojownik. Magnus nie mógł lepiej trafić.
W końcu dotarli pod drzwi pokoju, który został przydzielony Ingrid.
- Czy Cate to coś poważnego? - zapytała czerwonowłosa, lustrując brata od stóp do głów.
- Nie wiem. Przy niej jest jakoś tak inaczej.
- Nie spieprz tego, Shade! - pogroziła mu palcem i weszła do pokoju.
- Mała czarownica - mruknął Dorian i z uśmiechem na twarzy ruszył na poszukiwania Magnusa.

****** 

 Idąc przez park, modliła się, by Seamus pojawił się jak najszybciej.
Czy to dziwne, że ktoś widzący rzeczy niewidoczne dla innych boi się iść samemu w nocy?
Estell bała się. Bardzo szybko dotarła do ławki, na której zawsze się spotykali.
Usiadła na niej i wzięła głęboki oddech. Teraz musi czekać.
Tej nocy na niebie nie było ani jednej gwiazdy. Jedynie księżyc świecił, rzucając na ziemię upiorną poświatę. Wyglądało to mniej więcej jak scena w tanim horrorze, które Estell oglądała z Oriją.
W pewnej chwili dziewczyna usłyszała cichy szelest, dochodzący z krzaków obok.
- Se-se-amus?
Kiedy poczuła czyjąś dłoń na ramieniu zamarła.
- Jestem, najdroższa. Przepraszam za spóźnienie, ale Maia zrobiła jakieś pilne zebranie.
Seamus posłał jej promienny uśmiech i przyciągnął ją do siebie, złączając ich usta w delikatnym pocałunku.
- Jak się miewa moja księżniczka? - zapytał.
- Wspaniale, wilczku.
- Dobry humor dopisuje, jak widzę.
- Zawsze, kiedy jesteś obok - wyszeptała i pocałowała go.
Gdy pojawił się Seamus, znikał strach.
Jego ramiona - były domem.
Jego usta - ukojeniem.
Jego miłość - lekiem na całe zło.
Chłopak niespodziewanie przerwał pocałunek.
- Co się dzieje? - wyszeptała.
- Słyszałaś to, Essie?
- Nie. Seamus co tak śmierdzi? - zapytała dziewczyna, zatykając nos.
Wilkołak wziął głęboki wdech, wciągając powietrze nosem. Jego oczy szeroko się otwarły.
- Demony. Ponad tuzin.
Estell poczuła, że nogi odmawiają jej posłuszeństwa.

******
       

Siemanko ;) To ja z rozdziałem kolejnym. Nudny, co? ;p
Nie wiem czemu, ale coś mi tu nie pstryknęło xD
Co zawiodło? 
A trochę tego jest ;p
Co sądzicie?! Myślę, że od kolejnego rozdziału zrobi się ciekawiej!
Dajcie jakiś ślad, że jesteście, robaczki ;*  
 Ashley <3

10 komentarzy:

  1. Sprzeczka Sany i Sophii <3
    Catarina dowiadująca się o rodzeństwie? Jakaś taka niewzruszona tym faktem.
    Lecz rozdział ubóstwiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja droga! Mając tyle lat, co Cate i będąc świadkiem interesujacych poczynań Magnus też byś nie była jakoś szczególnie zdziwiona Xd bynajmniej tak sądzę ;D

      Usuń
  2. Rozdział jak zwykle super. Czekam ze z niecierpliwością na nexta.
    Pozdrawiam i życzę weny.
    Clarissa Fairchild
    Ps zapraszam do siebie jaceiclaryczylimiloscmimowszystko.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie ;* oczywiscie, że zaglądam do Ciebie, kochana ;)

      Usuń
    2. Milo mi ze czytasz moje wypociny a skoro juz jestem to zapraszam na rozdzial 12 na blogu
      jaceiclaryczylimiloscmimowszystko.blogspot.com

      Usuń
  3. Rozdział bardzo mi się podoba! Najbardziej ta ostatnia scena ♥. Oczekuję czegoś więcej o moim Seamusie i Estel ^^. Na razie wyjeżdżam na 3 tygodnie, a nie wiem czy będę miała Wi-Fi, więc mogę dopiero potem komentować.
    Życzę dużo weny!
    ~Kate

    OdpowiedzUsuń
  4. Super ostatnia scena <3 czekam na next <3 WENY :)
    zapraszam do http://finalpaage.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo ;) już byłam, zaobserwowałam i nawet zostawiłam komentarz ;)

      Usuń
    2. Dziękuje nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy bo dopiero zaczynam <3

      Usuń